Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10.04.2012, 13:59   #1
Miętus
 
Miętus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Legnica, Złotoryja, Łódź
Posty: 104
Motocykl: RD07a
Przebieg: Rośnie
Galeria: Zdjęcia
Miętus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 12 godz 24 min 14 s
Domyślnie

Dzień XV 05.09.2011r 518km
Rano oczywiście znów wita nas zapomniany głos z rakiety. Już mi go trochę brakowało. Zwlekamy się z wyra. Wczorajsza noc jeszcze dudni w kościach. Pogoda nie fajna, ciągle ciapie, ale wolę wilgoć z wierzchu niż od środka więc rezygnuje z gumy. Odpalamy ślicznotki i dalej w góry. Droga pnie się coraz wyżej. Ruch na szczęście znikomy, winkiel za winklem a widoki bajeczne. Niestety po pewnym czasie wjeżdżamy w chmurę. Widoczność spada do 10 – 15 metrów. Nie dość, że wilgotno to robi się cholernie zimno. Termometr pokazuje 2 Celcjusze. Kurde jeszcze nam tu brakuje śniegu. Oczywiście prędkość też spada, trzymamy się dwójki bo nie chciałbym się spotkać tutaj z tureckim kierowcą, a droga niestety pomieści tylko jednego.
972.jpg

Jazda na czuja, serce w żołądku, pośladki ściśnięte, z lewej ściana, z prawej przepaść. Na szczęście nie widać jaka głęboka. Z wrażenia robi mi się ciepło. Wreszcie droga się wypłaszcza i po chwili czuć spadek. Po minięciu nie wiem ilu winkli, po około 12km wychodzimy wreszcie z chmury. Ulga i szok. Wokół potężne góry i przełęcze oświetlone słońcem. W dole zagubione wśród skał małe wioseczki skąpane w słońcu. Bajka, tego się nie da opisać. Trzeba to po prostu przeżyć. Stajemy na fajeczkę, żeby dłużej się upajać tym widokiem. Słońce delikatnie rozgrzewa nasze zmarznięte gnaty bo z wrażenia nawet nie pomyśleliśmy, żeby się na górze cieplej ubrać.
Ruszamy w dół. Góry mienią się w słońcu, robią się białe, czerwone, szare. Trasa kręta i wymagająca ale ile radości z jazdy. Nawierzchnia różna, czasami prawie gładka jak stół, czasem dziura na dziurze a miejscami brakuje kilkaset metrów asfaltu jakby ktoś go zwinął i zabrał a drogę wypełnia skalny tłuczeń.
999.jpg

Zresztą zaobserwowałem ciekawy sposób łatania tutejszych dziur, a o drogi tutaj się dba. Gdy powstanie w jezdni dziura (a niektóre mogły by pomieścić ciężarówkę) przyjeżdża fadroma i leżące o podnóża odłamki skalne ładuje w łychę, wsypuje w drogową dziurę a następnie kilkakrotnie przejeżdża po niej, ubijając tłuczeń swoimi wielkimi kołami. No cóż, można i tak, można i tak. Zawsze to lepsze niż wielka jama, a że motocykielom nieprzyjazna? Przecież nikt nam nie kazał się tutaj pchać. Przechodzimy przez wiele wiosek zagubionych w górach. Na skąpo pokrytych trawą zboczach pasą się bydlątka z przewagą krów i osłów. Owiec jakoś tu nie widać. Teren powoli się wypłaszcza, tzn skaliste szczyty ustępują miejsca górom bardziej rozległym i łagodniejszym. Ciągniemy drogą 955 a potem 010. Kierunek państwo Kurdów, potem Kapadocja. Przechodzimy w drogę 080, potem w 100. Idziemy przez cały czas przepięknym kanionem, z prawej i lewej wysokie kolorowe skały. Niestety temperatura Znów normalna czyli powyżej 40 stopni i znów marzę o wysokogórskim chłodzie.

1020.jpg


Po około 300km wychodzimy z gór, tzn. ciągną się one jeszcze z prawej i lewej ale droga robi się trochę prostsza i szybsza. Gnamy więc znów do przodu połykając odważniej kilometry. Znów African Expres. Gdy słoneczko zaczęło dotykać szczytów zjeżdżamy z drogi i rozkładamy się obok jakiejś wysychającej rzeczki. Dzisiejszy dzień dał mi trochę w kość więc nie mam ochoty nawet rozbijać namiotu. Zeżeramy ostatnie zupki w proszku przegryzając resztką domaćnego chleba. Hurra mamy jeszcze gruzińskie piwo i tym miłym akcentem kończymy następny dzień włóczęgi.
1096.jpg
CDN...
Miętus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.04.2012, 16:24   #2
Ronin
 
Ronin's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 711
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
Ronin jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 1 dzień 22 godz 47 min 16 s
Domyślnie



czekam na ciąg dalszy
Ronin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15.04.2012, 21:29   #3
PABLO_RTP
 
PABLO_RTP's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: ŁÓDŹ
Posty: 24
Motocykl: nie mam AT jeszcze
PABLO_RTP jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 dni 10 godz 59 min 31 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Ronin Zobacz post


czekam na ciąg dalszy
Ja tesz...
__________________
BMW R1150RT POLICE
POLSKI FIAT 125p1300 MILICJA
Nysa 522 WRD MILICJA
UAZ469 B MILICJA
MZ ES250/2 TROPHY MILICJA
MZ TS 250/1 MILICJA
MZ ETZ 251e MILICJA
PABLO_RTP jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15.04.2012, 22:09   #4
rumpel
 
rumpel's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jun 2008
Miasto: S-ec
Posty: 2,819
Motocykl: 690 R
Galeria: Zdjęcia
rumpel jest na dystyngowanej drodze
Online: 7 miesiące 1 tydzień 6 dni 9 godz 27 min 43 s
Domyślnie

ciekawy napoj izotoniczny przy "barlogu"
rumpel jest online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.05.2012, 14:19   #5
Miętus
 
Miętus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Legnica, Złotoryja, Łódź
Posty: 104
Motocykl: RD07a
Przebieg: Rośnie
Galeria: Zdjęcia
Miętus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 12 godz 24 min 14 s
Domyślnie

Dzień XVI 06.09.2011r 598km
Nocka mija spokojnie. Spanie bez namiotu dało się jednak odczuć na tej wysokości, chłodek popieścił nam kości. Rano wita nas głos z rakiety, +6 Celcjuszy i mokre śpiwory. Niestety spowodowała to różnica temperatur między dniem i nocą, a rosa z pobliskiej rzeczki postanowiła wleźć nam do śpiworów. Na szczęście gorąca kawa wraca nas do życia a wędrujące coraz wyżej słońce wygania wilgoć z naszych śpiworów. Jeszcze tylko gest pozdrowienia od pasterza, który zagnał na poranne pojenie kebaby i ruszamy. Droga dość dobra, otaczają nas różnokolorowe wypalone słońcem góry. Ta część kraju jest zupełnie odmienna od zachodnich, ucywilizowanych regionów Turcji. Autoktoni ze względu na trwającą tu połowę roku zimę, upalne suche lato i nienadające się pod uprawę góry i stepy wegetują na skraju nędzy. Szukają oni schronienia w domach zbudowanych głęboko w ziemi, krytych wysuszonym krowieńcem w zimie dających ciepło, a w lecie upragniony chłód. W lecie wypasają owce i bydło a gdzieniegdzie można dojrzeć małe poletka zboża. Na trasie napotykamy dwie mijanki bo przyroda znów pokazała swoją siłę. Z gór zeszła lawina i droga była zasypana. Na szczęście z jednego pasa odgarnęli już głazy i kamole i dało się przejechać. Zresztą biegnące u stóp stoków torowiska w wielu miejscach są zabudowane tunelami przeciw lawinowymi. W pewnym Momencie zauważam stojące na poboczu drogi wozy pancerne i kręcących się wokół żołnierzy. Chyba jakieś manewry.
1098.JPG

Po paru km znów, ale tym razem w otoczeniu czołgów z lufami skierowanymi na góry. Dopiero po spojrzeniu w mapę uświadamiamy sobie: wjechaliśmy do państwa Kurdów. Przyznam, że przejeżdżając obok stojących przy drodze czołgów i żołnierzy tureckich w pełnym ekwipunku patrzących na nas przenikliwym wzrokiem poczułem lekki dreszczyk na plecach. Bałem się otwarcie robić zdjęcia bo niekoniecznie chciałem stracić aparat z całą zawartością. Sami Kurdowie i ich miasteczka raczej nie odbiegają od reszty populacji tureckiej ale widać u nich głębiej zakorzeniony Islam. Szczególnie zauważalne jest to w ubiorze kobiet, gdzie większość ma zakryte włosy, a często też twarze zakrywają burką, a w czasie modlitwy ulice są wyludnione.
1062.JPG

Ale religia nakazuje im być dobrym więc witali nas jak wszędzie przyjaźnie i z lekkim zaciekawieniem. Na stacji paliw na dzień dobry poczęstowali nas kawą i przyjazną pogawędką. Po drodze dwa razy napotkaliśmy kontrole wojskowe. Cóż tutaj niestety trwa cicha wojna. Droga była zamknięta płotkami i wszystkie pojazdy były kierowane na duży parking gdzie stały wozy pancerne i czołgi, dwa lub trzy Land Rovery i oczywiście uzbrojeni po zęby żołnierze. W stojących tam autach osobowych żołnierze robili istny kipisz. Powolutku podjechaliśmy do nich, podniosłem dłoń w geście powitania. Stojący z lornetką, chyba oficer, odpowiedział gestem i pokazywał, że możemy jechać dalej. Jednak widać mają świadomość, że turysta to jakby nie było pieniądz więc nie należy go niepokoić a na terrorystów to chyba nie wyglądaliśmy, choć jak spojrzałem na siebie w lusterko to nie wiem.
Góry robią się coraz bardziej płaskie, droga niestety też coraz prostsza ale skwar przez cały czas chce nas zabić. Na szczęście pod wieczór krajobraz się zmienia. Docieramy do Kapadocji. Dla wielu podróżników jest to kraina legendarna a nie ma się czemu dziwić bo jest tu po prostu pięknie. Na skutek skamienienia tufu wulkanicznego – popiołu wyrzuconego około 3mln lat temu przez okoliczne wulkany powstały tu niesamowite twory natury i ludzkich rąk. Tuf w postaci miękkiej skały jest bardzo podatny na erozję, dlatego przez lata deszcze wyrzeźbiły fantastyczne, kolorowe wąwozy, kotliny, smukłe i wysokie kominy oraz stożki pokryte kapeluszami na kształt grzyba, lub raczej kutasa wyrastające prosto z ziemi. Od najdawniejszych czasów ludzie wykorzystując miękkość tufu żłobili w nim swoje domostwa. Obszar Kapadocji sprzyjał uprawie winorośli a porośnięte trawą stepy ułatwiały hodowlę koni. Ponieważ słoneczko udawało się na spoczynek rozbijamy się na jakimś wzgórku wśród malowniczych wytworów przyrody około 8km od stolicy Kapadocji Goreme.

1125.jpg

Dojazd fajny, mocno pod górę i po bardzo sypkim, jak mąka, wszędobylskim piachu. Na szczęście udało nam się nie położyć wypakowanych Afryk. Ale za to widok z obozu wspaniały. Trawa wysuszona na popiół, łagodne wspaniałe pagórki i kutasy wyrastające wprost z ziemi w promieniach zachodzącego słońca, a obok poletka z wielkimi soczystymi melonami. Bajeczny świat. Słoneczko coraz bardziej przytula się do gór rzucając na nie czerwoną poświatę. W koło zero żywej duszy. Zmierzcha się. Zeżeramy jakieś resztki chleba ze zdechłym pasztetem zapijając browarem i upajamy się ciszą i spokojem. Gdy zrobiło się całkiem ciemno w oddali rozbłysła tysiącem świateł góra Uchisar z położoną u jej stóp wioską. Tam bawili się turyści z innymi portfelami niż nasze ale nie zamieniłbym na tą zabawę otaczającego nas spokoju. Wpatrzony w gwieździste niebo i cienie rzucane przez majestatyczne budowle skalne, przeglądając w głębiach pamięci kręcone tutaj sceny wyścigów smugaczy z Gwiezdnych Wojen zasnąłem przed namiotem. Niestety po jakiejś godzinie szybko wystygające góry popieściły mnie chłodem i wczołgałem się w czeluści namiotu zastanawiając się czym zaskoczy mnie jutrzejszy dzień.
1134.jpg
CDN...
Miętus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02.05.2012, 20:35   #6
Czarek40
 
Czarek40's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2009
Miasto: Kuźnica Kiedrzyńska /Czestochowa
Posty: 370
Motocykl: ADV 990, SXF 250
Czarek40 jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 tygodni 1 dzień 2 godz 49 min 49 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Miętus Zobacz post
i wczołgałem się w czeluści namiotu zastanawiając się czym zaskoczy mnie jutrzejszy dzień.
Zabrzmiało ciekawie i co dalej...
__________________
Cała nuta trwa dwa razy dłużej niż półnuta, ta z kolei dwa razy dłużej niż ćwierćnuta itd.
Czarek40 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03.05.2012, 11:08   #7
Miętus
 
Miętus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Legnica, Złotoryja, Łódź
Posty: 104
Motocykl: RD07a
Przebieg: Rośnie
Galeria: Zdjęcia
Miętus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 12 godz 24 min 14 s
Domyślnie

Dzień XVII 07.09.2011r 96km
Budzi mnie dziwny dźwięk. Coś jakby mocny szum powietrza i to bezpośrednio nad głową. Wyczołguje się z namiotu. Jest około szóstej, zimno. 3 Celcjusze, słońce jeszcze ukryte za górami a bezpośrednio nad naszym obozem wisi… balon. Wielki, kolorowy, a zdziwione bardziej niż my ludki robią nam z góry zdjęcia. Pomachaliśmy sobie i odleciał. Rozglądnąłem się w koło, nie był osamotniony. Z za gór wznosiły się następne. Kurde będzie wspaniale jak wlecą w promienie słońca, a jego ciepełko by się nam przydało. Prawą nogą budzę Manego.
- Choć zobaczysz coś pięknego
- Co ciężarówka zgubiła skrzynkę z browarem?
- Nie, to jest fajniejsze
Wywlókł się z namiotu i chyba mu się podobało bo powiedział ….o ku….
1140.jpg

Balony majestatycznie przemieszczają się po niebie Kapadocji. W promieniach słońca są jeszcze piękniejsze, kolorowe. Na tle gór wydają się drobinkami. Naliczyłem 43 sztuki. Kurde ale fajnie by było obejrzeć Kapadocję z góry ale wolałem nie wyobrażać sobie ile taka przyjemność kosztuje. Może zostawię tę przyjemność niemieckim turystom.
1139.jpg

Oczywiście gdy wysypało się na niebo całe mrowie balonów musiała paść mi bateria w fotorobie. Szybka kawa, zwijanie obozu, szybkie tankowanie motongów i baterii w aparacie i witaj piękna kraino. Na stacji podłączam foto do prądu. Musimy trochę tu posiedzieć więc zanabywam drogą kupna ciepłe bułeczki i duży placek przypominający ciasto francuskie ale wypełniony słonym owczym serem. Pychota. Posiedzieliśmy chwilę, ale Kapadocja tak mnie ciągnęła, że do końca nie naładowałem baterii. Pośród fikuśnych i niesamowitych skalnych wytworów wjeżdżamy do Goreme. Jest to wioska stanowiąca turystyczne centrum Kapadocji. Wioska pomimo zalewu turystów zachowała swój swojski charakter. Pomiędzy niskimi zabudowaniami wyrastają kominy skalne z wydrążonymi dziurami. Niektóre z nich są zamieszkane do dziś a nawet utworzono w nich małe hoteliki. Wielu mieszkańców Kapadocji ma w nich swoje domy i zagrody. Ciekawie wyglądają skalne twory, w których widać okiennice i anteny satelitarne a niekiedy nawet baterie słoneczne.
1264.jpg

Niestety jest to okręg wciąż aktywny sejsmicznie i wiele wspaniałych jaskiń – domów zostało zniszczonych grzebiąc w swoich otchłaniach mieszkańców, ale za to część wnętrz zostało odsłoniętych wskutek niszczycielskiej siły przyrody. Zatrzymujemy się w centrum Goreme. Upał cholerny a jeszcze nagrzana skała oddaje ciepło. Rozglądam się za jakąś kafejką. Po chwili przejeżdża obok nas FJRa i Fazer na Greckich blachach. Zawracają. Witamy się serdecznie, rozmawiamy w Esperanto. Po chwili dojeżdżają jeszcze dwa GSy Advenczery 1200. Piękne, niezakurzone nawet, jakby dopiero co lawetę opuściły, a jeden kierownik od stóp do głów w Turatechu i … dresie (chodzę w dresie jak moi kolesie).
1184.jpg

Ciekawe czy skarpetki też bo okular i chusta obowiązkowo Turatech. Zsiedli, przywitali się, popatrzyli lekko z niesmakiem na nasze Afri i pytają w jakim hotelu nocujemy. Grzecznie, pokazując przytroczony namiot odparłem, że to jest nasz hotel. Z lekkim niedowierzaniem spytali czy przyjechaliśmy z Polski na motocyklach, więc wyjaśniliśmy, że a i owszem ale właśnie wracamy z Gruzji. Nie jestem pewny czy nam uwierzyli ale po ich wzroku widać było, że żałowali iż wcześniej swoich pięknych BMW nie potraktowali błotem w spreju. Ale poza tym byli sympatyczni. Posnuliśmy się po klimatycznych uliczkach tej niezwykłej wioski i stwierdziłem, że warto by było coś przegryźć i do końca naładować fotobaterie. W oko rzuciła mi się piękna knajpka wbudowana w naturalny stożek skalny. Zasiedliśmy więc przy stoliku w cieniu pięknych winorośli. Uff trochę chłodniej. Po chwili podszedł zgięty w ukłonie pan w nienagannym czarnym garniturze. O ku…. Będzie drogo – pomyślałem. A co tam żyje się raz.
Pan zagadnął:
- mówisz po angielsku?
- no niestety, ale trochę mówię po niemiecku
- oj ja niestety nie
- a może mówisz po rosyjsku?
Na co Pan popatrzył mi głęboko w oczy i…
- a Ty mówisz po węgiersku?
OK. Zostaliśmy na esperanto
- co byś zjadł?
- wiesz od dawna mam ochotę na prawdziwy doner kebab
Tym razem popatrzył na mnie z niesmakiem
- słuchaj w restauracjach doner kebab się nie podaje, bo to jest jedzenie dla psów
O cholera, zgłupiałem, a moje marzenia o prawdziwym doner kebabie na zawsze umarły.
- chodź- wskazał na kuchnie, więc poczłapałem za nim. We wnętrzu, w oszklonych lodówkach stała bateria różnych dań mięsnych o różnym, apetycznym wyglądzie, a przewiduje, że i smakach też wspaniałych.
- kebabi – wyjaśnił i pokazał, że mogę sobie wybrać. Oj, zjadłbym wszystkie ale obawiam się, że musiałbym zastawić w lombardzie Afrykę. Wybrałem więc jeden.
Many postanowił iść prostszą drogą więc wybrał Kafe i Bira.
Po chwili podjechało jedzenie. Na przystawkę biały twarożek z nutą kminku, a do tego chrupkie pieczywko. Zaiste apetyczne. Po jakimś czasie weszło na nogach nienagannie ubranego kelnera danie główne: długi pasek wspaniale przypieczonej mniam mniam miękkiej baraninki na cienkim mącznym placku, fryteczki – chyba ze 12 sztuk, ale tu o ziemniaka ciężko, biały ryż, zielona pietruszka, pomidorek, dwie zielone ostre papryczki, paski surowej cebuli posypane czerwoną mieloną papryką, i coś jakby szczypior co szczypiorem raczej nie było. Do tego zgodnie z tureckim zwyczajem pieczywa i wody do oporu. Oj było mniam, mniam. I nie miejcie mi za złe, że ja znów o żarciu ale przecież logistyka to podstawa desantu. Many, żeby nie patrzeć na moje obżarstwo wybrał się na spacer po miasteczku. Po wciągnięciu tego dobra rozparłem się w fotelu i z niepokojem oczekiwałem na rachunek. Wprawdzie nie było bardzo tragicznie bo około 40 tureckich wariatów ale sumienie poprawiła mi myśl, że rachunek jest za ładowanie baterii w aparacie a żarełko to pewnie gratis. Popalając fajeczki poczekałem aż wróci Many, który musiał uzupełnić nadwątlone siły Efezem i udałem się na oglądanie wnętrza Kapadocji z buta. Mimo panującego ukropu, a wędrówka w wysokich butach nie należy do relaksu wybrałem się do Goreme Acik Hawa Muzesi. Jest to muzeum pod gołym niebem, w którym obejrzeć można kilka kościołów i wspaniałych budowli sakralnych z X i późniejszych wieków, ze wspaniałymi freskami, wkomponowanych w skały i zawieszonych na nich. Nie będę Was zanudzał opowieściami o tym miejscu bo przeczytacie o tym w każdym przewodniku po Kapadocji ale miejsce to warte jest odwiedzenia bo pozostawia wspaniałe przeżycia.

1229.jpg

Zmordowany wędrówką wróciłem do Manego. Odpaliliśmy dziewczyny i pojechaliśmy do Uchisar. Widziana przez nas w nocy (zdjęcie nocne z poprzedniego dnia) wysoka na 60m, podziurawiona tunelami i oknami wulkanicznymi skała. Z góry roztacza się piękna panorama na cały obszar Historycznego Parku Narodowego Goreme. Wioska u podnóża góry, o tej samej nazwie to plątanina urokliwych wąskich kamiennych uliczek. Podjazd jest mocno stromy i często wysypany miałkim piaskiem co mocno utrudnia zwiedzanie na grzbiecie, ale Afri dają radę, a piechotą na pewno przy tym skwarze nie chciało by mi się doginać i straciłbym wiele wspaniałych doznań wizualnych. Niestety w jednym miejscu poczułem moc grawitacji gdy na wąskiej stromej uliczce, oczywiście wyłożonej kamieniem i mocno zapiaszczonej musiałem się zatrzymać bo środkiem lazło stado debilnych niemieckich turystów wyglądających jak wycieczka z Wermahtu. Niestety po zatrzymaniu mimo zablokowanego przodu Afra zaczęła mi się ślizgać w dół do tyłu. Momentalnie zrobiłem się mokry jak szczur a pośladki zacisnęły zwieracze. Na szczęście po paru metrach oparła się na krawężniku bo oczy miałem już wielkie a przewiduje, że mimo przewrotki stoczyła by się kilkadziesiąt metrów w dół. Przy ruszaniu sprzęgło też dostało popalić ale się udało. Ale wrażenia bezcenne.
1236.jpg
Jednak dopiero gdy się odjedzie kilka km od centrum Kapadocji, tam gdzie nie łażą już watahy niedzielnych, wycieczkowych turystów widać prawdziwą Kapadocję. Ludzi żyjących w jaskiniach, uprawiających małe piaskowe poletka i pasące się na spalonej trawie osiołki. 1224.jpg


Ludzie Ci są, jak wszędzie gdzie trud i bieda, przyjaźni ale i wydają się być szczęśliwi z dala od pędu życia i cholernej cywilizacji, poza miastem pełnym zgiełku i chamstwa. Tutaj każdy pozwoli Ci nabrać wody ze studni, gdy powiesz, że jesteś głodny, pozwoli Ci zerwać owoc ze swego małego poletka i nie przepędzi Cię gdy będziesz chciał rozbić namiot. Z drugiej strony poznani przez nas Grecy. Też sympatyczni. Wzięli kredyt, kupili GS Advenczery, przyjechali na wycieczkę do Kapadocji, A I TAK ZA TO WSZYSTKO ZAPŁACĄ hi hi NIEMCY.
I z tą myślą lepiej mi się zasypia gdzieś w polu między górami, w cudownej Kapadocji. Dobranoc!
CDN…


Miętus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05.05.2012, 17:33   #8
Miętus
 
Miętus's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Legnica, Złotoryja, Łódź
Posty: 104
Motocykl: RD07a
Przebieg: Rośnie
Galeria: Zdjęcia
Miętus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 12 godz 24 min 14 s
Domyślnie

Dzień XVIII 08.09.2011r 399km
Głos z rakiety. Chciałbym się jeszcze powłóczyć po tej bajkowej krainie ale Many wymownie pokazuje datownik w zegarku. No tak, nie wszyscy są na emeryturze. Czas się zbierać. Żegnamy się jeszcze z okrętem pustyni
1260.jpg

który cierpliwie czeka aż wlezie na niego niemiecki turysta żeby cyknąć fotę i obieramy kierunek na Ankarę. Niestety droga nudna i monotonna. Większa część trasy dwupasmowa i równa. Teren coraz bardziej płaski a gorąc nie do zniesienia. Pęd powietrza też niestety nie chłodzi. Czuję się jak w piecu. Wokół ścierniska i wypalona trawa. W wyschniętych korytach rzek tylko kamienie. Ani jednej chmurki. Susza jak cholera. Gdzieś po południu gdy moje znudzenie osiąga szczyt w oddali zaczyna majaczyć duża błękitna połać. Fata Morgana czy… tak, tak, jednak to jezioro. Hurrra! Wykąpać się, ochłodzić, wyprać, odpocząć. Afry jakby same przyśpieszają. Nad wodę, jechać, jechać. Im bliżej… rodzi się jakaś wątpliwość…. kuna… co jest? Błękit wody otacza wielki biały kożuch, a wokół niego jeszcze długi pas błota.
1286.jpg
Nie to nie może być prawda. Żadnych ptaków, zwierząt, dziwna cisza, nawet owadów nie ma. Kraina umarłych? Stajemy, podchodzimy. O cholera… słone jezioro. Całkiem martwe. Leziemy po białej błotnistej breji. Udaje się dojść do wody ale cykora mam wielkiego, zapadamy się w błocie. Wkładam łapę i próbuję. Błłeeee obrzydliwie słona i dziwnie pachnie. Patrzymy na siebie debilnym wzrokiem, pranie, kąpiel, mycie, diabli wzięli. Nic nie mówiąc do siebie pakujemy się na grzbiety motongów. Naprzód, do pieca. Dolatujemy do Ankary. W tym skwarze nie myślę nawet jej zwiedzać. Na szczęście infrastruktura drogowa w Turcji jest na wysokim poziomie a Ring ma aż pięć pasów więc mimo sporego ruchu nie odczuwa się na drodze tłoku. Za to osiedla mieszkaniowe mnie zachwycają. Wszystkie domy kolorowe, wesołe. Nie ma tutaj szarości tak jak u nas. Z Ankary obieramy kierunek północno zachodni na Istambuł. Na szczęście przy drodze na terenie całej Turcji stoją małe kamienne murki, z których z rury leje się przez cały czas woda. Czysta i zimna, orzeźwiająca, chyba źródlana.
1475.jpg Można uzupełnić manierki, obmyć mordy. Zastanawialiśmy się nawet czy by się w tej studni nie wykąpać, umyć jajka. Na szczęście odstąpiliśmy od tego pomysłu bo….. Było już ciemno. Stoimy przy takiej wododajni, uzupełniliśmy zapasy wody. Zatrzymuje się Dacia-Renault. Z auta wysiada starszy Pan, pozdrowiliśmy się gestem. Podchodzi do studni, ściąga buty, skarpetki, obmywa stopy. Z bagażnika wyciąga mały dywanik, klęka na nim w stronę zachodu słońca i zaczyna się modlić. Na myśl, że mogliśmy się wykąpać w studni zrobiło nam się ogromnie głupio. Nie można nikogo obrażać, a gdyby ktoś zobaczył, że się kąpiemy mogło by być po prostu niebezpiecznie. Nie chcieliśmy Panu przeszkadzać więc odpaliliśmy dopiero gdy skończył. Jazda po górach, a na szczęście znów wjechaliśmy w pasma górskie, po zmroku nie jest zbyt rozsądna więc usilnie rozglądamy się za jakąś dziuplą. Niestety po obu stronach drogi są bariery energochłonne, a boki drogi skaliste. Zjeżdżamy z głównej drogi. Niestety tam gdzie nie ma skalistego podłoża po obu stronach są wykopane rowy odwadniające. Znajdujemy wreszcie miejsce gdzie przez rów przejechał traktor i trochę go rozorał. Próbujemy przejechać, udało się. Spalona słońcem trawa, jakieś drzewka. Cóż więcej trzeba, no może oprócz wody, najwyżej nie będziemy się wąchać. Rozkładamy obóz. Na sznurach jak zwykle suszą i wietrzą się ciuchy. Nawet nie chce mi się jeść tak nam słoneczko dało do wiwatu. Piwo. Spać.
1296.jpg
CDN....
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg 1478.jpg (1,008.3 KB, 5 wyświetleń)

Ostatnio edytowane przez Miętus : 05.05.2012 o 17:37
Miętus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Maramuresz - 100 kilometrów offu solo [Sierpień 2011] bukowski Trochę dalej 21 08.01.2014 13:15
Bałkan trip, prawie solo. [Sierpień 2011] majki Trochę dalej 129 18.01.2012 16:52
Albania/Czarnogóra 6-21 Sierpień 2011 Jaca GDA Umawianie i propozycje wyjazdów 24 02.08.2011 21:59
ISLANDIA-sierpien 2011 myku Umawianie i propozycje wyjazdów 18 30.03.2011 18:14
Maroko sierpień/wrzesień 2011 - wybiera się ktoś...? Joseph Umawianie i propozycje wyjazdów 12 18.02.2011 20:01


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:36.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.