Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.05.2025, 19:17   #25
Mech&Ścioła
 
Mech&Ścioła's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2010
Miasto: Warszawa
Posty: 325
Mech&Ścioła jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 4 dni 23 godz 27 min 54 s
Domyślnie Absurdalny biwak...

Dzisiaj jest Dzień Pański. W Mersin, na południu Turcji znajduje się klasztor oo. Kapucynów i Msza św. jest o 11.30. Kilka minut przed 11.00 parkuję na ulicy przed zamkniętą żelazną bramą. Byłem tutaj kilkanaście lat wcześniej. Gdy zdejmuję kask, otwiera się brama i ochroniarz z krótkofalówką przypiętą do paska widząc, że szykuję się do kościoła, kieruje mnie 2 razy w lewo, na prywatny kościelny parking. Super! Przebieram się w cywilne ciuchy i przy okazji wyjmuję namiot na zalany słońcem parking, żeby trochę przesechł, wieczorem i w nocy padało, a moje wczesne wyjazdy z miejsc biwakowania nigdy nie dają mu szans na wyschnięcie choćby z rosy.

20250504_1113181161.jpg

Niestety, w tym roku nie spotykam tutaj polskiego misjonarza, by zamienić z nim choćby kilka słów. Brat Mariusz, z którym wymieniłem kilka maili jest obecnie w innym miejscu w Turcji, a w Mersin rezydują teraz Kapucyni z Indii i Pakistanu. Msza „normalna” katolicka, lecz w czasie kazania siedziałem jak „na tureckim kazaniu”, bo głosił w tym języku Znak pokoju – jakby z większą serdecznością.

Potem dobry obiad na mieście, całkiem smaczna pizza, miła i zainteresowana kim jestem i dokąd zmierzam – rodzina właścicieli.

Począwszy od Mersin, coś się w tej Turcji zmieniło na bardziej wschodnie… Pojawiły się rosnące tu palmy. Coraz więcej skuterów, na których jeżdżą bez kasków, po trzy, nawet cztery osoby na jednym. Jeżdżą bardziej „wschodnio” niż dotychczas, lekceważą czerwone światło wolno przejeżdżając przez skrzyżowanie lub omijają sygnalizację jadąc po jej prawej stronie „lokalną” drogą. I ja już po kilku postojach na czerwonym zaczynam przyswajać ten styl jazdy, nie ukrywając, że on mi odpowiada Piesi przechodzą przez 3-pasmowe jezdnie w dowolnych miejscach. Taki wschodni chaos.

Tankowanie na stacji, gdzie zagaduje mnie miły człowiek, jej pracownik. Ojciec Szwajcar, matka Turczynka. Częstuje mnie herbatą. Zrobił zanim poszedłem zapłacić, a gdy wyszedłem, stwierdził, że ta już zimna, nie do picia, i zrobił kolejną. Bardzo miło!

20250504_1332091261.jpg

Po południu w mieście o wdzięcznej nazwie Pazarcik kolejny bardzo smaczny posiłek, tym razem z dodatkowymi herbatami Dodatkową atrakcją jest dla mnie obserwacja lokelsów. Wydaje mi się, że ma tu miejsce coś na kształt przyjęcia weselnego. Przy stolikach na zewnątrz siedzi kilkanaście odświętnie ubranych osób (garniaki i suknie), a przy chodniku tuż przy knajpie stoi zaparkowany biały opel-jakiś mały dostawczak, w którym siedzi panna w białym welonie, spożywa jedzenie, od czasu do czasu robi sobie selfie. Zauważam, że na wewnętrznej stronie dłoni ma tatuaż w postaci dużej czarnej kropki, a opuszki wszystkich jej palców również pokryte są czarnym tatuażem. Egzotyka.

20250504_1710411291.jpg

Dzisiejszy biwak to jakiś większy absurd. Potencjalne miejsce na biwak zazwyczaj wybieram na 1-2 godziny przed zachodem słońca, wyszukując na mapie najczęściej las, najlepiej z niewielką rzeczką, ustawiam punkt i nawigację do takiego miejsca. Tym razem nie było rzeczki. Ani lasu. Mapa pokazywała „coś zielonego”, co okazało się sadem na szczycie sporego pagórka. W pogodne popołudnie-wieczór na horyzoncie pojawiła się spora czarna chmura, akurat tam gdzie za kilkanaście kilometrów miałem mieć biwak. Ale wciąż byłem dobrej myśli. Na pewno deszcz przejdzie bokiem. Jeśli nie, to na pewno zdążę rozbić namiot. Z uporem maniaka prę do wyznaczonego celu. Trochę też dlatego, że po drodze nie trafia się nic odpowiedniego, przejeżdżam przez jakieś zakurzone kamieniołomy… a w międzyczasie robi się już prawie ciemno. I właśnie w ten sposób wjeżdżam w sam środek burzy. Jeszcze mogłem pojechać dalej, do pobliskich zabudowań. Ale tak się zafiksowałem na szybkim rozkładaniu namiotu, że zacząłem to robić. Duży deszcz, silny wiatr. Mizerne drzewka rosnące w czarnym ugorze (gleba ciężka i żyzna). Walczę z namiotem. W kasku i mokrych ciuchach motocyklowych, bo przecież nie założyłem wcześniej p-deszczówek… Ale w końcu namiot rozłożony, a ja w środku. W środku mokro. Dramat trwa, bo wichura się wzmaga, a ja staram się odpowiednio rozkładać ciężar, by nie odlecieć z namiotem. Szarpie nami jak na morzu przy 10 w skali Beauforta😉. No i nie wiem, czy jutro wykleję się motocyklem z tego gruntu… Po pół godzinie nagle nastaje cisza. Koniec wiatru. Koniec deszczu. Zasypiam spokojnie. Ale budzi mnie jakieś dziwne niuchanie, które za chwilę zmienia się w 15-mutowe ciągłe poszczekiwanie… Daj pospać psiaku!

20250504_1931161341.jpg

20250505_0458511361.jpg

A rano znowu wstaje słoneczny dzień.

20250505_0532211401.jpg
Mech&Ścioła jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem