Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08.06.2025, 17:42   #62
Mech&Ścioła
 
Mech&Ścioła's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 325
Mech&Ścioła jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 23 godz 25 min 52 s
Domyślnie Adobe w Yazd

"A Twoja historia, to jak bajka z mchu i... paproci" - Biorę to za dobrą monetę, dzięki El

Dawid, Plaku - dziękuję!
= = =
Dzisiaj brak hotelowego śniadania, wszędzie pustki. Ale Hamid szybko interweniuje i już za chwilę na stół wjeżdża omlet, pieczywo, pomidory i herbata.

Wczoraj wychodząc z Katedry Vank zapytałem biletera, czy mogę tutaj z kimś porozmawiać po angielsku. Skierował mnie do pomieszczenia naprzeciwko. W biurze siedziało dwoje pracowników, których pytam, czy odbywają się tutaj niedzielne Msze św? Okazuje się, że już nie, obecnie katedra pełni jedynie funkcję muzealną i kulturalną. Gdzie w takim razie odbywają się Msze św., bo jako chrześcijanin, chciałbym jutro wziąć w niej udział? – pytam. No tak..., w innym miejscu niedaleko stąd. Po czym człowiek bierze telefon i dzwoni, a następnie oznajmia, że uzyskał dla mnie zgodę i żebym jutro był we właściwym miejscu na 10.00. Wyjmuję swoje ID, bo chcą wiedzieć z kim mają do czynienia. On robi fotę i przesyła komu trzeba.

W ten oto sposób docieram na wskazane wczoraj miejsce. Miły człowiek uprzedzał mnie wczoraj, że mogę mieć trudności ze znalezieniem kościoła, bo okolica jest raczej parkowa. Mmiał rację, nigdzie go nie widzę. Pytam przechodniów, nikt nie wie. W końcu koleś na skuterze kiwa głową i każe mi jechać za sobą. Jadę więc, ale już po pierwszych kilkuset metrach orientuję się, że on mnie prowadzi prosto do… Katedry Vank. Nie no… Trudno, parkuję przed samym wejściem do niej i pokazuję strażnikowi, że tylko na chwilę, a wyraz moich oczu i zdecydowane kroki, które kieruję wprost do biura, gdzie byłem wczoraj są moją przepustką. Pracownik dziwi się, że znowu mnie widzi, pokazuję mu punkt na mapie, a on potwierdza, że tak, kościół jest tam gdzie zaznaczone. Na pewno trafisz, zwróć tylko uwagę, na niewielkie drewniane drzwi! Dobra, dzięki! Wsiadam i jadę. Nie lubię się spóźniać, a jest już 10.10. Gdy za drugim razem podjeżdżam na miejsce, od razu lokalizuję drewniane drzwi i krzyż na kopule kościoła, której wcześniej nie widziałem. Na niewielkim dziedzińcu stoi skuter, więc i ja wjeżdżam na pewniaka. Wychodzi człowiek, którego mina świadczy, że jest wie o moim przyjeździe.

Wchodzę do kościoła. Nabożeństwo już trwa, ale co najmniej 50% miejsc jest wolnych, siadam w ławce na końcu. Główny celebrans na głowie ma wysoką czapkę (koronę kapłańską?), stoi przodem do ołtarza i tyłem do wiernych. Do pomocy ma jeszcze trzech, a czasem czterech innych ludzi. Po prawej stronie chór złożony z trzech pań, któremu akompaniuje keyboard. Jak one śpiewają! A śpiewu jest tu dużo. Dużo czytań. Dużo też kadzidła. I czynności, których w kościele katolickim brak; przechodzenie, zasłanianie ołtarza, przestawianie przedmiotów. Wiele razy kapłan odwraca się do ludzi i błogosławi znakiem krzyża, wtedy wszyscy się żegnają. Niektórzy nawet w ten sposób, że z pozycji stojącej najpierw ręką dotykają podłogi, a dopiero potem robią znak krzyża.

20250511_0949476201.jpg

20250511_1051556271.jpg

Nie ma przekazania znaku pokoju między wiernymi. Sami celebransi jedynie między sobą wykonują po trzykroć gest pochylenia się i objęcia swych ramion.

20250511_1104176291.jpg

Msza jest długa, po 50 minutach jestem zmęczony i zastanawiam się na wyjściem. Udaje mi się jednak przezwyciężyć niemoc i trwam do końca, czyli drugie 50 minut. Na końcu jest coś w rodzaju kazania. A już naprawdę na samym końcu jest jakby jeszcze jedno kazanie, też długie, które głosi człowiek ze zdjęcia poniżej stojący po lewej stronie w charakterystycznym czarnym spiczastym nakryciu głowy. Mam wrażenie, że to jakby biskup. Dołączył on do Mszy w trakcie jej trwania, dobre 20 minut po mnie. Zresztą, pojedyncze osoby wchodziły do kościoła przez cały czas, tak że ostatecznie wypełnił się on cały. A na 10 minut przez końcem Mszy wchodzi ze 25 uczniów pobliskiej szkoły średniej.

Podczas wyjścia z kościoła zagaduje mnie starszy człowiek po rosyjsku, że tu niedaleko w latach 40-tych XX wieku była polska szkoła. A inny po angielsku gratuluje mi nowego papieża, bo przecież jestem katolikiem. Potem rozmawiam z dwoma uczniami o motocyklach. W niedzielę normalnie mają lekcje, ale są zwalniani na Mszę. Bardzo dobrze mówią po angielsku. Jeden z nich marzy o sportowym ducati, którego zdjęcie pokazuje mi w komórce. Później podchodzi do mnie jeden z celebransów „po cywilnemu” i chwilę wymieniamy uprzejmości.

Popatrzyłem wczoraj wieczorem na mapę i to miejsce, do którego zapraszał mnie Kourosh i jednak nie zdecydowałem się tam pojechać, jedynie po to, by przespać się w jakiejś chałupie pośrodku niczego. Zamiast tego ciągnę w ustalonym przez siebie kierunku.

Opuszczam Isfahan. Posadzone wzdłuż drogi eukaliptusy nieźle sobie radzą w skwarze dnia.

20250511_1219166301.jpg

Krajobraz coraz bardziej pustynny, a temperatura podczas jazdy pierwszy raz pokazuje 39C, a nawet 41C – jeśli trzeba chwilę jechać za ciężarówką. Jest gorąco.

20250511_1311236351.jpg

W miastach, przez które przejeżdżam też dba się o zieleń. Rosnące tu sosenki niewątpliwie są podlewane.

20250511_1323256401.jpg

Przyjeżdżam do miasta Yazd, którego nazwa znaczy w perskim „Bóg”. Parkuję motocykl w ustalonym miejscu, w Giti Hotel zamierzam spędzić dwie noce.

20250511_1747136571.jpg

W wyposażeniu pokoju znajdują się m.in. religijne utensylia.

20250511_2132307071.jpg

Miasto ma swój niepowtarzalny klimat, który mi odpowiada. Gwar dużych ulic stanowiących jeden wielki bazar, sąsiaduje ze spokojnymi i cichymi miejscami, nadającymi się do odpoczynku.

20250511_1749586591.jpg

20250511_1750506601.jpg

20250511_1752076631.jpg

Idąc ulicami Yazdu natrafiam na zakład fryzjerski, jak informuje tablica „Mohammad Mashhadi Barber Shop”. Nie zastanawiam się długo i korzystam z usługi sympatycznego starszego pana.

20250511_1759536711.jpg

Meczet Piątkowy.

20250511_1830546831.jpg

Robię zakupy spożywcze. Wewnątrz sklepów klimatyzacje pracują na full, jest mi w nich tak zimno, że już po minucie dostaję ciarek na plecach. Za to na zewnątrz jest przyjemnie ciepło, takie wspomnienie upalnego dnia.

20250511_1815036741.jpg

20250511_1819406771.jpg

20250511_1835256861.jpg

Yazd leży między Wielką Pustynią Słoną a Pustynią Lota i jest jednym z najbardziej suchych regionów Iranu. Woda miejska pochodzi ze współczesnych ujęć głębinowych, a także z leżących na południe gór Shir Kuh („Lwia Góra”) – dostarczana za pomocą skomplikowanego systemu tradycyjnych podziemnych kanałów, zwanych qanatami. Idąc ulicą widzę schody prowadzące w głąb ziemi. Na końcu znajduje się kranik, a po drugiej stronie wilgotnej ściany zabytkowa cysterna. W takich miejscach mieszkańcy zaopatrywali się niegdyś w wodę. Niestety, nie schodzę na dół. Nie chcę im przeszkadzać w schadzce lecz przede wszystkim nie wiem jeszcze, że warto tam zajrzeć.

20250511_1814306721.jpg

Większa część starówki Yazdu o charakterystycznym pustynnym wyglądzie zbudowana jest z adobe. Ta znana skądinąd nazwa, to również rodzaj cegły suszonej na słońcu, zrobionej z gliny, piasku, wody z dodatkiem słomy. Stosowana w suchym klimacie nie tylko Bliskiego Wschodu, ale też w Ameryce Południowej, czy USA.

20250511_1755396661.jpg

20250511_1824136801.jpg

20250511_1833046851.jpg

Labirynt ciasnych uliczek zabytkowej starówki (na liście unesco) zajmuje powierzchnię 8 km2. Część z tych ulic jest „zadaszona” tworząc tunele. Są naprawdę ciasne, gdy przejeżdża samochód, muszę przykleić się do ściany, by go przepuścić.

20250511_1757046701.jpg

Wieże wiatrowe (badgiry) tworzą tradycyjny i naturalny system wentylacyjny, działający na zasadzie różnicy ciśnień. Wciąż pełnią swoją rolę, należąc do charakterystycznego krajobrazu miasta. Biorąc pod uwagę częste problemy z dostawami prądu, nie dziwi mnie ich ciągłe wykorzystanie.

20250511_1749456581.jpg

Natrafiam na piekarnię. Jest już po 19.30, a przed nią spora kolejka. Pytam, czy mogę zrobić zdjęcie. O, jak najbardziej! Ale wchodź do środka – zapraszają gestami rąk. Wspaniali ludzie! Jeden z nich rozklepuje surowe ciasto na specjalnej poduszce, a drugi przykleja do wewnętrznych ścian pieca. Robota idzie migusiem! Strzelam wnętrze pieca i dostaję w prezencie jeden gorący chleb, którego zjadam większą chrupiącą część w trakcie powrotnego spaceru. Jest cieniutki i pyszny! Wspaniały wyrób! Nazajutrz będzie smakował już normalnie. Ale miejscowi kupują tych chlebów po 10 i więcej sztuk na raz. Albo mają duże rodziny (pewnie tak), albo kupują pieczywo co kilka dni (?).

20250511_1931226931.jpg

20250511_1931426951.jpg

20250511_1845376921.jpg

20250511_1950236961.jpg

20250511_1952476981.jpg

Polubiłem chłodny smak tego energetyka, a i jego nazwa mi odpowiada

20250511_2057367031.jpg
Mech&Ścioła jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem