![]() |
#25 |
Turysta DualSport
![]() Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Chorzów
Posty: 584
Motocykl: KTM 1200 6T
Galeria: Zdjęcia
![]() Online: 2 tygodni 2 dni 4 godz 17 min 43 s
|
![]()
I w końcu powrót. Z okolic Skopje do Belgradu mamy prawie 500km do przejechania. Trasa jest dość
prosta i całkiem całkiem widokowa, ale to jednak już powrót. Macedonia, granica z Kosowem, na której spotykamy polskich żołnierzy (dzięki nim przejeżdżamy bez żadnej kolejki czy kontroli), szybki przelot na północ tej byłej serbskiej autonomicznej prowincji, mijamy Kosowską Mitrowicę i wjeżdzamy do północnej części (teoretycznie już) Kosowa, ale tak naprawdę nadal zamieszkaną przez sceptycznie (to bardzo delikatne słowo) nastawioną do ,,neue ordnung'' ludność, oczywiście głównie Serbów. W czym ten sceptycyzm się objawia? Ano, głównie w tym, że na samochodwych rejestracjach widnieje wciąż SRB, zamiast RKS (Republika KoSowo). Niektóre auta jeżdżą w ogóle bez rejestracji - domyślamy się, że to te, którym zdjęto na siłę numery serbskie, a kosowskich właściciele przyjąć nie chcieli... Oprócz tego na domach serbskie flagi, napisy na sklepach głównie cyrilicą, a jedyne łacińskie litery które widzimy, układają się w napis ,,KOSOVO JE SRBJA!'' Smutne, ale cytując któryś polski film - ,,sami jesteście sobie winni''. Granica z Serbią, tą właściwą, to już niemalże tylko formalność. Jedynie kosowska pograniczniczka mówi nam, aby pokazać w następnej budce (czyli Serbom) dowód zamiast paszportu. Dlaczego? Do końca nie orientujemy się, ale... to działa. Chyba mamy w paszportach wbite coś (albo nie mamy wbite), co nie pozwoli nam legalnie wjechać do Serbii. Co rok się to zmienia, ciężko się połapać, jednak granicę przekraczamy bez problemów. Odtąd już tylko nudna dojazdówka do Belgradu, bo do auta i lawety pozostaje nadal prawie 300 km. Cholera, jak ja nie lubię takich dni - wszyscy zmęczeni, fajny wyjazd się kończy, trzeba być na czas w określonym miejscu, więc końcówkę trasy jedzie sie już nocą, zimno i niebezpiecznie. W końcu jednak Belgrad i pakowanie motków. Jak dobrze, że tych 800km do Polski nie musimy robić w siodłach nudną płaską autostradą, po ciemku i w deszczu. Laweciarstwo jednak ma swoje zalety, a i adwenczer nie poczuł się nijak tym zamordowany ![]() Chorzów, potem SMS z Krakowa, że trzon ekipy też już dotarł bez kłopotu na miejsce. Nie lubię pożegnań, ani podsumowań, z resztą ta przygoda nie zakończyła się jeszcze. Wzruszeń też nie lubię, ale po ilości czasu, którą poświęcamy na spisywanie wspomnień łatwo jest wywnioskować, jak wiele ten wyjazd miał ciepłych i słonecznych momentów ![]() Za najlepszy komentarz do całości niech posłuży film zmontowany przez Jacka.
__________________
Sowizdrzał KTM 750 6T Nie wierz, nie bój się, nie proś! |
![]() |
![]() |