Nie umniejszając w niczym pięknej Waszej wycieczce, dla mnie magia Finlandii zamyka się w znacznej mierze w Lipcu i białych nocach. Tak białych, że o 4 można czytać cokolwiek by się chciało już nawet te 150km na północ od Helsinek - oczywiście im dalej na północ tym bardziej. Daleko na północy słońce nie zachodzi wtedy wcale i to jest naprawdę coś co ryje łeb MOCNO zwłaszcza jak się tego doświadcza przez dwa tygodnie - nastąpił u mnie zupełny brak kontaktu z kalendarzem, zegarkiem i wewnętrznym biozegarem... nobo co ma myśleć mózg na zupełnie pustej pięknie oświetlonej drodze o 2 w nocy. Stawaliśmy na środku krajówek paląc fajki i ciesząc się ciszą i brakiem jakiegokolwiek ruchu. Dojechaliśmy jeszcze 'dalej niż północ' /swoją drogą bardzo polecam ten film jak ktoś nie widział

- do Utsjoki. Od Inari Finlandia zaczyna wyglądać inaczej ale to temat na inną opowieść jak mniemam.
Wracając do zaburzeń snu/czuwania - oczywiście jeśli jest się karnym osobnikiem to 22 i spać... ale raz, że lato Fińskie tamtego lata było najcieplejsze od 40 lat, dwa byliśmy na wakacjach i chciało się jechać po prostu więc jechaliśmy do upadłego wyjeżdżając niejednokrotnie w trasę dopiero w południe po kąpieli w jeziorze koło naszego kolejnego Laavu.
Po tygodniu byłem już pewien, że wypieprzyli mnie z roboty bo nie było mnie tam dobry miesiąc. Miałem serio takie lęki bo nie byłem zupełnie w stanie świadomie stwierdzić kiedy wyjechałem z domu na samo poczucie tego czasu, który już spędziłem w podróży. Były to dwa tygodnie niewygód, niezdrowego na maksa trybu życia ale wróciwszy do domu miałem to niesamowite poczucie unoszenia się nad ziemią, kiedy nogi same wręcz niosą człowieka. To było dawno i dawno takiego stanu nie doświadczyłem.
Tak więc kiedyś... jakbyście mieli ochotę to polecam ten właśnie czas - wakacyjnie nie ma tragedii - tam nigdy nie ma tłoku nawet na głównych drogach prowadzących na północ kraju a nad jeziorami zawsze jest miejsce.
Dwa słowa jeszcze o Finach - drugiej nocy nad jakimś Laavu spotykamy zakochaną parę - Marikę i Toniego. Okazuje się, że mają kiełbasę w zapasie a my mamy wódkę i piwo. Towar na miarę złota w Finlandii bo oni naprawdę są nam podobni w upodobaniu lasu i napitku i pojebanych zabaw - po godzinie wspólnej rozmowy - trochę na migi trochę po Angielski Marika przypomina sobie, że jej znajoma, Anne, mówi bardzo dobrze po angielsku. Anne lat 55+ przyjeżdża z córką lat 15 i siedzimy nad wodą zamykając imprezę o 6 rano. Następnego dnia meldujemy się u nich na kawę i kąpiel w jeziorze. Kontakt mamy do tej pory. Bardzo sympatyczni ludzie - kursu szalupą z dwukonnym silnikiem po jeziorze o 3 nad ranem nie zapomnę nigdy - byłem pewien, że nie wrócimy
Potem szukając gdzieś drogi wpadamy komuś na łąkę nad jeziorem, przy domu impreza. Pytamy o nocleg, o drogę. Okazuje się, że swoją wiejską rodzinę wizytują stoliczniaki

mówią, żeby uważać bo wiejskie ludzie są 'crazy shit'

ale miejscowi wyciągają zimne browary

szkoda, że nie pozwolili nam zostać ale pewnie piwnica była za słabo zaopatrzona na nas. Dostajemy koordynaty na dwie Laavu po drugiej stronie jeziora - wybierami absolutnie piękną i chujową bo w nocy zaczyna wiać i umieramy z zimna.
Ogólnie złego słowa nie powiem o Finach. Lubię tych ludzi i ich prostolinijność. Trafiliśmy też do enklawy jakichś bogoli absolutnych w lesie koło Lappeenranty - tam nas wywalili z lasu. Cóż można powiedzieć - typowe $$$
Przepiękne zdjęcia. Paliwo dla moich wspomnień. Dzięki.