|
![]() |
#1 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Zambrów
Posty: 1,024
Motocykl: CRF1000L
Przebieg: 64321
![]() Online: 1 miesiąc 5 dni 9 godz 19 min 45 s
|
![]()
Zatankowani, z ciśnieniem wybitnie off-roadowym (1,4) ruszamy na wschód. Zresztą ciśnienie off było nie tylko w kołach, w nas również. Zwłaszcza we mnie bo to chyba dopiero trzeci mój wyjazd, gdzie będę miał się od kogo uczyć! Cieszy mnie to niezmiernie. Nauka - rzecz ważna.
Odpalam jedną z trzech pieczołowicie przygotowanych w domu tras. Jedynie 120km dojazdówki a potem już tylko przygoda. Trasa wymagająca, podobno, więc ruszamy na lekko i wcześnie rano. 10km dalej stoimy w szczerym polu. Coś dziwnie mi motocykl się prowadzi, a Darek gubi prąd w nawigacji. Chodzę oglądam motocykl dookoła, on grzebie przy akumulatorze. U mnie wszystko ok, śruby na miejscu, dokręcone, koło w osi - zwalam więc całą winę na opony, na których w sumie przemierzam pierwsze kilometry w życiu. Mój zestaw to pachnące nowością CST755 oraz wcale nie starsze C02 od Mitasa. Trochę z obawą wybrany zestaw bowiem tył miał mi zejść w oczach, nawet po 1000km. Darek w Tenerce miał z przodu używanego Australijczyka, z tyłu nowy Michelin T63. Bojowo więc nastawieni, jadąc poboczem by nie zużywać opon âznikających w migâ jedziemy do celu. Tu sobie skracamy mniej, tam bardziej, jadąc po prostu na przełaj. Jest fajnie! Zawieszenia pracują pełna parą, my również. ![]() Co jakiś czas pit stop na sesje - na szczęście Darka to nie wkurza, wręcz chyba mu się podoba: ![]() ![]() ![]() Godzinę później mam twardy reset mojej nawigacji (Montana 600, kolega jedzie z 650ką) â na tyle twardy, że tracę wszystko co w niej miałem, no może poza mapami ;( ![]() Wkurzony âmajstrujęâ przy niej chyba z pół godziny bo mapa papierowa z którą jedziemy jest mało dokładna, z nią trasy nie przejedziemy.... zresztą jakiej trasy, przecież ja niewiele pamiętam co tam w nawi wklikałem. Tras nie udaje się odzyskać â ruszamy więc na chybił trafił, może coś się wydarzy, może przypadkiem trafimy na jakąś ciekawą drogę. Jedziemy na wschód, po czym zawracamy, by ponownie podjąć wyzwanie. Kręcimy się âjak smród w gaciachâ... W końcu zatrzymujemy się na owocowy posiłek, na wodę i by ustalić co dalej. Szkoda opon na kręcenie się po asfaltach, szkoda dnia na powrót. Najedzeni ruszamy w końcu dalej â asfaltem ![]() ![]() ![]() Oryginalne zasilanie wagi i radyjka: ![]() W górach temperatura spada o 10-12 stopni, robi się chłodno. Na dodatek widać, że za łańcuchem górskim wyraźnie pada. Znów postój i narady. Na deszcz obydwaj nie jesteśmy przygotowani... ani technicznie, ani psychicznie. Myślimy, myślimy, myślimy aż tu nagle z zza zakrętu wyłaniają się dwa motocykle, załogi zsiadają z nich i... witają się z nami po polsku ![]() Gaworzymy więc sobie tak z trzy kwadranse licząc, że to, co się dzieje za górami po prostu odejdzie. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Pamiątkowa fota i ruszamy dalej by po chwili, gdy zaczynają się pierwsze krople deszczu jednak zawrócić. Dwie godzinki później, 1500m niżej - mamy 32*C i pełną lampę. This is Morocco. Dzień kończymy odebraniem reszty z lotniska i âkolacjąâ powitalną. Nakręcone 380km. ![]() Podsumowanie dnia: lekkie rozczarowanie... choć trasa piękna to jednak marzyliśmy o "ostrej wyrypie" w terenie. Trudno, co się odwlecze... c.d.n.
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
![]() |
![]() |
![]() |
#2 |
![]() Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Wroclaw
Posty: 2,385
Motocykl: RD04
Przebieg: 40.000
![]() Online: 3 miesiące 2 dni 2 godz 37 min 34 s
|
![]()
Jak zawsze wysoki poziom!
__________________
Agent 0,7 |
![]() |
![]() |
![]() |
#3 |
Kierowca bombowca
![]() |
![]()
Bardzo dobre zdjęcia, super się ogląda, czekam na dalszy ciąg!
![]()
__________________
AT RD07A, '98, HRC |
![]() |
![]() |
![]() |
#4 |
![]() Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Zambrów
Posty: 1,024
Motocykl: CRF1000L
Przebieg: 64321
![]() Online: 1 miesiąc 5 dni 9 godz 19 min 45 s
|
![]()
Nastała niedziela...
Dzień tak jakoś nieszczególnie zapowiadający się. Od rana krzątanina, każdy ogarnia siebie i swój majdan szykując się... no właśnie. Motocykle i droga muszą poczekać. Ale o tym później - nie był bym sobą gdyby na mojej drodze nie stanęła jakaś... no dobrze, już dobrze - atmosferę tajemniczości trzeba podtrzymać. Wrócimy do tego. Jutro. Niedziela to dzień w naszym planie przeznaczony na zakupy, przepakowanie się i liźnięcie choć trochę Marrakeszu. Pakujemy się więc prawie wszyscy do auta i marokańskim stylem (kto nie wejdzie do kabiny ten jedzie na pace) ruszamy na miasto. Piszę prawie wszyscy bowiem Jacek przyleciał do Marrakeszu chwilę przed resztą, ba, przyleciał z małżonką i nie mieszkał z nami na kempingu. Po prostu odpuścił nieinteresujący go plan naszej wycieczki, w zamian za to zaplanował sobie nieco głębsze zwiedzanie miasta i okolic. My mieliśmy na to jedynie kilka godzin. Ruszamy w miasto! Godziny przedpołudniowe a żar leje się z nieba. Słupek rtęci już dawno minął trójkę z zerem i nadal pcha się do góry. Trójce siedzącej z przodu jest wyraźnie ciepło, nawet nie myślimy co się dzieje z tyłu... By dostać się tam, gdzie podążają wszyscy turyści, czyli na plac Jemaa el Fna musimy przeciąć "na pół" ponad milionowe miasto. Od mojej ostatniej wizyty 2 lata temu zmieniło się tu niewiele. Ubyło jak by jednośladów, starych mercedesów, których miejsce zajęły żółte Dacie (TAXI) z dumnym napisem na tylnej szybie - gwarancja 3 lata lub 100.000km. Poza tym, chyba wszystko po staremu. Ruch dalej zajadły, każdy walczy o skrawek przestrzeni, o każdy centymetr asfaltu. Klakson jak rozbrzmiewał, tak brzmi nadal. Nie jeden - tysiące. I tylko ja podchodzę to tego jak by spokojniej niż wtedy, zupełnie jakbym przywykł. Fajnie jest jednak popatrzeć z boku na ekscytację tym zjawiskiem kolegów, koleżanki, którzy widzą to wszystko pierwszy raz na oczy. Ta atmosfera udziela się również i mi - popuszczam wodze fantazji za kółkiem naszej małej ciężarówki. Na parking w centrum dojeżdżamy jednak bez strat w ludziach i sprzęcie. Trochę sobie potrąbiliśmy, pokrzyczeliśmy, było też trochę stresu "czy nas złapią, czy nie". Ot, taka lekka adrenalinka na dobry początek dnia. Na placu spotykamy Jacka z Anielą i w pełnym składzie zaczynamy realizować nasz misternie przygotowywany w domach plan. Podniebienia karmimy przepysznym sokiem pomarańczowym (4Dh) , kupujemy wodę i ruszamy trochę pozwiedzać. Przewodnika przepisywał nie będę, malutką część tego to co widzieliśmy, po prostu pokaże na fotografii. ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Po wszystkim był długo oczekiwany tadżin o którym zdecydowana większość z nas tylko słyszała, a najczęstszy bywalec Maroka, Dominik, owo danie mocno zachwalał ![]() ![]() ![]() Po obiedzie, może nie wszyscy ale zdecydowana większość stwierdza, że najlepsza była zdecydowanie herbata ![]() ![]() Posiłek zjedzony, a że nikt z nas nie miał papieru toaletowego ze sobą to... w ramach bezpieczeństwa postanowiliśmy niezwłocznie, zupełnie zapobiegawczo, wrócić na kemping. W centrum zostaje jedynie Jacek z Anielą i Dominik, który bardziej ceni sobie hostel u znajomego niż namiot. My wracamy. Po drodze zakupy na jutro, piwko na wieczór, przepakowanie i ustawiamy budziki na 5AM, tak, by około 6 ruszyć w trasę. Jutro czeka nas około 80km samochodem, a że na tyle klimatyzacji brak, to trzeba ruszyć jak najwcześniej by się ludzie nie podusili ![]() Ustawiamy budziki i usypiamy - większość w namiotach, Arek na basenowym leżaku ![]() c.d.n.
__________________
https://www.facebook.com/PrzezSwiat.eu |
![]() |
![]() |
![]() |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Omalo jak Kirgizja, Vashlovani jak Maroko- wrzesien 2014 Dolot samolotem, sprzet na miejscu | Mirmil | Umawianie i propozycje wyjazdów | 8 | 02.09.2014 14:41 |
Maroko | consigliero | Umawianie i propozycje wyjazdów | 2 | 13.10.2010 12:17 |