|  02.10.2012, 18:18 | #11 | 
|  Zarejestrowany: Oct 2009 Miasto: Warszawa 
					Posty: 209
				 Motocykl: skuter CRF 1000   Online: 1 tydzień 3 dni 8 godz 39 min 6 s |   
			
			Dzień 15 2012-06-15 Hej w góry w góry! GE 262 km Jak co dzień pobudka. Tym razem okraszona chorobą wysokościową beńca. Czekałem cierpliwie aż pierwsze objawy miną.   Beniec zamówił miejscowe oranżadki.   Jak butelki wyschły - spróbowaliśmy metod alternatywnych.   W końcu jakoś poszło. Na śniadanie chleb z serem, piwko. Przed jazdą tradycyjny koniaczek i ruszyliśmy. Najpierw był jakiś zamek.   Potem spotkaliśmy kolarzy z kraju.   Po pogaduszkach i wypiciu kielicha za powodzenie dalszej drogi - pojechaliśmy dalej. Po drodze był jakiś zamek.   I pomnik królowej Jadwigi. Albo jakiejś innej - ale nie schodziliśmy z motocykli.   Popatrzyliśmy na mapę i beniec twierdził, że mamy jechać asfaltem dokądśtam. Zaperzyłem się i przekonałem go do jazdy inną drogą. Mniej asfaltową (wg mapy). Dojechaliśmy do miejscowości Akhaltsikhe i skręciliśmy w stronę gór - w stronę rezerwatu. Droga asfaltowa.. Potem jakby mniej.. Aż dojeżdżamy do szalbanu. Przy szlabanie leśniczówka. Podchodzi leśniczy i spisuje nas.. Okazuje się, że on tu dba o las i pilnuje, żeby ten kto wjeżdża też wyjechał. Daliśmy się spisać, i zostaliśmy zaproszeni na wódeczkę. Że niby droga kręta to łatwiej będzie jechać.   Wypiliśmy i pogadaliśmy. Jednak Kaczyński zrobił nam tam dobry PR. Jak ruszaliśmy do szlabanu dojechała łada i mercedes - nie wiem dokąd chcieli jechać. My zresztą też nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy. Zaczęły się góry. I widoki.   Po drodze pragnienie zaspakajaliśmy w strumieniach.   W górach motocykle się pasły.   Droga była raczej górskim szlakiem.     Za to trawniki zieleniały.             Zdjęcia na tle gór są fajne.     Na jednym ze zjazdów po kamieniach oparłem się o bandę - znaczy gleba.   Ale pojechaliśmy jednak dalej.     Po drodze mijaliśmy kowbojów na koniach i osłach. Naprawdę zacny to widok - gość na koniu z miską cynową przytroczoną do siodła.     W pewnym momencie okazało się, że nie domknęliśmy sakwy i .. Zgubiliśmy flaszkę z żołądkową. Na szczęście poszukiwania okazały się owocne i odzyskaliśmy zgubę.   Na szczycie (albo w okolicy) spotkaliśmy dwa pajero z rodzinkami. Nam było nie łatwo wjeżdżać - oni mieli ubaw po pachy. No i nieśmiertelny transit - tak spotkaliśmy transita na kamienistej serpentynie. Kamienistej czyli dwa kamienie na szerokość drogi. Beniec też był w górach.   A krajobrazy były.   Lasy też.   I motocykliści.   Kawłki gór były bardzo blisko.   Niektóre choinki miały brody do samej ziemi.   Robiliśmy wiele postojów. A niektóre przy uroczych wodospadzikach.   Po kilku godzinach po górskich serpentynach - zaskoczył nas znak drogowy.   Aż dojechaliśmy do SUPERhiperMEGA gładkiego asfaltu. Nie potrafiliśmy się na nim odnaleźć. Wjechaliśmy do jakiegoś kurortu. Nowe hotele, place zabaw, restauracje. Beniec zapatrzony w cywilizację LEDWO dostrzegł kolczatkę rozłożoną na asfalcie. Dym poszedł spod kostkowych opon, na zblokowanych kołach wykonał skręt i minął kolczatkę o 20 cm. Ja mając czas i miejsce wcelowałem w furtkę. UROCZO. Zatrzymujemy się w małym sklepiku i kupujemy wodę borjomi - taka miejscowa nałęczowianka. Całkiem znienacka po 130 km przejechanych na rezerwie beńcowi kończy się paliwo. Dolewamy z bukłaczka i w Kutaisi tankujemy. Po czym wyszukaliśmy MCDonalda (wierząc w WiFi), ale zjedliśmy w okolicznej budzie. Jak zwykle było pysznie.   Po czym oczywiście wstąpiliśmy na WiFi okraszone drobną kawą i lodzikiem.   I tu największa tragedia wyjazdu. Beniec zgubił/ zostawił chusteczkę. Niebawem zorganizujemy wyprawę ratunkowo-poszukiwawczą. A potem pojechaliśmy dalej na północ. Licząc, że tym razem Kaukaz się nie upomni o opady. Nawigujemy na saminiewiemynaco, byle kierunek utrzymać. Asfalt coraz dziurawszy - tak jak lubimy. I tak w pięknych okolicznościach przyrody, jadąc drogą bitą - piaszczysto-gliniastą dojechaliśmy do standardowego momentu postoju - czyli godziny przed zmrokiem. Akurat byliśmy nad piękną górską nad wyraz szeroką rzeką. Zjechaliśmy na pole nadrzeczne.   Nalałem wieczorną porcję czaczy. Nazbieraliśmy chrustu na wieczorne ognisko. Zaczęliśmy rozstawiać namiot. A tu nagle NIESPODZIANKA. Podjeżdża Hyundai. Wysiada z niego 3 gości. Mają policyjne koszulki polo i klamki wetknięte za paski. I tłumaczą nam, że my tu nie możemy nocować. Że wilcy i niedźwiedzie. I w ogóle to musimy już jechać. I że oni nas odwiozą do granicy okolicy gdzie już będzie bezpiecznie. A my już dość jazdy mieliśmy. No ale cóż. Na władzę nie poradzę. Wypiliśmy dla kurażu żeby się nie rozlało i ruszyliśmy za policjowozem. I tak przeciągnęli nas jeszcze ze 20 km. Potem się zatrzymali i kazali jechać dalej. I powiedzieli, że dzwonili do kolegów z miejscowości następnej żeby nas odebrali. No to pojechaliśmy. Po ciemku po piaszczystej drodze. I już po kolejnych 15 km dojechaliśmy do wsi, gdzie już wolno było nocować. Ale jak jedna miejscowa starowinka zaproponowała nocleg z banią - nie trzeba nas było prosić. Oczywiście bania okazała się prysznicem ale i tak było pięknie. Miejscowi policjanci jeżdżą fajnymi autami. Beniec nawet chciał się zamienić.   Sypialnia nam się podobała.   Umyliśmy się w ciepłej wodzie a ja nawet obciąłem paznokcie. Więc poszliśmy spać. Mało kilometrów, za to po PRAWDZIWYCH GÓRACH. 
				__________________ majek-zagończyk dwa litry Yamahy | 
|   |   | 
| Narzędzia wątku | |
| Wygląd | |
| 
 | 
 | 
|  Podobne wątki | ||||
| Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor | 
| Rodopy offem. Długa relacja z krótkiego wypadu. [Czerwiec, 2012] | Louis | Trochę dalej | 62 | 13.03.2025 15:02 | 
| Solówa z Kazachstanem, Czerwiec 2012 | JARU | Trochę dalej | 117 | 29.10.2012 09:17 | 
| Kawkaz - czerwiec/lipiec 2012 | Sub | Przygotowania do wyjazdów | 17 | 22.05.2012 10:29 |