Wątek: Finlandia 2025.
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary Dzisiaj, 08:47   #18
CzarnyEZG
 
CzarnyEZG's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Aug 2013
Posty: 2,940
Motocykl: RD04
CzarnyEZG jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 2 dni 17 godz 5 min 59 s
Domyślnie

Ranek wita nas zapowiedzią deszczu.

Sprawdzam Mandarynę, pod kątem płynów i ewentualnych usterek. Wszystko wygląda ok.

Cieszę się, bo lodówka, instalacja elektryczna oraz zabudowa, którą budowaliśmy pod blokiem sprawdzają się w 100%.

Gdy stary diesel od niechcenia odpala, Ania nawiguje na północny-wschód w kierunku miejscowości Fiskars (tak, to ta on narzędzi)

1.jpg

W niej, po raz kolejny odkrywamy trzy rzeczy.

Pierwsza z nich, to, że wszyscy uważają Anię na lokalsa.

Faktycznie, długonogie, wysokie blondynki to jeden z typów Muminek, które tu występują.

Do tego stopnia, że gdy w jednej metropolii (jakieś 2,5 tysiąca mieszkańców) gdy wyszedłem zza regału ichniej wersji Biedry, myślałem, że trafiłem na moją żonę, a to była jedna z lokalnych panien.

Druga - wszyscy widzą, że ja nie jestem stąd.
Są dwa rodzaje Muminów. Jeden przypomina tyczkę, ma ponad dwa metry i chodzi jakby się miał zaraz złamać, drugi jest krasnoludem. Jest okrągłą kulką o średnicy półtora metra. Nie jest gruby - po prostu jest okrągły.

Ja nie pasuję ani do jednego ani do drugiego.

Mam to swoje cechy, które trudno określić jako wady albo zalety.

Do Ani wszyscy walą po ichniemu i dziwią się, że nie odpowiada, a w moim przypadku z zaciekawieniem przyglądają się nieco jak małpie w zoo, co ja tu robię.

Trzecia - język fiński przypomina nieco pierdzenie w wannie zarówno w wymowie jak i zrozumieniu, co powodowało, że to Ania była w trudniejszej sytuacji, bo ludzie się dziwili, że ich nie rozumie.

Udziela nam się także tutejszy klimat.

Po wyjściu z auta, żeby zrobić zakupy w jedynym lokalnym sklepie, trzaskamy z beztroską drzwiami.

Żadnego chowania elektroniki, żadnego sprawdzania zamków.

Tak jakoś wolniej i to pod kątem szybkości jak i swobody.

Z Fiskars Ania nawiguje do Koty znajdującej się przy trasie E75.

Kota to rodzaj szałasu, domku, tipi z paleniskiem w środku.

Są ogólnodostępne, zaopatrzone w drewno i jedyne śmieci jakie w ich okolicy znaleźliśmy były z Polski.

Po pospiesznym posprzątaniu śladów krajan, rozkładamy obozowisko.

2.jpg

Pogoda nie rozpieszcza, więc po raz kolejny doceniamy możliwość spania w aucie oraz zrobienia ogniska pod dachem.

Zaczynamy też wpadać w dziwny trans, w którym słowa i dźwięki cywilizacji schodzą na dalszy plan, zastępowane przez szum lasu i trzeszczenie rozpalonych kawałków drewna.

Znam ten stan z naszych poprzednich wypraw.

Potrafimy z Anią nie zamienić słowa przez godziny, czując jednocześnie spajającą nas bliskość.

Z technicznych rzeczy odkrywamy czym się różni krzesełko turystyczne z Natureheika i z Temu (oprócz ceny)

To drugie odjeżdża nogą, która łamie się w miejscu wejścia do mocowania i skutecznym przyziemieniem osoby na niej siedzącej.

Na naszych wyprawach prędzej lub później natura zaczyna przejmować rytm życia. Chodzimy spać zaraz po zmroku a wstajemy razem ze świtem.

Tak samo jest także w tym przypadku.

Zauważamy pewną różnicę w stosunku od świtów w PL. O ile u nas moment wstania słońca to krótka chwila, to tutaj, o tej porze roku trwa to dłużej.

Słońce ostro świeci praktycznie w poziomie, dochodząc do najniższych części lasu, do których później nie ma już dostępu.

Patrzysz przy kawie jak budzi się las w takim właśnie poziomym podświetleniu.

Gdy pakujemy obóz o zostawiamy kotę w lepszym porządku niż zastaliśmy, Ania nawiguje bocznymi drogami do kolejnego miejsca, które wybrała, czyli Lawu nad jeziorem Toyrilampi.

Lawu, to inny od Koty rodzaj schronienia dla wędrowców.

To wiata z miejscem na ognisko znajdującym się przed nią.

Po drodze wpadamy na chwile na główną drogę Helsinki- północ, na której popędzają nas pociągi drogowe składające się z ciężarówki i dwóch naczep o wdzięcznej nazwie "Pitka"

Szybko wracamy na lokalne drogi.

3.jpg

Pamiętasz, jak mówiłem, że z dogadaniem się w Finlandii nie będzie żadnych problemów, bo 99,9% finów mówi po angielsku?
No to się kurwa zdziwiłem.

Pośród bezkresnych lasów, przeplatanych jeziorami, wjeżdżamy do Hankasalmi.

Lokalna metropolia, w której pierwsze co mi się rzuca w oczy to budynek, przed którym stoją wystawione piły, kosiarki, taczki...

Szybki skręt i parkujemy przed miejscem, gdzie jest szansa, że znajdę erzats nóżki krzesła z Temu.

Gdy wchodzę do środka, upewniam się, że tak właśnie będzie.

To ichni techniczny sklep ze wszystkim co jest potrzebne aby przeżyć w okolicy.

Podchodzę do pierwszego regału i sprawdzam, że w złamaną nóżkę idealnie pasuje jeden z elementów regału wystawowego na którym wiszą tarcze do szlifierek.

Zdjąłem tarcze, rozklinowałem element na którym wisiały, przymierzam - jesteśmy w domu.

Pręt idealnie pasuje do wnętrza złamanej rurki.

Teraz tylko trzeba to kupić.

W tym momencie napatoczył się Mumin (ten tyczkowaty), no to mu tłumaczę po angielsku o co mi chodzi.

No i kurwa trafiłem na ten 0,01% tych co nie mówią w tym języku.

Ze względu na czasy w jakich żyjemy, nie ryzykowałem porozumienia po rosyjsku.

Postanowiłem postawić zatem wszystko na jedną kartę i zarozmawiałem do niego po polsku:

- Widzisz Mumin, bo tu się kurwa odjebało z tą nóżką i potrzebuję tego dynksa żeby to naprawić.

Mumin odgulgotał coś po swojemu i zabrał mi kawałek wystawy.

- No i chuj w torcie - powiedziałem, albo pomyślałem, ale Mumin idąc wgłąb sklepu kiwnął na mnie, żebym poszedł za nim.

Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, dlaczego ruscy tak bardzo nie lubią Świętego Mikołaja i wizyt u niego.

Pod sklepem był dwukondygancyjny schron o stropie grubości przeszło dwóch metrów, który używali jako magazyn.

Mumin zaprowadził mnie do jednego z pomieszczeń a w nim pokazał mi metrową rurę o średnicy idealnie takiej jak nasza nieszczęsna noga od krzesła.

Rozpromieniłem się na ten widok i mówię do niego:

- Dobra Mumin, jesteśmy w domu, tylko jakbyśmy teraz jeszcze dydu-dydu zrobili tej rurce to by było super (pokazując mu, że chodzi o cięcie na wymiar)

Mumin przyniósł za chwilę obcinarkę do rur i na migi pokazał mi, że ma mu pomóc.

Dwóch technicznych zawsze się dogada. Nawet jak jeden jest burakiem ze środkowej polski a drugi gada jakby pierdział w wannie.

Efektem tej kooperacji był fakt, że do końca wyjazdu mogłem siedzieć w komfortowych warunkach.

Gdy wychodzimy ze sklepu w oczach Ani wyglądam jak conajmniej sołtys podczas dożynek.

4.jpg

Gdy docieramy nad jezioro, które wybrała Ania, coś sprawia jakby nam powyjmowali baterie.

5.jpg

Siedzimy przez jakiś bliżej nieokreślony czas słuchając wiatru i wiemy, że zostaniemy tu dłużej niż jedne dzień.

6.jpg

Lawu, które znalazła Ania, jezioro i las dookoła wydają się jeszcze bardziej magiczne.

Na grillu ląduje mięso z renifera (jeżeli to był Rudolf, to sorry - świąt nie będzie)

7.jpg

Wieczór to czas na książkę i kontemplowanie widoków zza okna.

8.jpg

Kolejny dzień, zgodnie z przewidywaniami zostajemy na miejscu.

Po raz drugi przekonuję się dlaczego ruscy tak nie lubią Świętego Mikołaja.

Lasy tutaj to nie drzewa rosnące na piaszczystym podłożu, jakie znamy z Polski czy nawet Estonii.

Tutaj podłoże to skały na których rozciąga się dywan z korzeni, mchu, liści i gałęzi. Czasami obok ścieżki którą idziesz jest jama, której dna nie widać, a przejście parunastu metrów to nielada wysiłek a nie spacer.

9.jpg

Tego dnia także postanawiam polatać dronem.

10.jpg
__________________
www.kolejnydzienmija.pl

2014: Żatki Bolek na promie kosmicznym
2015: Veni Vidi Wypici
2016: Muflon na latającym gobelinie
2017: Garbaty Jednorożec
2018: Czarny Jaszczomp
2019: Rodzina 50ccm plus
2020: Żółwik Tuptuś
2021: Chiński Syndrom
2022: Nie lubię zapierdalać
2023: Statek bezpieczny jest w porcie,
ale nie od tego są statki
2024: Uwaga bo ja fruwam
2025: Ekwipunek Załogi Gogurka
2025: Cztery i pół Afryki
CzarnyEZG jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem