Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Kwestie różne, ale podróżne.

Kwestie różne, ale podróżne. Jak nic z powyższego o podróżowaniu Ci nie pasuje, pisz tutaj...

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17.10.2013, 21:13   #1
Lupus
 
Lupus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
Lupus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
Domyślnie

"Wpisów" nazbierało się trochę, mam nadzieję że ktoś wrzuci swoje...
Chciałbym żeby to zaczęło żyć swoim życiem niezależnym ode mnie
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?"
"Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem
"Dlaczego więc się tak spieszysz?"
Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi.
Lupus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.10.2013, 10:59   #2
Lupus
 
Lupus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
Lupus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
Domyślnie

Są rzeczy których nie da się opisać czy opowiedzieć, mimo że dość dobrze się je wyczuwa.
W tej niemożności werbalizacji niektórych zjawisk jest coś pierwotnego. To coś siedzi w nas dużo głębiej niż śledziona. Tak po prostu jesteśmy zakodowani, gdzieś w jednym z pierdyliona zakrętów naszego DNA.
Kiedy człekokształtna małpa natknęła się na krzak gorejący po trafieniu piorunem, zdołała tylko wydusić z pyska pełne zdumienia „ooyyaaapprrflleee…”
100 tys. lat później, kiedy zaśnieżone Chibiny niespodziewanie wynurzyły się zza przełęczy, zdołałem tylko wydusić z pyska pełne zdumienia „O JA PIERDOLEEeeeee…”

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Są rzeczy których nie da się opisać… Ale pamięta się je do końca życia.
Są krainy których nie da się pomylić z innymi. Takie, które już na zawsze zostaną w pamięci jak starzy przyjaciele.
Jeśli raz byłeś w wysokich górach to potem zdarza się że nawet przelotna, wychwycona kątem oka migawka w oknie wystawowym sklepu z telewizorami, może obluzować we łbie lawinę skojarzeń.
Nie potrafię opisać czym różni się obrazek nieba nad Pamirem czy Himalajami od nieba nad Sudetami, ale to COŚ w środku człowieka wie od razu na co patrzy. Może to rozrzedzone powietrze, może kąt padania promieni słonecznych, może sam kolor kosmosu coraz słabiej tuszowany przez rzedniejąca atmosferę.. Nie wiem. Ale to pierwotne COŚ wie od razu.

Szosa z Murmańska do Zapoljarnego leży dalej na północ niż Ojmiakon czy Anchorage, ale dopiero tu tak na prawdę widać tundrę. Golfsztrom robi za kaloryfer podgrzewający klimat i sprawia że królestwo tajgi sięga dalej na północ niż gdziekolwiek indziej.
Dopiero tam gdzie kończy się tajga zaczyna się Wielkie Nic – czyli tundra.

Po raz pierwszy widziałem tundrę pod koniec zeszłego wieku. Oczywiście latem. Tundra leżała przykryta niebem jak szaroniebieską kołdrą i czekała. Czekała od wieków. Od tysiącleci. Tylko Ona wie na co.
Teraz tundra uległa jakby całkowitej.. mineralizacji. Stała się bezkresną pustynią usypaną z maleńkich białych kryształków. Tylko szaroniebieska kołdra została taka sama.
I to poczucie oczekiwania też się nie zmieniło. Moje wewnętrzne COŚ zaplątane ogonem lub rogami w podwójną spiralę DNA, gdzieś głębiej niż śledziona, od razu Ją rozpoznało.
Cześć Tundro. Dalej tak czekasz?

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wiatr szeptem przegania drobiny śniegu nad białą pustynią. Niskie Słońce celuje długimi cieniami gdzieś w dal.
Tylko kreska drogi przebitej pługiem wirnikowym daje jakiś punkt zaczepienia oczom. Jak cuma trzymająca umysł ciągle po tej samej stronie czaszki. Bez niej wyleciał by w tą przestrzeń i pognał radośnie w pizdu by nigdy nie wrócić.
Może dowiedział by się na co czeka Tundra? Może podsłuchał by jak Wiatr szepce śnieżnym kryształkom swoje pedalskie dobranocki? Kto wie..?

Teraz jednak przemawia do nas Niebo.
Mówi do nas jednolitym błękitem swojej kopuły.
Mówi do nas o tym czego nie ma.
Mówi ze nie ma na nim chmur.
Obiecuje.
Obiecuje coś specjalnie dla nas.
Obiecuje że nocą zobaczymy zorzę..
BO NIE MA CHMUR!!!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Mariusz Wilk pisał że powłoka rzeczywistości tu, na północy Rosji jest jakaś cieńsza. Delikatniejsza. Że to co nierzeczywiste jest tu bliżej. Tuż za ścianą. Że daje się wyczuć, prawie dotknąć tej nierzeczywistości.
Górnicze miasto Zapoljarnyj jest rzeczywiste aż do bólu. Gdyby nie standardowe środki przeciwbólowe postawione w garażowym klubhausie przez chłopaków z lokalnego klubu, brzydota tego Mordoru byłaby trudna do zniesienia.
Oprócz spożywczych środków przeciwbólowych jeden z chłopaków przyprowadził też środek optyczny… jedną z najpiękniejszych dziewczyn jakie w życiu widziałem.
Gość odsłużył swoje w rosyjskiej piechocie morskiej, a teraz pracował w straży pożarnej. Wątpię żeby miał dużo roboty. Pożary pewnie gasły na sam jego widok. Był tak wielki że mógłby uczyć polarne niedźwiedzie tańca towarzyskiego. Tylko i wyłącznie dlatego żaden z nas nie przedsięwziął żadnych prób kurtuazyjnego podrywu jego dziewuchy. Czterostrzałowy NLW, który dyndał mu przy pasie dodatkowo umacniał nasz szacunek dla rosyjskiej piechoty morskiej.
Rzeczywistość garażowa nabierała więc ciepła w miłej i bardzo grzecznej atmosferze.
A na zewnątrz zapadała noc.
Noc bez chmur.
Ból rzeczywistości Mordoru został szybko i skutecznie uleczony. Naprawiliśmy parę flaszek i nasze maszyny trochę też. Skumplowaliśmy się z załogą z Zapoljarnego. I z załogantką.
Ech.. wyobraziłem ją sobie w dżakuzi na promie.. i polazłem na dwór trochę ochłonąć.

Wlazłem w śnieżną noc i poczłapałem się odlać. Ruskie Garaże wyposażone są we wszystko za wyjątkiem kibli. Za potrzebą chodzi się więc po prostu za garaże. Latem pewnie nieźle tu śmierdzi, ale zima ma swoje zalety. Za winkiel prowadzi grupa ścieżek wydeptanych w śniegu. Zasada jest prosta – nie wolno dojść do końca ścieżki, bo można wdepnąć w minę. Najdalej odchodzi więc założyciel ścieżki, a każdy następny kończy kawałek bliżej. Kiedy pojemność ścieżki zostaje wyczerpana, wytycza się nową gównostradę.
Po ciemku ciężko było mi wybrać właściwy punkt zrzutu, więc postanowiłem założyć nową ścieżkę. Bohatersko wgramoliłem się więc na kupę jakiegoś gruzu zasypaną śniegiem, wycelowałem w kierunku działa fortecznego widocznego kawałek dalej i zacząłem znaczyć teren siecią żółtych linii.
Dopiero wtedy zauważyłem, że na niebie zaczęło się coś dziać.

Powłoka rzeczywistości właśnie zaczynała przeciekać.

Człekokształtna małpa patrząc w niebo wydusiła z pyska pełne zdumienia „O JA PIER-DO-LE !!!”
To wewnętrzne COŚ schowane głębiej niż śledziona, gwałtownie szarpnęło splotem podwójnej spirali DNA i włączyło nagrywanie materiału na przyszłe sny.
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg 099-DSC08971.jpg (809.4 KB, 7 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 101-IMGP2267.jpg (971.4 KB, 8 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 096-IMG_1429.jpg (673.9 KB, 9 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 128-IMG_1455.jpg (659.3 KB, 7 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 134-DSC09132.jpg (654.3 KB, 7 wyświetleń)
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?"
"Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem
"Dlaczego więc się tak spieszysz?"
Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi.
Lupus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.10.2013, 12:09   #3
Mech&Ścioła
 
Mech&Ścioła's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 330
Mech&Ścioła jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 5 dni 1 godz 33 min 43 s
Domyślnie

"(...) i włączyło nagrywanie materiału na przyszłe sny"

Fajnie!

Szkoda tylko, że nie podzieliłeś się z nami nagranym materiałem na błonę światłoczułą lub matrycę Popatrzyłoby się na aurorę borealis malującą kolory nad blaszanymi garażami Wschodu
Mech&Ścioła jest online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.10.2013, 11:02   #4
Lupus
 
Lupus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
Lupus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
Domyślnie

Hibiny
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg 080-IMG_1341.jpg (648.2 KB, 8 wyświetleń)
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?"
"Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem
"Dlaczego więc się tak spieszysz?"
Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi.
Lupus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 18.10.2013, 12:13   #5
graphia
 
graphia's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Gdynia teraz
Posty: 3,456
Motocykl: kryzys.
Przebieg: 48 lat
Galeria: Zdjęcia
graphia jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 2 tygodni 1 dzień 7 godz 27 min 10 s
Domyślnie

dwa ostatnie zdjęcia... psze!
graphia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19.10.2013, 10:47   #6
Lupus
 
Lupus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
Lupus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
Domyślnie

Wielki Muzyk ujął w dłonie pałeczki z linii sił ziemskiego pola magnetycznego zakończone elektronami i protonami wiatru słonecznego. Najpierw delikatnie, potem coraz śmielej zaczął malować nimi symfonię zielonkawego blasku grając na dzwonkach z atomów azotu i tlenu.
Powłoka rzeczywistości zaczęła się otwierać.
Tundra się doczekała.

To był najważniejszy slajd z tej wycieczki.
Najważniejszy.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Ta Wołga to twoja?
- Nie. Brata. Znaczy pamiątka po bracie…
- ?
- Był kapitanem łodzi podwodnej. Mył rano zęby w swojej kwaterze w Siewieromorsku kiedy w pobliżu wybuchł magazyn amunicji. Akurat stał wtedy przed oknem w łazience. Zginął na miejscu. Podmuch prawie urwał mu głowę..

Postawny karelski chłop mówi o tym tak całkiem normalnie, bez emocji. Ale nie potrzeba wielkiej wyobraźni żeby wiedzieć, że o śmierci brata nie mówi się łatwo.
Choćby wydarzyła się prawie 30 lat temu.
Dokładnie 14 maja 1984 r. Jedne źródła podają że przyczyną była wiązka radaru pozahoryzontalnego, inne że pet upuszczony przez najebanego ciecia.
Przyczyny nie są jasne tak samo jak skutki. Do dziś nie znana jest na przykład liczba ofiar. Mówi się o 200-300 ale dokładnych danych nie zna nikt. Sam fakt katastrofy był ściśle utajniony przez sowieckie władze. W sumie nic dziwnego - była to największa katastrofa, jaka zdarzyła się we flocie od czasów II wojny światowej. Poziom strat, zniszczonych w eksplozjach pocisków i amunicji był tak wysoki, że przez następne pół roku sowiecka flota przestała się liczyć jako realna siła bojowa..
Ile podobnych historii się tu wydarzyło? O ilu nigdy nie usłyszymy..?

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Karelskie historie dzielą się na te prawdziwe i na te prawdziwe naprawdę.

Siedzieli we trzech i niespiesznie popijali gorzałę zakąszając chlebem. Nieskończoność zaśnieżonego lasu wokół chałupy gwarantowała spokój. Całkowite zadupie – choćby nawet chcieli tego wieczora kogoś czwartego do flaszki, to nie byliby w stanie nikogo w okolicy znaleźć.
Kiedy nagle usłyszeli ciche pukanie do drzwi prawie pospadali z zydli z wrażenia.
Zachadi!- zagaił ten, który pierwszy doszedł do siebie.
Drzwi pomału, uchyliły się… odsłaniając puste podwórko przykryte świeżym śniegiem.
Od brzegu zamarzniętej Ładogi biegł do drzwi rząd drobnych śladów.
Po chwili na suchych deskach podłogi zaczęły pojawiać się odciski niewidzialnych, mokrych dziecięcych stópek.. jeden, drugi, trzeci… prowadziły wprost do stołu. Do chleba.

Karelia, hyyhyhyhy! KARELIA!!! Hyyyhyhyhy!!! – Wyrechotał spazmatycznie nasz gawędziarz – ten sam chłop którego brat zginął w Siewieromorsku zostawiając mu szarą Wołgę na zakolcowanych oponach.
Fajny facet. Takich prawdziwych historii znał całą masę. A wszystkie kończył rechotem podduszanej żaby i słowem KARELIA!
Nie wiem jaki nawóz to sprawia, ale z tej ziemi takie historie wyrastają gęściej niż tajga.
I wszystkie są prawdziwe.
Naprawdę.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Facet na chwilę zamilkł i popatrzył na mnie pytająco. Oczywiście nie skumałem o co mnie pyta samymi oczami. Zresztą gdyby użył paszczy też bym go nie zrozumiał – mówił tylko po fińsku, a jedyne co mu się przypomniało z języków obcych to „ruki w wierch!”. Był świadom swojej niemoty, więc wziął kawałek papieru i nabazgrał na nim „GOOOULLLL…!!!”
Acha - Pewnie mu chodzi o Euro 2012 czy tam inną piłkarską apokalipsę. Już zacząłem obmyślać plan konwersacji wokół tego wątku, ale Fin dopiero się rozkręcał - papierek zaczął się zapełniać malunkami, a on sam zaczął mówić i wywijać figury rękami. Popłynęła krótka opowieść, o tym że tam (kierunek wskazany ręcznie) za metsa (kilka choinek na kartce) jest jarvi (pofalowana plama za choinkami) - czyli mamy jezioro za lasem. I to jarvi pokryte jest lodem. I że wzmiankowane jäädytetty järven robi… no właśnie robi: „GOOOULLLL…!!!”
Normalnie wariat, myślę sobie. Ale za to sympatyczny. Na kawę zaprosił, przy obozie pomagał, pólkami dał się przejechać i w ogóle chciał być miły na swój niemy sposób. Nawet obiad chciał postawić, ale tego że päivä oznacza żarcie dowiemy się kiedy już nas tam nie będzie.
Można mu wybaczyć. Pokiwałem więc uspokajająco uszanką: tak, tak, oczywiście. Jarvi robi gola. Chodźmy się napić.

Następnego wieczora znaleźliśmy wspaniałą miejscówkę do spania. Przebieralnia nieczynnego zimą kąpieliska, nad sporym jeziorem. Wprawdzie ściany zaczynały się dobre 30 cm nad gruntem, a kończyły na wysokości brody, ale przynajmniej nie trzeba było wykopywać sobie placu pod namiot. Wykopaliśmy tylko jamę na ognisko, a spanie wymościliśmy sobie na równiutkim betonie w środku.
Zasiedliśmy więc do biesiady przy ognisku, a wtedy jezioro zaczęło robić GOOOULLLL…!!!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Tego wieczora nie zapomnę nigdy.

Jak opisać dźwięk którego nie słychać? Nie dało się też wyczuć choćby najmniejszych wibracji, nawet leżąc plackiem na tafli tego jeziora. TO COŚ po prostu dawało znać że jest - za pomocą jakiejś transmisji prosto w środek rdzenia kręgowego. Przychodziło gdzieś z głębin, zza horyzontu czy spod lodu i wzbudzało w człowieku jakąś wibrację. Coś jak infradźwięki wydawane przez zamykane ołowiane wrota do środka ziemi. Coś czego nie słychać, nie widać, ani nie czuć ale przenika do szpiku kości.
Umownie nazwaliśmy to „pękaniem lodu”. Ale ten lód miał się dobrze i wcale nie pękał.
Za to w nas coś się zmieniało. Jakby odnawiało. Odmładzało. Analogia do wiosennego pękania lodu nieźle pasowała – czuliśmy się bosko jak pierwsze kwiatki wiosną

Na kolację stosuję stary zimowy patent – zupa z torebki z kawałkami sucharów, zalana w połowie wrzątkiem z topionego śniegu i w połowie gorzałą. Świetny sposób żeby jednym kubkiem się nażreć, napić i rozgrzać. Po wypiciu połowy uzupełniam zawartość tym, czego akurat organizm wymaga. Metaliczny posmak chemii z kitajskiej zupy burzliwie reagującej z ruską gorzałą, dopełnia całości wrażeń.
Pierwsze wiosenne kwiatki miały więc solidny nawóz.
Łysy w pierwszej kwadrze walczy o miejsce z miliardem gwiazd. Ognisko zżera sosnowe gałęzie, śnieg się skrzy, a jezioro opowiada nam swoim podprogowym basem tajemnicze historie z dna świata.
Raj na ziemi. Dawno nie było mi tak dobrze jak tam i wtedy. I nie było komarów.
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg DSC08739.jpg (1,016.9 KB, 3 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC08842.jpg (1,019.7 KB, 4 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC08918.jpg (894.7 KB, 5 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC09067.jpg (619.3 KB, 2 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC09115.jpg (509.5 KB, 4 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC09319.jpg (542.1 KB, 6 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC09547.jpg (1.00 MB, 3 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC09540.jpg (995.5 KB, 3 wyświetleń)
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?"
"Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem
"Dlaczego więc się tak spieszysz?"
Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi.
Lupus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21.10.2013, 11:58   #7
Lupus
 
Lupus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2008
Miasto: Bielsko - Biała
Posty: 1,364
Motocykl: dr650se
Galeria: Zdjęcia
Lupus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 4 dni 1 godz 20 min 44 s
Domyślnie

To na razie ostatni odcinek wspomnień Pastoralnych, mniemam będą następne. Inni uczestnicy tej jajcarskiej "anabasis" też coś spłodzili i może kiedyś dla odmiany i porównania dodam następną relację. Są tak różne jak uczestnicy tej imprezy, pewnie dla tego było o czym pogadać. Było to dla nas niezwykłe doświadczenie poznania innych "Światów wg..."
Dziękuję wam Przyjaciele!



„Tylko słabi nie mają co nieść” Fajny cytat, zwłaszcza jak mu się nada samodzielne życie odcinając od kontekstu. Stawiam flaszkę Mózgojeba temu kto pierwszy wskaże jego źródło, bez pomocy gugli

A gdyby tak nieść ze sobą cały wszechświat? Czy byłoby się silniejszym? Najsilniejszym? Na przykład nieść ze sobą taki mały kieszonkowy świat, pełen żywych istot. Nie takich durnych jak bakterie w jelitach, tylko mądrzejszych - z własnym językiem, kulturą, historią, zabytkami, architekturą, techniką itp. Mając tyle do niesienia byłoby się naprawdę silnym..

Śluzówka w nosie czasem broni się przed mrozem lekką nadprodukcją smarków. Na samym początku wycieczki Szparag pożyczył mi kawałek frotowej szmaty żebym miał czym przetrzeć szybę w kasku. Przy okazji potężnie się w nią wysmarkałem, więc już nie chciał jej spowrotem. Nie wiedział co traci..
Szmata zamieszkała więc w dużej kieszeni na udzie mojego kombinezonu. Było jej tam przytulnie i ciepło. Z czasem zaprzyjaźniliśmy się. Smarkałem w nią ile wlazło, wycierałem bagnet przy kontroli oleju, ścierałem zamarznięte błocko z reflektora, resztki zupy z gara, krew z drobnych skaleczeń, sól z szyby w kasku i inne tyfusy. Odwdzięczała się stałą gotowością do współpracy i milutko grzała mnie w prawą nogę. Grzała tak silnie, że po jakimś czasie zacząłem ją podejrzewać o skryte prowadzenie jakiejś egzotermicznej reakcji rozkładu tego całego gnoju. Istotnie, mimo solidnych i regularnych dostaw materii organicznej jak i nieorganicznej, szmata nie robiła sią jakoś zauważalnie brudniejsza. Coś ewidentnie musiało ten syf pochłaniać..

Iwan (?) miał niedaleko garażu stary drewniany domek. Nie mieszkał w nim na stałe, traktował go raczej jako altankę, ale wyposażył we wszystko co trzeba do życia. Napaliliśmy w piecu, zmajstrowaliśmy kolację, spożytkowaliśmy zapas Karelskiego Balzamu i ułożyliśmy się do spania na podłodze i rozklekotanym wyrku.
Karelskij Balzam to coś w rodzaju nalewki ziołowej. Może to nawet JEST nalewka ziołowa, trudno powiedzieć. Zasadniczy problem w zdefiniowaniu tego specyfiku polega na trudności w opisie jego działania. Owszem, woltaż ma dość godziwy, ale podejrzewam że głównym czynnikiem robiącym bałagan na strychu są te zioła. Karelskie zioła.

Zaległem w śpiworze i po ciemku wyjąłem szmatę do ostatniego smarknięcia tego wieczoru. W brudnym gałganie zamigotała iskierka wyładowania elektrostatycznego. Przyjrzałem się jej najdokładniej jak byłem w stanie w ciemnej izbie.
Najpierw nie widziałem nic szczególnego, ale kiedy zajrzałem naprawdę głęboko…
Setki maleńkich miast zagubionych między górskimi łańcuchami ze szmacianych fałd i jęzorami lodowców z zastygłych smarków, właśnie wygasiło swoje światła. Dla miliardów mieszkańców nastawał kolejny dzień. A może noc. A może inna pora roku? Okresowość chowania i wyciągania szmaty z kieszeni musiała im narzucić cykl życiowy, w którym robiło się na przemian zimno i ciepło, jasno i ciemno, w którym naprzemiennie następował czas dostawy żarcia i materiałów budowlanych, a potem czas ich wykorzystywania.
Cywilizacje kwitły kolorowymi plamami pól uprawnych i fabryk, osiedla łączyły nitki dróg, czuć było tętniące w tym świecie rozumne życie.
Nadąłem się jak balon i z całej siły wysmarkałem – tak od serca, rzęsiście i zawiesiście.
Jutro będę siłaczem.
Będę niósł w kieszeni cały świat.


Jako żem niekumaty w kwestii dodawania mediów zapodam jedynie link do filmiku - warto chociażby ze względu na muzę

http://www.youtube.com/watch?v=dvp7hhnodIY
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg DSC08826.jpg (1,022.5 KB, 2 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC08920.jpg (680.0 KB, 2 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC08939.jpg (554.0 KB, 2 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC08982.jpg (647.5 KB, 2 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC09139.jpg (515.9 KB, 2 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC09213.jpg (1.04 MB, 2 wyświetleń)
Typ pliku: jpg DSC09370.jpg (993.8 KB, 3 wyświetleń)
__________________
...i zapytała mnie góra "dokąd tak pędzisz samotny wilku?"
"Szukam tego co najważniejsze" odpowiedziałem
"Dlaczego więc się tak spieszysz?"
Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi.

Ostatnio edytowane przez Lupus : 21.10.2013 o 12:06
Lupus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21.10.2013, 13:19   #8
Ludwik Perney
 
Ludwik Perney's Avatar


Zarejestrowany: Dec 2009
Miasto: Bielsko-Biała
Posty: 1,368
Motocykl: RD07
Galeria: Zdjęcia
Ludwik Perney jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 9 godz 16 min 58 s
Domyślnie

z przyjemnością poczytałem i po raz kolejny obejrzałem
Ludwik Perney jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01.11.2013, 20:38   #9
NaczelnyFilozof
 
NaczelnyFilozof's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Jeleśnia - Żywiec
Posty: 1,338
Motocykl: CZ 350/XL 600
NaczelnyFilozof jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 13 godz 22 min 57 s
Domyślnie

Ile to jest daleko od domu?
Ile?

Sto?
Dwieście?
Tysiąc kilometrów?

Węgry. Hungary. Magorcośtamszak.
Kraina Niezrozumiałego Języka. Wina. VTSów i papryki.

Daleko? Daleko!

Z papierową mapą i garniakiem 60tką ląduję na przedmieściach Budapestu. Piątkowe popołudnie. Jakieś 350 kilometrów od domu. Słowacja? Zleciała, kraina pagórków i lasów.

Zakupy w hipermarkecie i mogę wskakiwać na obwodnicę. Można kupić naklejkę na całe autostrady. Ale dla mnie? Po co i na co. Skoro na autostradzie po zapięciu 4rtego biegu prędkość przelotowa 75-85 km/h.

Przekręcam lewą dłonią kluczyk w stacyjce. Cztery cylindry zagadują. Panie Boże, abyśmy się nie rozkraczyli na autostradzie!

Wbijasz 1 bieg. Bez wspomagania masz darmową siłownię na parkingu. Lecim! Małe rondko. Z gracją. Na wolnych prędkościach. Innym się śpieszy? Mogli wyjechać wcześniej z domu!

Są uczucia które ciężko przelać na papier/klawiaturę. Uczucia dla których siadasz za kółko i mkniesz. Bo wiesz że za 300 kilometrów Cię dopadnie. Uczucie potęgi wszechświata.

Małe rodnko. Wiadukt pod autostradą. Podgłaśniasz muzykę. No to lecim! Autostrada!

Nawrót! Miękkie zawieszenie Łady 2107 buja jak na morzu. Wychodzisz z bezpiecznej przsytani... Rozbiegówka.... Dwa.... Trzy.... Nabierasz prędkości... Muzyka napinakala z głośników.... Maszynownia 4rty bieg! Jest 4rty bieg!! Lewy kierunek!!! Jest lewy kierunek!!! JUMP!



Obroty silnika rosną. Ciśnienie oleju jest? Jest! Obroty ok? Ok! Prędkość ok? Ok! Paliwo ok? Walić paliwo! Lecimy na lpg! Temp silnika ok? Ok! Ładowanie OK? Ładowanie nie ok! W dolnej skali! Może jutro będzie lepiej!!!



Napinkalamy!

Muzyka grzmi. Na obwodnicy Budapesztu ruch niewielki. Ale i tak wyprzedza mnie wszystko. Jak na złość, nic z PL. Może to i lepiej? A jakby umarli na zawał serca? W sumie jak jadą za Ładą to i tak na zdrowiu podupadną... Katalizatora brak... Mogli wyjechać wcześniej z domu!



Po kilku nastu kilometrach autostrada się kończy. Przynajmniej dla mnie. Nie, zdecydowanie wolę lokalne drogi. A te na Węgrzech? Jak znalazł! Dłygie proste. Asfalt czasem taki typowo Polski. I tylko tniesz. Cała droga Twoja. I tylko ludzie którzy czasem CIe wyprzedzają. Dziwnie patrzą. Łady nie widzieli?

Daleko od domu jesteś Panem Drogi. Obce tablice rejestracyjne robią Ciebie pojazd uprzywilejowany. Jedyne czym się musisz martwić to to, gdzie zatankować LPG, bo na Węgrzech stacji z tym paliwem mało.



Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Monotonną drogę umilała muzyka. I jest! Jest! Nie jesteś sam wariat na drodze! We wstecznym lusterku wychwytujesz znajomy kształt. Czekasz... I zaraz słyszysz ryk. Węgierska Łada redukuje. A że nie ma wydechu albo ma coś takiego co udaje tylko wydech. Porozumiewawcze gesty. Jedziesz też na ZLot? No nie? Co może robić Polska Łada na krańcach Węgier? Oczywiście że lecim na ZLot!



W trybie pościgowym Łada gna 85-95 km/h. Lecimy razem przez proste i wioski. Gość ma coś zdecydowanie z wydechem. Nie może jechać szybciej niż 90 km/h bo huk z silnika przeogromny. Lecimy! Lecimy!




4 biegi bez turbo 1300 lpg. 1100 kg. Jakieś 70KM.
__________________
Naczelny Filozof
Cezet 350 '83 [z dwoniącym tłokiem] [bez kilku podkładek] [w kolorze Zielonego Trabanta]
Kymco Activ 50 ADV
NaczelnyFilozof jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03.11.2013, 00:49   #10
wilczyca
 
wilczyca's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2011
Posty: 1,343
wilczyca jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 1 dzień 22 godz 57 min 46 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał NaczelnyFilozof Zobacz post
Ładowanie OK? Ładowanie nie ok! W dolnej skali! Może jutro będzie lepiej!!!
Jutro będzie lepiej! Pisz Naczelniku.
__________________
Choćbyś życie swe włożył w wilka wychowanie, szkoda trudu; wilk wilkiem i tak pozostanie.
wilczyca jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:08.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.