Sorki za przerwę w relacji - spowodowana krótkim wypadem motocyklowym do Słowacji i Czech.
Kontynuuję :-)
Masakra ... ?
Blacha w deszczu do tego na zakręcie i na moście była niespodzianką inni nazwą to atrakcją. Tylne koło wyprzedzało przednie. 
100 pytań do ...
Kłaść motocykl czy nie?
Chwila szybkich decyzji w przeciągu 2-3 sekund.
Jak położę maszynę to i tak uderzymy w skalną ścianę. Nawet sunąc się po drodze nie zmienimy kierunku jazdy.
Spotkanie ze ścianą - nie uniknione. Prawie szorujemy po podłożu lewym kufrem.
Koniec mostu. Jeszcze na kołach. Jest już asfalt.
Muszę spróbować.
Może uda się uniknąć zderzenia ze ścianą.
Odrobina  zimnej krwi, dodany gaz i wychodzimy cało. Chwilę nami  porzucało. Utrzymałem wibrującą raz w lewo raz w prawo kierownicę. Jesteśmy na drodze.
W jednej chwili tyle emocji. Śmierć w oczach. Z jednej strony ściana z drugiej przepaść. Przegrzane zwoje szarych komórek. Odrobina wysiłku fizycznego. Opanowanie kierownicy. Ujarzmienie żółtego kolosa.
Toczymy się dalej. Trudno wyczuć jak mogło się to wszystko zakończyć.
To było najbardziej niebezpieczne zajście na naszym wyjeździe.
Do Batumi jedziemy w ciągłym w deszczu.
Batumi - miejscami kompletnie sucho a miejscami pada. Tradycyjnie przez  rok skończyli budynki, które nie były skończone a w międzyczasie powstało parę  nowych. Oświetlone co się da - nawet przydrożne palmy.
Zajeżdżamy do naszych starych znajomych. Piwo, chaczapuri i po przejściach kolejnego dnia spanie.
Dzień 19 (Batumi)
Pranie, pokazywanie zdjęć i filmów z poprzednich pobytów w Gruzji (2010/2011). 
Leniuchowanie. Liczyliśmy na słońce i plażę. Pogoda niepewna. Deszcz  ciągle wisi w powietrzu. Zamiast na plażę idziemy z wizytą do kolejnego  znajomego Paata. Pogoda w kratkę - pada i przestaje. W naszym ulubionym  lokalu zmienił się browar i coś w składzie chaczapuri. Tym razem nie  było tak smaczne jak wcześniej. Piwo Zegari nie umywa się do Batumskiego. Zresztą to kwestia indywidualnych smaków.
Wieczorem nasze dłuższe wersje filmowe Gruzja 2010 i 2011  zrobiły niesamowitą furorę. Otrzymujemy pochwały, prezenty, pomarańcze i cytryny  prosto z sadów i to co najbardziej bezcenne - zadowolenie na twarzach  Gruzinów i duma z piękna ich kraju, który większość z nich zna tylko z  opowieści.
Po obejrzeniu zdjęć i filmów komentarze, że zrobiliśmy Gruzji wspaniałą reklamę ich kraju. To dodało nam  tylko otuchy.
Dzień 20 (Batumi)
Poranna kawa. Wyjazd na miasto w poszukiwaniu internetu. Nasz pierwszy  wpis z wyjazdu. Zwiedzanie. Powrót. Pogoda dalej w kratkę. Moczymy nogi w  Morzu Czarnym. Woda ciepła jednak warunki nie sprzyjają wylegiwaniu się  na plaży.
Wracamy, pakujemy się i w drogę w stronę Turcji. Wyruszamy ok. godz. 15.00.
Tym razem chcemy zwiedzić Turcję a nie tylko przejechać podziwiając tylko to co po drodze.

Kurtkę Tamary upodobała sobie młoda jaszczurka. Wszyscy wokół  przestraszeni - uciekają. Hmm - zostałem sam, by ocalić od niebywałego  niebezpieczeństwa moją ukochaną żonę. Dorwałem małą bezbronną jaszczurkę  i puściłem wolno. Wtedy wszyscy powrócili coby bezpiecznie się pożegnać  
Przejście graniczne Sarp (Geo)-Kemalpasa (Tr) to 2,5 godzinna bieganina  od budki do budki. Kolejka. Wydaje Ci się, że jesteś już pierwszy przy  okienku a tu nagle pojawia się las rąk i tłumaczenie ja tylko pieczątkę.  150 metrów z buta aby kupić wizę-powrót. Teraz my potrzebujemy tylko  pieczątki a tu znowu las rąk. Kolejna budka - kontrola celna. Jeszcze  jedna przy wjeździe do Turcji. 
Ufff. 
Przepoceni ruszamy w głąb Turcji -  kierunek na południe.
Po drodze robimy krótki postój, na którym Turek częstuje nas śliwkami.  Ruszamy dalej - kierunek na Erzurum. Serpentynami wspinamy się coraz wyżej. Jesteśmy zaskoczeni pogodą.  Niestety widoki przysłania nam chmura, w którą wjeżdżamy. Po chwili  zaskoczenie - po raz pierwszy w Turcji złapał nas deszcz (wcześniej byliśmy 3 x w Turcji bez jednej kropli deszczu). Coraz wyższe  góry i remonty na drodze.
Powoli zbliża się noc. Na drodze stoi dziwny znak, ułożone kamienie w poprzek i coś po turecku.  Jedziemy dalej. Do tej pory mijaliśmy się co chwilę z samochodami -  nagle pustka - nic nie jedzie. Zmiana nawierzchni na szuter. Za chwilę świeżo usypany i grząski  kamień. Wąski dojazd do tunelu.
Wewnątrz okazuje się, że tunel jest w budowie - dopiero go drążą. Zawracamy z niemałymi  problemami. Wąski nasyp, luźny kamień więc walczymy tak z 10 minut.  Wracamy w ciemnościach i deszczu do naszego dziwnego oznaczenia. Na  drodze prowadzącej w dół znowu ruch - tiry, remonty itp. Droga szutrowo błotnista a obok wielkie przepaście, których  dna nie widzimy (nocne ciemności). Od czasu do czasu widać bardzo nisko w dole światła  pojazdów lub szmer górskiej rzeki. 

Drogowskazy do wielu elektrowni wodnych po drodze. Ze znaków wiemy, że na rzece były zapory.
Na tureckiej remontowanej drodze. Deszcz, szuter, błoto. Dojeżdżamy do  Erzurum. Rozbijamy namiot na stacji benzynowej za miastem obok tira i  dwóch mini kamperów na włoskich tablicach.
Dzień 21
Wstajemy. Nasi włoscy sąsiedzi gotowi do drogi. Uzupełniają wodę w  zbiornikach, myją pojazd i w drogę. My w międzyczasie składamy manele.  Gdzie się nie dotkniemy tam błoto po nocnej przeprawie. Żółtek dostaje szybki prysznic i w  drogę. Przejeżdżamy przez miasteczka. Na ulicach sami faceci. 

Wyławiamy pojedyncze kobiety, które na widok aparatu odwracają szczelnie  zasłonięte oblicze. Co chwile wojskowe patrole. Jeden z nich zatrzymuje  nas po chwili puszcza dalej.
Zatrzymujemy się na poboczu.
Nagle ... 

Wyprzedza nas wóz pancerny. Za chwilę znaki drogowe - uwaga czołgi. Nie  dziwił nas już widok punktów  kontrolnych i coraz bardziej uzbrojonych żołnierzy.
To Kurdystan.
Poniżej inny widok na tureckich drogach. 
Zbliżamy się do Nemrut Dag. Nie tak szybko. Przegapiliśmy coś na mapie albo skończyła nam się droga. 

To po prostu mała przeprawa promowa.
Mkniemy dalej. Gdzieś w okolicy powinien znajdować się skręt do tego zabytku. Zatrzymujemy się więc na stacji benzynowej aby prześledzić mapę. Tankowanie, świeże pieczywo  no i oczywiście 100 pytań do ... oczywiście tylko po turecku. Sesja  zdjęciowa samych facetów, którzy się o to prosili.
Nemrut Dag tą nazwę kojarzył każdy facet na stacji. Pozujący do zdjęć faceni gestykularnie pokazują nam, że do nemrut pod górkę przez miasteczko.
Jedziemy. Droga kręta widoki z minuty na minutę ładniejsze. Nagle szlaban. To kasa biletowa - 8  lira od głowy i pniemy się jeszcze wyżej. Po drodze  campingi, hotele,  sklepy, do których każdy chce nas zgarnąć na siłę. Aby złowić turystę Turcy potrafią wtargnąć na drogę. Dziwny i niebezpieczny zwyczaj. Coraz stromsze  podjazdy i piękniejsze widoki. Ostry podjazd, budynek i końcowy parking. Tu też  chcą nas zgarnąć abyśmy przenocowali. Dalej wspinamy się pieszo na szczyt widocznej usypanej na górze góry. Wszytko po to, by  zobaczyć upadłe głowy posągów. 

Nazwa tego miejsca pochodzi z kręgu kultury Mezopotamii z III  tysiąclecia p.n.e. i wywodzi się od legendarnego Nemroda. Głowy posągów  spadły po licznych trzęsieniach ziemi.
Zjeżdżamy w dół. Do następnego celu naszej podróży mamy niecałe 600 km.  Zapada mrok. Zjeżdżamy na stację benzynową za potrzebą. Tamara mknie do toalety a ja  sprawdzam mapę. Operatorzy na stacji benzynowej zapraszają mnie do  stolika gestykularnie pokazując talerz. Podchodzę.

Nalewają zupę. Pytają czy żona też. Potwierdzam skinieniem. Myśleliśmy  już o kolacji a tu grochówka, bardzo ostra papryka, którą maczano w soli  i na koniec herbatka. Dużo herbatki ... ruszamy dalej.
Kahramanmaraş - nocleg na stacji benzynowej. Prysznic z przygodami ale o tym w dłuższej wersji 
Dzień 22
Po śniadaniu podjeżdżamy do dystrybutora. Niestety nie przyjmuje naszej  karty. Jedziemy dalej. Tankowanie. Jazda. Nagle wyprzedza nas biały wóz i  zajeżdża nam drogę. Facet pokazuje coś w samochodzie.
Widzę podwieszoną  kamerę. Wymawia co chwilę słowo Polis i nakazuje jechać za sobą.
Kurde - kolejna przygoda ...