Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03.08.2019, 06:22   #1
zimny
trampkarz emeryt
 
zimny's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Garwolin
Posty: 2,822
Motocykl: F800GS ADV
Przebieg: za mały
zimny jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 6 dni 7 godz 14 min 42 s
Domyślnie

zimny jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.08.2019, 07:54   #2
Rychu72
 
Rychu72's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 44 min 56 s
Domyślnie

To lecimy dalej

II dzień

Vany trochę się spóźniają.



Jedziemy najpierw na śniadanie do zaprzyjaźnionej francuski. Po śniadaniu nie możemy znaleźć kierowców. W końcu sami się znajdują. Teraz oni zjedzą śniadanie. Masakra z tym ich poczuciem czasu i obowiązku ……. powiedział jeszcze nie wyluzowany Europejczyk, czyli ja.



W końcu jedziemy. Droga nudna.



Mamy 400 km do pokonania, które pokonujemy w ok. 5 godzin. Zaraz za Dakhlą check pointy, gdzie nas spisują. Trochę to trwa. Dalej idzie sprawnie, bo po drodze dwa mikromiasteczka i poza tym nic, co by spowalniało. Prawie brak bocznych dróg. Kierowca większość drogi gada przez telefon.



Trochę mi się nudzi i włączam radio, a tam jakiś imam cały czas prawi kazanie. Widzę, że kierowca zadowolony i nawet nie myślę o wyłączeniu. Po godzinie słuchania prawie przeszedłem na islam. Zrobiliśmy 320 km i namawiam kierowcę do 5 minut przerwy. On nie chce przerwy, bo niebezpiecznie, ale pokazuję mu, że zaraz będzie czyścił tapicerkę. Wszyscy leją. My i oni. Tylko oni inaczej, bo na kuckach, lub klęczkach.





Jak niżej widać to europejczycy mają znacznie wyższy poziom oddawania moczu



Z tym niebezpiecznie to miał rację. W drodze powrotnej, gdy było już ciemno prawie wpakowaliśmy się w głazy ułożone na asfalcie. Jeszcze koleś nie zdążył uciec, ale o tym w ostatnim odcinku.
Docieramy do granicy. Czekając na Neno idziemy na kawę, a potem do innej knajpy na tazina.

Spotykamy się z Neno zaraz za granicą na pasie ziemi niczyjej. Tam wsiadamy wszyscy na lawetę i jedziemy kawałek od granicy zrzucić moto.









Potem każdy już na swojej maszynie jedzie na granicę mauretańską. Pas ziemi niczyjej, to jeden wielki śmietnik i szrot. Wiele pojazdów zostało tam ze względu, że przejeżdżający nie umiał dopełnić procedur celnych (między innymi opłat) i żaden z krajów już go nie wpuścił. Żyje tam od paru lat jeden gość i nie może przekroczyć żadnej z granic. Niektórzy ludzie zostawiają mu jedzenie i wodę.


Ja i Wojtek jedziemy pierwsi. Wojtek na KTM690 podskakuje sobie na kamieniach jak na rowerze. Jestem urzeczony. Tak się zapatrzyłem na niego, że mało, co nie glebię na kamulcach, a mam na sobie tylko kask, podkoszuklek i adidaski. Byłoby piękne zakończenie przed rozpoczęciem. Jak potem się dowiedziałem to Wojtek jest aktywnym zawodnikiem trialowym. Lubię z takimi ludźmi jeździć, bo zawsze można trochę podglądnąć i podszkolić moją marną technikę.

Jeszcze przed granicą, przy rozładunku łapie nas zaprzyjaźniony z Neno fixer. Ja i Wojtek (KTM) wyrwaliśmy się do przodu i zajechaliśmy na granicę szybciej. Jakiś gość nachalnie prosi i dokumenty, więc mu dajemy. Myśleliśmy, że to jakiś żołdak bez munduru. Poszedł do reszty pograniczników i coś tam gada i załatwia. Za chwilę przylatuje ten fixer co się z na z Neno i ostro się kłócą, że mu podebrał klientów. Po chwili obaj wkurwieni na maxa dochodzą do porozumienia.






Fixer lata z wszystkimi papierami załatwiając formalności. Trzeba wykupić wizę (55 Euro) i ubezpieczenie ( chyba 15 Euro).
Za granicą wymieniamy walutę i lecimy parę kilometrów rozpakować się z auta, zostawić lawetę i wrzucić ciuchy motocyklowe na siebie.

Witek i Andrzej jako, że wracają wcześniej przekraczają granicę na lawecie. Motocykle trzymane tylko przez stojak, a chłopaki siedzą na motocyklach. Nagle jakaś spora dziura i widzę, że laweta wybija się w górę, a chłopaki zaliczają swoją pierwszą glebę .... i to na lawecie. Zbieramy bagaż z asfaltu, stawiamy motory i sprawdzamy, czy chłopaki całe.

Pakujemy, co możemy na moto, bo pickup zawalony zapasami paliwa, wody, jedzenia i innym szpejem. Wszystkie motorynki odpalają bez żadnych himer.



No i w końcu jedziemy podbijać morza i oceany z piasku!!!!! Trochę dziwnie, bo całą zimę nie było okazji polatać i trzeba się wjeździć. Na szczęście na dzień dobry parę km asfaltu. Jest wietrznie, a mijające ciężarówki podnoszą mnóstwo piasku. Mam gołą szyję i czuję jakby ktoś wystrzelił tysiące igieł w momencie przejeżdżania jednej z nich. Przy kolejnej pochylam się, żeby przyjąć piaskowanie na kask.

W miejscu gdzie asfalt skręca na południe my odbijamy w piaskową drogę idącą do wioski …….. no i się zaczyna. Piasek strasznie sypki. Jedziemy z Wojtkiem (KTM) przodem z manetką odkręconą na maxa, byle tylko nie stanąć. Patrzę w lusterko i nie widzę wszystkich. Zatrzymujemy się po 200 metrach i czekamy na innych.
W ustach tak sucho jakbym wrzucił parę łyżek mąki, albo mleka w proszku. Wypijam na raz prawie litr wody. Powoli większość dociera. Nie ma Artura i Neno. Idę z buta zerknąć za zakręt co się dzieje z nimi. Obydwaj zaliczyli albo glebę, albo wklejkę. W końcu Artur dojeżdża nieco zasapany. Widać, że zaczyna przygodę z piaskami. CRF250L gotuje się. Czekamy chwilę, aż kontrolka zgaśnie i lecimy w kierunku linii kolejowej szukać miejsca na nocleg.
Jest SUPER. Czekałem na to od powrotu z Maroka, gdzie byłem w 2014 i Sahara skradła mi serce. Co jakiś czas zatrzymujemy się i zbieramy w kupę. Czasami trzeba po kogoś wrócić, bo albo gleba, albo się zakopał.
Obserwuję innych jak sobie radzą. Myślę sobie, że zapewne stworzą się dwie grupy. Wolniejsza i szybsza. Mimo, że nie mam problemu z jazdą to wolałbym tą wolniejszą, bo jest szansa na dokładniejsze degustowanie miejsca w którym się jest. Na lepsze fotki i filmy. Moje myśli były trochę na wyrost i szybko okazało się, że będzie nas tylu, żeby się dzielić.

Podczas jednego z powrotów po zaginionych gubię torbę centralną z testowanego U-BAGa od Neno. Na szczęście widzi to Wojtek [KTM] i krzyczy. Niestety, ale to nie koniec przygód z centralką. Napiszę później o tym.
Nie tylko ja gubię, ale Artur ma większego pecha, bo gubi i nie znajduje tablicy rejestracyjnej. W sumie zrobił tylko parę kilometrów w offie. Neno uczulił nas, żeby mocowanie tablicy było solidne. Moja też odpadnie, ale to za chwilę. Gubią się jeszcze jakieś flaszki z wodą ognistą …… na szczęście Ci z tył znaleźli je i się nie zmarnowało.

Znajdujemy fajną, osłoniętą od wiatru miejscówkę i czekamy na Neno. Gdzieś daleko widać łunę świateł i jeden wyskakuje na wydmę wskazać mu miejsce. Uff, bo mało co by pojechał dalej.
Rozbijamy namioty, jemy kolacje i pijemy rotosia (podlaski bimberek przewożony w rotopaxie).









Parę słów o tym co wpadało w otwór gębowy i wylatywało otworem wydalniczym większym.

Bardzo dobre jedzenie mieliśmy od początku do samego końca. Porcje były takie jak kto chciał i nikt nie głodował. Miałem nadzieję zgubić parę kilo, ale ….. Po drugiej kolacji oświadczyłem się Ewie, ale dała mi kosza . Żeby za bardzo nie ryzykować sensacjami żołądkowymi jedzenie w dużej mierze było z Polski i dzięki temu nie jeździliśmy z brązowymi plamami na dupach. Przy takim wysiłku musieliśmy dostarczać dużo kalorii. Organizm raz, że walczył z termoregulacją, a dwa z piachem. Jednak prędzej, czy później każdy miał sraczkę, bo zawsze coś miejscowego zakosztowaliśmy. Nawet mycie zębów i użycie nie tej wody (była techniczna domycia i czysta do picia) do płukania ust powodowało sensacje.
Standardem była dwójeczka 2-3 razy dziennie, a parę dni przed końcem wszystko się ustabilizowało i spadło do jednego razu.
Często bywało tak, że na postojach ktoś wsiadał na moto i odjeżdżał w pośpiechu kawałek. Robił co musiał za wydmą, a w przypadku braku za motorem i wracał. Czasami ktoś znikał w czasie jazdy, bo ciśnienie fekalne rozsadzało mu dupsko. Faktycznie jak się poczuło zew natury to lepiej było nie czekać za długo i nie patrzeć, że „kobiety lubią brąz i każdy o tym wie” zgodnie z słowami piosenki mojego imiennika. Papier toaletowy lub chusteczki nawilżane były bardzo cennym towarem na tej imprezie.
Fajny temat, co nie?

Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.08.2019, 08:01   #3
Rychu72
 
Rychu72's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 44 min 56 s
Domyślnie

III dzień

Dzień pechowy

Rano pobudka, śniadanie, pakowanie, tankowanie, rozdanie żelaznych racji żywnościowych i żelaznej flaszki wody w razie pogubienia się.
Pierwsze spotkanie z miejscową fauną, czyli nowe miejscowe friendy pod namiotami.
Teraz wiecie dlaczego do końca dojechało tylko trzech.





Do śniadania dołącza „człowiek za wydmy” jakich będzie wiele. Dookoła nic, a jednak zawsze ktoś się znajdzie. Przeważnie podchodzą i patrzą. Nic nie mówią i nie są w żaden sposób nachalni. Częstujemy go kawą, a do tego bierze sobie 10 kostek cukru. 5 do kawy, reszta pod szaty.


Tu jeszcze 100% składu i "człowiek za wydmy".



Trzeba było wyrobić sobie nawyk zamykania namiotu i sprawdzenia wszystkiego co leżało na piasku. Buty pożądnie wytrzepać, zanim włoży się giczałę.

Jeszcze nie ubraliśmy się plastyki, a już żar z nieba daje popalić. Myślę, że pewnie trzeba parę dni na aklimatyzację, ale myliłem się, bo dawał popalić prawie do samego końca.

Tankowanie paliwa



W cenie wyjazdu mamy 300 fotek i umówiliśmy się z Neno, że jak zobaczymy, że celuje w nas z swojej lufy to prezentujemy się możliwie jak najbardziej atrakcyjnie i godnie, ale naturalnie. Po spakowaniu powoli każdy wyjeżdża w kierunku linii kolejowej i przy okazji robi co może, żeby była fotka warta 1000 słów. Różnie to wychodziło, bo po strzeleniu ładnego driftu parędziesiąt metrów dalej wyciągali mnie spod motoru. Na szczęście lufa w tym czasie już celowała w kolejnego pozera.

Parę lanserskich fotek przy których Photoshop dostał zadyszki i zaliczył zawał








Jedziemy cały dzień wzdłuż linii kolejowej, gdzie jeździ dość długi składzik zwany „Ekspresem Saharyjskim”. Prawie 3,0 km długości.







Jak widzisz przód to nie widać nawet połowy przez wzbity kurz. Co jakiś czas widzimy kolejny skład. Czasami wygląda jak pociąg przejeżdżający jakąś bramę czasoprzestrzenną, bo widać początek, a po kilkunastu wagonach tylko chmurę kurzu z której się wyłania. Niesamowite wrażenie. Jest to pociąg towarowy na który można wskoczyć i za darmochę jechać. Nikt nie robi z tego problemu. Są też wagony pasażerskie i tu trzeba płacić. Pociąg ciągnięty jest przez cztery lokomotywy spalinowe o mocy 3000 KM każda.





Koło południa, mam suszę w camelbagu, temperatura miażdży i jestem spomopowany.



Dojeżdżamy do zabudowań i ktoś mi zwraca uwagę, że centralka mi wisi i ociera o koło. Na szczęście ją przypiąłem po tym jak ją wcześniej zgubiłem. Niestety jedno mocowanie to za mało, bo opona wytarła dziurę, a zawartość wyleciała po drodze. Łukasz jadący z tył dziwił się, że po pustyni tyle śmieci się wala, a to moje fiszki, których miałem z 60 sztuk dla policji, wojska i żandarmerii na check pointach. Fiszki to ksero paszportu i danych motocykla. Dzięki temu nie musisz czekać, aż spiszą każdego. A to trwa.

Wróciłem z Wojtkiem parę km i pozbieraliśmy to co wiatr jeszcze nie porwał, ale i tak na pustyni zostało jeszcze parę innych rzeczy. Dzięki mnie przyszli nabywcy U-BAGA powinni się cieszyć bezproblemowym użytkowaniem, bo producent dostał wytyczne, co do poprawek ( a jeszcze parę zgłoszę do zakończenia wyjazdu).



Przy zabudowaniach jemy obiad, czyli wojskową rację żywnościową. Dramatu nie ma. Nawet zjadliwe.

Dojeżdża Neno i ustalamy, że dojedziemy dzisiaj do trzeciego monolitu świata Ban Amery. Jak się nie uda, to stajemy gdzieś po drodze i rozbijamy camping.

Mamy ponad 100 km, a po piasku kilometry idą strasznie wolno. Maszyny dostają w dupę. My też. Słońce nie pomaga. Każdy stara się znaleźć swoją drogę, żeby nie pakować się w koleiny poprzedników. Najwygodniej i bezpiecznie jest jechać koło kolein jakiegoś samochodu, który wcześniej jechał. Oddalenie się od szlaku skutkowało, że w coś się wpakowało. A to w dziurę, a to na wydemkę, która wybijała w górę. Co nie co będzie można zobaczyć na filmie, ale stabilizacja skastrowała trochę tą walkę. Z drugiej strony jakby nie ona to nie dałoby radę go oglądnąć.
Co jakiś czas stajemy i czekamy na resztę.

Na czele prowadzi Piotr. Prędkość 70-80, bo wolniej gorzej się jedzie. Jadę trzeci za Wojtkiem na KTMie. Zwykle nie patrzę na prowadzącego, ale szukam dziewiczego piasku. Zerknęłem na Piotra, a on w tym momencie wystrzelił w górę i widzę, że tylne koło jest coraz wyżej, a moto zaczyna obracać się w powietrzu. W którymś momencie motor go przyciska, ale za chwilę leci dalej. Piotr wstaje, zatacza się i zaraz pada. Wojtek krzyczy, żeby nie wstawał. Źle to wygląda, adrenalina we mnie buzuje. Staram się uspokoić, stawiamy motor Piotr i robimy mu cień. Po jakiejś chwili widać, że chłop cierpi, ale pierwszy szok już zszedł. Jako, że jestem po fizjo to oglądam go i widzę, że jeden obojczyk złamany, a drugi mam cichą nadzieję, że tylko wyskoczył ze stawu ( okazało się w szpitalu, że też złamany). Piotr mówi, że boli go ręka (też złamana).

Dojeżdża Neno i decydujemy, że ja i Wojtek z KTMa pojedziemy do wioski za około 25 km i sprowadzimy auto, żeby dowieźć Piotra. Potem będziemy decydować co dalej. Jedziemy przez piękne morze wydm……do czasu. Słońce za nami powoduje, że nie widać konturów, tylko jedną wielką żółtą plamę. Dotychczas wydmy miały bardzo łagodne pochylenie, ale znalazła się taka, że miała kąt z 50-60 stopni i wysokość ok 5-6 m. Pełnym gazem wbijam się w nią i ląduje 4 metry wyżej prawie na szczycie. Leżę ja i DRka na mojej nodze. Coś mi chrupnęło w okolicach barku i w tym momencie w myślach zakończyłem wyjazd i dołączyłem do Piotra. Podbiega Wojtek, ściąga ze mnie DRkę. On i ja wystraszeni, bo kiepsko to wyglądało i noga w nienaturalnym położeniu. Na szczęście porządne ortezy i buty biorą wszystko na siebie (nie żałujcie kasy na takie „bzdety”). Wstaję, ruszam się, robię check systems i wszystkie lampki zielone….uffff. DRka też cała, jedynie uchwyt tablicy pękł i dyndała na trytkach, które na taką okazję założyłem. Od tego czasu tablica cały wyjazd spędziła w torbie.
O tym właśnie wcześniej pisałem, że lepiej trzymać się jakiś śladów. One na pewno nie próbowałyby wjechać na tą wydmę.

Jedziemy dalej i ostrożniej. Dojeżdżamy do wioski. Szukamy kogokolwiek, bo wygląda na wyludnioną. Jest ktoś kto nas przywołuje i pokazuje gdzie mamy jechać chociaż nie wie czego szukamy. Jesteśmy pod jakąś budą, która okazuje się sklepem. Wychodzi gość i kupa dzieciaków. Próbujemy się dogadać mimo zerowej znajomości francuskiego. Udaje się i dogadaliśmy cenę. Daję Wojtkowi GPS z Waypointem, gdzie jest Piotr i reszta. Wojtek jedzie 40 letnim Land Roverem, a ja zostaję w wiosce z motorami.

Zapraszają mnie do sklepu lub coś na kształt świetlicy wiejskiej, bo za chwilę cała wiocha tłumnie przybywa . Wszyscy ściągają buty, więc i ja walczę z moimi buciorami. Zostawiam przed sklepem, co później okazuje się błędem. Wszyscy zasiedli, chłopaczek robi herbatę i co chwilę podsuwa mi nową szklaneczkę. Próbujemy konwersować…….bardziej ręcznie niż werbalnie. Pożałowałem, że w podstawówce olewałem francuski.



Dają mi jakiegoś bobasa na kolana, rozpuszczają ser w wodzie i w towarzystwie setek much częstują. Głupio było odmówić. Co chwile pytają ile co kosztowało. A to kask, a to telefon, a to buty. Pewnie mnie wyceniali w celu dalszej odsprzedaży.

W końcu po koło 2 godzinach dojeżdża konwój dwóch pickupów (Neno i miejscowy) i 6 motocykli. Okazało się, że samochód pojechał na darmo. Chłopaki wymyślili, że Piotr będzie jechał w pickapie Neno, Ewa za kierownicą, a Neno na moto od Piotra. Jednak zapłacić trzeba było.
Jest opcja jazdy pociągiem do granicy z Marokiem, ale Piotr sam z motorem w tym stanie nie ogarnie tego. Rozliczyliśmy się i pojechaliśmy jeszcze z 20 km szukać miejsca na nocleg.
Piotr nafaszerowany środkami przeciwbólowymi, więc myślimy co dalej. Neno daje numer Piotrowi do Abdula z Ataru (ok. 200 km od nas), który ma zorganizować transport do granicy. Rozmawiają i ustalają, że jutro spotkamy się na trasie przy linii kolejowej. Suma za transport rzuca na kolana. Abdul woła 1200 Euro (ostatecznie staje na 900).

Wojtek od KTMa 690 mówi, że nie ma 1;3;5 biegu. Próbujemy, kombinujemy, ale w tych warunkach to nie wiele się da zrobić. Stwierdza, że będzie próbował jechać na 2 i 4 biegu. W sumie to i tak lepiej się rusza z dwójki, a potem po rozhulaniu moto spokojnie można wrzucić 4.

Widać po ludziach, że to był ciężki dzień. Ja jestem już totalnie wyjebany przez jazdę i upał. Świadomość, że jeszcze dwa tygodnie takiej walki o życie trochę mnie poniewiera mentalnie. Świadomość, że jak coś się stanie ze mną lub moto to kolejne spore koszty, ale to najmniej ważne, bo gorsze jest, że nie ma możliwości aby pomoc szybko dotarła w razie poważniejszego wypadku. Na ubezpieczenie raczej nie ma co liczyć, bo będzie to dłużej trwało niż pomoc od miejscowych. Po wszystkim można próbować odzyskać kasę, ale wiadomo jak jest.



Tej nocy kładę się podminowany i pokonany przez realia.

Niezbędne w nocy były stopery, bo mieliśmy jednego takiego głośnego, co całą noc piłował głośniej niż jego moto. Po paru nocach wiedziałem, gdzie nie stawiać namiotu.
Tego dnia wypiłem ok. 7 litrów wody, a język miałem i tak jak kołek z drewna. Cały czas czułem suchość w ustach, tak, że pociągałem z camelbaga nawet w nocy.

Nie sprawdziłem materaca przed wyjazdem i kolejną noc śpię na piachu. Na szczęście nie ma dramatu, bo w miarę miękko.
Kolacja, rotoś i w kimę.

Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.08.2019, 08:32   #4
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 11,289
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 7 miesiące 2 tygodni 5 dni 19 godz 17 min 25 s
Domyślnie

Stare gorseciarskie Asteriksy kulosa uratowały.
Porządna ochrona jednak zawsze w cenie. Czyta się.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.08.2019, 09:18   #5
Rychu72
 
Rychu72's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 44 min 56 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Emek Zobacz post
Stare gorseciarskie Asteriksy kulosa uratowały.
Porządna ochrona jednak zawsze w cenie. Czyta się.

Dokładnie. Od kiedy je mam nogi bezpieczne. Wcześniej jak zaczęłem jeździć w offie rok po roku złamana giczała.
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.08.2019, 08:39   #6
motormaniak
mistrzu
 
motormaniak's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 1,956
Motocykl: RD03
Przebieg: ?
Galeria: Zdjęcia
motormaniak jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 4 tygodni 1 dzień 6 godz 43 min 6 s
Domyślnie

Czym jechał Piotrek, co się uszkodził?
Motocykl mu w tym pomógł, czy ewidentna wina kierowcy?
__________________
Enduro i ADV
motormaniak jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.08.2019, 09:30   #7
Rychu72
 
Rychu72's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 44 min 56 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał motormaniak Zobacz post
Czym jechał Piotrek, co się uszkodził?
Motocykl mu w tym pomógł, czy ewidentna wina kierowcy?

BMW 650 GS z wymienionym zawiasem od KTM 990 (tak to mi wyglądało).

Wydma miała raptem 50 cm i widzałem, że mocno podbiło mu tył moto.

Czy jego wina? Można trochę pogdybać.

..... może jakby trochę zwolnił przed wydmą ....
...... może jakby zrobił ją na stojąco ........
....... może jakby miał lepszy zawias z tył .......
......... może jakby był mniej ściorany to by inaczej zaplanował najazd ..... bardziej po skosie ......

Z tego co opowiadał, gdzie był to miał duże doświadczenie w jeździe.

Od tej gleby nie lekceważyliśmy żadnej najmniejszej wydemki.
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.08.2019, 10:26   #8
Futrzak
 
Futrzak's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Święte chlewiki
Posty: 918
Motocykl: Żółty Kurczaczek
Futrzak jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 46 min 11 s
Domyślnie

a czy Piotrek to nie ten sam gość który w Gruzji 2 ręce połamał jak pojechał w off? Tak mi to wygląda po jego moto....
Futrzak jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.08.2019, 10:55   #9
Rychu72
 
Rychu72's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: wilidż Opole
Posty: 2,547
Motocykl: CRF 1100
Przebieg: 0 kkm
Rychu72 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 6 godz 44 min 56 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Futrzak Zobacz post
a czy Piotrek to nie ten sam gość który w Gruzji 2 ręce połamał jak pojechał w off? Tak mi to wygląda po jego moto....
Nie to nie on.

Realia są tam takie, że Piotr dotarł do szpitala w Dakhli na trzeci dzień po wypadku.
Poskładali go tak jak umieli, ale i tak w Polsce miał operacje.
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg 56644866_875006442839918_8998093245468639232_n.jpg (79.1 KB, 46 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 56536242_868836086841455_2968583040244121600_n.jpg (494.3 KB, 45 wyświetleń)

Ostatnio edytowane przez Rychu72 : 07.08.2019 o 07:15
Rychu72 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06.08.2019, 12:37   #10
matjas
 
matjas's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Brzezia Łąka
Posty: 14,985
Motocykl: nie mam AT jeszcze
matjas will become famous soon enough
Online: 4 miesiące 2 tygodni 2 dni 4 godz 32 min 15 s
Domyślnie

Czytam, obserwuję i jestem pod wrażeniem tej przygody.
Najbardziej do mnie przemawia panująca tam temperatura i to co się dzieje z ciałem po całym dniu na słońcu - niezależnie od tego ile wypijesz i tak będziesz zrypany jak trabant w centrum Hamburga... widać to dobrze po kontuzjach gdzie zmęczenie odgrywa na pewno pierwszoplanową rolę. Podziwiam tym bardziej.
Na pewno przychodziło Wam do głowy jak w sportowym biegu dają radę zawodnicy rajdów pustynnych - to jest poza moim wyobrażeniem...

Pewnie nigdy tam nie pojadę ale czytam z ogromnym zaciekawieniem.

m
__________________
'Przestań naprawiać kiedy zaczynasz psuć' - Ojciec matjasa
matjas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Mauretania Rychu72 Przygotowania do wyjazdów 9 03.01.2019 07:12
Mauretania - krótki klip. Neno Trochę dalej 15 17.07.2017 09:48
Opony dla początkującego - asfalt, szuter, piach plakiet Hamulce, kola, opony 539 01.12.2015 21:40
Mauretania Senagal - grudzien 2015 QrczaQ Umawianie i propozycje wyjazdów 9 03.07.2015 10:22


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:37.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.