Zimowy wieczór-„Sczypta Świata” i paskudna jerbamate-Rafał z dziewczyną opowiada o spływie  kajakiem po rzece Umba na półwyspie Kolskim. Piękne klimaty, ciekawa opowieść i fantastyczna przygoda-kajak przywieźli w plecaku…taki dmuchano-składany a rzeka raczej do łatwych nie należy.Na koniec zamieniamy kilka słów i wymieniamy się telefonami.
  -Jaśku-zwracam się do Azji-mam plana 
  -Że niby gdzie i że sam?!
  -Noo-odpowiadam  z szelmowskim uśmiechem
  -No tobie chyba sufit na głowę upadł
kolski.jpg
  
Luty-Błędów, degustując kolejną flaszkę z Andrzejem Gdynia, ni z gruszki ni z pietruszki, krzyczę do Spławika
  -Jedziesz na Kolski!
  -Co?
  -W lipcu!
  -Ale co?
  -Jajko, pogadamy potem -i wracam do przerwanego wątku z Andrzejem
  
  Z Deptulem sprawa była prostsza
  -Jest plan
  -Hmmm-słyszę w słuchawce, bo Marcin raczej myśli niż mówi, lub też myśli że powiedział
  -Kolski, lipiec
  -Hmmm
  -No to strzała
J-jesteśmy umówieni
  Aaa, i jeszcze myku. Myku to tak naprawdę na wkręta, bo kto by tam chciał z germańcem jeździć.
CocaKola-koszulka.jpg
  
  Wizy, to chyba jedyna rzecz, która w jakiś tam sposób była skoordynowana, reszta, no cóż, naszym planem był brak planu i tak też wyglądała nasza komunikacja przed wyjazdem. Dwa słowa: Kolski -lipiec, załatwiały wszystko.
  Wizy załatwia Spławik. Zainkasował kasę oraz nasze paszporty, a następnie …wyjechał do Rumunii !
  Myku na wszelki wypadek wyjeżdża na Islandie, ja z Deptulem załatwiamy sobie żelazne alibi.
Załącznik 6464
  
Start 28-mego. Absolutne wariactwo, zresztą jak zawsze. Stelaże nie pasują, kapcie nie zmienione-wielkie dzięki dla Herflika i Lungo za pomoc.-lekki wściek. Na rogatkach, czeka germaniec, gdzieś  za Piotrkowem  Deptul, gnamy do Spławika, gnamy, bo ponoć czeka z zapiekanką
 
  
Warszawa. Spławik wręcza nam paszporty z wbitymi wizami, jest dobrze i strasznie gorąco. Jest wódka, ale nikt jej nie pije, bo my nie pijemy wódki i nie jemy mięsa…zapiekanka  była wegetariańska i nie było żadnych dziewczyn.
badanie.jpg
  
Spławik zaczyna kręcić, Deptul nie ma przeglądu-dzięki Rambo. Straszny upał i warszawskie korki wyciskają z nas siódme poty. 
Plan, planu nie ma, bo Spławikowa Afryka nie gotowa, więc powoli jedziemy na Suwalszczyznę, gdzie następnego dnia ma nas Spławik dogonić i tak było przez kolejne dwa dni. W tym czasie leniwie minęliśmy Litwę i Łotwę, a potem Estonię…Spławik masz w ryj.
bryzgiel.jpg
wigry.jpg
  
Granica Estońsko-rosyjska Narva i zamek Hermana-Ivangorod i piękna twierdza. Mamy stresa, to nasza pierwsza wizyta w Rosji. Długie odprawy, upierdliwość celników, trzepanie bagaży, schody i kłody podczas odprawy, okazały się opowieściami z mchu i paproci. Estończyk zaprasza nas bez kolejki, rosyjska obsługa pomaga w wypełnieniu odpowiednich papierków, Myku flirtuje z celniczkami. Na ścianie celnicy duży plakat z produktami żywnościowymi których nie wolno wwozić. Filigranowa celniczka prosi o otwarcie topkejsa, na wierzchu akurat wszystkie te produkty. Uśmiecham się słodko…ona również…i każe zamknąć… i stawia odpowiednia pieczątkę i…i jestem w Rosji.
  
Pierwsze metry i już wiemy, że jesteśmy w innej rzeczywistości, a przecież to jeszcze miasto graniczne. Po lewej długi sznur tirów czekających na odprawę, porozstawiane grile, śpiący na poboczu kierowcy. Po prawej punkt DPC, pusto, znak stop odstawiony na bok, jeszcze tylko jakaś powolna ciężarówa , no i dzida. Droga szeroka i jeszcze gładka, spoglądam w lusterko-mrugają jakieś światełka-karetka myślę i zjeżdżam bardziej na prawo. Jeszcze jeden rzut oka i widzę rozpadające się żiguli i machającego kolesia w moim kierunku…no i dupa. 
DPC był stop? Był! 
Zakaz wyprzedzania był? – Był!, 
Sorok było? Noo było,…no i było również 3900rubliczków mniej w naszych kieszeniach.  Kurwaaaa…Spławik,ty już wiesz co
 
  
Petersburg mijamy z gracją kojota. Sześcio pasmowe obwodnice. Wszystko zapierdala, i chyba rozpoczął się sezon polowań na Afrykańczyków! Żaden z pasów nie daje oddechu. Jest ciemno i zimno, cały czas się rozglądamy za jakąś miejscówką do spania i odnajdujemy Rudego 102.  
102.jpg
  
Gdzieś za Kirowskiem, padamy na pysk, i bez wybrzydzania rozbijamy się na pierwszej napotkanej polance. Komary atakują całymi batalionami. Z powodu zmęczenia, straciliśmy czujność  trapera i zaledwie po dwóch godzinach snu, słońce wywala mnie z namiotu, a tu czekające bataliony tych co to się nie nażarły dwie godziny wcześniej.
03624web.jpg
Zwijam majdan, melduje Deptulowi samowolne oddalenie i już po 15min leżę w cieniu przydrożnego  cepaenu. Chłodny beton, ulga, oczy zamykają się same…błogość.
  -Kolego, nie możesz tu tak spać  -słyszę jak przez mgłę 
  -To mnie zastrzelcie-mruczę pod nosem,  nie otwierając oczu
  -Wy nie możecie tak na betonie, to niedobrze 
  Otwieram oko i widzę młodego gościa z kawałkiem Wołgi, a dokładnie z tylnią kanapą. Zwalam się na Wołgę, chyba dziękuję, urywa mi się film. Jakiś czas potem budzą mnie chłopaki. Wiele dłużej nie wytrzymali. Aniołem stróżem okazał się Misza z zakładu wulkanizatorskiego. Uścisk dłoni, teraz już świadome podziękowania i nieodparta chęć zabrania ze sobą kawałka Wołgi ale się nie chciała złożyć w technologii  rejli. Dodam również, że byłem tak „zmęczony”, że wszystkie mantle, kask , dokumenty, leżały luzem na Afryce…leżały tak przed, w trakcie i po w trakcie.
wolga.jpg
  
Jeśli już jesteśmy na cepeenie. Tworzymy skomplikowane wzory z gamą przy każdym tankowaniu, bo należy najpierw zapłacić, a potem zatankować. Mamy jeden działający licznik i trzy odmienne spalania i zawsze jest przy tym kupa główkowania, a tęgie z nas głowy, szczególnie germańca
 Mykus.jpg
Mykus.jpg
  
Gajowi czujni są-1500rubliczków-akcja jak ta pierwsza, z tą tylko różnicą, że się ostro targujemy i jest przy tym kupa śmiechu.
  Ja: 50euro
  Oni się Śmieją
  Oni:500euro
  Ja się śmieję
  Ja:500rubli
  Oni się śmieją
  Ja:No bądźcie ludźmi, jołki połki!
  Oni:1500rubli
  Ja:No to dil, ale za trzech!
  Śmiejemy się wszyscy.
  Wymiana dokumentów na kasę…grzeczności również i od tego momentu jak widzimy znak zakazu wyprzedzania, ograniczenia prędkości, roboty drogowe, uwaga łosie…jedziemy jak należy i wymieniamy już tylko grzeczności z Gajowymi.                                                   
030web.jpg
  
Myku od startu ma same dobre pomysły: No to może najebka dzisiaj-no ale mało trafione, bo my przecież nie pijemy wódki  i nie jemy mięsa. Więc germaniec  wpada w depresję o czym oczywiście nas informuje podczas każdego postoju. Nastrój nam się udziela. Mijamy miejscowości, które nie znają pojęcia remont, zapadające się drewniane szałasy, brudne i szare blokowiska…bieda pełna gębą, wśród tego wszystkiego piękne i drogie samochody…i bardzo serdeczni ludzie-kontrast diaboliczny. Ciemne szyby w samochodach, to nie oznaka przynależności do mafii, to taki fun narodowy. Ciemne szyby ma nawet rozpadający się Ził. Po drogach jeżdżą pojazdy, które jeżdżą aż umrą, a potem jeszcze trzy lata(deptul). Chyba nie do końca wiedzieliśmy, czego się spodziewać,  tym samym mamy oczy szeroko otwarte. Targają nami bardzo odmienne reakcje i spostrzeżenia…tylko Myku skupia się na ciągłym piętnowaniu „swojaków” i tym razem popadł w stan… melancholii.