Orzepowi
Jest wczesny poniedziałkowy poranek. Temperatura w nocy spadła - tu, na wysokości prawie 2000m npm. 
- do minus 2-3 stopni, o czym świadczy szron na siodłach motocykli. Nie możemy zostawić sprzętu ani bagażu 
w pensjonacie, bo poza sezonem właściciele zamykają go poza weekendami. Plan zatem jest taki: spakować 
się i jechać w stronę szczytu Titov Vrv najdalej jak się da, tam już poza cywilizowanymi terenami zostawić 
motki, przebrać się i z buta na szczyt. W ok. 30 min. dojeżdżamy do górnej stacji jednego z licznych wyciągów 
w tej okolicy, tam rozbijamy namiot, w którym lądują wszystkie ciuchy moto, zbroje, kaski i plastikowe buty. 
Namiot szczelnie zapinamy, szpilujemy i w polarkach oraz turystycznych butkach, z małymi plecaczkami, 
rozpoczynamy pieszą wędrówkę. Motki zostały na ok. 1900m npm., więc przed nami do pokonania co najmniej 
800m deniwelacji, jeśli nie liczyć lokalnych minimów i maksimów 

 Później zapis śladu z tego dnia pokaże nam 
ponad 1100m podejść i dziwnym trafem tyle samo zejść :P Z początku jest pochmurno, na szczęście nie pada, 
potem w miarę jak zdobywamy wysokość przez chmury przebija się słoneczko. Rosnąca wysokość zatyka nas 
dosłownie, a piękno gór - w przenośni. 
Kto z Was był na Tarnicy, Bukowym Berdzie, Połoninie Caryńskiej? Wyobraźcie sobie ten sam krajobraz, 
ale rozciągnięty do granic horyzontu i podniesiony o jakieś półtora kilometra. Pomnożcie długość Połoniny 
Wetlińskiej przez 20, a po bokach dodajcie kilkadziesiąt Małych i Wielkich Rawek. Tak właśnie wyglądają 
góry Szar. Połoniny, połoniny i połoniny. 
Gdy nie zostanie po mnie nic, 
Oprócz pożółkłej fotografii, 
Błękitem mnie powita świt
W miejscu, co nie ma go na mapie. 
I kiedy sypną na mnie piach, 
Gdy mnie pokryją cztery deski,
To pojdę tam gdzie wiedzie szlak - 
Na połoniny, na niebieskie.
(M.Dutkiewicz)
Ta i inne piosenki dźwięczą mi w uszach. Palce, które przez ten jeden dzień nie operują gazem i sprzęgłem, 
same składają się do nieistniejącego gryfu i strun. Tak dawno nie grałem, trudno jest wozić gitarę motocyklem 
po wertepach. Najwyżej nadrobię latem w Beskidzie Niskim, na razie wracam do nierzeczywistej rzeczywistości. 
Połoniny i połoniny. Tylko gdzieniegdzie skały, żleby i osypiska wskazują, że górotwór na tej wysokości twardo 
walczy o przetrwanie z nasłonecznieniem, dobowymi różnicami temperatur i wszelką inną erozją. 
Pokonujemy wielki polodowcowy kocioł przecięty głębokim korytem potoku. Teraz podejście na jedną z bocznych 
grani, którą Titov Vrv ,,wysyła'' w kierunku południowym, sam bedąc dla niej zwornikiem 
(
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zwornik_(geografia)). Mała lokalna kulminacja tej grani (ok. 2300m npm.) 
jest świetnym miejscem do wypoczynku i licznych foteczek. 
Później już tylko długi trawers potężnego zbocza (zimą to nieźle tu musi lawinami walić) i ostatnie podejście 
stromą grzędą, miejscami po niegroźnych skałach, do wieżyczki na samym szczycie. W sumie 3 godziny marszu 
- nieźle. W odpoczynku przeszkadza nam silny i bardzo zimny wiatr, ale deszczówki (!) ratują sprawę, czyli i tak 
jest pięknie. Cieszymy się zwycięstwem, gęby i gębusie mamy jak banany 
 
Od momentu wjechania w góry Szar, drugiego dnia podróży w Kosowie, minął właśnie tydzień, w trakcie którego 
zatoczyliśmy wielkie koło. Teraz jesteśmy w linii prostej zaledwie 10 km od biwaku w Brodzie, jakieś 20 km 
od miasta Prizren i raptem kilka od szczytu Scarpa, zdobytego motocyklem rok wcześniej. Wszystkie te jednak 
punkty znajdują się za pilnie strzeżoną granicą pomiędzy Maceodnią a Kosowem. Aby do nich wrócić, musimy 
skierować się na wschód, aż w okolice stolicy Macedonii, Skopje, i dopiero stamtąd kierować się na północ, 
do Belgradu. Jednak zanim to nastąpi, pocieszmy się jeszcze górami dzień lub dwa...