Wstajemy i zbieramy się nieśpiesznie. Jagna dzień wcześniej wytyczyła trasę i wyszło jej nie 300 tylko 360 km. No cóż, przeżyjemy. Jemy jakieś śniadanie z resztek, rozliczamy się z właścicielką, dajemy pozor na piesa i jedziemy.
Celujemy w przejście graniczne w Pachthaus, wcześniej jednak tankujemy gdyż w kateemie świeci się rezerwa. Przekraczamy granicę, po czeskiej stronie stragany z dobrem wszelakim, badziewiem i durnostojkami, a po niemieckiej stronie remont.
Droga zamknięta, rozkopana głęboko i tam gdzie chcemy jechać to verboten.
Zauważamy jednak dwóch policjantów, Jagna idzie pogadać czy po chodniku możemy przejechać.
Policja na to mówi, że jak to po chodniku? A jak by tam przechodziła wasza matka, a wy tam dzidowali 200 na godzinę na przednim kole, to co?
Ok, pytamy jednak, czy przeprowadzić można, na co policja mówi że tak i sobie idzie.
Przepychamy po chodniku 20 metrów i jedziemy jakimiś zadupiami w kierunku Polski.
Nawet udaje się nam zobaczyć Augustusburg z oddali.
A tu jakieś zbliżenie
Zdjęć więcej ni ma, zatrzymujemy się jeszcze gdzieś po drodze w "restauracji " na literę M, a potem przez Łęknicę wjeżdżamy do Polski.
Z podsumowaniem niech się męczy Jagna.