|
|
#441 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 666
Motocykl: Wrublin
Online: 1 tydzień 1 dzień 4 godz 24 min 41 s
|
Tak jest!
Do kompostowania tych najmniej sympatycznych odpadów. Czyli tych, w których jesteśmy sobie najbardziej równi. Zostałem wykpiony przez moich zacnych kolegów z tego powodu, do takiego stopnia, że zamkłem się w sobie nawet. Na chwilę ale jednak. Idąc tam, skąd mam wspaniałą panoramę przełożonych przeze mnie dachówek, zabieram z wodą garść rzeczonych. Tymi zasypuję to, czego mój i wasz organizm nie toleruje dłuzej z reguły niż dobę. I to wspaniałe robi robotę. Pierwsze: całkowicie eliminuje przykry zapach (choć niektórzy akceptują własne bąki) ale to tylko wstęp do znacznie dłuższego, powolnego procesu zamieniania gówno w kompost. Przykry zapach wypiera zapach stolarni. Jeżeli ktoś robi w lutym drewnie, to wie o czym piszę. Zasypujemy tak, by równomiernie przykryć to, co nas opuściło. Docelowo będzie ku temu być może służył jakiś pojemnik. Robimy do niego to, co robimy w komplecie i zasypujemy zgodnie z instrukcją. Po napełnieniu (są takie beczki 55l), wymieniamy pojemnik, pełny odstawiając w miejsce w którym beczka nikogo nie zainteresuje. Po dwóch latach najdalej mamy kompost do rabat itp. Jak zatem widać (a nie czuć) gówniany interes może mieć swoje dobre strony. Dzisiejszy dzień też relaksujący. Ogólnie sprzątanie, selekcja materiału drewnianego na opał i kilka napraw/wzmocnień dostęonych z drabiny lub podestu. Jutro wracam na dach w wysokie partie. W sobotę sąsiad poddaszu mnie łyżką koparki, której opendzluję kilka załamań. Finalnie być może rozciągnę plandekę 5x8m na miejsca wrażliwe. Jeżeli zrealizuję ten program poczuję coś na kształt dumy. Czemu nie robiłem tego latem? Dobre pytanie. Inwentaryzowałem dom nie mając specjalnie koncepcji na stodołę. Zielonego pojęcia poza tym nie miałem, jak się za to zabrać. Przeszedłem w tym czasie proces humanizacji zjawiska czyli: ja na wsi. I jestem dzisiaj w zupełnie innym miejscu. Czekałem też na inwentaryzację wspólną z Fazencjuszem, który najlepiej wie jak mnie mobilizować do działania. - Chuja sam zrobisz! Nie masz o tym pojęcia i wszystko spierdolisz. Budowałeś kiedy dom głąbie?! Najpierw zbuduj a potem się bierz za takie roboty! Uwielbiam Fazencjusza. Lubię go trochę wkurwić, wtedy on się nakręca. I to jest moja najlepsza motywacja. A Fazemcjusz skubanie będzie teraz czekał na efekty Dał mi gamoń 10 lat więc chyba się wyrobię. Najbardziej wkurza Fazika fakt, że chcę to wszystko zrobić sam, minimalizując pomoc z powodów ekonomicznych. Remontując mieszkanie na Przystanku Oliwa dwa 10-tki godzin spędzałem nad literaturą, technologiami itp. Ostatecznie przyjąłem standard historycznej tkanki i trzymając się starych receptur powoli ową tkankę odtwarzałem. Oczywista w procesie .jak też udział Fazemcjusz. Zwrócił mi uwagę na wiele adpektów, w tym zagadnieniem ja związane z szerokopojętą migracją wilgoci. Ja uparłem się przy jednym. Nie zdecydowałem się na docieplanie stropu. Popełniłem jednak mały błąd. Mogłem zrobić ogrzewanie podłogowe w łazience. Wszyscy mi to odradzali. Będzie ci ciepło spierdało itd. A ja monitorowałem przez całą zimę (pierwszą, bez ogrzewania jeszcze) poziom wilgotności i temp. w piwnicach pode mną. Najniższa zanotowana w nich temp. wyniosła 8st. zimą. Latem 10,5. Zatem przyjąłem, że zima mam ogrzewanie podłogowe nastawione na 8st. Latem klimę na 10,5. Ten system znakomicie funguje przy niskich temperaturach zima i wysokich latem. Po powrocie ze wsi "odpalam rekuperację". Korzystałem już niej ale teraz system już jest zmodyfikowany. Świeże powietrze pobieram z zewnątrz przez piwniczny lufcik. Jego ramę wypełnia styropian 10cm z dwoma otworami. Do nich doprowadzone mam giętkie aluminiowe rury fi 10 (wystarcza) i dwoma pięciometrowymi odcinkami dostarczam powietrze do salonu i sypialni. Rury biegną przy stropie, który zima ma temp. około 12,5st. Przy -5 na zewnątrz do mieszkania sączy się świeże powietrze z temp. na wylocie 8st. To jest duży uzysk. No i... to tyle ![]() Widok ze swawojki.
__________________
Jam nie Babinicz... |
|
|
|
|
|
#442 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 666
Motocykl: Wrublin
Online: 1 tydzień 1 dzień 4 godz 24 min 41 s
|
Ponieważ mam wiele do powiedzenia powiem; dzisiaj odwiedził mnie zacny, Podlaski Kolega.
- Widzę, że urządzasz się w czarnej dupie... Podziwiam i zazdraszczam. Minimum bodźców, jak na wyrypie. Niby trudne warunki i takie pierdolety ale jest spontaniczna radość bycia. Bycia kimś ważnym. Ważnym znowu dla siebie. Ponieważ nie mam na dzisiaj więcej do powiedzenia zacytuję: Z przyczyn technicznych dzisiaj będzie post pisany ![]() Ciekaw jestem, czy ktoś doczyta do końca😎 Kazik Staszewski. Nigdy nie był moim "idolem", ani też ja nigdy nie byłem jego "fanem". Ale o tym później. W ostatnich dniach zawrzało w Internetach po występie Kazika Staszewskiego wraz z formacją KULT w mieście Zielona Góra. Licznie zgromadzona publiczność wyraziła słuszne wzburzenie, spowodowane niezbyt znakomitą formą frontmena legendarnej - czy też: KULTowej kapeli. W istocie - szereg nagrań miotających się po sieci wskazuje, że Kazik z pewnością daleki był od wyżyn swoich możliwości. Jakkolwiek kunsztem wokalnym nigdy specjalnie nie grzeszył, to tutaj wypadło to znacząco poniżej oczekiwań. Trudno się zatem dziwić rozczarowaniu i dezaprobacie fanów twórczości pana Kazimierza. Przykra to dla mnie sprawa, bo muzyka Kazika (zarówno z Kultem, jak i w innych formacjach) towarzyszy mi od lat bardzo wczesnego dzieciństwa. Nigdy nie zapomnę miny mojej babci, kiedy usłyszała jak z głośników leci "Nie ma litości dla sku*wysynów". Była równie daleka od zachwytu, jak publiczność w Zielonej Górze. Choć - jak mniemam - z zupełnie innych przyczyn. Wszystko to oczywiście przez moich starszych braci, którym zawdzięczam bardzo rzetelną edukację muzyczną. Kazika zatem zawsze bardzo sobie ceniłem. Do tego stopnia, że jego twórczość stała się tematem mojej pracy magisterskiej. Na jego koncertach bywałem wielokrotnie. Myślę, że było to co najmniej trzydzieści, a może i czterdzieści występów. I tak - zdarzało mi się go oglądać w niezbyt wspaniałej dyspozycji. Raz czy dwa było naprawdę fatalnie. I również byłem rozczarowany. Podobnie jak wielu innych, którzy także uczestniczyli w tym cokolwiek żałosnym spektaklu. Jednak to, co spowodowało, że postanowiłem wypowiedzieć się w tej sprawie, to fakt, jaka była i jest reakcja Internetariuszy. O ile słusznej krytyce trudno się dziwić, o tyle poziom histerycznego jazgotu i schamienia rozsianego jest trudny do obrony i do zrozumienia. Kazik jest na scenie od ponad 40 lat. Nie wiem, czy ktoś policzył, ile przez ten czas zdążył zagrać koncertów. A każdy koncert to były bite 3 godziny nieprawdopodobnie energetycznego widowiska. W czasach, kiedy pisałem swoją pracę na temat Kazika, panowało przekonanie, że żaden zespół na świecie, wykonujący tego rodzaju muzykę - nie gra tak długich koncertów. Pan Staszewski wniósł do polskiego uniwersum muzycznego nową jakość. Styl, jaki wypracował razem z Kultem, w połączeniu z jego talentem jako tekściarza, doprowadził do stworzenia zespołu, który stał się głosem całego pokolenia, a może i dwóch. Co prawda śpiewać nigdy się chyba nie nauczy, a jego choreografia sceniczna jest zawsze wysoce pocieszna, ale za to zawsze nadrabiał szczerością przekazu i nieprawdopodobną energią. Kazik nie jest moim idolem, bowiem pojęcie "idola" zamyka przestrzeń do krytyki. "Idol" musi być kryształowy, nieskazitelny. Doskonały. Musi być najlepszy na scenie. Musi być też dobrym, sprawiedliwym i mądrym człowiekiem. Ja zaś nigdy nie byłem jego fanem, bo status "fana" odbiera możność krytycznego podejścia i rozsądnej oceny. "Fan" jest oddany "idolowi" na śmierć i życie. Taka postawa zawsze była mi obca, w każdej sprawie. Nie zmienia to faktu, że jego twórczość bardzo sobie cenię Natomiast pan Kazimierz przez ponad 40 lat jest przyczyną muzycznej radości (by nie rzec - euforii) dla setek tysięcy ludzi. Zapewne nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, jak potężnym obciążeniem zarówno fizycznym jak i psychicznym jest funkcjonowanie na takich obrotach przez tyle lat. Jak każdy artysta, tak i Kazik musi mierzyć się z brzemieniem własnej twórczości - stworzonych już wielkich przebojów, którym zawsze trudno jest dorównać, tworząc coś nowego. Każdy, kto kiedykolwiek podjął się pracy twórczej, którą dzieli się z Odbiorcami - wie, o czym mówię. Pan Staszewski przez ponad cztery dekady dźwigał tyle, ile nie udźwignęłoby wielu innych artystów, nawet trzykrotnie od niego młodszych. A że ma swoje słabości, swoje problemy, trudniejsze momenty? Ano - ma. Jak każdy normalny człowiek. I jeśli zdarzy się - tak jak w Zielonej Górze - że ów słabszy moment stanie się zauważalny podczas koncertu, należy za to przeprosić, kasę za bilety oddać i sprawa załatwiona. I tak właśnie się stało. Kazik wyraził ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji i podjął decyzję o zwrocie pieniędzy. Podzielił się także smutną i na pewno trudną konstatacją, że obserwuje u siebie proces przeistaczania się we własną karykaturę. W związku z tym procesem zamierza dokonać rewizji twórczych planów na przyszłość. Taką informację należy przyjąć ze spokojem i szacunkiem dla artysty. Myślę, że każdy rozsądny człowiek powinien tak właśnie podejść do tej sprawy. Natomiast masowe miotanie bluzgami na forach internetowych uznaję za symbol postępującej degeneracji umysłowej i językowej wśród komentujących. Zresztą dotyczy to nie tylko tej sprawy. Wyrażanie opinii, nawet bardzo krytycznych, jest podstawowym, fundamentalnym elementem naszej wolności osobistej, wolności słowa. I oczywiście każdy, kto wychodzi do szerokiego kręgu odbiorców z jakimś przekazem musi się z tym liczyć. Zarówno z ostrą krytyką, jak i z tym, co często nazywa się "hejtem". Jeśli występuje się publicznie - nie ma się prawa jęczeć, że ktoś nas "hejtuje". Trzeba to po prostu wliczyć w koszta. Nie spotkałem się zresztą z informacją, ażeby Kazik miał nad tym ubolewać, dorzucam to od siebie. Bo owszem: osoba publiczna ma obowiązek się z tym liczyć i brać to na klatę. Natomiast jako odbiorcy i komentujący - zastanówmy się czasem, czy aby na pewno mądrym i rozsądnym jest wyrażanie swoich opinii w sposób aż tak brutalny, urągający elementarnym zasadom kultury wypowiedzi, kultury słowa. Jeśli o czymś takim jeszcze w ogóle można dzisiaj mówić. Warto to przemyśleć. Zanim schamiejemy do reszty. Do czorta.
__________________
Jam nie Babinicz... |
|
|
|
|
|
#443 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 666
Motocykl: Wrublin
Online: 1 tydzień 1 dzień 4 godz 24 min 41 s
|
Na jutro zaplanowany jest atak szczytowy. Dzisiaj dojście do bazy, z której będzie prowadzony atak.
Tylko... gdzie jest dym? We wsi mówią, że nie ma czym palić i chcą chłopu pomóc. Ale on nie... uparty. Mówi, że opału ma w bród. Nie ma dymu z komina ale w chacie ciepło. Mówią na niego Koperfield.
__________________
Jam nie Babinicz... |
|
|
|