![]() |
Finlandia 2025.
2 Załącznik(ów)
Załącznik 145913
Zaciąłeś się kiedyś brzytwą? To dziwne uczucie. Patrzysz na palec z którego wystaje kość i myślisz - "co tu się kurwa odjebało?!?" - Naczynie krwionośne się obkurczają i jeszcze przez chwilę nie widać krwi, tylko czyste i proste cięcie. Podobnie jest z naszymi wyjazdami. To, że robisz sobie krzywdę, w postaci pojechania starym busem cztery tysiące kilometrów, na północ i spowrotem, nie bierze się z dupy. To się zaczyna wcześniej. Tak jak brzytwy nie wyczarujesz, tak samo jest ze starym busem. Nie będę Cię zanudzał historią zakupu Gogurka aka Mandaryny aka Mechanicznej Pomarańczy i przekształcenia go w Wieśfalię, bo ją już pewnie znasz, zatem skupię się na cięciu, czyli wyjeździe, który popełniliśmy. Litwę, Łotwę i Estonię mamy już dosyć dobrze poznaną, byliśmy tam na Widowmakerze, Rydwanie Wpierdolu, oraz Garbatym Jednorożcem. Wszystkie te wycieczki były różne od siebie i dostarczały innych wrażeń, ale wszystkie z nich miały jedną wspólną cechę - - polubiliśmy te kraje. Ich klimat (nie tylko ten geograficzny), ludzi, miejsca... mamy nawet parę miejscówek, do których lubimy wracać (patrz główne zdjęcie. Nazwa miejscowości przypadkowa) Tym razem postanowiliśmy,że te trzy kraje będą rozbiegówką, aby dostać się odrobinę dalej. Do Finlandii. Z Tallina do Helsinek jest około 80 km. Myśleliśmy, że różnica pomiędzy tymi światami będzie mniej więcej taka jak pomiędzy na przykład Zgierzem, a Koninem. Nic bardziej mylnego. Suomi (bo tak nazywają Finlandię Finowie) to naprawdę inny świat, którego odrobinę liznęliśmy. Ale jak to mówią - po kolei. Moment w którym zaczęliśmy wakacje był dla nas typowy - czyli wrzesień. Wakacyjny pierdolec przetoczył się już przez Polskę i powoli wygasał, a pogoda nadal była całkiem niezła, więc nastąpiła kolej na nas. Mandaryna stała przygotowana do drogi z załadowanym całym mandżurem. I w tym właśnie był problem - stała. Zamierzaliśmy we dwójkę, pojechać prawie czterdziestoletnim, niesprawdzonym autem do kraju, gdzie reniferów jest więcej niż ludzi, a jedynym codziennie oglądanym objawem cywilizacji może być szutrowa droga. Nie napawało mnie to spokojem. Podobnie jak zapewnienia Dzieci i Małpiego Chuja w stylu: "Spoko - w końcu ktoś was znajdzie i wtedy wymyślimy jak was ściągnąć spowrotem" Nie no kurwa - polisa marki premium. Nie spowodowało to jednak, że zaniechaliśmy planów. Nie będę się rozpisywał, dlaczego nie stosujemy się do starej zasady Himilsbacha "po co jechać na drugi koniec kraju jak wódki można się napić w domu" i ruszyliśmy w drogę. Pomimo całkowitej zmiany środka transportu, niektóre rzeczy pozostały niezmienne. Ja odpowiadam za paździerza, którym podróżujemy (napisane białym flamastrem na obudowie rozrządu "następna wymiana przy 520 tyś km", którą zastaliśmy przy zakupie nie pomagała) A Ania za to gdzie i którędy dojedziemy. Wyjeżdżamy prosto z pracy w środę. Dlaczego tak? Bo wtedy nie tracimy jednego dnia urlopu i jesteśmy od razu w drodze. Oczywiście w robo dzieje się wszystko co się może i nie może zdarzyć, aby codzienność nie wypuściła nas ze swoich palcy. Pomimo tego około szesnastej, wtaczamy się na A2 i rozpoczynamy pierwszy etap naszej podróży do Finlandii. Zasadniczo poprzedni rok dojechał nas na tyle, że nie wiemy nawet czy tam dojedziemy. Może będziemy przez trzy tygodnie leżeli w aucie i oglądali chmury gdzieś za Strykowem? Nie wiemy tego i nie chcemy wiedzieć. Ania ma zaplanowany pierwszy nocleg, oraz wieloletnie doświadczenie w planowaniu wypraw. I zasadniczo tyle. Akurat o ten element wyprawy się nie martwię. Wiem kiedy moja Żona wchodzi w tryb planowania. Jedyne co trzeba wtedy zrobić to jej nie przeszkadzać. Wyciąga delikatnie koniuszek języka i przekrzywia głowę jak mała dziewczynka, obserwując mapę, przewodniki i telefon, po czym wypluwa z siebie informację co dalej robimy. Bardziej bałem się o moją część roboty. "Mały wyciek" z układu chłodzenia, nie sprawdzona skrzynia biegów, oraz moja radosna twórczość odnośnie elektryki turystycznej jaką popełniłem nie pomagały. Pomimo tego, wieczorem lądujemy na przedmieściach Łomży w pierwszej miejscówce, która będzie naszym domem. Otulina rezerwatu Rycerski Kierz, daje nam miejsce z wiatką i stołami, w którym można się rozstawić i przekimać. Miejscowi używają go do wyprowadzania psów, które w końcu mają się gdzie wybiegać, a młodzież jako miejsce imprez. Pomimo obaw jest spokojnie i po 22, zostajemy całkowicie sami. Załącznik 145914 |
LDZ pozdrawia, czytamy :)
Powodzenia !! |
:popcorn::D
|
Ale że samochodem na motocyklowym forumie ;););):D
Pisz, czyta się. |
Dawaj super się czyta, jak zwykle zresztą :) :popcorn:
|
4 Załącznik(ów)
Dzięki za pozytywny odzew :)
Zatem jedziemy dalej: Poranek budzi nas pierwszymi promieniami słońca i wiemy już, że jesteśmy na wakacjach. ` Kawa smakuje jakoś inaczej, ptaki śpiewają radośniej, a wiewiórki baraszkujące na okolicznych drzewach nastrajają cię pozytywnie do nadchodzącego dnia. Plan jest taki, żeby za dwa dni być w Tallinie. A później? Się zobaczy. Po szybkim śniadaniu pakujemy się i robiąc ostatnie zakupy w PL, przesuwamy się na północ. Kondonia Paranowirusa miała jedną cechę - ceny paliw w europie się praktycznie wyrównały. Mówiąc wprost - wszędzie jest praktycznie tak samo drogo. Ma to jedną zaletę - nie musisz planować gdzie zatankować, bo 20 km dalej, po zmianie kraju będzie dwa razy drożej. Jeżeli jesteś w stanie przeboleć stratę 20 zł na baku paliwa, możesz tankować gdziekolwiek. Wjeżdżając na Litwę, komentujemy zmiany, które tutaj zaszły od naszych poprzednich wizyt. Droga do Kowna to już nie znana przez nas, pachnąca latami dziewięćdziesiątymi krajówka idąca poprzez centra miast i wsi, tylko wykańczana właśnie autostrada. Powoduje to, że pomimo naszej prędkości przelotowej na poziomie 80 km/h jesteśmy w stanie przelecieć Litwę na północ bez żadnych problemów na raz. Popołudniem meldujemy się na Łotwie. Ania szuka miejsca na nocleg. I tutaj zaczyna wychodzić (po raz pierwszy i nie ostatni na tym wyjeździe) nasze przysmradzanie wynikające z lat doświadczeń. Znajdujemy w Bausce (LV) piękne miejsce nad rzeką Musa. Można się tam zatrzymać na dziko, ale obok jest zabytkowe centrum miasta, stoimy na małym parkingu, ktoś tu na pewno przylezie wieczorem, żeby rozłożyć się na ogólnodostępnych leżaczkach, nie ma miejsca na ognisko... nosz kurwa. W dupach się poprzewracało. Mimo to, jedziemy parenaście kilometrów dalej i stacjonujemy obok ogólnodostępnych wiatek, nad Dźwiną. Załącznik 145964 Łotwa to ciekawy kraj pod wieloma względami. Między innymi pod tym, że praktycznie całą energię elektryczną czerpią z elektrowni wodnych. Po prawej stronie od nas jest zapora z jedną z takich elektrowni. Gdy wieczorem palimy ognisko, obserwujemy jej hipnotyzujące światełka. Poranek, pomimo zapowiedzi, nie budzi nas deszczem. Cieszymy się z możliwości poskładania się po suchemu. Załącznik 145965 Tego dnia zasadniczo kończy się nasz plan jeżeli chodzi o wyprawę. Chcemy dojechać do Tallina. A dalej - się zobaczy. Mechaniczna Pomarańcza, ku mojemu zdziwieniu odpala bardzo ochoczo. Poziom ładowania w normie, wszystkie wskaźniki (poziom paliwa i temperatury chłodziwa) budzą się leniwie do życia. Kurde - może to się uda? W tym momencie przypominam sobie rozmowę z Małpim Chujem, który, całkiem słusznie wtedy wspomniał: "Głąbie - to jest stara motoryzacja. Te sprzęty nie umierają od tak. On będzie rzęził, wył i pierdział ale dojedzie" Zaczynam się przekonywać, że ten siedzący prawie tysiąc kilometrów na południe w wygodnym, nowoczesnym SUVie palant mógł mieć rację. Gdy wytaczamy się na Pribałtikę Ania na zmianę monitoruje poziom naładowania obu akumulatorów, oraz rozkład promów Tallin-Helsinki na kolejny dzień. Po drodze wpadamy na pierwszy punkt RMK w Estonii, znajdujący się tuż za granicą z Łotwą. Piękna, ale już coraz bardziej kamienista plaża Bałtyku, zachęca do zostania. Załącznik 145966 Dla nas jest jednak za wcześnie. Strzelamy pamiątkową fotkę z miejsca gdzie biwakowaliśmy kiedyś Garbatym Jednorożcem iiii... ... przypominamy sobie, że fizyka to jednak kurwa jest. Dociążony bus i kopny piasek to nie jest dobre połączenie. Załącznik 145967 |
No, do porannej kawy jak znalazł temat
Czyta się pięknie. Czekam na dalszy ciąg Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk |
Cytat:
|
7 Załącznik(ów)
Zgadza się, musiało mi się bardzo podobać :)
Nasze usilne starania, aby jednak pojechać dalej spełzają na niczym. I nie - wcale nie jest tak, że wtedy zatęskniłem z napędem 4x4 z garbatego, albo stwierdziłem, że po powrocie zakładam Synchro do Gogurka. Stwierdziłem po prostu, że wystarczy nie być kretynem. No i może zamówić trapy na wszelki wypadek. Zanim sami się wygrzebiemy, z opresji ratuje nas Estoniec z białym Vito. Już podczas wyjazdu Rydwanem Wpierdolu, gdy zakopałem (?!?) się na plaży na północ od Lipawy, nauczyliśmy się jednego - gdy już nie masz siły i myślisz, że nic z tego, pojawia się jakiś tubylec i ci pomaga. Zanim uspokoisz oddech i wyciągniesz rękę, żeby mu podziękować, on znika. Tu było tak samo. Gość się zjawił z dupy, zarzucił gruby pas na nasz hak, pociągnął nas do tyłu i wybawił z opresji, po czym zniknął... Dwa miliony ukąszeń komarów później, wracamy na Pribałtikę i turlamy się powoli ku Parnawie. W niej, kupujemy, w "naszym" sklepie pół litra estońskiej wódki. Nie dlatego, że ją lubimy (smakuje jak średniej klasy płyn do spryskiwaczy z Tesco) ale dlatego, że ma plastikową butelkę, której można później używać, bo jest mniejsza i lżejsza niż szklane. Załącznik 146102 Po drodze, Ania bookuje bilety na prom. Dwie osoby i auto powyżej 2m wysokości. Tallin-Helsinki i ponad tydzień później Helsinki-Tallin. Kurde - to się dzieje. Czyli jednak tam chyba dojedziemy. W Tallinie lądujemy w opuszczonych okolicach portu. Załącznik 146103 Kiedy byliśmy tu na Rydwanie Wpierdolu, marzyłem, że kiedyś przyjadę tu i zanocuję autem, w którym niczego nie będzie brakowało, że zamknę drzwi, o które odbije się morski wiatr i jesienny deszcz, że będę siedział i słuchał tego i patrzył na statki wpływające do portu. Załącznik 146104 Chciałeś kiedyś mieć wielkiego ptaka? Kurde, kto nie chciał. No to my mieliśmy swojego. Załącznik 146105 Spał na kufrach i czasami pukaniem dziobem domagał się od nas jedzenia, którego mu konsekwentnie odmawialiśmy. O piątej rano - pobudka. Załącznik 146106 Czas zameldować się na promie. Międzynarodowe porty to miejsca, które nie zasypiają nigdy. Stąd gdy pijemy kawę w naszym zapomnianym zakątku, kontrast rzęsiście oświetlonych terminali znajdujących się paręset metrów dalej, robi bardzo mocne wrażenie. Po spakowaniu i wyjeździe z krzaków trafiamy jakby do innego świata. Strzeżone parkingi z kamperami na niemieckich blachach, cargo, pełne naczep i ciężarówek, Finowie, którzy po całonocnej imprezie w Tallinie czekają na prom, aby wrócić do domu. Wjazd na prom, oraz odprawa wprowadzają nas w osłupienie. Po dojechaniu do bramki, kamera zczytuje nasz numer rejestracyjny i otwiera szlaban, a na wyświetlaczu pojawia się informacja z którego doku odpływamy i na którym pasie stanąć. Żadnych kontroli paszportowych czy ilości osób w aucie. Może ktoś stwierdził, że jesteśmy za głupi na przemytników, czy bombladenów? W sumie to nawet dobrze. Dziesięciopiętrowy prom połyka strumień samochodów i przygotowujemy się do wypłynięcia. Załącznik 146107 Niecałą godzinę później jesteśmy w drodze do Helsinek. Kurde, to jednak się dzieje. Zostawimy ślad opon w kolejnym kraju. Finlandia wita nas w charakterystyczny dla siebie sposób, czyli z lekkim dystansem. Wielki jak wieżowiec prom z gracją manewruje pomiędzy wysepkami chroniącymi wejście do portu, a dookoła chuja widać. Załącznik 146108 |
6 Załącznik(ów)
Przepływamy obok wysepek, na których znajdują się stare forty, broniące wejścia do stolicy Finlandii. Odległość od nich jest mniejsza niż wysokość statku na którym stoję.
Gdy zjeżdżamy na brzeg, z kolumny aut wyłuskuje nasz fińska straż graniczna. Dwóch gości, jeden wielkości szafy i wyglądzie wikinga, drugi, wyglądający jak krasnolud, szerszy niż wyższy. Bardziej niż dokumenty, które im podaję interesuje ich Mandaryna. Jaki silnik, czy sami robiliśmy zabudowę itd. Po chwili rozmowy zjeżdżamy na ziemię z oznakowanie FIN. Pierwsze obroty kół Ania zaplanowała po Helsinkach. Zwiedzamy zatem stary port, główny deptak, oraz zabytkową halę targową, gdzie w rozsądnych, jak na tutejsze warunki, można zjeść i napić się lokalnych specjałów. Załącznik 146141 Nie brakuje także spotykanych przez nas na każdej szerokości geograficznej żółwi. Załącznik 146142 Kolejny przystanek, to wyspa Seurasaari (Fölisön) to miejsce gdzie zgromadzono zabudowania z wszystkich epok istnienia Finlandii od czasów wikińskich, do XIX wieku. Są tam nie tylko budynki mieszkalne, ale także konstrukcje ucieczkowe przed niedźwiedziami, które do dziś są stosowane w północnych i wschodnich rejonach. (Serio kurwa??) Załącznik 146143 Po obejściu wyspy, mamy za sobą zasadniczo 95% zabytków, które warto zobaczyć w Finlandii. Tyle. Teraz zostaje praktycznie tylko to co zrobiła natura, co jest zajebistą wadą (albo zaletą jeżeli chodzi o ten kraj) Aby jednak nie wchodzić za mocno w dzikość, decydujemy się na pierwszy nocleg w miejscowości Hanko. To najbardziej wysunięta na południe część Finlandii. Camping z ciepłą wodą i prądem, po trzech nocach na dziko dobrze nam zrobi. Trafiamy tam też na zlot... ... starych kamperów. Załącznik 146144 Mechaniczna Pomarańcza czuje się zatem jak w domu. Załącznik 146145 Finowie, którzy myślą, że przyjechaliśmy specjalnie na ich zlot podchodzą śmiało i z odległości około dwudziestu metrów podziwiają Gogurka. Są kciuki w górę i wyrazy uznania. Z dwudziestu metrów. Jak się później dowiadujemy to był szczy spoufalenia się i spontaniczności Finów. Wieczorem czeka nas jeszcze jedna niespodzianka. W lokalnym barze, w rogu siedzi eteryczna blondynka z gitarą mniej więcej swojej wielkości. Ciepłym głosem śpiewa po fińsku piosenki, których nie cholery nie rozumiemy. Jednak jej tembr głosu i dźwięki gitary przekonują nas, że śpiewa o czymś pięknym. Załącznik 146146 Nie wiem o czym śpiewała, ale wiem, że byliśmy wtedy nie tylko ponad tysiąc kilometrów od domu, ale także w pięknym miejscu, w którym trzeba było jedynie chłonąć chwilę, która właśnie trwała. |
Miodzio się czyta :)
P.S. I teraz wiadomo skąd domek BabaJagi się wziął.... |
do kawy ideolo. Pisz dalej
|
ojaaaaaaa... gogurek w mym kraju obiecanym latem :D
cudo. i zapamiętaj alfabeto - pisze się HIPNOZUJE - tak jak kamień HIPNOZYT. Czyli zapora hipnozowała Was lampkami. Poza tym bardzo poprawnie :D Japierdole jak mi narobiłeś smaka na Finlandię... |
:popcorn:
|
:Thumbs_Up::)
|
Jaaa pierdziuuu , alee wysyp na forumie :):Thumbs_Up:
Jeszcze nie czytałem i widziałem , ale się biere... W ciemno :Thumbs_Up: |
Wypas !
|
10 Załącznik(ów)
Ranek wita nas zapowiedzią deszczu.
Sprawdzam Mandarynę, pod kątem płynów i ewentualnych usterek. Wszystko wygląda ok. Cieszę się, bo lodówka, instalacja elektryczna oraz zabudowa, którą budowaliśmy pod blokiem sprawdzają się w 100%. Gdy stary diesel od niechcenia odpala, Ania nawiguje na północny-wschód w kierunku miejscowości Fiskars (tak, to ta on narzędzi) Załącznik 146167 W niej, po raz kolejny odkrywamy trzy rzeczy. Pierwsza z nich, to, że wszyscy uważają Anię na lokalsa. Faktycznie, długonogie, wysokie blondynki to jeden z typów Muminek, które tu występują. Do tego stopnia, że gdy w jednej metropolii (jakieś 2,5 tysiąca mieszkańców) gdy wyszedłem zza regału ichniej wersji Biedry, myślałem, że trafiłem na moją żonę, a to była jedna z lokalnych panien. Druga - wszyscy widzą, że ja nie jestem stąd. Są dwa rodzaje Muminów. Jeden przypomina tyczkę, ma ponad dwa metry i chodzi jakby się miał zaraz złamać, drugi jest krasnoludem. Jest okrągłą kulką o średnicy półtora metra. Nie jest gruby - po prostu jest okrągły. Ja nie pasuję ani do jednego ani do drugiego. Mam to swoje cechy, które trudno określić jako wady albo zalety. Do Ani wszyscy walą po ichniemu i dziwią się, że nie odpowiada, a w moim przypadku z zaciekawieniem przyglądają się nieco jak małpie w zoo, co ja tu robię. Trzecia - język fiński przypomina nieco pierdzenie w wannie zarówno w wymowie jak i zrozumieniu, co powodowało, że to Ania była w trudniejszej sytuacji, bo ludzie się dziwili, że ich nie rozumie. Udziela nam się także tutejszy klimat. Po wyjściu z auta, żeby zrobić zakupy w jedynym lokalnym sklepie, trzaskamy z beztroską drzwiami. Żadnego chowania elektroniki, żadnego sprawdzania zamków. Tak jakoś wolniej i to pod kątem szybkości jak i swobody. Z Fiskars Ania nawiguje do Koty znajdującej się przy trasie E75. Kota to rodzaj szałasu, domku, tipi z paleniskiem w środku. Są ogólnodostępne, zaopatrzone w drewno i jedyne śmieci jakie w ich okolicy znaleźliśmy były z Polski. Po pospiesznym posprzątaniu śladów krajan, rozkładamy obozowisko. Załącznik 146168 Pogoda nie rozpieszcza, więc po raz kolejny doceniamy możliwość spania w aucie oraz zrobienia ogniska pod dachem. Zaczynamy też wpadać w dziwny trans, w którym słowa i dźwięki cywilizacji schodzą na dalszy plan, zastępowane przez szum lasu i trzeszczenie rozpalonych kawałków drewna. Znam ten stan z naszych poprzednich wypraw. Potrafimy z Anią nie zamienić słowa przez godziny, czując jednocześnie spajającą nas bliskość. Z technicznych rzeczy odkrywamy czym się różni krzesełko turystyczne z Natureheika i z Temu (oprócz ceny) To drugie odjeżdża nogą, która łamie się w miejscu wejścia do mocowania i skutecznym przyziemieniem osoby na niej siedzącej. Na naszych wyprawach prędzej lub później natura zaczyna przejmować rytm życia. Chodzimy spać zaraz po zmroku a wstajemy razem ze świtem. Tak samo jest także w tym przypadku. Zauważamy pewną różnicę w stosunku od świtów w PL. O ile u nas moment wstania słońca to krótka chwila, to tutaj, o tej porze roku trwa to dłużej. Słońce ostro świeci praktycznie w poziomie, dochodząc do najniższych części lasu, do których później nie ma już dostępu. Patrzysz przy kawie jak budzi się las w takim właśnie poziomym podświetleniu. Gdy pakujemy obóz o zostawiamy kotę w lepszym porządku niż zastaliśmy, Ania nawiguje bocznymi drogami do kolejnego miejsca, które wybrała, czyli Lawu nad jeziorem Toyrilampi. Lawu, to inny od Koty rodzaj schronienia dla wędrowców. To wiata z miejscem na ognisko znajdującym się przed nią. Po drodze wpadamy na chwile na główną drogę Helsinki- północ, na której popędzają nas pociągi drogowe składające się z ciężarówki i dwóch naczep o wdzięcznej nazwie "Pitka" Szybko wracamy na lokalne drogi. Załącznik 146169 Pamiętasz, jak mówiłem, że z dogadaniem się w Finlandii nie będzie żadnych problemów, bo 99,9% finów mówi po angielsku? No to się kurwa zdziwiłem. Pośród bezkresnych lasów, przeplatanych jeziorami, wjeżdżamy do Hankasalmi. Lokalna metropolia, w której pierwsze co mi się rzuca w oczy to budynek, przed którym stoją wystawione piły, kosiarki, taczki... Szybki skręt i parkujemy przed miejscem, gdzie jest szansa, że znajdę erzats nóżki krzesła z Temu. Gdy wchodzę do środka, upewniam się, że tak właśnie będzie. To ichni techniczny sklep ze wszystkim co jest potrzebne aby przeżyć w okolicy. Podchodzę do pierwszego regału i sprawdzam, że w złamaną nóżkę idealnie pasuje jeden z elementów regału wystawowego na którym wiszą tarcze do szlifierek. Zdjąłem tarcze, rozklinowałem element na którym wisiały, przymierzam - jesteśmy w domu. Pręt idealnie pasuje do wnętrza złamanej rurki. Teraz tylko trzeba to kupić. W tym momencie napatoczył się Mumin (ten tyczkowaty), no to mu tłumaczę po angielsku o co mi chodzi. No i kurwa trafiłem na ten 0,01% tych co nie mówią w tym języku. Ze względu na czasy w jakich żyjemy, nie ryzykowałem porozumienia po rosyjsku. Postanowiłem postawić zatem wszystko na jedną kartę i zarozmawiałem do niego po polsku: - Widzisz Mumin, bo tu się kurwa odjebało z tą nóżką i potrzebuję tego dynksa żeby to naprawić. Mumin odgulgotał coś po swojemu i zabrał mi kawałek wystawy. - No i chuj w torcie - powiedziałem, albo pomyślałem, ale Mumin idąc wgłąb sklepu kiwnął na mnie, żebym poszedł za nim. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, dlaczego ruscy tak bardzo nie lubią Świętego Mikołaja i wizyt u niego. Pod sklepem był dwukondygancyjny schron o stropie grubości przeszło dwóch metrów, który używali jako magazyn. Mumin zaprowadził mnie do jednego z pomieszczeń a w nim pokazał mi metrową rurę o średnicy idealnie takiej jak nasza nieszczęsna noga od krzesła. Rozpromieniłem się na ten widok i mówię do niego: - Dobra Mumin, jesteśmy w domu, tylko jakbyśmy teraz jeszcze dydu-dydu zrobili tej rurce to by było super (pokazując mu, że chodzi o cięcie na wymiar) Mumin przyniósł za chwilę obcinarkę do rur i na migi pokazał mi, że ma mu pomóc. Dwóch technicznych zawsze się dogada. Nawet jak jeden jest burakiem ze środkowej polski a drugi gada jakby pierdział w wannie. Efektem tej kooperacji był fakt, że do końca wyjazdu mogłem siedzieć w komfortowych warunkach. Gdy wychodzimy ze sklepu w oczach Ani wyglądam jak conajmniej sołtys podczas dożynek. Załącznik 146170 Gdy docieramy nad jezioro, które wybrała Ania, coś sprawia jakby nam powyjmowali baterie. Załącznik 146171 Siedzimy przez jakiś bliżej nieokreślony czas słuchając wiatru i wiemy, że zostaniemy tu dłużej niż jedne dzień. Załącznik 146172 Lawu, które znalazła Ania, jezioro i las dookoła wydają się jeszcze bardziej magiczne. Na grillu ląduje mięso z renifera (jeżeli to był Rudolf, to sorry - świąt nie będzie) Załącznik 146173 Wieczór to czas na książkę i kontemplowanie widoków zza okna. Załącznik 146174 Kolejny dzień, zgodnie z przewidywaniami zostajemy na miejscu. Po raz drugi przekonuję się dlaczego ruscy tak nie lubią Świętego Mikołaja. Lasy tutaj to nie drzewa rosnące na piaszczystym podłożu, jakie znamy z Polski czy nawet Estonii. Tutaj podłoże to skały na których rozciąga się dywan z korzeni, mchu, liści i gałęzi. Czasami obok ścieżki którą idziesz jest jama, której dna nie widać, a przejście parunastu metrów to nielada wysiłek a nie spacer. Załącznik 146175 Tego dnia także postanawiam polatać dronem. Załącznik 146176 |
Nie umniejszając w niczym pięknej Waszej wycieczce, dla mnie magia Finlandii zamyka się w znacznej mierze w Lipcu i białych nocach. Tak białych, że o 4 można czytać cokolwiek by się chciało już nawet te 150km na północ od Helsinek - oczywiście im dalej na północ tym bardziej. Daleko na północy słońce nie zachodzi wtedy wcale i to jest naprawdę coś co ryje łeb MOCNO zwłaszcza jak się tego doświadcza przez dwa tygodnie - nastąpił u mnie zupełny brak kontaktu z kalendarzem, zegarkiem i wewnętrznym biozegarem... nobo co ma myśleć mózg na zupełnie pustej pięknie oświetlonej drodze o 2 w nocy. Stawaliśmy na środku krajówek paląc fajki i ciesząc się ciszą i brakiem jakiegokolwiek ruchu. Dojechaliśmy jeszcze 'dalej niż północ' /swoją drogą bardzo polecam ten film jak ktoś nie widział :D - do Utsjoki. Od Inari Finlandia zaczyna wyglądać inaczej ale to temat na inną opowieść jak mniemam.
Wracając do zaburzeń snu/czuwania - oczywiście jeśli jest się karnym osobnikiem to 22 i spać... ale raz, że lato Fińskie tamtego lata było najcieplejsze od 40 lat, dwa byliśmy na wakacjach i chciało się jechać po prostu więc jechaliśmy do upadłego wyjeżdżając niejednokrotnie w trasę dopiero w południe po kąpieli w jeziorze koło naszego kolejnego Laavu. Po tygodniu byłem już pewien, że wypieprzyli mnie z roboty bo nie było mnie tam dobry miesiąc. Miałem serio takie lęki bo nie byłem zupełnie w stanie świadomie stwierdzić kiedy wyjechałem z domu na samo poczucie tego czasu, który już spędziłem w podróży. Były to dwa tygodnie niewygód, niezdrowego na maksa trybu życia ale wróciwszy do domu miałem to niesamowite poczucie unoszenia się nad ziemią, kiedy nogi same wręcz niosą człowieka. To było dawno i dawno takiego stanu nie doświadczyłem. Tak więc kiedyś... jakbyście mieli ochotę to polecam ten właśnie czas - wakacyjnie nie ma tragedii - tam nigdy nie ma tłoku nawet na głównych drogach prowadzących na północ kraju a nad jeziorami zawsze jest miejsce. Dwa słowa jeszcze o Finach - drugiej nocy nad jakimś Laavu spotykamy zakochaną parę - Marikę i Toniego. Okazuje się, że mają kiełbasę w zapasie a my mamy wódkę i piwo. Towar na miarę złota w Finlandii bo oni naprawdę są nam podobni w upodobaniu lasu i napitku i pojebanych zabaw - po godzinie wspólnej rozmowy - trochę na migi trochę po Angielski Marika przypomina sobie, że jej znajoma, Anne, mówi bardzo dobrze po angielsku. Anne lat 55+ przyjeżdża z córką lat 15 i siedzimy nad wodą zamykając imprezę o 6 rano. Następnego dnia meldujemy się u nich na kawę i kąpiel w jeziorze. Kontakt mamy do tej pory. Bardzo sympatyczni ludzie - kursu szalupą z dwukonnym silnikiem po jeziorze o 3 nad ranem nie zapomnę nigdy - byłem pewien, że nie wrócimy :D Potem szukając gdzieś drogi wpadamy komuś na łąkę nad jeziorem, przy domu impreza. Pytamy o nocleg, o drogę. Okazuje się, że swoją wiejską rodzinę wizytują stoliczniaki :D mówią, żeby uważać bo wiejskie ludzie są 'crazy shit' :D ale miejscowi wyciągają zimne browary :D szkoda, że nie pozwolili nam zostać ale pewnie piwnica była za słabo zaopatrzona na nas. Dostajemy koordynaty na dwie Laavu po drugiej stronie jeziora - wybierami absolutnie piękną i chujową bo w nocy zaczyna wiać i umieramy z zimna. Ogólnie złego słowa nie powiem o Finach. Lubię tych ludzi i ich prostolinijność. Trafiliśmy też do enklawy jakichś bogoli absolutnych w lesie koło Lappeenranty - tam nas wywalili z lasu. Cóż można powiedzieć - typowe $$$ Przepiękne zdjęcia. Paliwo dla moich wspomnień. Dzięki. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:04. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.