Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Główny dział > Imprezy forum AT i zloty ogólne

Imprezy forum AT i zloty ogólne Imprezy forum AT i zloty ogólne. Spotkania użytkowników naszego forum. Mają one charakter otwarty: obecność AT wskazana, ale nie jest wymogiem. Piszemy również o imprezach motocyklowych, na które wybierają się nasi forumowicze.

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27.12.2010, 21:41   #1
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,483
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
Domyślnie

Dzień pierwszy - pierwsza jazda

Czas na próbę. Kop i pali. O ja cie. Od pierwszego. Jedyna i dzida. Po stu metrach zatrzymują mnie światła. Zielone. Znowu ogień. Wyjeżdżam na hajłeja i DZIIIIIIDA. Walę tak ze 200 metrów i motur robi uuuuuuuuuu i staje. Ma szczęście pas rozbiegowy się nie skończył. Kopię. Działa. Dziiiiiiida. Jest pięknie. Widoki się zmieniają, życie płynie ukratkiem. 100. 200. 300 metrów. Wjeżdżam na wiadukt. Jakby mocy brak. W sumie podjazd nie jest jakiś wielki. No ale, myślę sobie, przecież dzisiaj pralka ma więcej mocy. Nic to. Przy zjeździe się rozpędzi. Walę w dół i nagle zapala się czerwona lampka. Silnik robi uuuuuuu i staje.
Ki hu....
Ciśnienie oleju ?
Masakra, co ja kupiłem?
Jakie ciśnienie oleju?
Obudź się felek, tu nie ma ciśnienia oleju i nigdy nie było, to dwusów.
Motor staje na podjeżdzie pod następną górkę.
Trza zapychać. Tu nie ma miętkiej gry. Tiry smyrają mnie po plecach. A ja bez świateł i prądu. Zapycham pod górkę, pot zalewa oczy. Za szczytem jest zatoczka. Szybka ocena sytuacji - nie ma prądu.


Jak już udało mi się otworzyć puszkę pod siedzeniem zobaczyłem kłebowisko kabli różnych. Okazało się, że bezpieczniki straciły kontakt z prądem. Kluczem do garażu wyskrobałem jakiś kontakt i heja. Uf całe szczęście, że to nie była lampka ciśnienia oleju, jak w afryce, tylko ładowania. Światła się palą. Silnik odpala. Można jechać. Tylko jak u licha zamknąć tę pierniczoną puszkę. Wkładam na miejsce. Przekręcam kluczyk. Sprawdzam ją, a ona odpada. Kurde przecież tu była i nie spadała. O materdeju, jak to było? Wkładam na miejsce uważając na ząbki . Przekręcam kluczyk i znowu się nie trzyma. Jeszcze raz i jeszcze raz. Znowu nic. Kolejny raz z majdrowaniem kluczem na wszystkie strony. W końcu się udało. Strzał z kopa i ruuumtuuumtuum. Dzidaaaaaaa.


Dzień drugi - druga jazda.

Odpalam i jadę. Ja pierdziu. Jak pięknie jest. Ujechałem z pół kilometra. Silnik robi uuuuuuu. Maszyna staje. Kopie, a ten nic. Jeszcze raz i jeszcze raz. Może trzeba użyć rezerwy Wczoraj się nie najeździłem. Ale może? Ta piątka co ją wczoraj wlałem to chyba właśnie ta rezerwa? Nic. Sprawdzam wężyk od paliwa. Nic nie leci. Odkręcam odstojnik. To samo. Nic nie leci. Otwieram zbiornik. Rzut oka do środka, a tam nic. Sucho. Dopiero teraz dostrzegam okrągłą plamke pod gaźnikiem. No tak. Nie zakręciłem kranika na noc. Teraz wiem co tak cuchneło w garażu.



Stoję na dojazdówce do trasy. Pomiędzy ekranami. W tym samym miejscu co wczoraj. Są dwa wyjścia; albo pchać, albo kombinować. Pchanie to lipa zwłaszcza, że powinienem do przodu a potem będę musiał wracać dookoła. Wybieram drugie. Dzwonie do Lesora. W końcu to mój "zweitakt kamarate" .

-Lesor, jedziesz na Bema ?
-No tak, ale jeszcze mam coś do załatwienia.
-No to masz już dwie sprawy. Benzyny potrzebuje. Nie odwiedziłbyś mnie po drodze?
-No dobra zara będe wychodził.

No to mam parę chwil zanim się z tego swojego wygwizdowa wyturla. Położyłem się. W zasadzie to przysiadłem, bo jest ostra skarpa. Patrzę sobie na przelatujące samoloty, ptaki i inne takie. Jakiś taki luz mam w sobie. Nawet nie jestem wkurzony. Od czasu gdy zadaje się z Etezetką nieustannie mi się przypominają słowa Bolca z "Chłopaki nie płaczą" "Polskiemu gangsterowi brak luzu." I od razu się luzuje.

Ze świateł startuje duży GS. Nie ma bata nie spojrzy nawet na mzete. Przeleciał. Trrrrry. Zabrzęczało ABSem.

-Felek ? Co tu robisz?
- Stoję sobie i samoloty oglądam. - Chyba dobry tekst, choć niezamierzony, Stanley oblatuje samoloty.
-Ty, a co to za badziew. Czym ty jeżdzisz? W życiu bym się nie spodziewał. Jadę, patrze leży sobie jakiś wsiór leży przy etezecie. A niech sobie leży. Pewnie dobrze mu. No może miejsce nieszczególne. Potem jakoś do mnie dotarło, że to ty.
-Wiesz, kryzys jest. Żona ogranicza mi subwencje.
-Aż tak źle?
-Żebyś wiedział. Nawet wacha mi się skończyła. Nie podwiózłbyś mnie kawałek?
- A olej masz? - Uuuuu gość jest w temacie.
- No zaimponowałeś mi. Mam w garażu.
- No to ziu.

W garażu spuszczam litra z DRka i biorę olej. Wracamy. Na miejscu stoi Lesor z butelką coli. O Cola to to nie jest. Za żółta. Zalewamy jedno i drugie. Pali. Jadę na stacje. Alllle po drodze wstąpię pochwalić się sąsiadowi nowym sprzętem. Dojeżdżam pod blok. Motur robiii uuuuuu. Zapala się czerwona lampka. Wszystko jasne. Już to wczoraj przerabialiśmy. Nie wiem czemu ale przypomniała mi się metoda regulacji rosyjskiego telewizora Rubin. Sprzedaję kontrolnie piąchą w dekiel pod siedzeniem. Pomogło. Lampka zgasła. Parkuje sprzęta.

U sąsiada zeszło się ze dwie może trzy godziny. Konsekwentnie odmawiam browarka czy choćby winka. Przecież jeszcze muszę polatać. W końcu wychodzimy.

-Mogę się przejechać?
-Jedź.
- Nie ni takim sprzętem trza umić. Daj zapalę Ci.
Wsiada. Obroty jeszcze nieco falują. Rusza. A raczej próbuje ruszyć. Lecz maszyna gaśnie.
- Jeździć trza umić. Tu nie ma momentu jak w traktorze.
Najpierw nakręcić obroty a potem z półsprzęgła.

Rusza i po dwóch metrach staje. No teraz ja się zabieram za pokazywanie jak się jeździ. Ruszam i staje po dwóch kolejny metrach. Palę, wkręcam, ruszam, gaśnie. I tak kilka razy. Jako, że jest już nieźle po 22, a echo niesie między blokami, postanawiam wyciągnąć choć na ulicę. Tam udaje mi się się techniką szarpaną pokonać jakieś 100 metrów. Powoli mam dość. Trzeba jednak było skorzystać z tego piwka.

Wracam na piechty do domu. Biorę afrykę i dygam na stacje po tę pierniczoną benzynę. Nalewam. Próbuje zapalić i nic nowego. Gada, ale nie chce jechać. W końcu okazuje się, nie chce lecieć z kranika. Kładę na boku i wykręcam kran. Wygląda jakby go ktoś starym smarem wysmarował. Wszystko w czarnej mażącej się galarecie. Łeeee. Fuj. Rozbieram na chodniku w atomy. Wszystko uwalone w czarnym szlamie. Udaje mi się to jakoś wypłukać i w końcu odpalam. Musze jakoś dotoczyć się do garażu.

Maszyna o dziwo już się nie dławi. Jadę kawałek i wszystko git. Robię parę kółek ulicą w tę i z powrotem. W końcu podejmuję odważną decyzję jadę na Bema. Do domu wracam po pierwszej. W końcu latałem Etką prawie 7 godzin i zrobiłem może z 15 kilometrów - niezła średnia.



Właściwie to jeszcze był jeden ostry scenariusz bo potem to już nuda panie. Jak w polskim filmie. W sobotę wybrałem się na krótki oblot okolicy. Tak, żeby zobaczyć czy maszyna daje radę. W pierwszych wyjazdach z trudem osiągałem siedem dych na szafie. Jakieś regulacje, czyszczenia i inne czary mary oraz jeżdżenie rozkręciło maszynę tak, że łapała się na dziewięć dych na budziku.

No i dochodzimy do krytycznego momentu. Jadę sobie i wygląda na to, że osiągnę setkę. Tak się zajarałem, że „cisnę, tłoczę, kiszkę pompuje”.( kto zgadnie z czego jest cytata ?) Jest! Udało się. Stówka na budziku. Hurrrrra. Chwilę później już tylko pisk. Dym i sunę power slidem na zablokowanym tylnym kole. Na szczęście jeszcze taka stara pierdoła nie jestem, zacinam ze sprzęgła i dalej już się toczę spokojnie.

No ładnie, myśli przebiegają dość szybko. Jedno jest pewne złapałem zacier. O żesz ja smutna pipa. Co to jest? Możliwości są dwie. Wał lub na tłoku. Na tłoku to banał. Zwalić głowicę i cylinder. Zacier z tłoka zejdzie osełką od kosy. Rowki pierścieni opitoli się iglaczkiem. Z cylindra się wyskrobie. Robiłem takie rzeczy jeszcze w szkole jak latałem WSKą. Wał to już grubsza sprawa. Trzeba rozebrać silnik na atomy. Ale to i tak zabawa w porównaniu z czterosuwem. Zaturlałem się na trawniczek i leże sobie na trawce. Zastanawiam się kto może mi pomóc zaciągnąć mój gruz do garażu. Ze sobą nie mam nawet klucza do świec. Leże tak sobie i patrzę w obłoki.

A, zobaczę czy wał się obraca. Na kopniak. A tu nic stoi na dębowo. Niedobrze to mi na wał wygląda. W sumie stał silnik nie ruszany dziesięć lat. Wszystko się może zdarzyć. Troszkę rdzy i ziu. Pozamiatane. Teraz kupno nowego wału będzie kosztowało tyle co cały motur. Nikogo nie udaje mi się złapać na telefonie. W końcu dzwonie do Hubiego.

- Heloł, jak się masz przyjacielu?
- UUUUUU, marnie. Chyba umieram. Impra była wczoraj i jestem nieżywy.
- To długo jeszcze musieliście siedzieć, jest osiemnasta. Wiesz jest taka sprawa. Motura zakatowałem. Muszę jakoś te zwłoki do garażu zaciągnąć. Nie pomógłbyś mi?
- No dobra zaraz się zbiorę.

No nie od dziś wiadomo, że na kaca najlepsza praca. Jak rozmawialiśmy na początku słychać było, że każde słowo sprawia mu ból. Koniec rozmowy to jakby chlapnął redbula.

Fajnie transport załatwiony. Jednak pojawiają się resztki sumienia ciągnąć gościa przez całe miasto w takim stanie? Spróbuje jeszcze raz. Taka ostatnia szansa. Kopie i zapala. O ja pierdziu ale maszyna. Zacier i to na dębowo, a po tym odpala z kopniaka!?!?!?! Bez rozbierania, bez pchania. Normalnie cud. Tylko taki świecki.

- Halo, Hubi? Moto działa, mogę jechać.
- Ale mówiłeś, że zatarłeś... Nic nie rozumiem, remont w 10 minut Chyba jednak nie powinienem się jeszcze ruszać.

Czy którakolwiek japonia to potrafi? Teraz rozumiem koszulki z nadrukiem ręcznego granatu z napisem „zestaw naprawczy do japońca” EteZette uber alles.
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27.12.2010, 23:27   #2
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,661
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 8 godz 3 min 47 s
Domyślnie

No Felek... Czytamy czytamy. Powinieneś sobie przeczytać mojego siga
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.12.2010, 06:41   #3
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,483
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
Domyślnie

Przeczytałem, ale chyba nie wiem o co kaman. To żeby zepsuć, to łatwizna tez to potrafię. Ale jakim mam być człowiekiem to już trudniejsza sprawa. Nie mam psa. Nie mam kogo zapytać.
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.12.2010, 09:57   #4
Dunia
 
Dunia's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Reykjavik
Posty: 681
Motocykl: tyż Honda ale mała siostra królowej
Przebieg: jest
Dunia jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 dni 3 godz 35 min 20 s
Domyślnie

Felkowski-piszesz w świetnym stylu ..
Dunia jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.12.2010, 11:07   #5
Czarna Mamba
 
Czarna Mamba's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2010
Miasto: Białystok
Posty: 179
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Czarna Mamba jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 3 dni 23 godz 14 min 40 s
Domyślnie

Felku - pisz, pisz jak najwięcej Oj jak mi się przydaje Twoje pisanie w tą ponurą zimę
Czarna Mamba jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.12.2010, 11:28   #6
Ola
wondering soul
 
Ola's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 2,346
Motocykl: KTM 690 enduro, Sherco 300i
Galeria: Zdjęcia
Ola jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 23 godz 11 min 8 s
Domyślnie

Felek, co Ci mam pisać - Ty wiesz . Rozkręcaj się na nowy rok.
__________________
Ola
Ola jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.12.2010, 11:42   #7
Cumuulus


Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Żory
Posty: 98
Motocykl: Super Terefere 750 3TD na leniuszku
Cumuulus jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 1 dzień 7 godz 14 min 40 s
Domyślnie

Cześć

Z niecierpliwością czekam na dalsza część i mam nadzieję, że napiszesz coś więcej również o podróży do Istambułu
Cumuulus jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.12.2010, 12:11   #8
mczmok
 
mczmok's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2009
Miasto: RADZIONKÓW ŚLĄSKIE
Posty: 62
Motocykl: Deauville and ETZ 250
Przebieg: >200000
mczmok jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 22 godz 42 min 22 s
Domyślnie

Sambor może taka mała dywagacja (może propozycja biznesu) felkowski byłby fajnym felietonistą w "Motovoyage-rze".
mczmok jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.12.2010, 20:35   #9
KAPRAL
 
KAPRAL's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2010
Miasto: Jaworzno
Posty: 17
Motocykl: TransAlp XL 650V
KAPRAL jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 6 godz 48 min 18 s
Domyślnie

ooooojjjjjj......dawno się tak nie ubawiłem czekam z niecierpliwością na dalszą część relacji.Powinieneś powieści pisać
KAPRAL jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28.12.2010, 21:43   #10
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,483
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 21 godz 47 min 41 s
Domyślnie Gdy pojawia się ta druga

Pozostali członkowie ekipy zakupili etz 250. W porównaniu z moją 251 to krążowniki. Model 251 powstał poprzez obkurczenie detali 250 na ramie mniejszego sprzętu o pojemności 150. Po odkryciu tej wieści zaczynam rozumieć czemu czuję się dziwnie obejmując kolanami uszy. Nic dziwnego skoro jadę wierzchem na kocie...

Wszyscy zaczęliśmy się rozglądać za gratami na wsiaki słuczajny. Pięć tysięcy kilometrów dwudziesto paro letnią etezetką to nie zabawa. Wszystko może być potrzebne. Tłok, cylinder, sprzęgło, przerywacz, dętki..... Po spisaniu najpotrzebniejszych gratów włosy stanęły dęba. Co chwilę każdy jeszcze dopisywał jakąś pozycję do listy. Przecież jeszcze musimy zabrać jakieś ciuchy, żarcie, namioty, śpiwory i sprzęt biwakowy.

Zapiski podzieliliśmy przez trzy. Wyszło nam, że niezłą opcją byłby żuk jadący za nami z gratami. No ale nie mamy budżetu jak McGregor i Borman. Rozpoczęliśmy polowanie na graty. No kurcze nie daje się tego zamówić z katalogu z wysyłką. Sklepy z tego typu galanterią już powoli odchodzą w niepamięć. Może by zakupić całą na części?

Tymczasem druga etka przyszła do mnie sama. Jak zwykle mieląc jęzorem o złombolu padło na właściwy grunt.
- Felek a chcesz 250?
- No jak nie jak tak.
- Stoi dwa lata w szklarni. Teściu chce ją na złom wywieźć.
- A zbiornik mocno zardzewiały ?
- E no taki gupi to ja nie jestem. Zalałem na pełno.
-Dawno?
- Ze trzy lata już stoi.
- Dobra biorę.

Przyjechałem obejrzeć cudo. Zbiornik był już pusty. Jak na złom użytkowy, nie na chodzie cena okazała się mało atrakcyjna. Posiadała jednak coś czego nie posiadały inne zwłoki w tej cenie. Była zarejestrowana i miała dokumenty. Przywieziona padaka stanęła w garażu. Według opinii sprzedającego należy się jej remont. Ktoś kiedyś oferował jego zrobienie za osiem stówek. Ciekawe ile wody w Wiśle upłynęło od tamtego czasu?

W niedzielę zrobiłem wycieczkę 251. Taki spontan wokół komina. W krótkiej koszulce i trampkach. Z lekką modyfikacją, w trakcie, wyszło 180 kilometrów. W drodze powrotnej po kolejnych usprawnieniach i regulacjach osiągała już setkę. Nieźle jak na zatarty motor ze świecą sklejoną distalem. W dodatku nie wymieniona od co najmniej dziesięciu lat. Co na to podręczniki serwisowe? Do domu wróciłem późnym wieczorem. Normalny człowiek rozebrałby się, wykąpał i poszedł spać.

Postanowiłem skorzystać z tego schematu. Rozebrałem i wyczyściłem gaźnik w świeżo nabytej 250. Stary numer z wierceniem kranika. Parę regulacji. Odgruzowanie zardzewiałego na maxa mechanizmu sprzęgła. Pięć litrów mieszanki. Akumulator z samochodu podpięty kablami. Raz, dwa, trzy i chodzi. Ja pierdziu! Chodzi! Po kilku chwilach słyszę jakieś głośne dup, nad głową. Chyba ktoś spadł z łóżka. Garaż mam na parterze mieszkalnego bloku. Rzut oka na zegarek 3:12. Teraz dopiero zobaczyłem jakąś gęstą mgłę w garażu. To chyba obłoki z oleju. Teraz chyba naprawdę pojadę już do domu.

Dzień drugi

Teraz trzeba pozałatwiać przeglądy, rejestracje, ubezpieczenia.
Przegląd przeszedł bez bólu. Natomiast z rejestracją już były problemy.
Pani z okienka przyjęła wszystkie kwity i kazała zgłosić się za cztery godziny. Luzik.

No po jakiś czasie jednak luzik już nie był taki oczywisty. Zadzwoniła pani i kazała mi zrobić kolejny przegląd. Tym razem rozszerzony o badanie pojemności i masy własnej i DMC pojazdu.

- Zaraz, zaraz, ale to nie jest nowy motor, tylko używany. Już był rejestrowany. Ja dostarczyłem do urzędu wszystkie wymagane dokumenty. Również świeżo wykonany przegląd techniczny. - odpowiadam pani nieco poirytowany.
- Ale ja nie mam wszystkich danych.
- Skoro Pani nie ma to dlaczego ja mam za nimi chodzić.
- Bo motor jest stary, a ja nie mam takiego w tabelkach.
- To skoro Pani nie ma w tabelkach, to ja mam latac po jakiś tam przeglądach? I za to jeszcze płacić? Niech Pani se poszuka w innych tabelkach.

-Albo w internecie - woła pan z za moich pleców.
- Inaczej nie zarejestruje i koniec.

Bardzo mnie to wkurzyło tym bardziej, że kilka tygodni temu rejestrowałem 251 i nie było żadnych problemów.
- Wie pani co w okienku nr 1 jest dowód od drugiego podobnego sprzętu i tam powinno być wszystko. Może Pani sobie zobaczyć co i jak.
- Nic to mnie nie obchodzi.
Orzesz ty, widzę, że niewiele da się pogadać po dobroci. Zasadzam kosę na sztorc i nastroszony jak nosorożec szarżuję na urząd. Najpierw odbieram stały dowód od 251 z którą jak się okazuje nie było najmniejszego problemu. Idę po papiery do 250. Pani uparta twierdzi, że mam robić przegląd. Żądam rozmowy z naczelnikiem. O dziwo przychodzi. Pani wyjaśnia swoje stanowisko. Ja swoje. Akcentuje, że skoro urząd ma wadliwe tabele to dlaczego ja mam to załatwiać i jeszcze za to płacić. Zwłaszcza, że wczoraj już raz za przegląd zapłaciłem. Jako argument koronny wyciągam właśnie odebrany dowód z okienka nr 1. Naczelnik kapituluje.
- Pani Krysiu pani spisze z tamtego.



Czwartek - miesiąc do startu.

Właśnie wracam etką (250) z grila z przyjaciółmi. Miejsce było nie lada -motocyklowe. Na terenie dawnej Warszawskiej Fabryki Motocykli. Wcześniej Centralne Warsztaty Samochodowe na Mińskiej. Kolebka przedwojennej polskiej motoryzacji. Kawał historii. Dziś jedynie Warsztat Ryżego Konia i Motogumozmieniarnia - Huberta odnosi się do tradycji. Reszta z motocyklami czy motoryzacją nie ma nic wspólnego. Wracając jeszcze wstąpiłem do motocyklowego Baru na Bema.

Jadę sobie spokojnie jak wiejski listonosz. Aż tu nagle z nienacka coś zaczęło huczeć i się zrypało. Motor zgasł. Mimo prób odpalenia nic nie dało rady. O rzesz kurcze. To samo miejsce gdzie 251 umarła z powodu zapchanego kranika. Tym razem jest gorzej. Motor nie żywy. Organizuje jakąś pomoc. Tym razem sam nie dam rady. Po kilkudziesięciu minutach przybywa Piotrek.

Nie ma ze sobą linki. Próbujemy. Łapię ręką za uchwyt pasażera u Pitera i próbujemy improwizować hol. Mam wyrzuty sumienia bo nie mam na ręku czerwonej wstążeczki wymaganej przepisami. Właściwie to nie wiadomo czy rękę kierowcy należy uznać za hol miękki? A może to już podchodzi pod sztywny. Opanowując przyspieszenia i zwalnianie udaje nam się dociągnąć do garażu. Obaj robiliśmy takie holowanie pierwszy raz. Kiedyś ciągnąłem motor na pasku od spodni, ale za rękę jeszcze nigdy.

Nie byłbym sobą gdybym choć nie spróbował zobaczyć co się stało. Liczyłem na uszczelkę pod głowicą. Niestety prawda była dużo gorsza. Wybuchł silnik. No nie będzie łatwo. Kapitalka jak nic. Będzie z tym trochę roboty.





Do startu trzy tygodnie a po wybuchu huk roboty.
We czwartek nie udało mi się zdjąć cylindra. Trzeba wyjąć silnik z ramy. No może dałoby się coś wykombinować, ale się poddałem. Z silnika leje się olej na wszystkie możliwe strony. Nie będę kombinował. Wyrzucam cały. Przy okazji zajrzy się tu i tam. W piątek tuż przed północą silnik leży na stole rozebrany na kawałki. Oglądam cylinder. Po wybuchu wszystko się może zdarzyć. Na szczęście nie jest aż tak źle. Będzie jeszcze żył.



W sobotę wiozę cylinder do szlifierza. Patrzy, cmoka, drapie się po głowie. Drugi szlif może wyda. Na środę.
W poniedziałek zabieram się za moją rozbabraną masakrę. Do północy wszystko jest usmarowane tyfusem. Stół i podłoga w garażu. Spodnie, koszulka i ja cały. Za to silnik i przyległości są w miarę czyste. No niestety moi poprzednicy nie popisali się zbytnią kulturą techniczną. Połówki silnika i dekle które powinny być składane na styk bez uszczelek, szczelne to nie będą już nigdy. Nie otwiera się takich rzeczy wbijając między nie śrubokręta. Sprzęgła nie da się zdjąć. Gwint na zabieraku służący do ściągania ze stożka wału w większości nie istnieje. To co się dawało próbowałem zeszlifować wiertarką dentystyczną. Ale szło słabo. Koniec końców postanowiłem zarzucić temat.




Wtorek
Motur na pakę i wiozę do spawacza. Przy rozbiórce silnika okazało się, że rama jest pęknięta. Dobrze, że teraz to znalazłem. Na Węgrzech albo w Rumuni miałbym się z pyszna szukając spawaczesku czy jak on tam się nazywa. Przy okazji wyprostowałem to wieśniackie zadarcie zadupka z lampą patrzącą na księżyc. Potem jeszcze na myjnie. Opitolę to wodą pod ciśnieniem, to nie uwalę się jak wczoraj. Jeszcze naprawiam tulejkami powyrywane gwinty w karterze.
Środa. Odbieram od szlifierza cylinder. Zgadnijcie; gdzie spędzam uroczy wieczór? Dziś przed północą jestem już w łóżeczku. Silnik poskładany siedzi w moturze. Mało tego odpalony i gada. Jutro jeszcze podpięcie napędu i kosmetyka. Zostaną mi jeszcze trzy tematy. Elektryka, jakaś improwizacja bagażnika i docieranie.







Zdjęcie trochę nie wyszło. Musiałem uciekać z garażu bo dym w oczy szczypał. Jutro cdn.



Czwartek

Odwiedzając mą samotnie gdzie zamierzałem spędzić kolejny upojny wieczór z mą etezetą odkryłem dwie rzeczy. Właściwie tę drugą odkryłem już wczoraj. Ale o tym za chwilę.
Pierwsza; Spora i to całkiem spora, plama oleju pod silnikiem . Łożesz ty. Zaklął felek w narzeczu warcholskim. Pewnie nie udało się zakleić odpowiednio właściwie podziabanych karterów silnika edzi. O ja smutna pipa. Nie udało mi się tego dokonać. Niedługo po tym jak się pogodziłem z tym, iż muszę wyciągać silnik i rozbierać go od nowa nadjechał Wader z Januszem. Trochę pogadaliśmy. W trakcie rozmowy wpadłem na jeden zacny, choć szatański, pomysł. Sprawdzę skąd aby cieknie. UUUUU z pod korka. Pewnie uszczelka zmechrana i nie trzyma. Położę Edzie na boku o spróbuję uszczelkę naprawić. Zamiast położyć zaczołem sprawdzać co i jak. Nie jestem cham nie przerwałem konwersacji ani na chwilę. U trakcie wizji lokalnej okazało się, iż uszczelka owszem nie trzyma. Gdyż albowiem korek jest nie dokręcony, a jedynie załapany paluszkami. A olej sobie kap, kap robi z koreczka.

Druga sprawa; Zarąbali mi łańcuch. Warcholstwo. Nie udało mi się składać edzi dalej gdyż albowiem bo ponieważ nie miałem łańcucha. Dzida do roboty zajrzeć do furgona i łańcuch przywieźć. We furgonie łańcucha nie było. Jasne położyłem go w celu odsączenia wody na myjni. Niestety nie znalazłem tam mojego łańcucha. Normalnie dziadostwo. Dwa dni nie uleżał na myjni. Ktoś najnormalniej w świecie go zajumał. Po co ? Nie wiem. Przecież bez spinki nie da rady ozdobić czyjegoś owłosionego torsu. Dzwoni telefon. - Felek o której będziesz? W słuchawce brzmi głos sąsiada. Piotruś to przesympatyczny gość choć Gieesiarz.
Normalnie nie miałem siły mu odmówić. Zanabyłem w lokalnym sklepie atrybuty odwiedzin sąsiada i udałem się z wizytą na grilowanego na balkonie łosia. Może to był łosoś. W każdym razie jakoś tak podobnie. Po tym miałem się udać niechybnie do garażu. Łańcuch jakiś założyć i zakończyć elektrykę. Niestety, Piotruś haniebnie i podstępnie mnie wykończył. Zasnąłem na jego kanapie. Ale nie chrapałem. Wiem tylko, że przed zaśnięciem dzwonił Miron/Mirelka. Proponował, że zwiążemy gieesiarza sznurkiem od snopowiązałki. Niestety Miron ze sznurkiem się nie pojawił. Wobec tego mogłem jedynie Piotra połechtać słownie. Wiesz Piotrek ja też posiadam niemiecki motor. Nie widzę różnicy. Więc po co przepłacać.



No dobra. Piątek też mi jakoś nieszczególnie z sukcesami poszedł. Przytargałem z domu łańcuch. Już chyba z dziesięć lat po szafach go upychałem. Przyda się. Wyglądał na pierwszy rzut oka prawie okej. No na pierwszy rzut. Przy próbach założenia nie wyszło już tak dobrze . Wszystko wskazywało na to, że rozmiar pasuje. Tylko jest za krótki, jakieś dwa ogniwa. Trochę się zajeżyłem. Potem przyjechał Grzesiek z kolesiem. No i zaczęły się gadki o wszystkim. Robota stanęła. Koniec końców wylądowaliśmy w domu. I roboty nic nie popchnąłem do przodu. Znowu wylądowałem u sąsiada gieesiarza. Piątek wieczór trzeba było odfajkować pod znakiem kontaktów towarzyskich.
Za to w sobotę rano Grzesiek obiecał kupić łańcuch, a ja zobowiązałem się zrobić mu łożysko w kole. Kurcze nie jemu jednemu to chyba obiecałem. No cóż wyjąć łożysko i włożyć wydaje się sprawą prostą. Jak zwykle proste rzeczy się nieco komplikują. W tym przypadku łożysko jest w kawałkach. Te kawałki trzeba wydłubać. Co prostem nie jest. Koniec końców łożysko załatwione. Grzesiek przywiózł łańcuch. Identyczny jak ten co miałem. Czyżbym miał inne zębatki. Pan w sklepie zapewniał, że wszystkie etezetki miały identyczny łańcuch.
Przyglądam się wszystkiemu co się da. Jassssne. Regulacja naciągu nie jest ustawiona do końca. Teraz dopiero okazuje się ze wczoraj miałem dobry łańcuch. Tylko zapału i wnikliwości nie starczyło. Trudno. Po złożeniu wszystkiego odpalam i ruszam na jazdy. Nuda panie. Nic się nie dzieje. Żadnych wybuchów, zacierów, czy innych komplikacji. Do wieczora zrobiłem około sto kilosków. Około bo wysiadł mi szybkościomierz. Teraz oba zegary mam martwe. Obrotomierz nie działał od początku.
Koledzy umawiali się na jakieś latanie offrołdem, a potem miało być ognicho, kiełbaski i takie tam różne. Co tak będę jeździł sam, jak ta smutna pipa. Podłączę się pod to ognisko, gdy oni będą się w tym ofrołdzie taplać po osie. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Tyle, że w miejscu gdzie się umawiali już nikogo nie było. Telefon do Artuditu, sprawcy zamieszania.
- Co jest kierownik? Sterczę tu jak smutna pipa i nikogo nie ma?
-Felek my się tam zmawialiśmy dwie godziny temu.
- No dobra a gdzie do licha teraz jesteście?
- Wiesz pycimy ofrołdem. Hardkor jest.
Tu padło dość szczegółowe wytyczenie trasy dojazdowej do aktualnej pozycji. Zapiąłem jedyne i winę. Dopadam do miejsca gdzie należało opuścić asfaltowe szlaki. Wpadam na szutrowe dróżki. Spoko, dalej już mi nie trzeba tłumaczyć. Leśne ścieżki są tak zryte kostkowymi ofrołdowymi oponami, że żadne tłumaczenie nie jest mi potrzebne.
Dziduje śladem zrytej ścieżki. Wypadam z lasu na polankę. No chłopaki ful profeska. Mucios enduros, kaski i zbroje. Takie jak mieli rycerze tylko z zrobione z plastiku. Opony jak na księżyc. Po dodaniu odpowiedniej ilości gazu na jedynce ryją glebę jak pług jednoskibowy. W sumie jakby ruszyć głową to niezłą kapustę dało by się zarobić. Wykop pod kabel czy pod rurę w kilka minut można by taki wykopać, że hej. Łopatą to robota na dwie dniówki. I ja w to towarzycho wypadam z lasu na Etezecie. Nie dość, że skok zawieszenia i prześwit urąga wszelkim standardom ofrołdu to jeszcze ja....
No co ja ? No wyglądam jak wiejski motocyklista. W tiszercie, dzinsach i trampeczkach spiętych trytytką zamiast sznurowadeł. Żadnych cyborgowych kolanek, pancernych buzerów, kasków enduro. No co mam powiedzieć jestem wiejskim motocyklistą i już. Za to w błocie dawałem radę za nimi nawet na dwudziestoletnich szosowych oponach Pneumant. Koniec końców ogniska nie było bo ofiik ujeżdżaliśmy do końca i zbierało się na ostrą pompę. Postanowiłem się urwać z dalszej imprezy i zdążyć do domu zaim te ciężkie ołowiane chmury zmaterializują się ulewnym deszczem.
Zanim jednak dojechałem do domu troszkę zmieniłem plany. Jurek z Olą w tygodniu zapraszali mnie na sobotę na ognisko. Czemu nie. Teraz mogę się wyżywać towarzysko.
- Halo Olka ? Podobno urządzacie jakieś upalanie offrołdem.
- Przybywaj
- Właśnie przybyłem ćwiartką w dwusuwie. Co wy na to ?
- Witamy w gronie KaTeMowców. No dobra już otwieram.
- Felek czymś ty qwa przyjechał
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne

Ostatnio edytowane przez felkowski : 29.12.2010 o 03:12
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Uwagi do Pamiętnika dr Madeyski Pamiętnik 10 10.03.2021 17:45


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:44.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.