Słowo na Wigilę
Nie moje.
Pani Liliany.
Już Święta? Przecież dopiero były Zaduszki. Czas galopuje, jak nigdy wcześniej, bo my się starzejemy, a świat młodnieje i za chwilę osiągnie wiek przedszkolny.
Dziadek mnie ostrzegał, że im człowiek starszy, tym szybciej czas mu umyka ale mu nie wierzyłam. Wakacje pełzły w ślimaczym tempie, jakby nigdy miały się nie skończyć. I miałoby się to zmienić? A jednak! Dziś dni mi mijają, jak mgnienie oka.
Nauka zabrała się za wyjaśnianie przyczyny różnic w odczuwaniu upływu czasu przez ludzi młodych i niemłodych. Nasze mózgi z wiekiem wpadają w rutynę. Neurony nie muszą tak intensywnie harować jak u dzieci, dla których wszystko jest nowe i musi być dopiero rozpoznane, zarejestrowane, odczute. Im człowiek młodszy, tym więcej jego mózg ma ‘na głowie’, na co potrzebuje masę czasu. Dlatego dziecku tygodnie wydają się epokowo długie.
A kogo to wyjaśnienie nie przekonuje, ten ma inne: dla pięciolatka jeden rok to jedna piąta życia, dla sześćdziesięciolatka rok stanowi zaledwie jedną sześćdziesiątą.
A że świat młodnieje? Nie młodnieje nasza cywilizacja. Europa robi się stara, lękliwa, opieszała i komplikująca wszystko tysiącami zakazów i nakazów. W zderzeniu z tym procesem nowe technologie wymuszają pęd, impet, ekspresowe reakcje i natychmiastowe działania. Na nic się zdają próby buntu. Żeby skutecznie funkcjonować w tym świecie poddajemy się jego szalonemu rytmowi.
O tym co wydarzyło się na drugim końcu świata dowiadujemy się w czasie rzeczywistym, co w zasadzie uniemożliwia rzeczową analizę, jesteśmy więc zasypywani emocjami. Nawet fakty polityczne podawane są jako budzące lęk, złość, wrogość, czasem zadowolenie lub prostą satysfakcję.
Czyż nie w podobny sposób odczuwają świat dzieci, których jeszcze nie nauczono bardziej skomplikowanych ciągów logicznych? Dzieci bazują na prostych emocjach zanim nauczą się racjonalności, lecz to jest tylko etap procesu rozwojowego. Ludzi dorosłych ‘młodniejący’ świat odmóżdża i wystawia na pastwę chaotycznych impulsów.
Święta idą nam na pomoc. Są elementem stałym, stabilizującym i towarzyszy im zespół rytuałów, które jak kręgosłup, podtrzymują konstrukcję całości. Dlatego nie chcę ogołocenia Świąt z kolęd, wigilijnych zwyczajów, czy Pasterki. Niektórzy uważają, że to wszystko być nie musi: że kolędy proponują przestarzałe wzorce zachowań, a Wigilia jest tylko kolacją podczas której jemy potrawy, które niekoniecznie nam smakują i spotykamy się z osobami, które nie zawsze są nam miłe. Moim zdaniem takie argumenty są po prostu niepoważne wobec wagi tego, co Święta nam dają.
A dają nam zatrzymanie czasu. Dla ludzi umiarkowanie religijnych nieuchronna powtarzalność Świąt przywołuje ważne chwile i ważnych dla nas kiedyś ludzi: jakby w ten wieczór kręcili się obok, przy stole. Nie chodzi o wspominki ani wrażenie powrotu do dzieciństwa. Chodzi o poczucie łączności z przeszłością i z przyszłością. O odczucie ciągłości, o to że nasze życie jest wpisane we wspólny los.
Chyba o tym myślał Ahad Ha-Amow, kiedy twierdził, że „nie Żydzi przechowali szabat, tylko szabat przechował Żydów.”
Natomiast dla ludzi o wyższej temperaturze wrażliwości religijnej wspomnienie narodzin Boga jako Człowieka relatywizuje czas, bo otwiera na perspektywę wieczności.
Siła Świąt Bożego Narodzenia jest tak potężna, że nawet zza kolorowych paciorków potrafią się ujawnić istotne emocje i intuicje.
__________________
Jam nie Babinicz...
|