Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary Dzisiaj, 11:38   #268
El Czariusz
 
El Czariusz's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2025
Miasto: Przystanek Oliwa
Posty: 369
Motocykl: Wrublin
El Czariusz jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 19 godz 43 min 40 s
Domyślnie Tytus de ZOO

Poczytuję wątek Atomkowy regularnie. Zajrzałem dzisiaj rano i...
Posty Brzeszczota jak "bicz boży" Attyli...

O co chodzi z tymi Węgierczykami i dlaczego to akcentuję... To jest bardzo długa historia ale postaram się ją streścić - możliwie do objętości Bożego Igrzysko Davisa.
Węgierski dopadł mnie wiosną 1983 roku na łące w Zegrzu. Łąka (znaczy trawa coś na wzór łąki kwietnej) rosła sobie na zarośniętym nią stadionie sportowym Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Łączności. Wylądowałem w niej przypadkowo, ocierając się lądowaniem (w niej - Szkole) o granice absurdu.

Z perspektywy 42 lat to wszystko wydaje się nierealne wręcz ale pewne konsekwencje widzę do dzisiaj. To akurat w temacie jakości polskich sił zbrojnych i dlaczego mam zero szacunku dla określonych "elit" wojskowych w tym upadłym kraju ale... nie o tym.
Częściowo tylko o poziomie nauczania w szkolnictwie wojskowym i jakości egzaminów na wojskowe studia w tamtych czasach.
Dość powiedzieć, że z matematyki na egzaminie wstępnym dostałem do rozwiązania równanie z... dwoma niewiadomymi.
Równanie z jedną niewiadomą moja wnuczka rozwiązywała z powodzeniem w wieku lat sześciu a wnuczek młodszy już jej z powodzeniem wtóruje.

Nie ważne. Ważne, że na jakichkolwiek studiach, których podstawą jest matematyka (jak techniczne np.) pierwszy semestr z matematyki (albo drugi) wprowadza nas w świat granic, pochodnych funkcji, funkcji pierwotnych itd. No nie inaczej było w WSOWŁ w Zegrzu z tym, że tam powtarzano program matematyki w ogóle na pierwszym roku.
Taki najprostszy... Podobnie z zajęciami z elektrotechniki, gdzie podstawy matematyki są potrzebne by zliczyć (sumy) natężeń prądu na wejściu i wyjściu z węzła... Z drugim prawem Kirchoffa możemy tworzyć funkcje liniowe... uuu, to już wyższa szkoła.

Moja edukacja w TE w Wejherowie z matematyki pozwoliła mi spokojnie ten etap pominąć.
Zresztą maiałem tej wiosny zupełnie inny cel krótkoterminowy. Jak najszybciej wojsko (jakie by nie było) opuścić co mi się w końcu w atmosferze pełnej abstrakcji czystej, po odsłużeniu pełnych dwóch lat - udało dokonać. Uff...
Więc kiedy nastała wiosna a ja byłem już po unitarce i zajęcia ruszyły pełną parą, zamiast na nie, chodziłem na stadion. Mogłem chodzić ponieważ jak to w wojsku - nie sprawdzano obecności, tylko obecność meldowano.
Ponieważ zasadniczo ja byłem bardzo lubiany w plutonie, nasz pluton (czyli taki odpowiednik klasy), w porozumieniu moim z-cą d-cy plutonu (nim był świeżo upieczony ppor po szkole) spokojnie obywał się na zajęciach beze mnie.
Dodam, że z-ca d-cy plutonu wybierany był po unitarce już spośród nas (członków trzech drużyn, tworzących pluton).

Ten wiosenny, to był drugi semestr zajęć ale niejako pierwszy z punktu widzenia nabywania czystej, teoretycznej wiedzy.
Oczywiście bardzo sprzyjała mi pogoda. Naprawdę. Miniona jesień była długa i ciepła (jesień 1982) a nadejszła wiosna nie gorzej.
Im bliżej maja, tym trawa była wyższa, więc coraz śmielej sobie radziłem, Jednakowoż starałem się po sobie nie zostawiać żadnych śladów. Poruszałem się do legowiska jak kot skaczący między lasem butelek.
To był mój osobisty kawałek zielonej podłogi i czułem się w takim środowisku znakomicie.

Przy okazji studiowałem. Tak. Ponieważ byłem nieprzystosowany próbowano mnie karać za niesubordynacje wszelkie na każdym kroku. Kiedy pewnego dnia dyżurny kompanii (drugoroczniak) powiedział, że zajebie mnie regulaminowo na metrze kwadratowym, zrobił błąd.
Zachęcił mnie do gruntownego (co i tak było obowiązkowe) przestudiowania regulaminu służby wewnętrznej i wartowniczej i w mniejszym stopniu pozostałych dwóch regulaminów.
Te pierwsze dwa nauczyłem się... na pamięć. Doskonale ku temu służyła wiosenna atmosfera stadionu.

Zwłaszcza regulamin służby wewnętrznej opanowałem biegle. Do tego stopnia (a był to niemały klocek), że potrafiłem zacytować każde, rozpoczęte zdanie podając przy tym numer strony i liczbę wiersza. W tym ostatnim czasami się myliłem. Wystarczyły dwa m-ce nauki.
Własnie z tego powodu (poza abnegacją) stałem się na "uczelni" pierwszy raz sławny. Bylem jak wrzód na dupie wszelkich służb, które próbowały mnie egzaminować ze wzorowego, wojskowego zachowania.
Zdawałem raz po raz taki egzamin z uśmiechem na ustach. Nie można mnie było od tak - rzucić na glebę i kazać mi pompować czy co tam.

Oczywista przeszedłem też etap klasycznej jednostki liniowej (potem OTK i BiBu) i tam obowiązywały inne zasady ale tez sobie radziłem. Nie regulaminem a siłą.
W WSOWŁ etyczne zasady prawdziwego żołnierza Ludowego Wojska Polskiego były dla mnie priorytetem zwłaszcza, kiedy ja te zasady łamałem.
Taki specyficzny paragraf 22. Waliłem w chuja ale broniłem się... doskonałą znajomością regulaminu. Odpowiadałem jak Duduś. Nie było na mnie mocnych.
Za to m.in. miałem duży szacunek wśród kolegów, bo przełożonych doprowadzałem do rozpaczy. zasadniczo wszystko po to, by mnie z tego WSOWŁ wyjebano do służby zasadniczej, bo to była jedyna droga odzyskać wolność.

Może też dlatego ("wychowywany" w oparach absurdu) tak dobrze (nie ukrywam) radziłem sobie w obliczu wszelkich konfrontacji "zdobywając" z powodzeniem "dziki" wschód. Pomijając już fakt, że miałem kontakt z dzikim wschodem od młodzieńczych lat - vide akcja "pan profesor z Widynia".
Teraz węgierskie clou...

P.S.
Skutek mego leżakowania był jeszcze jeden, co mnie w końcu zgubiło. Rozbierałem się do gatek i okazjonalnie opalałem. Do tej pory uważałem, że mimo częściowo zielonych oczu, jestem klasycznym białasem. Nigdy do tej pory nie byłem opalony poza fragmentarycznymi epizodami mego ciała.
W maju wyglądałem już jak murzyn. autentycznie jak murzyn. taki z prlowskiego filmu, jak wypastowany brązową pastą.

Teraz (jeszce raz) węgierskie clou...
__________________
Jam nie Babinicz...
El Czariusz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem