Przedłużająca się zima niebezpiecznie wyczerpuje motocyklową aktywność. To doskonały powód, by wspomnieć  miejsca, gdzie słońce, ciepła woda i nabrzmiałe słodkim sokiem owoce.
  Czarnogóra.
  
IMG_2691.jpg
   
                                                    
   
  Kolejna wycieczka w składzie:  Urszula z Mirkiem i Asia z Tomkiem. Zapraszamy.
  Swoją opowieść uzupełnię wspólnymi zdjęciami. 
   
   
         Ciśnienie, żeby wreszcie gdzieś pojechać musiało być duże, bo z Garwolina wyruszamy późnym popołudniem. Do Zakopanego mamy 400km i po drodze rodzi się chytry plan spędzenia nocy gdzieś na górskiej hali na Zębie, górującym nad tatrzańską stolicą. Choć minęła połowa sierpnia, temperatura spadła do kilku stopni i trzymała nas nadzieja, że już niedługo… 
  
Zaczęło świtać, kiedy obudził nas monotonny pyrkot traktora. To oddalał się, to przybliżał. Kiedy cichł za górką, zasypiałem… Nieuchronnie zbliżał się coraz bardziej a w mojej jeszcze sennej wyobraźni zamajaczył rysunek Zygmunta Pytlika: czarną kreską narysowany  kosiarz, z małym, jedynym kolorowym akcentem-  zakrwawioną kosą i  jego okrzyk: 
„Patsaj, Maryś!  Turysty w trawie spały!”
  Dalej wyleżeć się nie dało! 
 IMG_2350.jpg 
     
   
  IMG_2357.jpg
  
  IMG_2350.jpg 
     
   
  IMG_2357.jpg
     
   
   
  W krótkich i długich słowach wspomnieliśmy  jeszcze niedobrą żonę kosiarza, co to nie potrafi chłopa w łóżku zatrzymać  i w ten sposób znacznie wydłużyliśmy sobie dzień na przejazd . 
   Słońce z trudem przebijało się przez szarówkę dnia. Opłotkami dotarliśmy do Witowa, przelecieliśmy Słowację i dopiero w Budapeszcie stanęliśmy odetchnąć w cieniu pięknego platanu.
  
IMG_3476.jpg
     
   
  Z Budapesztu jedziemy na południe i przez  Chorwacki Osijek do BIH. 
  Sam przejazd przez granicę bardzo ciekawy, bo obok stojących do kontroli w dwóch rzędach samochodów, motocykle  przejeżdżały ledwie zwalniając z podniesioną wysoko ręką z paszportem. Piękny zwyczaj! 
 IMG_3484.jpg
  
IMG_3484.jpg
     
   
  Na tę chwilę czekaliśmy. 
  Na straganie starsza kobieta długo wybierała  spośród całej pryzmy arbuzów ten  n a s z.  Płacę dając napiwek, na co pani mocno się  wzrusza, woła pomocnicę i każe jej w podzięce ładować do naszej torby pachnące, różnokolorowe śliwki. Piękny zwyczaj! 
 
   
  Dzień nam się kończy gdzieś pod Sarajewem w przytulnym kamieniołomie.
  Oj, niedobra żona kosiarza!