| 
				  
 
			
			Zasiedziałem się w Oron w Nigerii.
 Jak to brzmi? Jestem tu dopiero drugi dzień. Trochę wymuszony postój przez procedury wizowe. Potrzebuję wizę wbitą w paszporcie do przekroczenia granicy z Kamerunem. Niestety konsulat jest po drugiej stronie Nigru w Calabar. Namierzyłem agencję, która pomaga w całej organizacji i załatwia wszystkie papiery: wiza, carnet, immigration, transport motocykla. Komplet. We wszystkim asystuje mi Jennifer. Jest tutejsza i zorientowana.
 
 Z samego rana ruszyliśmy do portu, żeby złapać łódź do Calabar. I ciekawe jest to, że trzymają standard. Wszyscy mają założone kamizelki ratunkowe. Przy łodzi pojawił się jakiś kaznodzieja i wygłosił kazanie. Czy to coś oznacza?
 
 Już nie chcę wchodzić w szczegóły procedur. Są łatwe I było śmiesznie. Padło: “Poland. Lewandowski”.
 “Yeah. I'm his uncle”. Cisza, znaki zapytania w oczach, niedowierzanie.
 “Ale nikt o tym nie wie. Nawet on sam”. Beka 😀 Taki śmieszek był.
 
 A później lokalne klimaty. Pyszne jedzenie w jakimś zaprzyjaźnionym barze. Pogaduchy, śmiechy. Jest w tym dobra energia. Banan emocjonalny. I znowu te myśli: “To jakieś odjechane i irracjonalne. Jednocześnie namacalne i prawdziwe”. Niesamowite.
 
 Mam nadzieję, że jutro przywita mnie Kamerun.
 
 P.S.
 
 Wyleczyłem sobie ból w plecach. Pomógł zwis swobodny.
 
 Złapałem rękami za kratę w bramie wysoko nad głową i pozwoliłem ciału swobodnie opaść. Tak rozciągnąłem kręgosłup. Na razie działa.
 
			
			
			
				
			
			
			
			 
				__________________http://myaforadventure.blogspot.com/
 |