Wyszliśmy na szlak późniejszym porankiem, ale słońce i tak już bardzo wysoko. Grzeje jak co dzień
W sumie to ciężko to używać terminu „na szlak” bo nie ma żadnych oznaczeń tegoż szlaku.
W obecnych czasach, kiedy każdy ma navi, to żaden problem, ale kiedyś? Hmmm
Tu nie mamy możliwości się zgubić, bo idziemy wąwozem, ale w górach?
Niby parking dość pełny, część parku zamknięta, i tak tłumów nie widać
No czasem ktoś się trafi…
robi się bardziej wąsko, czyli też pojawia się cień!
Dochodzimy do „The Narrows”
No i musimy zawracać, bo inaczej dojdziemy do drogi stanowej, a musimy wrócić po auto…
Na parkingu spotykamy starszego harleyowca, w pełnym harleyowskim umundurowaniu, ale na.. GSie.
Wzrost ma jednak też zdecydowanie harleyowski i trudem ogrania wysoką kobyłę
Wracamy na asfalt
Tu pięknie widać różne warstwy tworzące fałd Capitol Reef:
Można by pewnie spędzić w tym parku tydzień na szlakach i nie mieć dość.
Ciekawe, czy rok by starczył, aby zwiedzić wszystkie cuda Utah?
Przed nami jeszcze 2 godziny jazdy do następnego parku i jednocześnie noclegu.
Droga stanowa 24
Krajobraz mocno się zmienia i jakby szarzeje, albo raczej beżowieje
Jadąc na wschód, widzimy coraz młodsze warstwy fałdu Capitol Reef: piaskowce formacji Dakoty, łupki formacji Mancos oraz Morrison. No i sporo piasków i żwirów, naniesionych przez okoliczne rzeki.
Trochę nudno, ale ma szczęście zapas audiobooków mamy spory. No i Uno zawsze dobre
Skręcamy z UT 24 w stronę Parku Stanowego Goblin Valley. Mały, niezbyt popularny, ale podobno mnóstwo skalnych goblinów
Mamy rezerwację na polu kempingowym (jest prysznic!!!!), jak zwykle niezbyt potrzebną, bo kemping nawet w połowie nie jest pełny.
Niestety calutki kemping skąpany jest w słońcu, ale na szczęście do każdego miejsca przynależy wiatka dająca cień
Dookoła ściany skalne, ale od południowego zachodu, więc cienia jeszcze nie dają…
Syneczek od razu pobiegł eksplorować, gdzieś tu jest na zdjęciu…
Raf zastanawia się, na ile ta skała jest stabilna i czy zaraz się nie osypie razem z Syneczkiem…
Tu o dziwo mniej jest kamperów, ani jednej długaśnej przyczepy (może miejsca za krótkie?) za to trochę namiotów.
Z niemałym rozbawieniem obserwujemy parę koło 20stki, przez godzinę mocującą się z rozbiciem zwykłego igloo
Robimy obiadokolację i mamy wolne
Ale oczywiście Syneczek na tyłku nie usiedzi, więc tata się poświęca i idą na eksplorację okolicznych skał (te już w częściowym cieniu)
Poszli, cyknęli kilka zdjęć z góry:
i kilka fajnych skałek
Same gobliny zostawiamy sobie już na jutro.
Trochę usiłujemy grać w badmintona (znowu silny wiatr), trochę czytamy i zapada ciemność.
Wszędzie wiszą plakaty, że prosi się o brak światła wieczorem, bo chronimy ciemne niebo.
I rzeczywiście, nikt nie świeci, tylko od czasu do czasu ktoś z czołówką sunie do łazienki.
Jest bosko
Niestety mam zerowe umiejętności astrofotografii, ale coś mi wyszło.
Tylko musicie oglądać raczej w ciemnym
cdn.