|
|
#11 |
![]() Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Warszawa
Posty: 209
Motocykl: skuter CRF 1000
Online: 1 tydzień 3 dni 8 godz 39 min 6 s
|
Dzień 15
2012-06-15 Hej w góry w góry! GE 262 km Jak co dzień pobudka. Tym razem okraszona chorobą wysokościową beńca. Czekałem cierpliwie aż pierwsze objawy miną. Beniec zamówił miejscowe oranżadki. Jak butelki wyschły - spróbowaliśmy metod alternatywnych. W końcu jakoś poszło. Na śniadanie chleb z serem, piwko. Przed jazdą tradycyjny koniaczek i ruszyliśmy. Najpierw był jakiś zamek. Potem spotkaliśmy kolarzy z kraju. Po pogaduszkach i wypiciu kielicha za powodzenie dalszej drogi - pojechaliśmy dalej. Po drodze był jakiś zamek. I pomnik królowej Jadwigi. Albo jakiejś innej - ale nie schodziliśmy z motocykli. Popatrzyliśmy na mapę i beniec twierdził, że mamy jechać asfaltem dokądśtam. Zaperzyłem się i przekonałem go do jazdy inną drogą. Mniej asfaltową (wg mapy). Dojechaliśmy do miejscowości Akhaltsikhe i skręciliśmy w stronę gór - w stronę rezerwatu. Droga asfaltowa.. Potem jakby mniej.. Aż dojeżdżamy do szalbanu. Przy szlabanie leśniczówka. Podchodzi leśniczy i spisuje nas.. Okazuje się, że on tu dba o las i pilnuje, żeby ten kto wjeżdża też wyjechał. Daliśmy się spisać, i zostaliśmy zaproszeni na wódeczkę. Że niby droga kręta to łatwiej będzie jechać. Wypiliśmy i pogadaliśmy. Jednak Kaczyński zrobił nam tam dobry PR. Jak ruszaliśmy do szlabanu dojechała łada i mercedes - nie wiem dokąd chcieli jechać. My zresztą też nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy. Zaczęły się góry. I widoki. Po drodze pragnienie zaspakajaliśmy w strumieniach. W górach motocykle się pasły. Droga była raczej górskim szlakiem. Za to trawniki zieleniały. Zdjęcia na tle gór są fajne. Na jednym ze zjazdów po kamieniach oparłem się o bandę - znaczy gleba. Ale pojechaliśmy jednak dalej. Po drodze mijaliśmy kowbojów na koniach i osłach. Naprawdę zacny to widok - gość na koniu z miską cynową przytroczoną do siodła. W pewnym momencie okazało się, że nie domknęliśmy sakwy i .. Zgubiliśmy flaszkę z żołądkową. Na szczęście poszukiwania okazały się owocne i odzyskaliśmy zgubę. Na szczycie (albo w okolicy) spotkaliśmy dwa pajero z rodzinkami. Nam było nie łatwo wjeżdżać - oni mieli ubaw po pachy. No i nieśmiertelny transit - tak spotkaliśmy transita na kamienistej serpentynie. Kamienistej czyli dwa kamienie na szerokość drogi. Beniec też był w górach. A krajobrazy były. Lasy też. I motocykliści. Kawłki gór były bardzo blisko. Niektóre choinki miały brody do samej ziemi. Robiliśmy wiele postojów. A niektóre przy uroczych wodospadzikach. Po kilku godzinach po górskich serpentynach - zaskoczył nas znak drogowy. Aż dojechaliśmy do SUPERhiperMEGA gładkiego asfaltu. Nie potrafiliśmy się na nim odnaleźć. Wjechaliśmy do jakiegoś kurortu. Nowe hotele, place zabaw, restauracje. Beniec zapatrzony w cywilizację LEDWO dostrzegł kolczatkę rozłożoną na asfalcie. Dym poszedł spod kostkowych opon, na zblokowanych kołach wykonał skręt i minął kolczatkę o 20 cm. Ja mając czas i miejsce wcelowałem w furtkę. UROCZO. Zatrzymujemy się w małym sklepiku i kupujemy wodę borjomi - taka miejscowa nałęczowianka. Całkiem znienacka po 130 km przejechanych na rezerwie beńcowi kończy się paliwo. Dolewamy z bukłaczka i w Kutaisi tankujemy. Po czym wyszukaliśmy MCDonalda (wierząc w WiFi), ale zjedliśmy w okolicznej budzie. Jak zwykle było pysznie. Po czym oczywiście wstąpiliśmy na WiFi okraszone drobną kawą i lodzikiem. I tu największa tragedia wyjazdu. Beniec zgubił/ zostawił chusteczkę. Niebawem zorganizujemy wyprawę ratunkowo-poszukiwawczą. A potem pojechaliśmy dalej na północ. Licząc, że tym razem Kaukaz się nie upomni o opady. Nawigujemy na saminiewiemynaco, byle kierunek utrzymać. Asfalt coraz dziurawszy - tak jak lubimy. I tak w pięknych okolicznościach przyrody, jadąc drogą bitą - piaszczysto-gliniastą dojechaliśmy do standardowego momentu postoju - czyli godziny przed zmrokiem. Akurat byliśmy nad piękną górską nad wyraz szeroką rzeką. Zjechaliśmy na pole nadrzeczne. Nalałem wieczorną porcję czaczy. Nazbieraliśmy chrustu na wieczorne ognisko. Zaczęliśmy rozstawiać namiot. A tu nagle NIESPODZIANKA. Podjeżdża Hyundai. Wysiada z niego 3 gości. Mają policyjne koszulki polo i klamki wetknięte za paski. I tłumaczą nam, że my tu nie możemy nocować. Że wilcy i niedźwiedzie. I w ogóle to musimy już jechać. I że oni nas odwiozą do granicy okolicy gdzie już będzie bezpiecznie. A my już dość jazdy mieliśmy. No ale cóż. Na władzę nie poradzę. Wypiliśmy dla kurażu żeby się nie rozlało i ruszyliśmy za policjowozem. I tak przeciągnęli nas jeszcze ze 20 km. Potem się zatrzymali i kazali jechać dalej. I powiedzieli, że dzwonili do kolegów z miejscowości następnej żeby nas odebrali. No to pojechaliśmy. Po ciemku po piaszczystej drodze. I już po kolejnych 15 km dojechaliśmy do wsi, gdzie już wolno było nocować. Ale jak jedna miejscowa starowinka zaproponowała nocleg z banią - nie trzeba nas było prosić. Oczywiście bania okazała się prysznicem ale i tak było pięknie. Miejscowi policjanci jeżdżą fajnymi autami. Beniec nawet chciał się zamienić. Sypialnia nam się podobała. Umyliśmy się w ciepłej wodzie a ja nawet obciąłem paznokcie. Więc poszliśmy spać. Mało kilometrów, za to po PRAWDZIWYCH GÓRACH.
__________________
majek-zagończyk dwa litry Yamahy |
|
|
|
|
|
Podobne wątki
|
||||
| Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
| Rodopy offem. Długa relacja z krótkiego wypadu. [Czerwiec, 2012] | Louis | Trochę dalej | 62 | 13.03.2025 15:02 |
| Solówa z Kazachstanem, Czerwiec 2012 | JARU | Trochę dalej | 117 | 29.10.2012 09:17 |
| Kawkaz - czerwiec/lipiec 2012 | Sub | Przygotowania do wyjazdów | 17 | 22.05.2012 10:29 |