Temat trochę ucichł, więc pozwolę sobie pociągnąć trochę za dżonego...
Wyjechaliśmy z Ingi w miarę sprawnie i pożegnaliśmy się z naszą gospodynią i Saszką. Dalsza droga to już bajka...
Mosty stały tam gdzie trzeba...
 
I nawet przejezdne były...
 
Choć czasem jeszcze przyszło zamoczyć łożyska, nie było już takich dramatów. Byliśmy wszak blisko cywilizacji. Do miasta było jedyne 70km
 
 
Na trasie trafiliśmy na nieczynne lotnisko zapasowe...
 
A gdy zjechaliśmy do federalki nawet spotkaliśmy Polaków...
 
Murmańsk czekał nas już za kilkoma zakrętami, czyli jakieś 150km. Żebyśmy więc nie spoczęli na laurach dżony oznajmił nam, że w tej beczce miodu jest łyżka dziegciu...
 
Oczywiście przed wyjazdem sprawdzał napęd, ale ten tak jakoś szybko się wyszpilił 
 
No nic... Lecimy na Murmańsk i tam może coś wykombinujemy... Jest piątek wieczór, ale co nam tam...
Lecimy wprost do miejscowych bikerów... MURMAN RIDERS. Obok klubu jest warsztat i sklep. 
 
Spośród wielu imprez które przetoczyły się ten clubhouse zastanawiał mnie ten...
SIBIRSKI SAMOGON
 
O ile przymiotnik sybirski nie wzbudzał większych problemów i dywagacji o tyle rzeczownik był zastanawiający... Czy etymologia jego była związana z gonieniem, czy pędzeniem... A jeżeli pa ruski to to samo 
 
Nie mniej jednak w tym czasie dżony zmieniał napęd...
 
Wygrzebał tam ze "złomowiska" łańcuch zwany cepem który okazał się być w lepszym stanie jak Jego. A ponieważ mógł go sobie wybrać za darmo, toteż się nie wahał. Niestety zębatek zwanych zwiozdeczkami dla jego DR nie było 

. Można by zamówić, ale to w Petersburgu zwanym piterem. W pn by wysłali (a przypomnę że jest pt), to gdzieś w środę powinien być 

 .
W tym czasie ja wyskoczyłem do miejscowego swiaczennika. Było info, że to Polak. I okazało się, ze owszem, ale kilka lat wcześniej. Teraz jest to Ruski, ale jakoś tak udało nam się dogadać... Zaoferował nam możliwość przenocowania w salce...
 
Dostali my tam Wi-Fi, to co poniektórzy przypomnieli swoim kobitom, że jeszcze są... No dobra, było odwrotnie, kobiety dopytały gdzie oni są/włóczą się 
 
 
Niemniej jednak z całej sytuacji wyłaniał się nieciekawy widok... Może i jesteśmy w Murmańsku, ale z takim napędem nie ma co się porywać na Teriberkę, Rybacki, odwiert SG3, Rewdę, Nikiel i w ogóle 

 Bo inaczej jak wrócimy do Pitera i pod lawetę na Estonię 

W prawdzie Grigorij podsunął pewien pomysł, jednak przy kolacji jakoś nie został podjęty, ani sprawdzony...
 
Na następny dzień obudziłem się pierwszy i postanowiłem zrobić w tym temacie research. Był net to można było zaszaleć z Googlem...
Z grubsza pomysł opierał się na wynajmie samochodu. Pojechaliśmy więc pod z góry upatrzony adres z zapytaniem o wynajem.
- Dostaliśmy pytanie, czy już coś zarezerwowaliśmy.
My na to, że nie...
-No to może rezerwacja była przez internet?
My dalej w zaparte, że nie... Z partyzanta jesteśmy, tak ad hoc.
-No to nie mają nic dla nas... Festiwal w Teriberce jest i wszystko wynajęte...
Wyszliśmy z tego biura z dżonym, ale nie uciekaliśmy nigdzie dalej... Zawiesiliśmy się. Mówimy chłopakom, że nic nie ma... Że to koniec... I stoimy tam jeszcze chwilę jak rozbitki... Ale chłopaki z wypożyczalni spoglądają na nas przez okno swojego baraku. Po jakiejś chwili jeden wychodzi i pyta...
-Który samochód?
My że pastylka...
-Na ile dni

My że spokojnie na 2...
Krzyknął nam cenę... To było jakoś 180pln za dobę... Podziel to na 4. Czyli bierzemy 

 Niech nam, nawet pali 20l/100km to jak podzielisz na 4 to wyjdzie tyle co byśmy jechali na motocyklach. A w to nie trzeba lać kulturalnej 95, wystarczy cokolwiek 
 
I tak oto wynajmujemy na 2 dni naszego partybusa... Zostaniesz na zawsze w moim serduszku 
