Dwa dni temu odstawiałem NAT na 'duży serwis'. 
W zastępstwie znowu dostałem jakiegoś szczura.
Ten szczur się nazywał CB650F
Szczur najlepszy miał silnik - 650 pojemności, cztery garnki w rzędzie - szedł, oj szedł. 
Skrzynia też ciekawa - elastyczna, bo np. na szóstym biegu mogłem jechać od 40-190km/h.
Ale to, co dobre w szczurze to kończy się właśnie w tym momencie.
Szczur wielkości roweru Pelikan, nierówności drogowe prawie wysadzają z siedziska, podczas hamowania strach, że przeleci się przez kierownicę, brak jakiejkolwiek ochrony przed wiatrem, na zegarach ubogo w informacje. 
Męczyłem się ze szczurem trzy dni...
I nadszedł dzień odbioru NAT 

Wsiadam, odpalam, ruszam i czuję, że jestem u siebie.
Motocykl sam składa się w zakręt, chroni przed wiatrem, płynie po nierównościach, wygodna pozycja, nogi nie podkurczone. Ręce dotykają kierownicy, a nie odpychają ciężaru ciała, silnik znajomo mruczy, a nowe hamulce stawiają moto dęba. 
Zakochałem się ponownie 
