Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Główny dział > Inne tematy > Pomagamy - za free

Pomagamy - za free Potrzebujesz pomocy? Możesz pomóc? Zapraszamy.

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22.02.2013, 16:24   #1
Ola
wondering soul
 
Ola's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,364
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Ola jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Cizia Zobacz post
Afryka zawsze była dla mnie magiczna i podniecająca, przyciągała jak magnes.
Kamerun, stał się jeszcze bardziej wyjątkowym miejscem po środku tego kontynentu za sprawą soczystej zieleni, ciepłego oceanu, małego księcia, jego marzeń. Ach bym zapomniał... no jego cudownych dzieci rzecz jasna Bo o nie chodzi
Myślę że dla każdego posiadacza AT skojarzenie z Afryką jest naturalne i pomaganie tej części świata staje się dopełnieniem własnej misji.
Cześć Paweł... znaczy Cizia . Cieszę się, że się tu pojawiłeś. W końcu z nas wszystkich wiesz najlepiej jak jest na Misji u Darka (nie licząc samego Darka oczywiście, no i Mirmila, który zna temat z pierwszej ręki, i pewnie tych kilku osób, które już zdążyły Misję odwiedzić). Ładnie to wszystko i poetycko ująłeś. Wiem, że mnóstwo dobrej energii, serca i pracy zostawileś w Kamerunie. Do tego samochód i pewnie wiele innych "dóbr namacalnych", które służą tam dobrej sprawie. A jeszcze dużo przed Tobą, znaczy Wami (Cizia and Zyke Team). I mam nadzieję, że napiszesz nam tu kiedyś o swoim pomyśle... Bo to baaardzo inspirujące przedsięwzięcie i jestem przekonana, że świadomość, że można coś takiego zrealizować niejednemu FATowiczowi dodałaby skrzydeł.

Na koniec dodam tylko, że jako że w Kamerunie nie byłam i nie miałam nigdy okazji poznać Darka, to właśnie opowieści Pawła (Cizi) były dla mnie bezpośrednią inspiracją i "kopniakiem" do rozpoczęcia całej tej akcji. Dzięki Paweł.

Pozdrawiam i zachęcam do "niezapominania" o przedsięwzięciu Darka.
__________________
Ola
Ola jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.02.2013, 19:03   #2
winc74
mówią na mnie Jackpot
 
winc74's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2008
Miasto: Paczków
Posty: 512
Motocykl: RD07a
Przebieg: rosnący
winc74 jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 16 godz 42 min 38 s
Domyślnie

Teść z teściową, szwagierka, siostra, mama i ja ze swoją kobitą zgodnie jeden KRS wipsujemy.
winc74 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23.02.2013, 06:59   #3
Dariusz Godawa OP
 
Dariusz Godawa OP's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2012
Miasto: Yaounde/Cameroun/Afrique
Posty: 166
Motocykl: AT Rd07a
Przebieg: 27000
Galeria: Zdjęcia
Dariusz Godawa OP jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 43 min 45 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał winc74 Zobacz post
Teść z teściową, szwagierka, siostra, mama i ja ze swoją kobitą zgodnie jeden KRS wipsujemy.
Jak to dobrze gdy rodziny sa tak zgodne, :-)))
za wielkie serca i jednosc - dziekujemy
pozdrawiam
darek
Dariusz Godawa OP jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25.02.2013, 06:31   #4
Dariusz Godawa OP
 
Dariusz Godawa OP's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2012
Miasto: Yaounde/Cameroun/Afrique
Posty: 166
Motocykl: AT Rd07a
Przebieg: 27000
Galeria: Zdjęcia
Dariusz Godawa OP jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 43 min 45 s
Domyślnie

22.02.2013 na nasz sierociniec w Kamerunie
wpłynęło:
( ochrona danych osobowych - podaję tylko pierwszą literę nazwiska i ostatnią imienia)

1) na Inteligo - Dariusz Godawa - 50 1020 5558 1111 1209 2800 0024:

1850 zl - Aa

2) na PayPal - darek@misja-kamerun.pl :

35 GBP - Mk (x 4,8166= 168,58 zl)

3) na konto Stowarzyszania Przyjaciół Dzieci Słońca - PKOBPSA - 03 1020 2498 0000 8002 0268 4942

0 zl

---------------------
RAZEM: 2018,58 zl
/ 4,1760 (kurs euro z dnia) czyli 483,38 Euro x 656 fcfa = 317 095 fcfa


Bardzo bardzo dziekujemy za ten kolejny dzień akcji
---------------------------------------------------------------------
RAZEM OD POCZĄTKU AKCJI (czyli od 12.02.2013) :
931,01 + 810,00 + 300,00 + 150,00 + 100,00 + 100,00 + 390 + 130 + 145 + 2018,58 = 5074,59 zl
Dariusz Godawa OP jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25.02.2013, 06:34   #5
Dariusz Godawa OP
 
Dariusz Godawa OP's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2012
Miasto: Yaounde/Cameroun/Afrique
Posty: 166
Motocykl: AT Rd07a
Przebieg: 27000
Galeria: Zdjęcia
Dariusz Godawa OP jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 43 min 45 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Ola Zobacz post
Cześć Paweł... znaczy Cizia . Cieszę się, że się tu pojawiłeś. W końcu z nas wszystkich wiesz najlepiej jak jest na Misji u Darka (nie licząc samego Darka oczywiście, no i Mirmila, który zna temat z pierwszej ręki, i pewnie tych kilku osób, które już zdążyły Misję odwiedzić). Ładnie to wszystko i poetycko ująłeś. Wiem, że mnóstwo dobrej energii, serca i pracy zostawileś w Kamerunie. Do tego samochód i pewnie wiele innych "dóbr namacalnych", które służą tam dobrej sprawie. A jeszcze dużo przed Tobą, znaczy Wami (Cizia and Zyke Team). I mam nadzieję, że napiszesz nam tu kiedyś o swoim pomyśle... Bo to baaardzo inspirujące przedsięwzięcie i jestem przekonana, że świadomość, że można coś takiego zrealizować niejednemu FATowiczowi dodałaby skrzydeł.

Na koniec dodam tylko, że jako że w Kamerunie nie byłam i nie miałam nigdy okazji poznać Darka, to właśnie opowieści Pawła (Cizi) były dla mnie bezpośrednią inspiracją i "kopniakiem" do rozpoczęcia całej tej akcji. Dzięki Paweł.

Pozdrawiam i zachęcam do "niezapominania" o przedsięwzięciu Darka.
Cizio kochana , Zyke kochany - czekamy wszyscy !!!!!!!!!!!!!!!
Dariusz Godawa OP jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26.02.2013, 21:47   #6
Dariusz Godawa OP
 
Dariusz Godawa OP's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2012
Miasto: Yaounde/Cameroun/Afrique
Posty: 166
Motocykl: AT Rd07a
Przebieg: 27000
Galeria: Zdjęcia
Dariusz Godawa OP jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 43 min 45 s
Domyślnie

25.02.2013 na nasz sierociniec w Kamerunie
wpłynęło:
( ochrona danych osobowych - podaję tylko pierwszą literę nazwiska i ostatnią imienia)

1) na Inteligo - Dariusz Godawa - 50 1020 5558 1111 1209 2800 0024:

100 zl - MISJA KAMERUN.FAT-ZGODNY-JAWNIE

2) na PayPal - darek@misja-kamerun.pl :

0 zl

3) na konto Stowarzyszania Przyjaciół Dzieci Słońca - PKOBPSA - 03 1020 2498 0000 8002 0268 4942

0 zl

---------------------
RAZEM: 100,00 zl
/ 4,1588 (kurs euro z dnia) czyli 24,05 Euro x 656 fcfa = 15 774 fcfa


Bardzo bardzo dziekujemy za ten kolejny dzień akcji
---------------------------------------------------------------------
RAZEM OD POCZĄTKU AKCJI (czyli od 12.02.2013) :
931,01 + 810,00 + 300,00 + 150,00 + 100,00 + 100,00 + 390 + 130 + 145 + 2018,58 = 5174,59 zl

Ostatnio edytowane przez Dariusz Godawa OP : 03.03.2013 o 20:34
Dariusz Godawa OP jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.02.2013, 17:19   #7
mnorbi
 
mnorbi's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Kraków
Posty: 35
Motocykl: Afri HRC
mnorbi jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 8 godz 42 min 34 s
Domyślnie Z naszej dwójki tylko Cizia umie wklejać zdjęcia :)

Wybierając się na trochę zwariowaną podróż do Afryki w pierwszej wersji, nie mieliśmy w planach jechać do Kamerunu. Teraz jak o tym pomyślę, to skóra mi cierpnie na plecach, co by nas ominęło. Ale jak to bywało na tym wyjeździe, każda podjęta decyzja zmieniająca radykalnie założony plan, owocowała samymi pozytywnymi emocjami. Nie było inaczej i tym razem. Już wtedy O. Darek pokazał nam, swoje skuteczne działanie, załatwiając w ciągu jednego dnia zaproszenia, które ewidentnie pomogły uzyskiwać inne potrzebne nam wizy, po drodze do kraju przeznaczenia.
Zapakowaliśmy dwie ogromne bazarowe torby a’la Stadion 10-lecia, na naszego Charliego i ruszamy. Torby zostały przygotowane i przysłane przez „Aktywną, daleko wysuniętą” rękę Ojca Darka /wtedy był dla nas tajemniczą postacią, znaną jako Camtel_Yaounde, przez chwilę nawet funkcjonował jako Komtur Jurand. Nie mieliśmy pojęcia o co chodzi z tym Camtel, ale ze słowem Yaounde po nieprzespanej nocy z Dr Google, jakoś sobie poradziliśmy/.
Po drodze kilka przeciwności chciało nas odwieźć od planu dojechania do Kamerunu, ale podjęte zobowiązania logistyczne, na tyle nas zmotywowały, że wytrwale dążyliśmy do celu, raz na sznurku, kolejny raz na pace…
Wyrwawszy się w końcu z niesamowicie urokliwej drogi, wijącej się przez kameruńską dżunglę, usłanej głębokimi koleinami, resztkami błota, które nie zdążyło jeszcze podeschnąć w porze suchej, mieliśmy przed sobą już tylko jeden cel – Misja Kamerun. Czy to będzie już koniec naszych zmagań fizycznych i psychicznych, Cizia prowadził naszego Merolka zapamiętale, wzrok miał utkwiony gdzieś daleko, dużo dalej niż kończyła się maska naszego auta. Jego twarz było na zmiennie szczęśliwa, by za chwilę nasunęło się na nią oblicze głębokiej zadumy.
Pierwszy raz w życiu widzieliśmy tyle „dżunglastej” zieleni w połączeniu ze wysokimi górami, olbrzymie drzewa strzelały prosto w niebo. Dżungla wdzierała się na drogę, wszędzie palmy, palmy… Żebyśmy nie popadali w zbyt głęboką melancholię, nasz świeżo uzdrowiony silnik dawał znać o sobie, klekocze, osłabł tak, że mamy do dyspozycji tylko dwa pierwsze biegi, a góry wcale nie maleją. Poruszamy się z prędkością furmanki ciągniętej przez galopującego konia, trochę mniej zwracamy uwagę na otaczającą nas przyrodę, która w normalnych okolicznościach urzekła by nas swoim pięknem. Stajemy na poboczu z nadzieją, że uda nam się opanować ten motoryzacyjny impas. Cizia spróbował eksperymentu z lepszym dogrzaniem silnika, biała tekturowa teczka, która kryła przed światem nasze tajne dokumenty, tym razem kryła przed chłodniejszym wieczornym wiatrem, aluminiowe żebra naszej chłodnicy, cudotwórca z tego naszego Cizii. Dalsza podróż przyjęła już inny charakter, wróciły do łask dwa kolejne biegi, silnik mruczał tak jak kiedyś na początku w Europie. To spowodowało, że emocje trochę nam opadły, opadła też dolna szczęka drugiemu pasażerowi Charliego - Zyke, jak na chwilę przyłożył głowę do zagłówka, niepotrzebnie jechał na „popielniczkę”, przecież fajki skończyły się nam jakiś czas temu.
Będąc już tylko 200-300km od Jurand/Yaounde, mieliśmy plan pobytu w misji dwa, góra trzy dni, była godzina czwarta po południu. Wzywały nas wspomnienia, podjęte zobowiązania, rozmowy z Ojczyzną toczone podniesionym tonem, wydobywającym się ze słuchawki. Wtedy zapadła decyzja, napieramy do bólu, dojedziemy na miejsce, prześpimy się w aucie po raz kolejny, gdzieś niedaleko misji. Wykonaliśmy kontrolny telefon do O. Darka około 22, informując, że Krzysiu Hołowczyc przed chwilą oznajmił, że na miejscu pod faktorią będziemy grubo po północy. Ojciec zrugał nas po chrześcijańsku i oznajmił tonem nie znoszącym sprzeciwu, że czeka na nas na rogatkach do bólu, tylko mamy dać znać jak miniemy pierwszy kiosk z bananami za ostatnią stacją Total przed Y.. coś tam, coś tam.
Tak uczyniliśmy, phone by night do ojca, no i… silent night, rozrusznik zaniemówił koło „bananowego kiosku”. Na szczęście Kameruńczycy i rośli pasażerowie Charliego nie pozwolili, żeby Merolek wystygł za bardzo, odpalił już po dwustu metrach pchania. Dojeżdżamy do Yaounde bram, wojskowy post, kontrola dokumentów i nagle stała się jasność, Cizia i Zyke od razu sięgnęli po czarne okulary, by chronić wzrok przed ostrym światłem reflektorów samochodowych, kontrolujący nas wojskowy nie sięgał, miał je cały czas na nosie, ale i tak miał ręce zajęte dokumentami, więc nie dałby rady założyć czegokolwiek na oczy. Biała, rozświetlona Toyota Land Cruiser zajechała pod same bose stopy wojskowego, grupa uśmiechniętych/widać było białe zęby/ ciemnych postaci wysypała się z tylnej części auta, rosła postać z czołówką na czole wynurzyła z ciemności otaczających przednią część samochodu, w niektórych kręgach zwanych maską, to był on - Komtur Jurand. Za chwilę już mieliśmy dokumenty z powrotem, banany zagościły na naszych twarzach, i nie znikały do 13 grudnia, a my zgodnie z tradycją mieliśmy czerwone czapki z białymi pomponami w tym dniu.
Znikliśmy sobie w ramionach, niedźwiadki ochoczo zagościły na afrykańskiej ziemi. Ciemna noc, a my nareszcie jesteśmy na miejscu. Krętą i nierówną drogą docieramy na miejsce, wysoki mur otaczający faktorię, stalowa brama się samoczynnie, ludzkimi rękami popychana otwiera i jesteśmy.
Ulga i przyjemność. Długo rozmawiamy, zajadamy, przygotowane przysmaki drobiowe, śmiejemy się patrząc i obserwując naszych białych i czarnych gospodarzy. Ci drudzy z powodu ślicznych uśmiechów i radosnego szczebiotania, z którego nic nie rozumiemy, przykuwają mocno naszą uwagę. Zasypiamy pierwszy raz od dłuższego czasu nie myśląc o jutrze.
Kolejne dwa dni upływają nam na rozpakowaniu Charliego, miłych rozmowach i wycieczkach do miasta. Szef Misji czyli O. Darek jest zaskakująco fajnym człowiekiem i najnormalniejszym z duchownych jakiego poznaliśmy. Wymagający jak cholera od wszystkich wszystkiego, ale jak to mówi - w sprawiedliwy sposób. Nie zauważyłem żeby ktoś narzekał.
My natomiast jesteśmy bardzo nietypowymi katolikami, stosujemy się do zasad wiary, ale do tych, które nie wymagają od nas zbyt wiele wysiłku jak np. chodzenie do kościoła, poranne i wieczorne modlitwy. Z czasem przebywając na misji, czuliśmy się jak jedna z części dobrze tykającego zegarka, w którym odkrywaliśmy nasze nowe światy, chłonęliśmy atmosferę tego miejsca. Bardzo dobrze czuliśmy się tu i teraz. Znaleźliśmy swoje kropki nad „i”, tego wyjazdu. Czas płynął nam powoli, czuliśmy się szczęśliwi, jak byśmy chwycili Pana Boga za nogi.
W tym natłoku codziennych obowiązków /spanie, śniadanie, drzemka, spacer, drzemka, obiad, rozmowy, drzemka, kolacja, nocny spacer, początek snu…/, odkryliśmy, że w końcu jesteśmy na wakacjach. Jak Wakacje to Wakacje. Od dłuższego czasu byliśmy na misji, a przyzwyczajeni do zmian jakie to mają miejsce w podróży, zaczęliśmy potrzebować jak powietrza, jakiejś odmiany. Poprosiliśmy Darka zorganizowanie krótkich wakacji, ustaliliśmy termin i porę wyjazdu. Dzieci stoją w szeregu, wg obiektywnych, sprawiedliwych kryteriów zostają wybrani Ci, którzy wkrótce pojadą z nami nad ocean. W gronie towarzyszących nam dzieci i młodzieży, Marianne i Achilla, O. Darka, wyruszyliśmy bladym świtem. Cizia – etatowy, wyjazdowy kierowca, dorwał się do kierownicy tej cudownej Toyoty. Stłoczonych osiemnaście ciał sunie do przodu drogami wyrwanymi kameruńskiej dżungli. Wiatr we włosach i powiew nowych przygód sprawił, że Paweł-Cizia wiedziony mocniejszym biciem serca, jechał 300km prawie bez przerwy, nie zważając na prośby pozostałych pasażerów, domagających się wyprostowania nóg i ulżenia napięciu mięśni odpowiedzialnych za prawidłowe funkcjonowanie pęcherza. W końcu dojeżdżamy do Kribi, a naszym oczom ukazuje się wspaniała kupa wody , cieszymy się jak dzieci. Przygotowano jak co roku chrzest dla tych, którzy jeszcze nie widzieli oceanu. Potulnie jak baranki, z zawiązanymi oczami i przysłoniętymi uszami idą w szeregu trzymając się za ręce. Zatrzymują około 3 metrów przed wodą, na hasło zdejmują zakrycia oczu i uszu, słyszymy okrzyki radości, płacz, milczenie, może są i przekleństwa, ale my ich nie rozpoznajemy.
Po próbie wody, wbijamy się ponownie do auta i jedziemy na z góry upatrzone pozycje, przygotowane przez O. Darka i jego ekipę. No, ... raj na ziemi. Palmy, piasek po lewej , piasek z prawej, cisza, słońce, no i woda, której temperatura bliska była 36 stopniom, ludzie na wskroś swobodni i szczęśliwi. Ekipa jak dorwała się do wody, to dopiero głód i zachodzące słońce wygoniło je na brzeg.
Namawiamy wszystkich na zostanie jeszcze jeden dzień dłużej, udało się, jest tak cudownie, że nie trzeba było zbyt długo namawiać. Zaczarowane Kribi. Spędzamy kolejne długie godziny bawiąc się jak dzieci w wodzie, pluskając się i wpatrując w uśmiechy otaczających nas szczęśliwych buź. O. Darek z pobliskiej werandy restauracji obserwuje swoja trzódkę, robiąc przy tym tysiące zdjęć dokumentujących wszystko i wszystkich w niecodziennych pozach i zachowaniu. Cizia i Zyke w siódmym niebie, poziom szczęścia 10 i rośnie. Wakacje w Wakacjach . Długie dwa dni spędziliśmy w oceanie, na łapaniu krabów, rozmowach, spacerach, jedzeniu pyszności i upajaniu się w przyjemnościach. Powrót był smutny, a zarazem miły, poznaliśmy kolejne cudowne miejsce na ziemi.
Znów jesteśmy na misji, odczuwamy bliskość nieuchronnego końca naszego świata, związanego z naszą ostatnią przygodą. Osowiali, smutni, zaczynamy ostatnie pakowanie, wyruszamy na lotnisko, odprowadzani przez liczny komitet pożegnalny. Odlatujemy, doznaliśmy tam na ziemi w Kamerunie, tylu pozytywnych i niezwykłych emocji, nauczono nas innego spojrzenia na rzeczy, które do tej pory traktowaliśmy albo zbyt poważnie albo zbyt lekceważąco. Wrócimy tam na pewno, już niedługo.
Misja Kamerun – niezwykłe miejsce, niezwykli ludzie.

Cizia&Zyke
__________________
cudowne miejsce, niesamowici ludzie www.misja-kamerun.pl
mnorbi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01.03.2013, 11:42   #8
Dariusz Godawa OP
 
Dariusz Godawa OP's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2012
Miasto: Yaounde/Cameroun/Afrique
Posty: 166
Motocykl: AT Rd07a
Przebieg: 27000
Galeria: Zdjęcia
Dariusz Godawa OP jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 dni 43 min 45 s
Domyślnie

26.02.2013 - 01.03.2013 na nasz sierociniec w Kamerunie
wpłynęło:


1) na Inteligo - Dariusz Godawa - 50 1020 5558 1111 1209 2800 0024:

35 zl - na sierociniec w Kamerunie od FROG AT
30 zl - Foyer Saint Dominique, z.ecenie stałe ATF br
50 zl - FAT Jagna

2) na PayPal - darek@misja-kamerun.pl :

100 zl - Kz

3) na konto Stowarzyszania Przyjaciół Dzieci Słońca - PKOBPSA - 03 1020 2498 0000 8002 0268 4942

0 zl

---------------------
RAZEM: 215 zl
/ 4,1477 (kurs euro z dnia) czyl 51,84 Euro x 656 fcfa = 34 004 fcfa


Bardzo bardzo dziekujemy za ten kolejny dzień akcji
---------------------------------------------------------------------
RAZEM OD POCZĄTKU AKCJI (czyli od 12.02.2013) :
931,01 + 810,00 + 300,00 + 150,00 + 100,00 + 100,00 + 390 + 130 + 145 + 2018,58 + 115 = 5399,59 zl
Dariusz Godawa OP jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.

Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:02.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.