Wczoraj znowu poszwędałem się Afryczką poza asfaltem -jakieś łączki, pola, krzaczory.. -No kwintesencja relaksu., -gdybym nie musiał prawie podobnego dystansu zaliczyć z buta !.. 

Po zatrzymaniu się przy leśnym szuterku i beztroskim spacerku w poszukiwaniu oznak życia jakiejkolwiek grzybni, -nie potrafiłem swojej "Królewny" odnaleźć ! No wcięło ją kur.. i koniec ! 
   
 
Chyba z godzinę napędzały mnie rozmaite scenariusze tłukące się po mózgowiu i coraz większy wkurw.. 
W końcu litościwy "Duch Lasu" nie mogący już słuchać moich donośnych bluzgów, naprowadził mnie wreszcie na właściwy kierunek, -jeszcze nigdy mi się tak nie popier...ł ! 

-Afryczka relaksowała się odpoczynkiem, zasłonięta krzakami z 3 stron -tak ją sobie "przezornie" ukryłem..  
