Oki, to ja dodam swoje „3 dirhamy”.

  Chce się podzielić moimi perypetiami związanymi z danym wyjazdem. Otóż, w związku z tym, ze potrzebuję wizę do Maroka, 25 lutego bieżącego roku udałam się do Wawy, aby tą wizę uzyskać. W sumie miejsce mi znane, już tam byłam, już mnie tam znają, już mi wizę dawali. 

  Procedura uzyskania wizy jest prosta: składasz dokumenty na wizę, Konsulat Maroka wysyłą do MSZ Maroka zapytanie, w ciągu 7 dni MSZ odpowiada „tak” lub „nie” i dostajesz lub „nie” wizę.
  
Dokumenty złożyłam,  no i  zamiast 7 dni czekałam ponad 20 dni (normalka w przypadku naszych braci marokańskich).

  W zeszły piątek dostaję telefon z Ambasady, że odpowiedź z MSZ Maroka jest pozytywna i można odebrać wizę.

  Na drugi dzień rano, siedzę spokojnie przy kompie, pracuje sobie i nagle telefon z nieznanego mi numeru. Dialog wygląda w sposób następujący:
  X: - Hello!
  Ja: - Hello ? (zdziwiona)

  X: - Remember me?
  Ja: - No  (zdziwiona na maxa)

  X: - And you don’y recognize me?
  Ja: No? (jeszcze bardziej zdziwiona, i naprawdę do not rekognize indywidua)
  X: - Were you yestreday In the bar La Luna?
  Ja: (już w ogóle nic nie rozumiejąc) – No?
  X: - OOOhhh!! Can you tell me once again your name? (Pan już też zdziwiony)
  W tym momencie ja już usłyszałam arabski akcent.
  Ja:. My name is Vasi. And I Am sorry, are you Mr Mohammed, the Counsil of Marocco? We spoke yesterday about my visa.
  X: (z całkowicie zażenowanym głosem) 

Ohhh, Yes!! I am sorry, I just called the wrong number. I remember you and you received the visa.
  Dalsza część rozmowy już nie taka ważna.
   
  A więc: Bienvenue au Marocc, już zaczynając od Konsula 
 
   
  Szkoda mi faceta, mam nadzieję, że dodzwonił się do paniusi z baru La Luna w Warszawie.
