Tylko jak? Którędy? W końcu mapy Turcji nie zdążyłem kupić i stwierdziliśmy, że pewnie lepsze i tańsze kupimy na miejscu.. taaa no to zaczynamy. Zatrzymujemy przy na zajeździe i idę "rozmawiać". Nie jest łatwo ale po długiej rozmowie wracam do motocykli ze świeżą mapą za 18zł, która jest wielkości A3, obejmuję całą Turcję i.. dodatkowo ma pozaznaczane fabryki ciastek firmy Ulker Gizi, których nie mieliśmy okazji spróbować. Turki nas prze rolowały ale już wiemy co wpisać do gps`a.
Zatrzymujemy się na żarcie. Wyruszam w całym rynsztunku a Sławek zostaje przy dobytku. W końcu po pierdylionie krzywych spojrzeń znajduję sklepik z upragnionym kebabem, którego szukam od granicy z Bułgarią.. Sprzedaje dwóch cwaniaczków, z którymi nie idzie się dogadać. W momencie kiedy godzę się już z tym, że znów nas zrobią w balona okazuje się, że za wielkie buły płacę po 3zł. Tańcom i radości nie było końca
W związku z tym, że w naszej podróży pojawiło się coś co roboczo nazwę tu "zapachem przygody" planujemy się wykąpać. Szukamy rzeczki na naszej fachowej mapce bo z gps`em radzimy sobie średnio. Baa, co tam rzeczka, jedźmy nad jezioro. Na mapie nie wygląda jakby było daleko a przynajmniej się wykąpiemy i prześpimy do rana. Jezioro okazało się być ogromne ale płytkie jak cholera i żeby wejść po pas trzeba by leźć 300m po kolana w mule, a na to (sądząc po śladach) odwagi wystarczało tylko krowom biegającym w okolicy.
Zrezygnowani wracamy 40km z powrotem do głównej drogi. Przebijamy się przez góry i o 1 w nocy zjeżdżamy do miasteczka. 10stopni robi swoje ale myśl, że następnego dnia zajedziemy do Gruzji pcha nas do przodu.
11 lipca upływa w Kurdystanie. Wszechobecne posterunki wojskowe zaskakują nas za każdym rogiem.
Asfalt niezbyt ciekawy, bo rozpuszczony. Turcy prubowali zaradzić rozsypując jakiś sorbent na ulicę, a ciężarówki które go rozsypywały jeździły pod prąd..