Track do Nieświeża jest cudny: piaski, ale w normie, polne dróżki. 
Zatrzymujemy się tylko na sprawdzanie i dolewki oleju 
 
 
 
tak to można jeździć 
 
Docieramy pod bramę pałacu, gdzie spotykamy już wszystkie maszyny.
I jak zwykle nikomu nie chce się przejść 300 m do zamku 
 
Janina znajduje  miejsce w cieniu…
 
… a Maryśka jednak rusza z nami.
Do pałacu prowadzi grobla między stawami.
 
 
Pałac Radziwiłłów jakimś cudem przetrwał wojnę, zamieniono go następnie na sanatorium i całe jego wyposażenie jakoś wyparowało.
Wnętrza sobie darowaliśmy, a na dziedziniec można wejść za darmo.
 
 
 
Pozostała 10 murzyniątek wolała posilać się w restauracji 
 
Zgranymi ekipami ruszamy z Nieświeża na szuter autostrady.
 
 
oraz wioskowe dróżki:
 
 
Przekraczamy też po raz pierwszy Niemen.
Raf robi zdjęcia, Janina sprawdza olej. Oraz wyjątkowo zagląda też pod BMW Maryśki.
 
i dalej szutry:
 
 
Było tak miło na szutrach, ale Chemik przyszykował niespodziankę, z pięknego szutra track każe nam skręcić w prawo w piękne trawy.
Grrr, koleiny… 
I tu doganiamy ekipę II (a ekipa I opowie później, jak ją zaatakowały pszczoły z stojących nieopodal uli), która też walczy z materią.
AAAA, czwórka w mojej DR to jednak ciut za szybko na ten kawałek. Już się widzę leżącą w trawie, przód leci w lewo, tył w prawo, jezusiczku…
Ale jak zwykle pomogło dodanie gazu i DR poszła jednak tam, gdzie miała. Uff.
Janina, jadący za mną: „No Jagna, już miałem Cię ratować”
Musiałam uspokoić palpitacje serca przez 2 minuty 
 
Uff, wyjeżdżamy w końcu z tych kolein i traw na normalną drogę i oczywiście ekipa II znika nam z horyzontu.
A po kilku km widzimy kolejny taki zjazd z szutru w niewiadomo-co.
O nie! Nie w ten upał! Rzut oka na track i mapę, wybieramy fajowy szuter równoległy do tracku.
I to była najlepsza decyzja na tym wyjeździe…
Mamy teraz trochę lasu, a las=poziomki, czyli mamy dłuuugie przerwy:
 
Maryśka nurkuje po poziomki:
 
Mijamy chyba czwarte czy piąte ule, tym razem przy czymś fioletowym:
 
 
(Google oraz moja mama mówią, że to facelia)
Piękna droga.
I tak dobijamy do końca tracka, gdzie jesteśmy umówieni – pod skansenem (zamkniętym zresztą).
 
Są tam już Bracia przy Kasie, reszty niet.
Kawałek, który ominęliśmy był podobno mega hardkorowy, brody po pachy itp. Mieliśmy nosa 
 
Czekamy, czekamy.
I czekamy.
Hm. 
W końcu nadjeżdża część grupy II. Miny ma dziwne. 
Grupa II też nie bardzo miała ochotę przeprawiać się przez brody i szukała drogi alternatywnej.
Skończyło się to jazdą przez pola i łąki, nie do końca legalnie i z dezaprobatą ludności miejscowej.
Grupa się rozdzieliła, każdy pojechał w swoją stronę. 
Ale ponieważ mnie tam nie było, wypowiadać się nie będę 
 
Czekamy na Szynszylę, która dojeżdża solo i debatujemy, czy będzie nas ścigać białoruska milicja 

W końcu motocyklistów enduro, w dodatku w takiej ilości, nietrudno namierzyć…
Zdań tyle, ile ludzi, ale w końcu jedziemy szukać noclegu, a Marysia z Janiną i Człowiekiem Bez Butów czekają jeszcze na ostatnią zgubę  - Novego, którego zhaltowała milicja.
Spotykamy się wszyscy w pensjonacie – drogo, ale nikt z nas nie ma już ani siły, ani chęci na szukanie czegoś innego, więc zostajemy.
Grupa II otwiera flaszkę (albo kilka) i dzieli się trudnymi wrażeniami dnia, grupa III konsumuje Marysine zapasy (nadal są to kabanosy) i idzie spać. 
Atmosfera zrobiła się nieco napięta, zobaczymy, co przyniesie poranek…
[cdn]