Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 24.01.2013, 11:39   #11
grabbie
 
grabbie's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Wrocław
Posty: 194
Motocykl: RD07a
Przebieg: 59000
grabbie jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 17 godz 6 min 23 s
Domyślnie

DZIEŃ 7 - W CZARNOGÓRZE JAK W POLSCE - TEŻ KRADNĄ

Spałem bardzo mocno. Powoli uchylam oko żeby wyjrzeć na świat... widzę, że na zewnątrz już jasno. Dopiero po chwili dociera do mnie, że patrzę na ten świat przez podłużną dziurę wyciętą w podłodze namiotu. Zrywam się w ułamku sekundy i rozglądam po wnętrzu. Nie ma ciuchów! Rozpinam namiot, przedsionek odpięty od szpilek, nie ma jednej z bocznych toreb w pozostałych rzeczach jest bałagan. Motocykl jest ale... zaraz zaraz... nie ma tankbaga - odcięty od motocykla! Wpadłem w szał. Biegnę do właściciela i dre się w niebogłosy, po Polsku, po Angielsku, żądam żeby zawołał policję. Ten wychodzi z domu, razem z pracownikami, nie wiedzą o co mi chodzi. Dopiero jak im pokazałem namiot to zrozumieli. Przy okazji znalazłem też spodnie i polówkę, która leżała w trawie. Wkurwiony potężnie staram się uspokoić i pomyśleć dobrze czego nie mam. Całe szczęście dokumenty, pieniądze i kartę miałem w nocy przy sobie. Aparat był przy głowie więc też go nie zdołali zabrać. Kask!... dopiero co kupiony kask samotnie leżał sobie w namiocie - pozostałe ciuchy na motocykl już nie miały tego szczęścia. Ogólnie straciłem połowę bagaży. Wszystkie ciuchy na motocykl z butami włącznie, przewodniki, mapy, ładowarki, uchwyt do gpsa, rękawice, smar do łańcucha, zapasowe dętki, trochę żarcia, ciepłe ciuchy, podpinki, torbę boczną i tankbaga.

Gostek od pola namiotowego wydawał się bardzo zasmucony zajściem i nie dowierzał, że stało się to pod jego oknem. Zawołali jakiegoś znajomego z Belgradu co ma domek obok, bo tamten ni w ząb po angielsku nie gadał. Zacząłem im wyliczać czego nie mam... i jak to wszystko w ogóle możliwe?! Chodziłem wściekły po polu w nadziei, że coś znajdę po krzakach. Z reguły w takich akcjach złodziej liczy na kasę, dokumenty lub telefon. To wszystko mi zostało. Znalazłem za to kask rowerowy gdzieś w trawie. W jednym końcu pola gościła kamperem rowerowa ekipa z austrii. Oni przyzwyczajeni do swoich warunków wszystko mieli przez noc na wierzchu. Rowery droższe od mojego motocykla spięte linką z marketu chyba za 5 eur. Ten jeden kask to była jedyna rzecz jaką próbowano im zrabować. Ktoś musiał się na mnie zaczaić poprzedniego dnia w miejscowości. Innej opcji nie ma. W zasadzie "zrobili" tylko mój namiot.



Czekam i czekam a tu nic się nie dzieje. Właściciel kempingu łazi w te i we w te z ponurą miną. Co chwile wydzwania gdzieś. Jego sąsiad Serb tłumaczy mi, że w Żablijaku nie ma posterunku policji. Gość będzie dopiero skądśtam jechał i trzeba czekać. Ja wkurwiony siadam na motocykl i objeżdżam okoliczne zakamarki - a nuż coś znajdę. Objeżdżam między innymi inne pole namiotowe gdzie facet przyprawiał świniaka na dzisiejsze ognisko. Jak mówię mu, że z Polski jestem to od razu się uśmiecha i zaprasza na wieczerzę. - Będzie świnia, ognicho, gitara i dziewczyny!- zachęca mnie z uśmiechem. Ja mówię mu co się stało i że szukam swoich rzeczy, może się coś gdzieś leży. - Spałeś w Ivan Do?!- pyta. Ja potwierdzam i mówię, że tam właśnie mnie okradziono. - To już 5 raz w tym sezonie! Nie śpij tam więcej. Śpij u mnie. Ja tu pilnuje a jak w nocy ktokolwiek się zbliża do namiotu to łeb odstrzelę! Miejscowi to wiedzą, boją się. - pokazuje mi z rozbrajającym uśmiechem dwurukę w kanciapie. Niewiele pocieszony wracam do Ivan Do. Po następnych 30 minutach zjawia się cywilny, stary, zdezelowany golf a w nim podobno policjant.

Zaczęło się spisywanie w biurze kempingu. Najpierw moje dane, potem co się wydarzyło, oględziny namiotu, co zginęło, ile to warte, jakie marki, kolory, materiały. Lista była na całą kartkę A4 a kwota za całość opiewała gdzieś na 800 euro. Żona właściciela wypaliła do mnie że ja taki bogaty i w ogóle ile to pieniędzy nie mam na sobie...ja do niej, że 3 lata na to wszystko zbierałem. Nie odezwała się. W trakcie czynności z policjantem przychodzi zapłakana dziewczyna z kampera nieopodal mojego namiotu. Zniknął jej portfel i telefon. Spali w T3 caravelle przy otwartym oknie a torebka była na desce rozdzielczej. Skrajna nierozwaga została przyuważona i wykorzystana. Dziwnie bezpiecznie czuli się Ci złodzieje tej nocy. Po wszystkim Policjant mówi, że małe są szanse na jakiekolwiek efekty a jeśli coś znajdą to zwrócą przez ambasadę. I tyle. Policja też działa jak w Polsce. Poznana wcześniej para z Polski ma również cięcie w namiocie ale nic im nie zginęło. Co ciekawe oni spali z małym miejscowym pieskiem w środku. To też interesujące, że psina nie narobiła hałasu w nocy. Może się nie zna jeszcze a może zna się i to dobrze ale ze złodziejem....

W paskudnym nastroju składam namiot i powoli pakuje to co mi zostało. Najważniejsze jest jedno - w zasadzie mogę jechać dalej. Mam motocykl, pieniądze i dokumenty. Mam też sprzęt do spania (bez namiotu :P), jedną parę butów, szmaciane spodnie na moto i dresik do spania. Ostała się też przeciwdeszczówka, bo była w zamkniętym na klucz kufrze. Mam na czym zrobić żarcie i mam części zapasowe do motocykla. Z drugiej strony pocieszam się, że motocykl będzie sporo lżejszy . Przed wyjazdem dostaję od Polaków mały nożyk i sztywną ładowarkę samochodową na micro usb - na postoju mnie poratuje w razie czego. Około godziny 12.00 wyruszam dalej. Tutaj moja noga już nie postanie.

Kręcę się jeszcze po Zablijaku i okolicach, objeżdżam śmietniki i inne zakamarki ale nic nie znajduje. Kupuję coś na śniadanie i krem do opalania, który był w tankbagu. Próbuję też kupić ładowarkę do samsunga ale nie mają tu takich rzeczy. Ostatecznie w szmacianych spodniach, trekingach na stopach, żółtej polówce i aparatem na ramieniu (pokrowiec i ładowarkę też ukradli) wyjeżdżam z Zablijaka w kierunku wąwozu Tary. Na wylocie z wioski zatrzymuje się na stacji żeby kupić chociaż mapę papierową Czarnogóry. Nie mam uchwytu ani ładowarki do telefonu więc nawigowanie z gps odpada. Dociera do mnie również, że ze zdjęciami też muszę się ograniczać bo nie wiem na jak długo wystarczy baterii w aparacie. Po kilku kilometrach jazdy w krótkim rękawku już tęsknie za kurtką. Pęd wiatru wyciąga mi koszulkę ze spodni i podwiewa aż pod szyję. Zakładam czerwony, dziurawy roboczy polar, wkładam w spodnie i jadę dalej. Jest znośnie.



Po około dwudziestu kilometrach dojeżdżam do słynnego mostu i kanionu rzeki Tara. Most ma długość 365m i wysokość nad lustrem rzeki 172m. Robi wrażenie. Swego czasu była to największa tego typu konstrukcja w Europie. W powietrzu oczywiście kłęby dymu i widoki średnie. Ja mocno przybity moją sytuacją bawię się tu mocno średnio. Do tego przyjechało parę autokarów z turystami co to wylegli tłumem na środek mostu. Trochę się tu jarmark robi, pamiątki, karteczki, pierdoły. Jadę dalej.



Układając trasę tej wycieczki bardzo chciałem jechać pewnym płaskowyżem, który ciągnie się na południe od wąwozu Tary i prowadzi równolegle. W google maps widać tam dzikie dróżki, na panoramio jest kilka obłędnych fotek. Pomyślałem sobie jednak, że kanion Tary warto przejechać cały wzdłuż, asfaltem. Nie warto. Jechałem tak i jechałem krętym asfaltem jakieś 50 km aż do Mojkowac. Przez dym niewiele było widać, a to co widać jakoś nie urywało jaj. Jakiś taki zwykły wąwóz i tyle. Kanion Morace robił większe wrażenie. Być może odcinek rzeki w Parku Narodowym Tara miał bardziej spektakularne okolice jednak nie było mi już po drodze. W ogóle Czarnogóra z racji nieszczęsnej przygody zbrzydła mi nieco i już myślami byłem w Albanii. Podjąłem decyzję, że trzeba by jeszcze dzisiaj opuścić Czarnogórę.

Cały czas obmyślałem strategię podróży bez sprzętów, które straciłem. Jechałem i myślałem. Z każdym kilometrem docierał do mnie komizm sytuacji w jakiej się znajdę po wjeździe do Albanii. Jak tylko przekroczę granicę asfalt się skończy a odcinek do Hani Toti jest ponoć wymagający. Ja będę bez ani jednej łatki do dętki, bez ciuchów z ochraniaczami i w ogóle trochę w dupie będę.

W Mojkowac wjeżdżam ponownie na drogę E80, tę co prowadzi przez kanion Morace do Podgoricy. Rozważam powrót do stolicy żeby zaopatrzyć się w niezbędne gadżety, chociażby te na wypadek kapcia. Wjeżdżam do miejscowości Kolasin w poszukiwaniach miejsca gdzie mógłbym kupić smar do łancucha czy łatki do dętek. Nie ma tu jednak takiego zaopatrzenia. Wracam do E80 i jadę do Podgoricy. Gryzę się z myślami bo ślinka mi cieknie na albańskie szutry. Perspektywa kolejnej nocy w Czarnogórze zniechęca mnie jednak ostatecznie. Zawracam. W Kolasinie odbijam na zachód, w kierunku Andrijevicy. Jeszcze dzisiaj bedę w Albani! Raz się żyje.



Przed Andijevicą przejeżdżam przez przełęcz na wysokości około 1600m n.p.m. Podobno jest stąd cudowny widok, jednak ja upajam się atmosferą niebieskiego dymu po horyzont. W Andrijevicy robię małe zakupy, pytam o smar ale nic z tego i jadę dalej do Gusinje. Jadę bez nawigacji ale z mapą idzie mi doskonale. W napotykanych miejscowościach i tak nie ma zbytniego wyboru kierunków do jazdy.



Po drodze mijam jezioro Plavsko i z ciekawości zaglądam do miejscowości Plav. Delikatnie mówiąc obraz miasteczka (a to ponoć tutejszy kurort nad jeziorem) znacznie odbiega od naszych standardów, jest tu jednak pewien specyficzny klimacik :P. Teraz jeszcze tylko 10 km do Gusinje...



... i kolejne 5km do granicy z Albanią. Asfalt się kończy ale jedzie się już po podbudowie pod nową drogę. Słońce zachodzi a ja przerywam spokój pogranicznika czarnogórskiego. Bez problemów wjeżdżam dalej. Podjeżdżam do albańskiej kontroli a tam w telewizorku leci jakieś muzyczne gówno z MTV. Śmiesznie to wygląda. Jadę do kraju gdzie połowa dróg to szutry, jestem w czarnej dupie, góry dookoła i pełna dzikość nic tylko cieszyć się tym krajobrazem, a tu Pan celnik teledyski muzyczno-cyckowo-gołodupowe sobie zapuszcza . W sumie to go rozumiem, dla niego to codzienność. Oddaje mi paszport, wychodzi, o coś pyta ale ja ni w ząb. Uśmiecha się i każde jechać dalej. Szlabanu nie podnosi - każe ominąć



Jestem w Albanii. Dookoła strome zbocza gór a przede mną zachodzące w dymie czerwone słońce. Jadę powolutku, jakbym nie chciał zmącić hałasem tego pięknego krajobrazu. Gęba kręci mi się na około. Hura! Już jestem w Albanii .



Jadę dalej i po jakimś czasie zaczyna się asfalt. Mijam skrzyżowanie z drogą do Szkodry, jednak kieruje się dalej w nadziei, ze znajdę jakaś miejscówkę do spania. Dojeżdżam do Vermosh. Krótki objazd przez wiochę i udaje mi się znaleźć miejsce na nocleg. Jest tu fajny kemping... jeśli można to tak nazwać, z domkiem na drzewie. Starszy jegomość organizuje tu noclegi, jest miejsce na namiot ale są też pokoje. Jakoś na migi się dogadujemy, gość oferuje mi jedzenie ale ja odmawiam. Dziś skromnie chińską z Radmoia mam w menu. Zaprasza mnie do domku na drzewie i częstuje piwem. Próbujemy coś gadać ale średnio się klei. Całe szczęście gość jest bardzo pozytywny, ciągle się uśmiecha i jest "ok, no problem... ok ok"



Na całej działce jest plątanina rur i rurek, z których cały czas woda skądś dokądś płynie. Są też armatki nawadniające trawę i nawet mały basen! To miejsce jest w całości wypełnione dźwiękami strzelających armatek wodnych. W domku na drzewie jest też mała drewniana beczka wypełniona puszkami z piwem i napojami. Do beczki cały czas wlewa się zimna woda jednym wężem a drugi robi za przelew. Taka miejscowa lodówka. Uroku dodaje żarówka, której natężenie ciągle się zmienia. Prawdopodobnie prąd mają tu napędzany przez wodę a napięcie nie jest w żaden sposób stabilizowane. Po migowych konsultacjach udaje mi się zorganizować nawet mycie w zimnej wodzie w łazience gospodarza. Po zachodzie słońca robi się bardzo zimno a ja szybko kładę się spać. Jest lekko po 21. Namiotu nie rozkładam bo i tak nie ma po co. Zasypiam jak kamień... jestem już w Albanii a wszystko co można mi ukraść mam przy sobie albo w zamkniętym kuferku

grabbie jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Wkoło adriatyku 2012 grabbie Trochę dalej 27 16.09.2012 10:56
bike island days 28.06.2012-1.07.2012-Lubieszewo kolo Drawska Pom-zachodniopomorskie kuras Imprezy forum AT i zloty ogólne 9 10.06.2012 21:33


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:43.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.