![]() |
|
|
Narzędzia wątku | Wygląd |
![]() |
#11 |
![]() Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,918
Motocykl: RD07a/1190r
![]() Online: 11 miesiące 1 tydzień 3 godz 35 min 50 s
|
![]()
Dzień siedemnasty
O 6 jesteśmy już na nogach. Na zewnątrz zimno i mokro a góry pokryte śniegiem. 1.jpg Wczorajsza trasa, na którą nałożyły się nasze nocne wizje w połączeniu z dzisiejszą pogodą sprawiają, że zbieramy się do dalszej jazdy jak na egzekucję. Miejscowi zapytani o benzynę wskazują nam dom, w którym mieszka właściciel jedynego ziła we wsi. Żegnamy się z mieszkańcami domu, kiedy podchodzi do mnie właściciel domu i pokazuję, że chce kasę za nocleg. Trochę zdziwiony pytam ile na co gość rzecze – 100. 100 ichniej kasy to ponad 20$. Dość mocno zdegustowani wręczamy mu 20$ i jedziemy po benzynę. Właściciel ziła może sprzedać nam tylko po 3 litry na motocykl. Mało, cholernie mało ale już nie ma odwrotu. Bierzemy te 6 litrów, za które płacimy jakąś abstrakcyjnie wysoką sumę (też chyba ok. 20$) i wyjeżdżamy głęboko zniesmaczeni. Wczorajszą trasę do miejsca obsuniętego piargu udaje nam się pokonać w niewiele ponad 2 godziny. Niestety w wyniku tego samo-nakręcenia się jadę niesamowicie wysztywniony co przekłada się na idiotyczne 4 gleby. 3---przeprawa.jpg Wczorajszy piach zamienił się miejscami w błoto nie widoczne na pierwszy rzut oka. Dowiaduję się o nim dopiero w momencie gdy wywija mi tylne koło a ja leże obok. Jesteśmy już prawie na wys. 4000 metrów a moja Afryka z każdym metrem coraz bardziej traci moc aż w końcu staje na amen. Wymieniamy filtry powietrza co przez chwilę pomaga jednak po kolejnym zakręcie motocykl staje nie poradziwszy sobie z kamienistym podjazdem. 5b.jpg Najgorsze jest to, że aby moja afryka ruszyła trzeba odkręcić gaz do końca licząc, że w pewnym momencie wystrzeli do przodu. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że musi wystrzelić prosto w duże, luźne kanciaste kamienie znajdujące się akurat na zwężeniu i tak wąskiej dróżki. Jeśli na jednym z nich podrzuci mi koło to mam wielką szansę aby z całym majdanem w trybie niezwykle przyspieszonym pofrunąć w przepaść. 6.jpg W końcu jest! Pustynia! Alleluja! Teraz byle jak najdalej do przodu przed końcem paliwa. 8.jpg 9.jpg Do Karakul ok. 80 km a ja na rezerwie. W normalnych warunkach powinno starczyć jednak przy obecnym spalaniu wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jestem w głębokiej dupie. W desperacji dolewam do baku benzynę z kuchenki po czym koncentruję się tylko na jednym. Byle dalej. 9a-benzyna.jpg Jedziemy szeroką pustynią z widokiem na pięknie ośnieżone szczyty. 10.jpg 11.jpg Zatrzymujemy się na foty jednak w obliczu widma zostania tutaj na amen jakoś mniej niż zwykle zachwycam się widokami a te są po prostu niesamowite. 13.jpg Żeby naszemu twardzielstwu stało sie zadość wjeżdżamy prosto w śnieżycę. Zimno, mokro i gówno widać. Śnieżyca się kończy ale żeby równowaga została zachowana, po przejechaniu 60 km kończy się rezerwa. 14-swistaki.jpg 15.jpg Bartek dopiero przełączył na rezerwę więc odlewamy od niego ok. 1 litra. Tankowanie to starcza na przejechanie jeszcze 5 km. 16.jpg 17.jpg Na szczęście udało się dojechać do asfaltu prowadzącego do Karakul. Nie odlewamy już benzyny z drugiej Afryki bojąc się, że w ten sposób żaden z nas nie dojedzie do cywilizacji. 19.jpg Jest pusto, ponuro i zimno jak cholera a do tego mam mokro w butach od przeprawy przez strumień, w którym utknąłem. Telekomunikacja Tadżycka S.A. mieści się w jednym z domów mieszkalnych. Po wyłuszczeniu naszej potrzeby, zostaliśmy skierowani przez starszego Pana do następnych drzwi. Następne drzwi prowadziły do pomieszczenia o wymiarach 100x150cm, za wyposażeniu, którego znajdował się taboret oraz okienko. W okienku po chwili pojawił się poznany przed chwilą Pan wręczając kartkę, na której napisałem numer telefonu. Pan wykręcił numer i po chwili mogłem już przekazać światu, że jeszcze nie należy wyprzedawać naszych gratów. Sklep sprzedawał nic oraz benzynę. Wyraziliśmy wielkie zainteresowanie benzyną, której miało nie być. Umówiliśmy się na tankowanie jutro rano po czym poczłapaliśmy pozachwycać się największym jeziorem Tadżykistanu leżącym na wys. 3914 m. Wyszło słońce więc pomimo zimna zrobiło się całkiem przyjemnie. 20.jpg Wróciliśmy do domu akurat na pyszny obiad (ziemniaki z mięsem), posiedzieliśmy jeszcze chwilę z Czechami po czym w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, walnęliśmy się spać zrzucając z siebie całego psychicznego doła. Ostatnio edytowane przez czosnek : 15.11.2009 o 18:56 |
![]() |
![]() |
Narzędzia wątku | |
Wygląd | |
|
|
![]() |
||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... | sambor1965 | Trochę dalej | 400 | 23.02.2009 16:44 |