|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
|
![]()
cd ...
16.08.2014 (sobota) Plan na dziś to odwiedziny błotnych wulkanów po raz drugi oraz miejsca gdzie ciągle płonie ogień. Na zakończenie dnia chcemy dotrzeć jak najbliżej ukraińskiej granicy aby w niedzielne popołudnie dotrzeć do domu. Plan zwiedzania nadal w realizacji. Wulkany błotne zwiedzaliśmy już w 2010 roku w drodze do Gruzji: http://www.radiator-mototurystyka.pl...ne-zakaukazie/. Miejsce odwiedzamy z sentymentu oraz unikatowego charakteru wulkanów. Wszystko z znajduje się w okolicy Buzau w Rumunii i cechuje się tym, że wulkanów jest bardzo wiele. ![]() ![]() Potoki błota zamiast lawy to w miarę bezpieczna forma wulkanizmu, najczęściej związanego z erupcją gazu ziemnego. Do ukształtowania się tych form dochodzi tylko wtedy, gdy podnoszący się gaz napotyka wody podziemne. W tym przypadku dochodzi do mieszania się wody i gazu, porywania przez taką mieszaninę piasku, iłu lub mułu, a czasem większych bloków skał. ![]() ![]() Wulkanizm tego typu nie ma żadnego związku z działalnością wulkanizmu lawowego lub procesami powulkanicznymi. Występuje często na terenach roponośnych. Fenomen ten obserwuje się w Rumunii (rejon Berca), na półwyspie Kerczeńskim, w Kaukazie (szczególnie w Azerbejdżanie na półwyspie Apszerońskim), w północnym Iranie, także na Wyżynie Irańskiej na terytorium Iranu i Pakistanu i w Iraku, Wenezueli, Kolumbii, Indiach, Birmie oraz południowych stanach USA. ![]() ![]() Jak wspomniałem wcześniej jest to po prostu unikatowe miejsce w Europie. Wstęp do błotnych wulkanów mica (małe) mare (duże) to raptem 4 lei (odpowiednik 4 zł). ![]() ![]() Błotne wulkany, kratery i potoki błotnej lawy wysychając tworzą tu krajobraz księżycowy lub spękanej od długotrwałej suszy ziemi. Wypływ błotnej lawy momentami nasila się po czym ustaje. I tak na okrągło. ![]() ![]() ![]() ![]() Tak na serio wulkany błotne miały być tylko przystankiem do miejsca, gdzie płonie ziemia. Wydobywający się samoczynnie spod ziemi gaz płonie nieustająco co daje wrażenia pobytu w piekle. Wychodząc z błotnych wulkanów zaliczamy łaźnię aby zedrzeć błotnistą maź z obuwia i nie tylko. Pytamy o drogę do piekiełka na ziemi. ![]() Wygląda na to, że odnalezienie drogi łatwe nie będzie. Dostajemy informację, że jest droga na skróty. Nie zwlekając sprawdzamy z czym to się je. Koniec drogi asfaltowej, początkowo szuter i nagle błoto na serpentyniastej drodze. Błoto to mało powiedziane, gliniasta maź w oka mgnieniu sprowadza nas do parteru. Aby upewnić się jak droga wygląda dalej przechodzę kawałek pieszo i po powrocie do motocykla stwierdzam, że zawracamy. Tamara jest bardzo szczęśliwa z obrotu sprawy ale rozwaga to rzecz święta dla naszego zdrowia. Po nocnych opadach deszczu, którego nie było w Buzau glina jest zbyt śliska a kontrola nad motocyklem niemal nie możliwa. Samo postawienie motocykla w tej mazi graniczyło niemal z cudem. Zatrzymaliśmy się dopiero na trawie. Zjazd to jedno a sam podjazd może być niemożliwy choćby nawet powrotny. Nawet z oponą kostką byłoby to dość problematyczne. ![]() Po powrocie na drogę asfaltową pytamy o inną drogę dojazdową. Chwilę błądzimy, lokalesi wskazują nam co chwilę inną drogę. W końcu jakiś konkret. Po naszym pytaniu o drogę facet mówi, że asfaltowa i taka na jakiej właśnie stoimy. W tym momencie staliśmy na kamiennym bruku. Stwierdzamy, że jest OK. Tamara stanowczo powiedziała, że nie wjeżdżamy już w szutry. Jak do tej pory było ich aż nadto. Skoro szutrów nie ma to jedziemy :-) Już po 5 km okazało się, że droga była szutrowa, mimo tego nie dostałem kuksańców pod żebra i nie usłyszałem stanowczego nie. ![]() Do Piekiełka na ziemi dotarliśmy szutrowymi serpentynami (ok. 30-45 km drogi szutrowej). Gdzieniegdzie było widać pozostałości dawnych asfaltów a miejscami zaczynała nam się przypominać droga z Gór Przeklętych w Albanii. Po wcześniejszych przeprawach ta wydawała się zdecydowanie bardziej bezpieczna ze względu na brak stromych przepaści graniczących z drogą. Jesteśmy niemal u celu a droga coraz gorsza. Na naszej drodze pojawia się rzeka błota. Nie widać czy płytka czy głęboka. Mamy szczęście akurat przeprawiają się przez nią samochody terenowe dzięki czemu stwierdzamy, że da się przejechać mimo wartkiego nurtu. Z przejrzystością wody kiepsko. Błotnisty kolor mówi, że łatwo się nadziać na niewidoczny kamień lub głaz. Pytamy przeprawowiczów o nasz cel. Oznajmiają, że tuż za rzeką i kawałek pod górę. Da się dojechać. ![]() Przeprawa przez rzekę poszła nieoczekiwanie sprawnie bez uprzedniego gruntowania w celu doboru trasy w tej błotnistej mazi. Tuż za rzeką ogromne koleiny z dość stromym podjazdem. Zsiadam z moto aby sprawdzić jak droga wygląda dalej. Po dotarciu do błotnisto-gliniastej mazi nawet do głowy nie przyszła myśl o podjeździe. Wracam do moto i zostawiam grubsze rzeczy. Do celu ponoć jedyne 300 metrów co oznajmia nam schodząca z góry rodzinka. A już mieliśmy się przebierać w coś lżejszego. Skoro jest tak blisko to udajemy się pod górę w pozostałych ubrankach i butach motocyklowych. Zostawiamy przy motocyklu kaski i kurtki. Z 300 metrowej wspinaczki po niemal pionowej ścianie zrobiło się już 600 metrów. O podjeździe motocyklem naszych gabarytów nie ma nawet mowy. Spoceni od samego spaceru a po 600 metrach nadal nic. W końcu widzimy jakąś grupę osób robiących sobie przekąskę. Może to tu? Kawałek za nimi. Ufff. Po około 800 metrów wspinaczki między innymi przez błotko, bagienko i mały strumyczek jesteśmy u celu. ![]() Przepoceni, zdyszani i zarazem szczęśliwi docieramy do Piekiełka na ziemi. Na pozór nic szczególnego dla mnie niesamowita sprawa mimo, że na odludziu. Płonąca punktowo ziemia bez roślinności a wokół skoszone siano ;-) Podpieram się dłonią o glebę i od razu syczę. Gorąca ziemia delikatnie mnie poparzyła. Zaczynam grzebać patykiem w ziemi po czym zaczyna ona płonąć w nowym miejscu. Zabawa trwała do czasu aż nie zaczęło być gorąco w stopy mimo motocyklowych butów. ![]() Tamara ze zdziwienia pyta się czy rolnicy nie boją się pożaru - wokół tyle siana ? Najwyraźniej żyjąc tu od lat wiedzą na co mogą sobie pozwolić. Po zaspokojeniu ciekawości spoceni od panującego gorąca potęgowanego gorącem ziemnych płomieni ruszamy w dół do motocykla. Wąskie i różnie poprowadzone ścieżki są niemal identyczne. O różnicy przekonujemy się w momencie dotarcia do tym razem większej błotnej przeprawy. Chwilę później jesteśmy przy motocyklu. Ponowna przeprawa przez błotny strumień. Drogi nadal szutrowe ostatnie kilometry przed Foscani to droga asfaltowa początkowo kiepskiej jakości. Dalej mkniemy na północ przez Bacau-Roman. Po drodze myślimy o tym samym. Musimy się zatrzymać na kolację w ostatnią noc nasze podróży. Oczywiście fajną podsumowującą kolację. Wymieniliśmy się naszym planem i w drogę ... Już półmrok Falticeni-Gura Humorului - łapiemy gumę ! ![]() ![]() Nasza nowa/używana opona przebita. Wyciągam piankę do łatania opon bezdętkowych (kilkuletnią w użyciu pierwszy raz). Po zaaplikowaniu pianka wycieka sporym otworem. No i d ... ! Po chwili przypominam sobie o kołkach do łatania. Wyciągam 1, 2, 3, 4 wszystkie się urywają podczas prób łatania. Kończy się też klej. W międzyczasie zatrzymuje się obok nas kobieta chętna do pomocy. Sobota wieczór to niefortunny termin na taką przygodę. Po wielu telefonach Pani proponuje nam lawetę z Suczawy. Co dalej ? Po kilku nieudanych próbach z nożem na gardle obcinam nieco kołek zmniejszając jego średnicę. Wciśnięcie kołka w końcu udane. Czy skuteczne ? Musimy odczekać. Nasza Pani nie ma czasu czekać więc odjeżdża. Laweta odwołana. Po około pół godziny wyciągam naboje CO2 i pompuję oponę w celu dojechania do jakiejś stacji benzynowej. Na pierwszy rzut oka kołek jest szczelny. Siadamy na motocykl i jedziemy. Pierwsza stacja benzynowa bez kompresora. Rozglądamy się po drodze i zatrzymujemy się przy jakiejś imprezie. Na nasze pytanie pada odpowiedź - mamy pompkę. Połowa imprezy wychodzi do nas na ulicę. Zrobił się mały tłum, który już zaprasza nas do siebie na imprezę. Opieramy się i ruszamy dalej aby dotrzeć jak najbliżej naszego ostatniego celu podróży. Jutro się okaże czy opona jest szczelna. Gura Humorului - te rejon turystyczny. Jest weekend. Nasze poszukiwania noclegu kończą się jednoznaczną odpowiedzią. Brak miejsc. Wszystkie hotele, pensjonaty, zabite do pełna. Po dwóch godzinach poszukiwań jedziemy dalej w stronę Câmpulung Moldovenese. Gdzieś za miastem zatrzymujemy się co chwilę przy kolejnych hotelach czy pensjonatach. W końcu w jednym są wolne miejsca ale pani życzy sobie 150 RON od głowy. Pytamy czy można płacić kartą - nie ! Rezygnujemy oznajmiając, że mamy jedynie 100 RON. Przyjęła to bez emocji. W momencie kiedy siedliśmy na motocykl w celu dalszej jazdy zawołała nas do siebie. W końcu jest już północy, a dla nich najwyższa pora spać. Właścicielka ma ostatni wolny pokój więc nie przedłużała targów. Zamyka za nami bramę wjazdową, my bierzemy ze sobą na górę piwo. Z naszej upragnionej kolacji nici. Zmęczeni idziemy spać ! cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() |
![]()
Gdzie jest cdn?
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
![]() Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 310
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 4 dni 3 godz 8 min 37 s
|
![]()
cd ...
17.08.2014 (niedziela) Wstajemy wcześnie rano. Zmęczeni pechem dnia wczorajszego mamy świadomość, że do domu ok. 750 km przez północną Rumunie po bardziej znośnych drogach lub ok. 500 km przez Ukrainę przez szwajcarski ser z tarnopolskim po drodze więc bez łapówek nie przejdzie. Zniesmaczeni tym, że wczoraj nie udało nam się zatrzymać na noc o znośnej porze poprzedzonej smaczną i romantyczną kolacją pompujemy powietrze w przebitej wczoraj oponie i ruszamy w drogę. ![]() Nie zatrzymujcie się w tym domku/pensjonacie ! Decyzja zapadła szybko. Teraz jesteśmy świadomi straconego czasu 2 godziny na łatanie opony oraz 2 godziny na poszukiwanie noclegu. Wiemy jedno, że stracony czas w miejscu bez TV, internetu, pościeli, ręczników i łazienki w pokoju za ok. 100 zł to lekka przesada. Spanie w namiocie za FREE na prawdę bywa komfortowe ... Campulung Moldovenese-Mestecanis to świetna choć kręta droga asfaltowa. ![]() ![]() Węgierscy motocykliści Dalej do Borsa droga niczym szwajcarski ser. A miało być inaczej! Tu jednak niezbyt dobrą drogę rekompensują nam widoki, wspaniale zdobione domy w Maramuresz oraz tubylcy ubrani jakby w stroje ludowe. ![]() ![]() ![]() ![]() Fakt, że dzisiaj niedziela ale to na prawdę rzadki widok. Po drodze zatrzymujemy się na śniadanie przy rzece Bystrzyca na polanie nad wodospadzikiem. ![]() Obieramy kierunek jazdy na ostatni punkt naszej podróży, którym jest wodospad Cascada Cailor. Brak wyraźnych oznaczeń do wodospadu sprawia, że przejeżdżamy o kilkadziesiąt kilometrów ową atrakcję. W Borsa sprawdzamy ciśnienie w oponie - spadło. Zapada decyzja - nie wracamy do wodospadu. A mogło być tak pięknie ! Dzisiejszy cel jest tylko jeden a prawdopodobnie czeka nas jeszcze łatanie gumy. W celu wydłużenia dzisiejszej jazdy idę po kolejną piankę do łatania opon. Aplikuję piankę, dobijam powietrze i w drogę. Wiemy co straciliśmy ale na pewno jeszcze tu wrócimy :-) W tej chwili ważniejsze staje się dotarcie do domu. Kręte drogi dość słabej jakości na pewno nie będą nam sprzyjać w dotarciu do celu. Borsa-Sighetu Marmatiei-Negresti Oas-Livada Przed granicą z Ukrainą zatrzymujemy się na przekąskę w celu wydania ostatnich rumuńskich lei. ![]() Przejście graniczne Halmeu-Diakovo (UA) Tu pada pytanie - dlaczego nie przez Węgry? Czy jesteśmy pewni, że chcemy jechać przez Ukrainę ? Rumuńskiemu pogranicznikowi odpowiadamy twierdząco, że TAK. UKRAINA Po stronie ukraińskiej dostajemy kolejną porcję pytań od ukraińskiego pogranicznika - skąd, dokąd i sporo innych pytań ? W tym roku Ukraińcy najczęściej pytają - czy wszystko w porządku ? ![]() Vylok-Mukaczewo-Stryj Po drodze stacjonarna (stały punkt) kontrola milicji (DPS) Tutaj pytania w mocniejszym tonie: Skąd ? Dokąd ? Piłeś ? Czy tam wszystko w porządku ? Na koniec zaskoczenie. Przygotowani mentalnie na łapówkę nagle słyszymy: jedźcie spokojnie ! Mały szok. Zazwyczaj takie spotkania z dłuższym postojem kończyły się finansowymi przepychankami ile. Dziwne a zarazem spore zmiany. ![]() Lwów - konieczny objazd przez centrum z powodu remontowanego mostu. W mieście tracimy cenny czas. Jaworów - tankowanie i zakupy. O mały włos z własnej niewiedzy właśnie w sklepie dostalibyśmy mandat. Podchodzimy do kasy z paroma browarami po czym kasjerka nam oznajmia aby to odnieść ponieważ możemy dostać mandat. Po godzinie 19:00 alkoholu nie sprzedajemy. Do przejścia granicznego Hruszew (Gruszew - UA) - Budomierz (PL) docieramu ok. 21:00. Ukraiński pogranicznik sprawdza w systemie i zaznacza, że przejście graniczne ROM-UA przekroczyliśmy około godz. 16:00. Był bardzo zdziwiony, że w tak krótkim czasie dotarliśmy do Budomierza. Koniecznie musiał nas zapytać ile jechaliśmy ! Skwitowałem to odpowiedzią bezpiecznie. Kolejne pytanie - czy w południowej Ukrainie wszystko w porządku ? Wydało mi się to dziwne, że niby jeden kraj a nie wiedzą nic o sobie pytając przyjezdnych. Inny młody pogranicznik (motocyklista) zapytuje nas o motocykl. Gaworzymy uśmiechając się. Na pytanie jak na Ukrainie nagle mina mu rzednie. Temat się ucina. Doskonale wiemy z czego to wynika. Podczas pierwszych dni naszej wyprawy na zlocie we Lwowie wszyscy młodzi mówili otwarcie: nie znamy dnia ani godziny powołania do wojska i wysłania na front. Po tej odpowiedzi zasypuje nas pytaniami tak jak inni: Po co ? Dlaczego ? kwitując stwierdzeniem: Nie chcę umierać ! Do tego mina pogranicznika powiedziała wszystko. O mały włos i rozkleiłby się na naszych oczach. On już jest w służbach mundurowych. Może już dostał bilet na front !? POLSKA Przekraczamy przejście i mkniemy do domu. Jest ciemno. Jadąc wydaje mi się jakbym miał jakieś zwidy. Z lewej strony drogi przemieszcza się jakiś cień. Myślałem, że to jakaś gra świateł. Ów cień przeskoczył rów i tuż przed motocyklem w świetle reflektora pojawił się koń ! Dopiero co rozmawialiśmy o śmierci a tu w ostatniej chwili dosłownie na centymetry udaje nam się wyhamować. Przestraszony koń zaczął wymachiwać tylnymi kopytami chcąc nas znokautować. W końcu ruszył do przodu wzdłuż oświetlonej drogi. Nagle jadący za nami samochód chciał nas wyprzedzić jakby nie widząc oświetlonego i szalejącego konia. Sam ostro hamował. Po chwilowych emocjach omijamy powoli szerokim łukiem jadąc poboczem niespokojne zwierze. Tamara otwiera bramę domu o 21:07. [size=12pt]PODSUMOWANIE[/size] Przejechanych - 6948 km 24 dni w podróży 2 osoby - 1 motocykl Całkowity koszt wyprawy - 4790,29 zł (kto da mniej ?): - w tym - paliwo 2293,05 zł - w tym reszta 2497,24 zł Wydatki w reszta: - wymieniona waluta na $ i Euro - 930 zł - zlot we Lwowie - wjazd 150 hrywien + żona BEZKOSZTOWNA - noclegi pensjon/hotel (6 z czego 2 na campingu) pozostałe za FREE (Drina (SRB), Jajce (BiH), Theth (camping)(AL), Himare (camping)(AL), Buzau (ROM), Gura Humorului (ROM) - restauracje (6) - Lwów, Drina, Gostilje, Sarajewo, Himare, Mavrovi Anovi - rejsy statkiem/łódką - Koman (AL), Kanion Matka (MK) - opona Mandaty tudzież łapówki - brak ! Na tym kończę. Podsumuję w skrócie tytuł wyprawy do Albanii porównując do roku 2009 "Do kraju śmieci, mercedesów, bunkrów i klaksonów" - śmieci są ale jest ich zdecydowanie mniej - mercedesów nadal masa ale wyraźnie widać ich malejący odsetek (możecie wierzyć lub nie było ich ponad 90% teraz ok. 70%) - bunkry znikają i to bardzo szybko (Albańczycy wstydzą się tego przykrego kawałka historii kraju. Szkoda, ponieważ była to jedna ciekawszych atrakcji jak i wizytówek.) - klaksony dalej funkcjonują ale zdecydowanie rzadziej ponieważ wszechobecna policja w miastach wlepia za bezsensowne użycie klaksonu mandaty. Albania zmienia się bardzo szybko na duży +. Jak pisałem wcześniej bardzo wyraźnie poprawiła się jakość wód w rzekach. Tym razem korzystaliśmy z dość czystych rzek zażywając kąpieli, gdzie w 2009 roku było tragicznie (brud, wszechobecne śmieci wzdłuż koryta oraz rażący odór). Brakuje cen na produktach co w pewnym sensie może zniechęcać jednak ceny są na prawdę bardzo niskie. Można powiedzieć jeden z najtańszych krajów w Europie na wypoczynek do tego nad Morzem Śródziemnym. Trzeba jednak wiedzieć gdzie wypoczywać aby się nie przerazić ciągle występującymi śmieciami i niską kulturą tubylców. Ogólnie polecam na tańszą opcję wypoczynku :-) Mam nadzieję, że nie zanudziłem. Na zakończenie krótki film (po raz drugi w celu dowartościowania odwagi Wiórka/Tamary oraz twardego jak głaz tył.../pup...) a zarazem zaproszenie na długą wersję filmową, której nie zobaczycie na YouTube. Premiera filmu+inne projekcje na V Nasze Wyprawy Motocyklowe (wersja robocza planu imprezy >>>) http://www.radiator-mototurystyka.pl...p?topic=5787.0. Co zobaczycie - w skrócie. KONIEC Na koniec ponownie film - zaproszenie na relację na żywo :-)
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/ Ostatnio edytowane przez Głazio : 18.01.2015 o 16:43 |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Góry Przeklęte dla początkujących, czyli jak bardzo można poobijać się w tydzień… [2012] | jagna | Trochę dalej | 89 | 10.05.2013 22:03 |
Włóczęga po kraju 15-30 Lipca | KML | Umawianie i propozycje wyjazdów | 13 | 14.07.2011 22:46 |
Góry Przeklęte - Albania 2010 | paku | Trochę dalej | 30 | 17.06.2010 12:01 |
Startujemy w Góry Przeklęte - Albania 2010 | paku | Kwestie różne, ale podróżne. | 12 | 17.05.2010 23:36 |