Prolog
Grudzień 2015, za oknem szaro, byle jak i deszczowo. Nawet zima ma depresję, nie chce ruszyć dupy i sypnąć śniegiem. W życiu zawodowym mam kilkumiesięczny planowy przestój - siedzę w domu. Czytam, biegam, ćwiczę - ale ile godzin kurna dziennie można ? Wszystko co była do naprawienia - naprawiłem. Szwendam się po domu jak wczorajszy bąk, przeszkadzam i marudzę, domownicy zaczynają mieć mnie dosyć. W tej sytuacji jest tylko jedne lekarstwo - trzeba ruszyć w podróż
Gdzie by tu pojechać, byle nie czekać lata, byle było ciepło i niezbyt drogo ? Europa - za zimno, odpada. Maroko ? Eee, byłem rok temu. Na prawdziwą podróż po Afryce czy Ameryce Południową nie mam kasy. Jakbym nie kombinował - wychodzi Azja. Żona - ta mądrzejsza połowa mnie - stawia jeden betonowy warunek: musisz znaleźć kompana.
Rzucam
wątek na nasz kochany FAT, choć bez większego przekonania. Jeśli nie znajdzie się chętny, stworzę jakiegoś "wirtualnego Romana" i będę ściemniał przed żoną, że jedzie ze mną.
Wow ! Po kilku dniach mam dwóch śmiałków. W ten sposób montuję radosny trójkącik, który wyruszy na "podbój Wietnamu"
Wojtek (
Voytas), lat 50+, ocean spokoju i zdrowego rozsądku. Gdańszczanin - to dobrze wróży...
Przemek (
genx), lat 30+, niestrudzony poszukiwacz wariantów offowych w naszej podróży
No i ja, łysy Miś 40+, sprawca i oprawca, pieniacz i perfekcjonista
Założenia podróży mamy trywialne:
- jedziemy na 3 tygodnie w marcu
- kupujemy na miejscu jakieś moto
- ciśniemy z południa (zaczynamy w Saigonie) na północ a potem się zobaczy
- śpimy w lokalnych hotelach, jemy na ulicy czyli żadnych luksusów, rezerwacji, itd.
Wyszukuje w miarę tanie bilety (2200), lecimy z dwoma przesiadkami przez Rzym, wylot 1 marca. Przemas ma do nas dolecieć kilka dni później. Styczeń i luty zostaje na szczepienia, wizy i ogarnięcie trasy. Kilku kolegów podrzuca cenne rady (ukłony dla 7Greg o Przem77390). Jaram się jak stara stodoła - nigdy nie byłem w Azji. Moje jedyne doświadczenia to wietnamskie zupki i hale Maximusa obok Nadarzyna.
cdn.