Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Główny dział > Imprezy forum AT i zloty ogólne

Imprezy forum AT i zloty ogólne Imprezy forum AT i zloty ogólne. Spotkania użytkowników naszego forum. Mają one charakter otwarty: obecność AT wskazana, ale nie jest wymogiem. Piszemy również o imprezach motocyklowych, na które wybierają się nasi forumowicze.

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary Wczoraj, 21:45   #1391
ATomek
 
ATomek's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Garwolin
Posty: 1,794
Motocykl: RD07A
Galeria: Zdjęcia
ATomek jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 miesiące 3 tygodni 3 dni 18 godz 16 min 40 s
Domyślnie

kisielin widok.jpg


Kisielin jest częstym przystankiem na naszym wołyńskim szlaku.
Pierwszy raz pojechałem pod wpływem jego muzycznego dzieła „Litania Wołyńska”.
Na koniec jednego z wołyńskich wyjazdów zajechaliśmy z Mirexem do Lwowa, do polskiej katedry, gdzie wysłuchaliśmy premiery tej kompozycji. Przywoływane w niej nazwy miejscowości były akurat tymi, jakie wtedy odwiedziliśmy, co dodatkowo wzmocniło przekaz. Zresztą miejsce też nie było bez znaczenia. Tak zrodziła się moja przygoda z Kisielinem. Wspominam wielokrotny, spokojny nocleg nad jeziorem z ruinami kościoła w tle. Są na tyle daleko, że nie zakłócają odpoczynku, ale podkreślają kresowy charakter miejsca.
Kisielin, poprzez różnorakie popularyzowanie rodziny Dębskich jest chyba najbardziej znanym miejscem tragedii z dnia Krwawej Niedzieli.
Światowej sławy muzyk, dyrygent, kompozytor Krzesimir Dębski jest synem wołyńskich uciekinierów z Kisielina.
Jego dziadek Leopold pochodzący z drobnej, patriotycznej podolskiej szlachty ożenił się z Rusinką i zamieszkał w Kisielinie. Był znanym i cenionym lekarzem. W 1943 porwany razem z żoną do lekarskich obowiązków przy UPA. Ślad po nim zaginął.
Ojciec Krzesimira był nauczycielem i pianistą. W dzień Krwawej Niedzieli był jednym z broniących się przed UPA w kościele w Kisielinie. Kolejny odrzucany granat eksplodował urywając mu nogę. Po latach poślubił jedną z dziewczyn poznanych w czasie tej obrony.
Mimo kalectwa służył w 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty przechodząc z nią cały bojowy szlak.
Sentyment do rodzinnego miejsca pokazał również w książce „Wołyń. Nic nie jest w porządku" .
ttps://czerwoneiczarne.pl/ksiazka/wolyn-nic-nie-jest-w-porzadku/

Wyrwał mnie z butów jej fragment, który łączy rodzinną historię ze współczesnością:



"Przyjaciel ojca, o którym wcześniej wspominałem, nasz przewodnik, który wciąż obiecywał dowiedzieć się czegoś o dziadkach, mówił do kamery w filmie Oczyszczeni: "Na co wy to robicie? Po co wyciągacie z grobów martwych? Usiłujecie ich ożywić. Pozwólcie im spać spokojnie. Starsi ludzie tacy jak ja wymarli. Niektórzy tylko jeszcze żyją. A młodzież o tym nic nie wie. Młodzi potrafią tylko pić wódkę. Komu to potrzebne? Ja jestem przeciw temu. Nie trzeba ludzi budzić".
Po latach przyniósł nam w końcu nowinę, że dziadkowie zostali pochowani w lesie. Że pracowali dla UPA jeszcze w sierpniu jako pomoc medyczna, a potem ich zabito. Dowiedział się nawet, gdzie ich zakopano, ale nie wiadomo, czy jeszcze tam leżą.
Miałem pomysł, żeby wynająć ekipę poszukiwawczą. Grobu dziadków nie można jednak szukać z wykrywaczem metalu, bo na pewno przed zakopaniem mordercy zabrali im obrączki, zegarki, wszystko, co takie wykrywacze mogłyby wskazać.
Już po śmierci mojego ojca mama dowiedziała się, że jakaś rodzina dokonała w Kisielinie ekshumacji i odkryli, że oprócz ciał ich bliskich w grobie są jeszcze dwa. A Ukraińcy, którzy im wskazali to miejsce, mówili, że był tam pochowany polski doktor i jakaś kobieta.
Ja i mama mieliśmy nadzieję, że jeżeli przyjedziemy do Kisielina z ekipami filmowymi, to dowiemy się czegoś więcej, bo na widok kamer ludzie puszczą farbę. Bo tego, że oni wiedzą, co się stało z dziadkami, byliśmy pewni. Byłaby to zdumiewająca rzecz, gdyby było inaczej. Na wsi nic się nie ukryje, cokolwiek chciałoby się utrzymać w tajemnicy, wypływa i zaraz wszyscy o tym wiedzą. Byliśmy więc pewni, że w Kisielinie ludzie wiedzą, co się stało z dziadkami. Tylko nie chcą powiedzieć. Dlatego liczyliśmy na magię kamer.
Za pierwszym razem wszyscy milczeli. Za drugim razem nam powiedzieli, kto zabił. Gdzie leżą, nie. To nie była jednak zasługa magii kamery, tylko degeneracji, w jaką popadł Kisielin.
Zabił człowiek, którego dzieci i wnuki miesiącami gościły w domu mojej mamy, on sam jednak nigdy do nas nie przyjechał, chociaż też był zapraszany. Mogliśmy domyślić się, że to z powodu poczucia winy albo lęku przed tym, że się wyda. Jednak u mojej mamy pomieszkiwało tak dużo Ukraińców, czasami po dziesięć osób naraz, że nie podejrzewaliśmy akurat jego.
Skupiliśmy się raczej na tej złowrogiej ciszy, która nas otaczała, kiedy tam jeździliśmy. Byliśmy wśród ludzi, którzy wysyłali do nas na studia swoje dzieci, którym dawaliśmy dach na głową, kiedy przyjeżdżali leczyć się do Polski, którym załatwialiśmy w Polsce pracę, wysyłaliśmy zaproszenia, kiedy tylko chcieli, czasami w mieszkaniu rodziców spało pokotem kilkanaście osób. Po 1989 r. tylu ich już przyjeżdżało do Polski na handel, że kiedy chciałem jechać do rodziców, to pytałem, czy będzie gdzie spać, bo cały dom był zajęty. A kiedy sami pojechaliśmy w ich strony, mieszkaliśmy w hotelach, jeśli można to nazwać hotelami.
Dlatego nie spodziewaliśmy się przeprosin. Wiedzieliśmy, że to niemożliwe przy ich stanie mentalności. Przestaliśmy już tam szukać sprawiedliwości. Niech tylko pokażą, gdzie jest mogiła dziadków.
Milczenie przerwali ludzie, którzy mieli prawo znienawidzić swoich sąsiadów. W dzieciństwie chodzili z moją mamą do klasy. Mieli syna w moim wieku, dokładnie ten sam rocznik. Został milicjantem. I pewnego dnia został zamordowany w wyniku jakichś miejscowych porachunków. Tam takie porachunki to nie rzadkość, często ktoś ginie, miasteczko jest społecznie bardzo zdegenerowane. Jednak tym razem zbrodnia była przerażająca. Ciało tego milicjanta zostało podrzucone w worku jak kawał mięsa. Było tak zmasakrowane, że można je było zidentyfikować dopiero po teście DNA. Jego rodzice przeżyli taki szok, że pod jego wpływem postanowili powiedzieć moim rodzicom, kto zabił dziadków Dębskich.

Właśnie wyjeżdżaliśmy z Kisielina. Jechaliśmy samochodem TVP, w którym siedziała ekipa pracująca nad filmem, dźwiękowiec, operator, reżyserka i my z mamą. Kiedy wyjeżdżaliśmy ze wsi, z krzaków wyskoczył człowiek. Skulony pokazał, żeby otworzyć drzwi. Otworzyliśmy. Wskoczył szybko i położył się na podłodze, żeby nie było go widać. I wtedy powiedział, że dziadków Dębskich zabił człowiek, który nazywa siebie przyjacielem ojca, nasz przewodnik – poszukiwacz, któremu zapłaciliśmy za to, żeby wyjaśnił, co się z nimi stało. Nie zrobił tego sam, ale był w bandzie, która ich porwała i zabiła. Brał więc w tym udział.
Ojciec milicjanta powiedział nam to i wysiadł, uciekając w drzewa. A my odjechaliśmy. Zaczęliśmy kojarzyć fakty. Syn tego "przyjaciela" był przewodniczącym gminy, mówiło się na niego "Holowa", czyli głowa. Wciąż kontrolował, co ludzie nam mówią, zawsze był w pobliżu, a kiedy ktoś już przerywał to grobowe milczenie i zaczynał mówić, to młody "Holowa" go stopował. Pewien starszy człowiek powiedział: "Zabrali ich". My pytamy: "Kto?". I wtedy natychmiast odzywa się syn "przyjaciela" ojca: "żołnierze, zabrali ich żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii". Kombinowaliśmy, jakby tu chodzić bez niego, ale on zawsze wyrastał obok. Teraz było jasne dlaczego.
Wróciliśmy do Polski. W domu napisałem do "przyjaciela" list, że wiem. Miałem pewne wątpliwości, więc nie napisałem, że to on zabił, tylko, że wiem kto. I że oczekuję, że kiedy znowu tam będę, pokażą mi wreszcie, gdzie leżą dziadkowie. Odpisał, że za to nie jest odpowiedzialny jeden człowiek, tylko cała banda, że to byli żołnierze UPA. Chciał rozmyć odpowiedzialność. Kiedy byłem na Wołyniu z prezydentem Komorowskim, poszedłem prosić, by mnie zaprowadzono na miejsce pochówku, jednak "przyjaciel" i inni ludzie znowu zaczęli przede mną uciekać.
Nie to jednak było najgorsze. Przeżyłem wstrząs, kiedy przeczytałem artykuł w gazecie, którą przysłali mi znajomi Ukraińcy z Łucka. Artykuł był o bohaterskim wojowniku z UPA, który walczył na Wołyniu przeciwko członkom polskich band z AK, których Sowieci przywozili ciężarówkami, żeby mordowali Ukraińców. Na dowód tego, jakimi Polacy byli zbrodniarzami, "przyjaciel" ojca opowiadał w tym tekście, jak to mój stryj Jerzy Dębski, na którego wołali Krywyj, czyli kulawy, biegał po wsi z nożem i podrzynał gardła ukraińskim sąsiadom. A "przyjaciel" bronił wsi przed bandytami.
Nie wytrzymałem. Stryj Jerzy przez całe życie był ciężko chorym człowiekiem. Miał gruźlicę kości i nie urósł, miał 150 cm wzrostu. Jedną nogę miał krótszą i kulał. Z powodu choroby z trudem chodził. Większość życia spędził w łóżku. A oni piszą, że Krywyj biegał z nożem. I skąd im się wzięły te ciężarówki? Napisałem do tej gazety sprostowanie, a do "przyjaciela" ojca list. Zapytałem wprost, dlaczego takie bzdury opowiada, jak może tak kłamać w żywe oczy. Przypomniałem, że stryj nie mógł wstać, a co dopiero latać z nożem. Wysłałem i zapadła cisza. Nikt nie odpowiedział, ani gazeta, ani "przyjaciel". Powodem nie była na pewno bariera językowa, listy były napisane po ukraińsku, bezbłędnie, bo z polskiego tłumaczył je mój kolega Ukrainiec.
Mój ojciec też pisał sprostowania do gazet, kiedy przeczytał coś niezgodnego z prawdą. Taką miał misję, przez całe życie walczył o to, żeby nie zakłamywać historii Wołynia. Z miernym skutkiem, trzeba przyznać. Oni tam muszą mieć jakichś bohaterów i zrobili nimi rzeźników z UPA.
Ja myśląc o kościele w Kisielinie, słyszę w głowie muzykę. Napisałem symfonię, by uczcić pamięć o tych, którzy zginęli. Długo nie mogłem znaleźć do niej odpowiedniego tekstu. W końcu znalazłem Antygonę Sofoklesa po łacinie. Symfonia nosi tytuł Nihil homine mirabilius est. Czyli: "Nic dziwniejszego niż człowiek". Dokładnie to można powiedzieć o tym, co się stało na Wołyniu.
Kiedyś zgłosili się do mnie lekarze ze Stowarzyszenia Lekarzy Polskich na Wołyniu z pewnym pytaniem. Otóż w Kisielinie nie ma przychodni, nie ma gdzie się leczyć. I oni chcieliby urządzić tam białe niedziele, odwiedzać ludzi i badać ich. A przyszli do mnie, bo chcieliby to robić w ramach akcji pod patronatem Leopolda i Alicji Dębskich. Mówią, że "Holowa", czyli sołtys, już się zgodził. Pytanie, czy ja się zgadzam.
Zgodziłem się. Tak jak "Holowa", czyli syn mordercy moich dziadków… To się nazywa chichot historii."


Kisielin kościół.jpg
ATomek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary Dzisiaj, 00:15   #1392
Melon
 
Melon's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2012
Miasto: Lublin
Posty: 6,002
Motocykl: cz350/ bandit600/ zx12r/ varadero/vfr1200xd
Melon jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 1 tydzień 1 dzień 22 godz 24 min 26 s
Domyślnie

Tomek znowu nas poczęstował historią którą obecnie zakłamują pożyteczni idioci spod naszej flagi
__________________
kto smaruje ten jedzie
Melon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
4 slot Huta Pieniacka piotrekk Umawianie i propozycje wyjazdów 5 20.09.2013 19:44
Huta Pieniacka Barył Imprezy forum AT i zloty ogólne 0 04.08.2011 09:53
I Kaszubski Zlot Motocyklowy - 14.08.09r. Ciapek Imprezy forum AT i zloty ogólne 4 17.08.2009 13:13
IX Ogólnopolski Zlot Motocyklowy JuIo Imprezy forum AT i zloty ogólne 4 27.07.2009 23:13
Zlot Motocyklowy Niechorze 24-26.07.09 vostock Imprezy forum AT i zloty ogólne 7 23.07.2009 12:06


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:10.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.