W dobie ogromniastych wyjazdów do Syrii, Jordanii, Mongolii, RPA, Syberii i innych odległych rejonów świata można pokusić się o stwierdzenie, że jak podróż to tylko 20 tys km 
Pogrzebałem w moich starych zapiskach i postanowiłem zamieścić nieco skromniejsze wypady. Niestety znowu Africa Twin nie zmieściła się w kadrze. Wszystkich Czarnuchów za to bardzo przepraszam 
        Koncepcja narodziła się szybko. Za dwa dni przedłużony weekend, coś trzeba zrobić. Znaczy się pojechać 
 
Plan wskazał na Balaton. Cieplej i czyściej niż u nas no i parę kilometrów do przejechania.
A wiec "hajda na koń"
 
Po krótkich telefonach postanowiłem nawiedzić Henia w Zabrzu.
Dodałem gazu i zamiast na kolację, wylądowałem na obiad.
 
     Potem było tylko gorzej. Alkohole z całego świata w każdej postaci sprawiły, że bardzo szybko osiągnęliśmy stan "zero". Oczywiście w niczym to nie przeszkadzało aby udać się do sauny, gdzie mało to nie umarłem. 
 
 
Krótka wizyta w necie spowodowała, że zniechęciłem się do Balatonu. Na weekend Węgry maja być burzowe 
 
Postanowiłem wiec jechać gdzie oczy poniosą.
I pojechałem.....
Zajechałem do Ustronia gdzie wjechałem na Czantorie
 
Zajechałem też do Wisły gdzie pozdrowiłem Adama Małysza.
     Potem odwiedziłem wspaniałych górali w Koniakowie, gdzie oglądałem haftowane stringi z koronek i na drogę dostałem słoik jagód
 
Pomyślałem sobie, po zżarciu jagód, że pojadę wzdłuż polskich gór, tak też uczyniłem. Wjechałem na Słowację (potem jeszcze kilka razy, aż celnik mi uświadomił, że psuję im statystyki 

 i zacząłem jechać na wschód.
 
Nie omieszkałem oczywiście zajechać do komercyjnego centrum polski...
 
....gdzie obowiązkowo się polansowałem 
 
 
Jadąc na skróty przez góry "natrafiłem" na Nidzicę.
Zwiedziłem zamek i pojechałem dalej.
 
     Wjechałem do Słowacji i podziwiałem pienińskie "Trzy Korony". Od słowackiej strony są ładniejsze.
 
Jechałem sobie dalej....
 
...aż trafiłem do Leluchowa. Jak śpiewa Stare Dobre Małżeństwo
"W Leluchowie Miła czereśnie dziko krwawią..."
 
Niestety żadnych czereśni nie znalazłem wiec pojechałem dalej.
     Byłem już w sercu Bieszczad gdzie natrafiłem na "Czar PRL-u". fajna knajpka z przemiłymi ludźmi i eksponatami z dawnych czasów.
 
     Zjadłem śniadanie i właściciele koniecznie chcieli się ze mną schlać. Z bólem serca podziękowałem i pojechałem dalej. Bo droga jest najważniejsza 
 
 
Pomykałem bieszczadzkimi zakrętasami....
 
...aż skończyła mi się Polska.
 
kto nie wie gdzie to jest niech zerknie na mapę 
 
Pomyślałem, no cóż począć, trza wracać.
Zerknąłem na mapę i pomyślałem... a może........
 
no i pojechałem 
 
 
 
Małe przeboje na granicy. Ale 10E załatwiło temat i już bylem we Lwowie.
Lwów jak Lwów. Obejrzałem i pojechałem do domu.
Podsumowanie.
Przejechałem 2200km
Zużyłem klocki hamulcowe.
Spędziłem zajebiście weekend.
I to tyle co mam do napisania odnośnie trasy nad Balaton 
