|  | 
|  09.02.2013, 23:42 | #1 | 
|  Zarejestrowany: Oct 2011 Miasto: Kiełczygłów 
					Posty: 2,070
				 Motocykl: RD07a Przebieg: 00000   Online: 4 miesiące 1 tydzień 2 dni 4 godz 2 min 35 s |   
			
			Ha,ha,ha   Burdel wymiata  Nawet moja siostra czytała relację i to nim na fb zajrzała  A fb to dla niej żelazny i pierwyj temat   Ostatnio edytowane przez dawid8210 : 09.02.2013 o 23:44 | 
|   |   | 
|  12.02.2013, 22:38 | #2 | 
|  Zarejestrowany: May 2010 Miasto: Kędzierzyn-Koźle 
					Posty: 636
				 Motocykl: PD06 prawie Africa Przebieg: 68000   Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 11 godz 23 min 13 s |   
			
			Na naszej kwaterze spotykamy grupe rumuńskich motocyklistów. Ich jutrzejszy plan dotarcia do base camp,pod Pikiem Lenina jest zbieżny z naszym. Rozważamy dalszą wspólną jazdę, łącząc rozważania z integracją do późnych godzin.  Rankiem tankowanie, tym razem jednak z dystrybutora. Małe zakupy i w drogę. Pierwsza część trasy przebiega szybkim asfaltem i ta część drogi weryfikuje możliwości i przyjemności wspólnej jazdy tak różnymi motocyklami. Rumuni jadą bowiem Tenerkami i GS 800. Mój Xtuś nie osiąga takich prędkości przelotowych i po krótkiej chwili zostaję sam. Pędzę ile fabryka dala Xtusiowi ale to niestety za mało. Droga jest prosta jak strzała a po kilkudziesięciu kilometrach odbija w lewo i przecinając rzekę przechodzi w offa. Tam za zjazdem czekali na mnie Szparag z Grzelą. Prawo Murphiego jednak zadziałało i nie zauważając kompanów pomknąłem dalej asfaltem. W pogoń rzucił się Szparag. Ja jednak goniłem (jak mi się wydawało) Szparaga, więc i mnie dogonić Szparagowi nie było łatwo. Po kilkudziesięciu minutach jesteśmy już wszyscy razem i kierujemy się pięknym offikiem w stronę base campu. Ścieżka jest fantastyczna i radość z jazdy psuje jedynie kapeć którego łapię po kilkunastu kilometrach. Wyobraźcie sobie. Jedziemy suchym korytem rzeki, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, wokół pustka. I właśnie w tych okolicznościach łapię w tylne koło......................................wkręta do karton gipsu. Mamy jednak łatki, łyżki i Samborowy kompresorek który okazał się znów bardzo przydatny. Grzebiemy sobie spokojnie przy kółeczku a z dala dochodzi do nas znany i przyjemny klekot. Chwilę później, zatrzymuje się przy nas DR-ka z której schodzi przesympatyczny starszy, Amerykanin. Przyleciał samolotem i przemierza Kirgistan samotnie na pożyczonym motocyklu. DR-kę pożyczył od naszego kolegi Sambora. Ależ ten świat jest mały. Dotarliśmy pod base camp, a nawet dalej. Spod base camp-u pojechałem w stronę Piku Lenina najdalej, jak tylko można nożna było to zrobić na kołach. W tym miejscu mogę już jedynie pokazać fotki: Sary-Tash rankiem W oddali szczyty Pamiru Tu miałem zjechać z asfaltu Tu czekali na mnie koledzy Wkręt, sprawca zamieszania. Kapeć i sympatyczny Amerykanin Ta ścieżka prowadzi do base campu W oddali base camp 
				__________________ Wlóczęga: człowiek, który nazwałby się turystą, gdyby miał pieniądze.. [ Julian Tuwim ] | 
|   |   | 
|  | 
| 
 | 
 | 
|  Podobne wątki | ||||
| Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor | 
| Kirgistan -Küngej Ałatau | magyar | Przygotowania do wyjazdów | 2 | 02.06.2014 08:24 | 
| Kirgistan-Uzbekistan | kajman | Przygotowania do wyjazdów | 3 | 20.03.2014 08:39 | 
| Kirgistan | Adam | Kwestie różne, ale podróżne. | 81 | 22.03.2009 00:12 |