Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31.07.2025, 20:17   #9
jagna
 
jagna's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,792
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 21 godz 59 min 13 s
Domyślnie

Dzień 1, czyli doba może mieć 33 godziny

Mimo falstartu, omijając zakorkowane przejście w Świecku, o czasie docieramy na parking i lotnisko. Po raz pierwszy jestem na „najdłużej budowanym lotnisku świata”, czyli BER. Z poziomu parkingu prezentuje się… no powiedzmy, że słabo. Szaro, buro, betonowo, a na wprost drzwi transformatorów. Trochę dziwne podejście projektujących do pierwszego wrażenia podróżujących

Odlatujemy do Amsterdamu z opóźnieniem, podobno to norma na BER (to już nie te Niemce, co kiedyś, c’nie Fazik? ).

Robi się nerwowo, bo opóźnienie to pół h, a my mamy aż 1h10’ na transfer. Pilot ogłasza, że będzie robił co może, bo przecież pół samolotu to transfery… Stewardesy sprawdzają nasze połączenie do Las Vegas, kręcą głową i każą iść przebudować lot.
Po moim trupie!

Na szczęście autobus podrzuca nas dość blisko terminalu, dostajemy apką info, że możemy skorzystać z odprawy paszportowej bez kolejki, trochę sprintu po ruchomych chodnikach i wbiegamy do pustego już gate’u, tuż przed zamknięciem.
Tylko ciekawe, czy nasza walizka leci z nami

Uff, siedzimy w środku.



I teraz sobie uświadamiamy, że nasze mega-hiper-nadaktywne Dziecię musi wytrzymać 10,5 h lotu
Niestety wszystkie loty do USA są za dnia.

Podziwiamy sobie Grenlandię:



Na szczęście po obiedzie obsługa zarządza zasłanianie okien, światło gaśnie i mamy noc. Ja łykam „Oppenheimera” , a chłopaki śpią.

W Las Vegas lądujemy o czasie, czyli pod wieczór. Niestety o tej porze kampera już nie dostaniemy, więc musimy jedną noc spędzić hotelu.
(rezerwując hotel uświadamiam sobie, że to dokładnie ten sam, w którym spałam z dziewczynami w 2011. Miasto tysiąca hoteli, a ja dwa razy trafiam na ten sam!)

Uczucie dokładnie to samo: wejście do piekarnika Jest 19, a raczej 7p.m. oraz 42 °C.

Spod lotniska (chyba jako jedyni nie-pracownicy lotniska) jedziemy miejskim autobusem za całe 5$ za 3 osoby.

Pierwszy zonk – nie działa moja navi. Mam ściągnięte mapy z mapy.com (jak dla mnie najczytelniejsze mapy, jakie znam). Mapy widzi, ale nie można połączyć się z GPS.
Mimo braku navi udaje nam się wysiąść na właściwym przystanku i zameldować w hotelu.
Na szczęście karta SIM działa, Internet jest, ściągamy mapy na telefon Rafa, który GPS widzi.

Szybki prysznic, ogarniamy marudzące Dziecię mamiąc je fontannami Bellagio, które są „tuż za rogiem” i idziemy w nocne Las Vegas.



Jest po 21 i nadal jest 40°C. Żar bucha od betonowych chodników i budynków. A w sumie LV to jeden wielki beton…

LV jest kiczowate, ale jedyne w swoim rodzaju, zobaczyć trzeba.
W dodatku jest strasznie tłoczno...









Marudzenie i zmęczenie najmłodszej części wskakuje na wyższy poziom:



Na szczęście za rogiem (co prawda nie pierwszym) są obiecane fontanny i właśnie zaczyna się pokaz:







Dziecię nawet zadowolone, można wracać do hotelu
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą
jagna jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem