![]() |
Z motyką na słońce – Iran 2025
4 Załącznik(ów)
W czasie studenckich wakacji, a było to - drogie dzieci:oldman: - bez mała 3 dekady temu, wybraliśmy się 4-osobową grupą najpierw rejsowym autokarem do Grenoble, a następnie autostopem z Chamonix na Lazurowe Wybrzeże. Ten wyjazd był zapalnikiem wszystkich moich kolejnych wycieczek, obudził we mnie ciekawość świata i odwagę na ruszenie się z komfortowego domu. Lecz dla niniejszej opowieści kluczowe znaczenie ma fakt, że pewnego popołudnia na plaży w Antibes podszedł do nas nieznany koleżka o zdecydowanie ciemniejszej karnacji skóry niż nasza i płynną polszczyzną zaczął z nami rozmawiać. Okazało się, że Viktor Mohsen jest Persem, ma zamiar studiować we Wrocławiu na AWF, a w Paryżu mieszka i ma rodzinę. Przez 3 dni woził nas swoją wypasioną srebrną almerą, towarzysząc nam w zwiedzaniu lokalnych atrakcji. Wciąż pamiętam swoje niedowierzanie i węszenie jakiegoś podstępu w pierwszych spędzonych z Viktorem godzinach. Będzie nas tak obwoził za darmo? Nawet jeśli, to na końcu nas okradnie, porwie albo zgwałci, niekoniecznie w tej kolejności… Nic takiego się nie stało, a my, biedaki z post-PRL-wskiego demoludu na własnej skórze doświadczyliśmy niespotykanej serdeczności naszego Persa, który kilka miesięcy później odwiedził nas w domu.
Załącznik 143004 W zeszłym roku byłem na Monte Cassino, które zrobiło na mnie duże wrażenie. Jak głosi tablica informacyjna „Cmentarz powstał na przełomie lat 1944/1945 i zbudowano go na najbardziej wymownym i honorowym miejscu – płaskim wgłębieniu, zwanym Doliną Śmierci (…)”. Oto co, zapisałem sobie po powrocie do domu: Na cmentarzu Monte Cassino spoczywa 1051 polskich żołnierzy. Na szczycie kwater powiewają dwie polskie flagi. Wchodzę po schodach na górę do końca cmentarza i odwracam się, a widok zapiera mi dech w piersi! Zaiste, jestem w wymownym i honorowym miejscu. Widzę kwatery żołnierzy ułożone półkoliście, niżej wielkie plateau, na które idąc w górę nie zwróciłem uwagi, dalej jest asfaltowa aleja położona wśród zieleni drzew, a całość wieńczy znajdujący się na szczycie zalesionego wzgórza klasztor na tle błękitu nieba. Jestem tu sam, czuję mocne bicie serca. Załącznik 143005 Za zasługi pod Monte Cassino generał Anders odebrał brytyjski Order Łaźni. Był to wielki dzień sławy dla Polski, kiedy zdobyliście tę warowną fortecę, którą sami Niemcy uważali za niemożliwą do zdobycia. Jeżeliby mi dano wybierać między żołnierzami, których bym chciał mieć pod swoim dowództwem, wybrałbym was, Polaków. Oddaję wam cześć! – stwierdził gen. Harold Alexander, dowódca alianckiej 15. Armii, wręczając odznaczenie generałowi Andersowi. Spod cmentarza podjeżdżam kilkaset metrów do klasztoru Benedyktynów. Na dziedzińcach klasztoru stoją duże, nowoczesne roll-upy i tablice z napisami po polsku i włosku z wieloma cennymi informacjami. Powiewają polskie flagi. Czuję dumę z tego, że moi rodacy tak dzielnie walczyli. Polskie oddziały walczyły również pod Piedimonte i nad Adriatykiem, gdzie 18 lipca wyzwoliły Ankonę. Swój szlak bojowy żołnierze generała Andersa zakończyli zdobyciem Bolonii 21 kwietnia 1945 roku. Załącznik 143006 I to właśnie do Iranu (a potem do Iraku, Palestyny, Libanu, Kanady, Indii, Nowej Zelandii) z Armią Andersa przybyło ponad 116 tys. Polaków (w tym blisko 20 tys. dzieci) deportowanych wcześniej w głąb Związku Radzieckiego. Polacy zaczęli docierać do Iranu pomiędzy lutym a lipcem 1942 roku. Dla tych, którzy to przetrwali możliwość wydostania się wraz z Armią Andersa do Iranu było wygranym losem na loterii życia – jak napisał Radosław Fiedler w książce „Iran - śladami polskich uchodźców”. Po długim okresie katorgi, walki o przetrwanie, nasi rodacy wreszcie znaleźli się w godnych warunkach. Ich sytuacja zaczęła się poprawiać do tego stopnia, że Iran stał się przez długi czas ich drugą ojczyzną. Szczególnie w Isfahanie, malowniczym mieście-ogrodzie, polskie dzieci zaczęły wychodzić z traumy. Z relacji Polaków: Byliśmy grupą bezradnych i słabych istot ludzkich, które z głodu i niedożywienia, i rozmaitych chorób znajdowały się na skraju śmierci. Gdy dotarliśmy do Pahlevi, wokół nas zbierali się miejscowi ludzie i przynosili nam jedzenie, ubrania i buty, a nawet słodycze i owoce, uśmiechali się do nas. Irańczycy zaakceptowali nas takimi, jakimi byliśmy, nie pytali o nasze matki i ojców. Nie pytali w co wierzymy ani skąd przybywamy. Widzieli, że potrzebujemy pomocy i pomoc tę nam ofiarowali. (…) Gościnność perska, ich niezwykła życzliwość dla wielotysięcznych rzesz obywateli polskich, zwłaszcza w ciężkich wojennych czasach, przechodzi wszelkie oczekiwanie i czyni ten, nieznany dotąd bliżej naród najlepszym przyjacielem, którego serdeczności i życzliwości, okazywanej nam na każdym kroku nie zapomnimy nigdy. Decyzję o pojechaniu do Iranu podjąłem natomiast podczas świetnej prezentacji naszej forumowej Koleżanki Asi (Zaczekaj) na „XIV Naszych Wyprawach Motocyklowych” Radiatora w Cieszanowie, w lutym tego roku. Prezentacja była „Z Polski do Tajlandii”, a ja dokładnie zapamiętałem, że na slajdzie dotyczącym Iranu było mocno zaakcentowane: Gościnny Iran! Dzięki Aśka! Załącznik 143007 Reasumując; po trzykroć: GOŚCINNOŚĆ. Jadę do Iranu, by choć trochę jej zaznać. |
:Thumbs_Up:
|
Czytam i czymam kciuki!
|
Kiedy jedziesz?
pozdrawiam trolik |
Czytam i obserwuję, bo ten kraj jest w moich planach:popcorn:
|
1 Załącznik(ów)
|
:D widzę że nie tylko ja zrozumiałem że dopiero jedziesz.
Dlaczego tak krótki wstęp??? Raport do admina wysłany! |
Cytat:
|
Cytat:
Cola i popcorn czeka |
Czyta się, spełniaj marzenia innych, może im też się kiedyś uda
|
Cytat:
|
Polski Adampol (dawniej Polonezköy) w Turcji
8 Załącznik(ów)
Uprasza się o nie wysyłanie żadnych raportów do admina😊 Już lecę dalej, chętnie dzielić się z Wami moją przygodą!
Postanowiłem, że dolot do Iranu zrobię bez zbędnego rozpraszania się wcześniejszymi atrakcjami. Tak więc po 2 noclegach w lesie (za Budapesztem i w centralnej Bułgarii) docieram do tureckiego Adampolu, czyli dawniej Polonezköy. Była to wieś założona w 1842 roku z inicjatywy księcia Adama Jerzego Czartoryskiego dla polskich emigrantów uciekających z Polski przed represjami zaborców, po upadku powstań narodowych w XIX w. To Michał Czajkowski, który przeszedł na islam i przyjął imię Mehmet Sadyk Pasza kupił ziemię pod Stambułem, na której osiedlono pierwszych emigrantów. Załącznik 143041 Władze tureckie były przychylne idei polskiej osady, widząc w niej element sprzyjający modernizacji państwa. W celu uzupełnienia populacji, organizowano akcje rekrutacji panien z zaboru pruskiego na żony dla Polaków w Adampolu. Wieś stała się symbolem państwa polskiego, w czasach gdy Polski nie było na mapie Europy. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, część mieszkańców powróciła do Polski, ale wieś nadal utrzymywała swoją polską tożsamość, kultywując tradycje i język. Polski cmentarz w Adampolu jest dość mały, ale bardzo dobrze utrzymany. Na bramie wejściowej starannie przyklejono nalepkę „Stowarzyszenie Kocham Polskę”. Czyściutko, odnowione nagrobki. Jeszcze będę miał okazję widzieć tę nalepkę w innych miejscach podczas tej wycieczki, dlatego to właśnie ich podejrzewam o wsparcie utrzymania polskich nekropolii za granicami kraju. A same groby? Widać głęboką wiarę ludzi, którzy pochowali tu swoich bliskich. Właśnie w takich miejscach najbardziej czuję się patriotą. Załącznik 143042 Załącznik 143043 Załącznik 143044 W Zamku Kórnickim istnieje Sala Mauretańska, którą poświęcono Turcji jako wyraz wdzięczności za to, że ta nigdy nie uznała rozbioru Polski. Cały jej sufit ma orientalne rysy, wśród których umieszczono inskrypcję po turecku: Inszalah. Podobno gdy do Turcji przybywali posłowie z innych państw to mimo, że Polska nie istniała już na mapach, tradycyjne zawołanie brzmiało: Czy poseł z Polski już przybył? I odpowiedź: Nie, jeszcze nie przybył. Podobnie jak Turcja, Iran również nigdy nie uznał rozbiorów Polski. Załącznik 143049 Załącznik 143047 Notabene, w jednej z gablot Zamku Kórnickiego znajduje się stara australijska gazeta przedstawiająca Hrabiego Władysława Zamojskiego ujeżdżającego strusia. Władysław Zamojski bowiem w latach 1879-1881 odbył podróż dookoła świata. Muzealna etykietka głosi: Czy to Hrabia? Nic nie wiemy o tym, aby zafundował sobie przejażdżkę na strusiu, ale codziennie gazety australijskie odnotowały nazwisko polskiego arystokraty przemierzającego kontynent w poszukiwaniu przygody, wiedzy, piękna, egzotyki, śladów polskości. Muszę nieskromnie przyznać, że towarzyszy mi identyczna motywacja! Załącznik 143048 Dzień kończę kilkanaście km na N od miasta Bolu. Załącznik 143046 |
Piękna trasa. Czekamy na więcej.:Thumbs_Up:
Pozdrawiam. |
Zaiste piękna trasa. Podziwiam, zazdroszczę oraz będę czytał :) zapowiada się ciekawie bo kierunek a dwa pisane ładnie.
Dziękuję. |
:Thumbs_Up:
Trasa i same opisy na poziomie. Brawo. |
Cytat:
Będzie czytane:bow::bow: |
Trasa ambitna. Nie chcę psuć nastroju âa hoj przygodoâ, ale mam praktyczne pytanie. Jaki budżet założyłeś na taką eskapadę? Czy w ogóle zakładałeś jakiś budżet, czy lecisz na żywioł i nie liczysz kosztów? Zdjęcia i wrażenia z podróży są super, ale jestem przekonany że aspekt finansowy byłby równie ciekawy. Szczególnie dla ludzi którzy zachęceni Twoimi relacjami, chcieliby również zaliczyć taką trasę. A tym czasem, szerokiej drogi.
|
Cytat:
|
Cytat:
Cytat:
|
Twój plan, trasa i wiedza różni się wielce od wszystkiego, co słyszałem od motocyklistów z tamtego kierunku. Najczęściej były to połykane kilometry do/od niewielu punktów.
Fajnie, jedziesz sam, nikt Cię nie nakręca i nie rozprasza. Zdjęcie tego ostatniego noclegu powoduje u mnie ścisk w dołku. Pięknie! Czekam na więcej. |
4 Załącznik(ów)
Miło mi, że czytacie, dziękuję! W takim razie jedziemy dalej:)
Rankiem jest 5C, a po 2 godzinach jazdy temperatura dobija do nędznych 11C. Zatrzymuję się w knajpie na śniadanie, a po kolejnej godzinie na herbatę w innej knajpie, jakiś niedopity jestem. Miły kelner użycza mi internetu ze swojej komóry, wifi nie spotkałem jadąc przez całą Turcję. W międzyczasie z sąsiedniego stolika przesiada się od swoich kumpli do mnie, 30-letni koleżka imieniem Ibrahim. Standardowa, miła rozmowa. Na końcu pyta mnie, czy jestem youtuberem. Muszę go rozczarować. Jestem leśnikiem. Ooo, jungle man! – krzyknął z radością. Załącznik 143059 Załącznik 143060 Przyjeżdżam do Love Valley w Kapadocji. Sporo ludzi. Ktoś wjechał samochodem. Nie czuję się więc dziwnie z motocyklem. Nad głową bzyczy dron. Niedaleko dudni muza z knajpy i głośne śmiechy rozbawionych turystów. Po 20 minutach odjeżdżam bez żalu i znajduję kolejny nocleg na łonie natury. Załącznik 143061 Załącznik 143062 |
Czyta się i ogląda. Dawaj :) :drif:
|
Pięknie!
:popcorn: |
Piękna sprawa, pisz jak najwięcej.Fajnie masz spakowany motocykl (minimum bagażu) jakbyś jechał na cztery dni np. w Bieszczady. Nie do Iranu i z powrotem!💪
|
Absurdalny biwak...
6 Załącznik(ów)
Dzisiaj jest Dzień Pański. W Mersin, na południu Turcji znajduje się klasztor oo. Kapucynów i Msza św. jest o 11.30. Kilka minut przed 11.00 parkuję na ulicy przed zamkniętą żelazną bramą. Byłem tutaj kilkanaście lat wcześniej. Gdy zdejmuję kask, otwiera się brama i ochroniarz z krótkofalówką przypiętą do paska widząc, że szykuję się do kościoła, kieruje mnie 2 razy w lewo, na prywatny kościelny parking. Super! Przebieram się w cywilne ciuchy i przy okazji wyjmuję namiot na zalany słońcem parking, żeby trochę przesechł, wieczorem i w nocy padało, a moje wczesne wyjazdy z miejsc biwakowania nigdy nie dają mu szans na wyschnięcie choćby z rosy.
Załącznik 143063 Niestety, w tym roku nie spotykam tutaj polskiego misjonarza, by zamienić z nim choćby kilka słów. Brat Mariusz, z którym wymieniłem kilka maili jest obecnie w innym miejscu w Turcji, a w Mersin rezydują teraz Kapucyni z Indii i Pakistanu. Msza „normalna” katolicka, lecz w czasie kazania siedziałem jak „na tureckim kazaniu”, bo głosił w tym języku:) Znak pokoju – jakby z większą serdecznością. Potem dobry obiad na mieście, całkiem smaczna pizza, miła i zainteresowana kim jestem i dokąd zmierzam – rodzina właścicieli. Począwszy od Mersin, coś się w tej Turcji zmieniło na bardziej wschodnie… Pojawiły się rosnące tu palmy. Coraz więcej skuterów, na których jeżdżą bez kasków, po trzy, nawet cztery osoby na jednym. Jeżdżą bardziej „wschodnio” niż dotychczas, lekceważą czerwone światło wolno przejeżdżając przez skrzyżowanie lub omijają sygnalizację jadąc po jej prawej stronie „lokalną” drogą. I ja już po kilku postojach na czerwonym zaczynam przyswajać ten styl jazdy, nie ukrywając, że on mi odpowiada:) Piesi przechodzą przez 3-pasmowe jezdnie w dowolnych miejscach. Taki wschodni chaos. Tankowanie na stacji, gdzie zagaduje mnie miły człowiek, jej pracownik. Ojciec Szwajcar, matka Turczynka. Częstuje mnie herbatą. Zrobił zanim poszedłem zapłacić, a gdy wyszedłem, stwierdził, że ta już zimna, nie do picia, i zrobił kolejną. Bardzo miło! Załącznik 143064 Po południu w mieście o wdzięcznej nazwie Pazarcik kolejny bardzo smaczny posiłek, tym razem z dodatkowymi herbatami:) Dodatkową atrakcją jest dla mnie obserwacja lokelsów. Wydaje mi się, że ma tu miejsce coś na kształt przyjęcia weselnego. Przy stolikach na zewnątrz siedzi kilkanaście odświętnie ubranych osób (garniaki i suknie), a przy chodniku tuż przy knajpie stoi zaparkowany biały opel-jakiś mały dostawczak, w którym siedzi panna w białym welonie, spożywa jedzenie, od czasu do czasu robi sobie selfie. Zauważam, że na wewnętrznej stronie dłoni ma tatuaż w postaci dużej czarnej kropki, a opuszki wszystkich jej palców również pokryte są czarnym tatuażem. Egzotyka. Załącznik 143065 Dzisiejszy biwak to jakiś większy absurd. Potencjalne miejsce na biwak zazwyczaj wybieram na 1-2 godziny przed zachodem słońca, wyszukując na mapie najczęściej las, najlepiej z niewielką rzeczką, ustawiam punkt i nawigację do takiego miejsca. Tym razem nie było rzeczki. Ani lasu. Mapa pokazywała „coś zielonego”, co okazało się sadem na szczycie sporego pagórka. W pogodne popołudnie-wieczór na horyzoncie pojawiła się spora czarna chmura, akurat tam gdzie za kilkanaście kilometrów miałem mieć biwak. Ale wciąż byłem dobrej myśli. Na pewno deszcz przejdzie bokiem. Jeśli nie, to na pewno zdążę rozbić namiot. Z uporem maniaka prę do wyznaczonego celu. Trochę też dlatego, że po drodze nie trafia się nic odpowiedniego, przejeżdżam przez jakieś zakurzone kamieniołomy… a w międzyczasie robi się już prawie ciemno. I właśnie w ten sposób wjeżdżam w sam środek burzy. Jeszcze mogłem pojechać dalej, do pobliskich zabudowań. Ale tak się zafiksowałem na szybkim rozkładaniu namiotu, że zacząłem to robić. Duży deszcz, silny wiatr. Mizerne drzewka rosnące w czarnym ugorze (gleba ciężka i żyzna). Walczę z namiotem. W kasku i mokrych ciuchach motocyklowych, bo przecież nie założyłem wcześniej p-deszczówek… Ale w końcu namiot rozłożony, a ja w środku. W środku mokro. Dramat trwa, bo wichura się wzmaga, a ja staram się odpowiednio rozkładać ciężar, by nie odlecieć z namiotem. Szarpie nami jak na morzu przy 10 w skali Beauforta😉. No i nie wiem, czy jutro wykleję się motocyklem z tego gruntu… Po pół godzinie nagle nastaje cisza. Koniec wiatru. Koniec deszczu. Zasypiam spokojnie. Ale budzi mnie jakieś dziwne niuchanie, które za chwilę zmienia się w 15-mutowe ciągłe poszczekiwanie… Daj pospać psiaku! Załącznik 143066 Załącznik 143067 A rano znowu wstaje słoneczny dzień. Załącznik 143068 |
Szacun za ten namiot 😀
Wysłane z mojego SM-S931B przy użyciu Tapatalka |
Zakładam, że jakbyś to widział za jasnego to byś się tam nie pchał ;)
|
Cytat:
Cytat:
|
Czyta się, czyta :)
|
Cytat:
|
12 Załącznik(ów)
Cytat:
Cytat:
= = = O dziwo bez większego problemu wygrzebałem się motocyklem z tej gleby, a jedyną stratą jaką poniosłem to zgubiona szpilka do namiotu. Strata nie byle jaka, ponieważ stanowiła ona ponad 33% zabranych przeze mnie szpilek. Tak, wystarczają mi 3 szpilki:) Załącznik 143095 Załącznik 143096 Załącznik 143097 Stoję na pole position czerwonego światła w mieście i w lusterku zauważam, że pomiędzy samochodami za mną przeciska się skuterek. Robię mu miejsce, koleżka zatrzymuje się obok mnie, a gdy mu skinąłem głową, on uśmiecha się do mnie (widzę to, przecież jeździ bez kasku). Patrzę, wyciąga komórę, żeby zrobić sobie ze mną selfie. No dobra, podnoszę więc kciuk i szczękę kasku oraz przybieram miłe oblicze:) On też szczęśliwy. Czekamy dalej na zielone. Po chwili pyta skąd jestem. Gdy słyszy „Polonia!” jego postać jeszcze bardziej się rozpromienia. I jak tu nie lubić Turków! Załącznik 143098 Nemrut Dağı, czyli Góra Nemrut to szczyt pasma Antytauru w południowo-wschodniej Turcji, wysokości 2134 m npm. Od 1987 roku znajduje się na liście UNESCO. Do celu prowadzi kręta i wąska asfaltowa droga, mająca pewnie dobre 10 kilometrów. W tym czasie wyprzedzam 2 białe busy, jeden z nich jedzie całkiem żwawo, widać, że to nie jego pierwszy dzień w pracy. Zatrzymuję motocykl przed budynkiem, zgodnie z poleceniem pana ochroniarza, który na mój widok wyszedł z budki i wchodzę po bilet (10 euro lub 440 lir). Gdy wychodzę z budynku żwawy bus już zaparkowany przy moim motocyklu, kierowca rozmawia z ochroniarzem. Zwraca się do mnie, że te ostatnie 2 kilometry na miejsce może mnie zawieźć. Nie, dziękuję bardzo. Oj, tam ciężka droga, można się przewalić – pokazuje. Nie no, dzięki – mówię, ale ziarno wątpliwości w mej głowie zasiał. Może rzeczywiście, leżą tam jakieś wielkie kamulce (???), wyłożę się i będą mieli ubaw… Bus rusza przede mną. Ja za nim i mam okazję się przekonać, że na miejsce prowadzi równie gładki asfalt, jak dotychczas. No cóż, koleś jedynie wyczuł interes... Motocykl, ciuchy i całą resztę zostawiam na parkingu przy jedynym straganie z pamiątkami jaki tam istnieje. Oprócz mnie parking zajęty przez 4 terenówki na ruskich numerach. Stromego dojścia po schodach jest na dobre 15 minut i w tym czasie mijam turystów z sojuza i zagajam rozmowę. Byli w Gruzji, zwiedzają z dziećmi, on jest informatykiem. Załącznik 143100 Na górze został usypany 50-metrowej wysokości kurhan w kształcie stożka, będący grobowcem króla Antiocha I Theosa (I wiek BC). Ale to nie usypany kopiec mnie tu zwabił, lecz kamienne głowy grecko-perskich bogów: Apollo-Mitry, Zeus-Ormuzda, Herkulesa i Tyche. Ponoć głowy zostały strącone z posągów w wyniku trzęsienia ziemi. Przyznam szczerze, że dopiero przeglądając zdjęcia w domowym zaciszu zwróciłem uwagę, że znajdują się tam również korpusy posągów, będąc na miejscu widziałem tylko głowy. Fajne miejsce, widoki, słońce i wiatr, prawie bez ludzi. Załącznik 143101 Załącznik 143102 Załącznik 143104 Załącznik 143105 Schodzę do motocykla, ubieram się i zaczynam interesować się wystawionym towarem. Pewnie i tak nic nie kupię, ale poglądać można:) Głowa wielkości pięści za 5 stów, mniejsze za stówkę (lir), magnesy też po stówce. Wielkiej głowy i tak nie wezmę, bo waży ponad kilogram. Ostatecznie stanęło na tym, że magnes i mniejsza głowa łącznie za 150, niech będzie. A można płacić kartą? Kartą, tutaj!?? Nie można, no to za 140. Koleś zaczyna się śmiać, niech będzie te 140 mówi, czekaj dam ci jeszcze torebkę. Wyciąga reklamówkę, a ja patrzę, że reklamówka jest z hebrajskimi napisami. To nie turecki, to hebrajski z Izraela – mówię. Rozdziawia gębę ze zdziwieniem, a j do niego: Daj jeszcze jedną tą torebkę, taka fajna zgrabna. A kolejna torebka to już za 10 – śmiejemy się serdecznie, a on wręcza mi torbę. Załącznik 143099 Po drodze pełnowartościowa szama. Ale nie odważyłem się popić kebsa zsiadłym mlekiem:) Załącznik 143107 Biwak tuż przy drodze, fajne miejsce. Załącznik 143106 A już jutro mam zamiar wjechać do Islamskiej Republiki Iranu! |
Z tymi hebrajskimi torebkami do IRANU?:))
Pisz, pisz przypominają mi sie stare dobre czasy. pozdr. |
Cytat:
Wszak Izrael jest uważany przez Iran za "małego szatana" |
Nie rozumiem Cię, Nadine…
3 Załącznik(ów)
Nie mam zdjęcia, ale w Turcji często widziałem znak drogowy informujący o ograniczeniach prędkości; dla ciężarówek 60 km/h, dla autobusów 70 km/h, dla samochodów osobowych 82 km/h. Skąd i po co te dwa wzięli??? Zresztą, i tak wszystkie kategorie pojazdów gnają o wiele szybciej:)
I jeszcze jedna turecka specjalność, niestety też nie mam zdjęcia. Często widziałem, że przez środek dekli kół ciągników siodłowych (TIRów, czasem także większych busów), tak jak biegnie ich średnica mają przymocowany metalowy daszek, czy raczej profil â trójkątny na przekroju poprzecznym. Gdy TIR jedzie, a koła się obracają, te "daszki" błyszczą się w słońcu, niemal jak koła rydwanów z ostrzami z "Gladiatora", skutecznie skupiając na sobie moją uwagę, jednocześnie rozpraszając ją na ruchu drogowym I jeszcze jedno. Na stacjach benzynowych, pracownik przed odblokowaniem dystrybutora i rozpoczęciem tankowania zawsze sprawdza i wklepuje numery tablic rejestracyjnych. Nie tylko z mojej blachy, widziałem, że tubylców też. Dziwiłem się, jak niejednokrotnie musiał zachodzić dwukrotnie za motocykl, by je zapamiętać i wklepać:) Ale zdarzyło mi się też, że gdy podjechałem, bystry pracownik zagadał do mnie: Polonia? Yes, sir! I to właśnie wpisał do dystrybutora. Potem dają ci do ręki twój wydruk z dystrybutora i z nim biegniesz do środka zapłacić. Przed południem zbliżam się do przejścia granicznego TR/IR w Kapiköy. Zimno jak diabli, 12C i przenikliwy wicher. Nagle, ze 300 metrów przed pierwszą budką graniczną, na poboczu stoi motocykl i ktoś przy nim. Zwalniam i patrzę na blachy. Francja. Zatrzymuję się obok, pełen radości, bo to pierwszy spotkany przeze mnie podróżnik na motocyklu podczas tej wycieczki. Hi, hello! - krzyczę uradowany. Załącznik 143117 Jestem też niemało zaskoczony, że to kobieta! W dodatku sama! Ale najbardziej zaskakuje mnie jej wiek, który oceniam po twarzy i dość pulchnej figurze. A ponieważ zawsze szybciej mówię, niż myślę, to mało co nie popełniam wielkiego faux paus, bo już miałem na końcu języka pytanie: How old are you!??? Okazuje się, że to Nadine na Royal Einfield. Robię jej fotę i przyznaję w duchu, że ma styl. Całość, czyli motocykl, jej ubranie, kask, buty, sakwy wszystko jakby z epoki Lawrence z Arabii. Jakby z epoki, lecz tylko tak stylizowane, bo jest to nowe, bezpieczne wyposażenie. Stoję wciąż koło niej podekscytowany tym spotkaniem i wypytuję o szczegóły. Jest już 3 miesiące w podróży. Oglądam bagaż i pytam Masz ze sobą namiot? Nie, ja mam wszystkie hotele za darmo. Jak to za darmo? Wszystkie? No, ona słabo "znać angielski", więc nie powie jak ona to robi... No nic, czas leci, pogoda pod psem, czas wjechać do Iranu, może tam będzie cieplej! Ruszam powoli, Nadine też i za chwilę spotykamy się znowu przy okienku tureckim i za drugą chwilę przy pierwszym irańskim okienku. Oddaliśmy dokumenty panu w środku, a koło nas jak spod ziemi wyrasta jakiś chudzielec w kapturze wcinający tłustego kebsa. Staje bez słowa i wpycha go do ust, nas ignorując. Po 3 minutach urzędas z okienka oddaje dokumenty nie nam, lecz temu fixerowi z gębą wypchaną jeszcze kebsem, ten sięga po nie tłustą - bądź co bądź - łapą i bez pytania nas o cokolwiek, bez uzgadniania ceny usługi, mówi jeno, żeby iść za nim, on wszystko załatwi. I tak chodzimy oboje za nim, raz podjeżdżamy motocyklami, potem znowu chodzimy. Ale co to za granica! Coś między halą odlotów samolotową, a magazynami firmy transportowej, wszędzie kupa ludzi. Mrówki muszą wysiadać z busów i na piechotę czmychać. Kontrole bagaży. Na szczęście u mnie kończy się na zadawaniu głupich pytań o narkotyki i alkohol. Ścieżka wędrówki z dokumentami wcale nie przebiega liniowo, zdany sam na siebie, spędziłbym tam... aż boję się pomyśleć. W rozłożonych na stole dokumentach Nadine dostrzegam jej datę urodzenia. W ogóle wiek, to przecież kwestia subiektywna. Ale w dalszych etapach podróży zarówno ja będę zaskakiwany wiekiem spotkanych osób, jak i vice versa. Fixer odwala całą robotę za kolejnych urzędasów, nawet otwiera w odpowiednich miejscach te karnety, te otrzymane fiszki, pokazuje palcem gdzie mają przybić stempel, miałem wrażenie, że niekiedy wręcz płaszczy się przed âszejkamiâ przejścia granicznego królującymi w swoich brudnych barakach. Bo przecież oni mają czas i tu rządzą. W pewnym momencie fixer podaje mi swój telefon, żebym sobie z kimś (?) pogadał. Po drugiej stronie słuchawki inny cwaniak tłumaczy mi, żebym przyjechał do niego do Choy, przenocuje mnie, wymieni mi kasę, załatwi kartę SIM z internetem, i nawet poczęstuje mnie herbatą i wszystko będzie cacy. Po prostu jedź za tą francuską, ona też do mnie zmierza. Już chyba pół świata wie, że białas z Polski wjechał do Iranu⌠Po godzinie i 40 minutach wszystko gotowe. Fixer bez słowa oddaje Nadine komplet jej podbitych dokumentów, po czym staje twarzą do mnie i tłumaczy mi, że on się tu napracował i że należy mu się wynagrodzenie. Wiadoma rzecz. Negocjujemy kwotę dopiero teraz, co nie ukrywam działa na moją korzyść, przybijamy piątki i się rozchodzimy. Podchodzę nieco skonfundowany do Nadine i pytam Tobie nie kazał zapłacić??? Nie, bo ja mam za darmo. WTF??? A może to (nie)ślubna córka jakiegoś szejka czy innego szacha perskiego..? Wszak silne związki Francji i Iranu sięgają dość zamierzchłych czasów. Czort z nią, myślę sobie. Raczej się nie polubimy. Żegnam się i jadę w swoją stronę. Załącznik 143120 Załącznik 143121 |
Relacje francusko-irańskie
1 Załącznik(ów)
A jednak odpowiedzi Nadine wciąż mnie ciekawią i co pewien czas o tym myślę. Jak zresztą nie myśleć o Francji będąc w Iranie, gdy na ulicach 50% samochodów osobowych to peugeot’y. Ale o motoryzacji będzie w dalszej części. Przed przyjazdem do Iranu wiedziałem jedynie, że na wygnaniu w Paryżu przebywał ajatollah Ruhollah Chomeini (albo Chomejni, jak piszą niektórzy). Wygnanie trwało 15 lat (zanim dotarł do Francji przebywał w Turcji, a potem w Iraku), a triumfalny powrót Chomeiniego do Iranu nastąpił w 1979 roku. Miał wtedy 76 lat, a jego oblicze wciąż można sławić m.in. na wielu starszych banknotach.
Załącznik 143124 Oto, czego się dowiedziałem o relacjach między tymi państwami. Relacje dyplomatyczne między Iranem a Francją sięgają XVII wieku. Francja, w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii czy Rosji nie miała w Iranie ambicji kolonialnych, co było postrzegane pozytywnie przez Persów. Przed rewolucją islamską w 1979 roku Francja miała znaczący wpływ kulturowy na Iran, szczególnie wśród elit. Język francuski, kultura i edukacja zagraniczna były popularne wśród irańskiej klasy wyższej. Francuskie szkoły i instytucje kulturalne, odgrywały ważną rolę w wymianie intelektualnej. W latach 20. i 30. XX wieku wielu irańskich studentów studiowało we Francji dzięki stypendiom rządowym, co przyczyniło się do modernizacji irańskiego systemu edukacji na wzór francuski. Znaczne ochłodzenie stosunków miało miejsce podczas 8-letniej wojny iracko-irańskiej (1980-1988) kiedy to Francja wspierała Irak. Francja była jednym z krajów zaangażowanych w rozmowy dotyczące irańskiego programu nuklearnego, a po zniesieniu sankcji w 2015 roku, Francja aktywnie wspierała odbudowę relacji gospodarczych z Iranem. Z Iranem duże kontrakty podpisał Total, Peugeot, Renault i Airbus. Umożliwiło to Iranowi dostęp do nowoczesnych technologii, choć wiele z tych kontraktów zostało wstrzymanych w 2018 roku. |
Czy to na pewno nie jest ta’arof?
4 Załącznik(ów)
Jestem w Iranie i przyjeżdżam do miasta Marand, gdzie melduję się w hotelu.
Załącznik 143125 W recepcji nikt mnie nie rozumie, a przewinęło się już z 6 osób. W końcu za pomocą kartki i długopisu zaczynamy dochodzić do porozumienia. Pani z recepcji konsultuje telefonicznie z kimś nad nią. Negocjacja ceny pokoju, z 20 dolców stanęło na 15. Ale mam tylko banknot 100 dolarów, oni nie mają wydać. No to może ustalmy cenę za pokój na 10 euro, tu mam taki banknot i będzie po kłopocie â mówię-pokazuję. Nie ma na to zgody. Przychodzi inny pracownik, zasiada przy biurku i wymienia te moje 50 euro na lokalne miliony riali. Nie chciałem skorzystać z łatwego noclegu w Choy, gdzie miałbym załatwione wszystko od ręki, to teraz mam co chciałem. Otóż koleżka za 50 euro liczy mi 4 mln 250 tys. riali, co jest przeszło 10 x mniej dla mnie korzystne niż moja późniejsza najlepsza wymiana pieniędzy. Ale tego jeszcze nie wiem. Tłumaczenie, wymiana kasy i logowanie do pokoju zajęło chyba z godzinę⌠Używając kalkulatora, papieru, rąk i gestów. W końcu gotowe! Załącznik 143126 I wtedy pojawia się Salva i płynną angielszczyzną jeszcze raz wszystko mi powtarza. Na 19.30 zaprasza mnie do swojego pokoju na kolację. Załącznik 143127 Przed wyjazdem przeczytałem bardzo ciekawą książkę Piotra Kowalskiego âCo myślisz o Iranie? W gościnie u zwykłych ludziâ, gdzie na wielu przykładach autor wyjaśnia jego zasady. Ja nazwałbym to âgrą wstępnąâ, takimi słownymi uprzejmościami, small talkiem. Szczególnie w pierwszych godzinach i dniach w Iranie byłem przeczulony na tym punkcie, bo nie chciałem wyjść na gbura i chama z dzikiego zachodu:) Salva zaprasza mnie do nich na kolację, ale wypada mi podziękować i powiedzieć, że nie przyjdę. Jeśli ponowi zaproszenie, znowu mam się opierać. Dopiero jeśli za trzecim razem nalega, to zgodnie z zasadami tej codziennej irańskiej dyplomacji i kultury, można się zgodzić. Ale ja dopiero jestem swoje pierwsze godziny w Persji, poza tym Salva świetnie rozumie po angielsku, więc nie owijam w bawełnę, tylko mówię: Great! Tylko, czy naprawdę mnie zapraszasz, czy to jest taâarof? Nie, to nie taâarof, przyjdź do nas kolację. Dobra, dziękuję! De facto, w czasie całego swojego pobytu w Iranie, tylko 2 razy ktoś mnie potraktował taâarofem (być może tylko dwa razy to zauważyłem:)). Pierwszy raz w zwykłym markecie, gdy stałem przy kasie, zdziwiłem się gdy pani powiedziała i gestem ręki podkreśliła, że nie chce ode mnie pieniędzy. Uśmiechnąłem się, ale to było bardzo łatwe, więc po prostu zapłaciłem:) I drugi raz, nieco mniej dla mnie oczywiste, w knajpie, gdzie zjadłem śniadanie, bo tam miałem dłuższą i bardziej sympatyczną interakcję z właścicielem, więc nie do końca wiedziałem, czy chce mnie ugościć, czy pogrywa w taâarof. Ale odmówił pieniędzy tylko 2 razy, a za trzecim moim podejściem przyjął:) Kolacja sympatyczna, fajne rozmowy, przyniosłem kupione jeszcze w Turcji âgumę z soku z winogronâ z orzechami. Okazuje się, że Salva miała lekcje angielskiego w szkole, a całej reszty nauczyła się z filmów⌠Jestem tym mega zdziwiony, bo jej akcent i dobór wyrazów mogą świadczyć o rocznym pobycie w Oxford! Kilka propozycji zobaczenia ciekawych miejsc w Tabriz, bo tam mieszkają. Na koniec Salva zaproponowała, żebym zapisał jej numer telefonu i kiedyś w razie potrzeby pomocy w tłumaczeniu zadzwonił do niej. I już niedługo skorzystam z tego numeru. Dałem w prezencie drobne polskie gadżety. Załącznik 143128 |
Cytat:
Pisz Pan proszę dalej. :) |
Cytat:
pozdrawiam trolik |
Cytat:
Cytat:
|
Mamona, czyli ile to kosztuje???
2 Załącznik(ów)
Muszę przyznać, że przed wyjazdem dość wnikliwie czytałem Wasze irańskie relacje. Ale wciąż nie mogłem ogarnąć tych cen…
Załącznik 143129 Podobno w kwietniu 2025 wartość 1 $ (dolara) wynosiła na czarnym rynku 500-600 tys. riali, czyli za 100 dolarów można było dostać 60 mln riali. Na czarnym rynku, ponieważ wszystkim się to lepiej opłaca. Oficjalny kurs w banku wynosi 42 tys. riali za 1 dolara (za 100 dolarów otrzymuje się 4 mln 200 tys. riali), co jak widać jest śmieszne, ale w hotelu w Marand w przybliżeniu otrzymałem te ponad 4 melony riali za 50 euro. Odnośnie kursu euro i dolara w Iranie podczas mojego pobytu (maj 2025), to euro stało nieco lepiej niż dolar. Wymiana mamony na ulicy nigdy nie była specjalnie trudna. Wystarczyło spytać kogokolwiek i już po chwili odbywało się to, najczęściej koło jakiegoś banku. Bez żadnej krępacji, czy chowania się po bramach, jak pamiętam jeszcze (jak przez mgłę) z Polski. W Tabriz na północy Iranu, za 1 dolca dostałem 400 000 riali (100 dolarów zrobiło ze mnie 40 milionowego bogacza:). Następne wymiany były dla mnie znacznie korzystniejsze. Na placu w Teheranie wymieniłem 100 euro na 88 mln riali. Koleżka na Aali Qapu Palace w Isfahanie za 100 dolców dał mi 76 mln riali. Euro lepiej stoi, bo za 100 euro dalby mi koło 85-90 mln. Zresztą sami lokelsi mówili mi, że kurs bardzo często zmienia się z dnia na dzień. Zawsze wiedziałem ile zapłacę na stacji benzynowej za pełen bak benzyny. Zazwyczaj tankowałem kilkanaście litrów paliwa (13-17 litrów) i płaciłem za nie 500 tys. riali, czyli 50 tys. tumanów. Akurat na zdjęciu poniżej prawie 40 tys. tumanów, ale najczęściej i tak nikt nie wydawał mi tej dychy, bo to straszne grosze są. Załącznik 143130 Przed wyjazdem miałem również mętlik w głowie z tymi „tumanami” (a może „tomanami”). Tumany to nie są inne pieniądze, czy inne banknoty, lecz po prostu cena w rialach po umownym skreśleniu jednego zera:) A ile naprawdę jest wart w Iranie pełen bak paliwa tenery? To zależy. Przeliczając na spożywcze zakupy, to 2 baki tenery były średnio warte jedynie: jedną butelkę 1,5 litrową wody + 0,5 litra coca-coli + 2 batoniki. Pokój w wypasionym Laleh Hotel w Teheranie to 52 mln riali, czyli jakieś 120 dolców... Na szczęście nie mieli wolnych pokojów:) i w Teheranie zanocowałem w Omid Hotel za 25 mln riali (był to mój najdroższy nocleg). W Isfahanie na 2 noce spałem w Raman Hotel za łączne 30 mln riali (15 mln/noc), całkiem nieźle moim zdaniem, a hotel był super przyjemny! W mieście Yazd spałem w Giti Hotel i za 2 noce zapłaciłem 34 mln (1 noc za 17 mln). W Shiraz bardzo przyjemny 7 Hostel, byłem sam w pokoju 2-os. dormitory za 8 mln riali. Na samym południu Iranu, w Bandar Abbas w GENE Hotel, gdzie waliło fajami i ogólnie nędza, zapłaciłem 15 mln za pokój na jedną noc. A w jeszcze bardziej obskurnym hotelu (bardziej hotelu pracowniczym) w Bandar-e Lengeh spałem za 9 mln riali. Jeśli chodzi o inne ceny. 3 zwykłe damskie chustki kupione na bazarze kosztowały łączne 5 mln riali, czyli ok. 20 PLN (jeśli przeliczyć wg ceny za 1 noc w hotelu w Isfahanie). Za bilet do nic nie wartego CzakCzak (cena dla inostrańców) dałem 3 mln riali. A za siatkę pełną zakupów (2 cole w puszce, duża kanapa, duża sałatka, 2 energetyki, 3 małe batony, paczka herbaty, puszka fasoli) dałem 5 mln riali. Za omleta z herbatą, pieczywem, cebulką i kolą w drodze do Persepolis dałem 1 mln (2 pełne baki wahy) i najadłem się pod korek. Lecz na samym początku, na północy Iranu za taki sam posiłek zapłaciłem 5 x tyle! Bilet do Persepolis to wydatek 3,5 mln riali + 2 mln za parking. Moje wnioski są takie, że koszt paliwa jest zupełnie pomijalny. Najdroższe jest jedzenie oraz zakupy spożywcze. Hotele nie są szczególnie drogie. Generalnie, przeciętnego człowieka z Polski stać na utrzymanie się w Iranie. |
Świetny klimat. Dawaj dalej :at:
|
Spałem na perskim dywanie!
18 Załącznik(ów)
Rankiem opuszczam hotel i miasto Marand.
Załącznik 143135 Zajeżdżam na stację zatankować i odcedzić kartofelki. Na herbatę zaprasza mnie sympatyczny człowiek, pracownik fizyczny, jeden z tych, którzy za nami tną kamienie. Wyciąga z samochodu termos i nalewa do dwóch kubków. Potem wkłada cukier skrystalizowany na patyczku. Kilka chwil pijemy w pyle kamieni, nic do siebie nie mówiąc, bo nie znamy swoich języków. Jest miło!!! Załącznik 143136 Załącznik 143137 We wczesnej porze obiadowej zatrzymuję się przed jadłodajnią w mieście Khalkhal. Akurat są dwie koło siebie, świetnie. Wieszając kask na motocyklu dokonuję wyboru, wejdę do tej prawej, bo w środku widzę sympatyczną kobietę zajmującą się tym miejscem. W tym samym czasie, za motocyklem parkuje samochód, z którego wychodzi pulchny koleżka. Zagaduje do mnie (prawie nie mówi po angielsku), że idziemy zjeść i prowadzi mnie do lewej knajpy. No cóż, uśmiecham się przepraszająco do kobity, bo wcześniej zdążyliśmy nawiązać kontakt wzrokowy i było jasne, że wejdę do niej. Pulchny koleżka ma na imię Alireza i jak się to okaże w najbliższym czasie, jest to dusza-człowiek. Ciągnie mnie do kuchni, otwiera kotły, pokazuje co mogę sobie wybrać. Kucharz (w bejsbolówce) zdaje się być jego kumplem, bo traktuje to wszystko jak chleb powszedni. A ja płynę z tym żywiołem, szczęśliwy z chwili. Zamawiamy jedzenie. Alireza (imię oznacza szlachetne zadowolenie i pasuje do niego jak ulał) po konsultacji z kuchcikiem instaluje w telefonie translator i zaczynamy rozmawiać:) Załącznik 143138 Słuchaj – mówi – też jestem motocyklistą, w moim samochodzie czeka mama, wezmę dla niej jedzenie i za 10 minut do ciebie wracam. Pokażę Ci miasto, a dzisiaj śpisz u mnie. Mówiąc to wylewa na mnie potok serdecznej energii, a ja się śmieję i wcale nie mam zamiaru dzisiaj spać u niego, bo przede mną kupa kilometrów do Pahlavi. Gdy już spożywam, Alireza rzeczywiście wraca, zamawia swój posiłek i wciąż do mnie nawija:) Zaczynam podejrzewać, że to może być na serio, to już przekroczyło granice wstępnej gry słownej w ta’arof. Ale hola, hola. Wiem jak się upewnić. Podaję mu numer telefonu do poznanej wczoraj Salvy i mówię, by zadzwonił. Z chęcią to robi i dalej z szerokim uśmiechem nawija w farsi do telefonu. Trwa to dobrą chwilą, wydaje się, jakby o mnie już całkiem zapomniał, tak dobrze mu się rozmawia…:) Nie wątpię, Salva to dość urocza dziewczyna, a on to przeca młody tłok! Oddaje mi aparat, teraz moja kolej na pogawędkę i wybadanie jak się sprawy mają. Też nie rozmawiamy krótko:) i w końcu mówię do Alirezy – OK, thank you for your invitation! Gdy tylko to wypowiadam, Aliereza nie zwróci się już do mnie inaczej niż tylko My Brother. I powiem wam, że po pierwszym, drugim takim zwrocie pomyślałem sobie, zabawne. Ale zawsze wypowiadał to z taką radością, że szybko przestało być zabawnie, a zrobiło się… bratersko. Zacząłem mówić do niego tak samo. Następne godziny płyną bardzo szybko i intensywnie. Tenerę odstawiamy w garażu Alirezy, przesiadam się do jego bryki , dostaję w rękę soczek w puszce i zaczynamy wycieczkę. Po drodze wskakuje jego kumpel, też Ali, z lepszą znajomością języka Szekspira. I – muszę to ująć w ten sposób, bo nic bardziej właściwego nie przychodzi mi do głowy – wozimy dupy po mieście słuchając muzy, gadając i śmiejąc się. Wstępujemy na lody. Co rusz Alireza zatrzymuje się przy kimś i zagaduje. Czasem wokół stojącej fury jest zgromadzonych kilka osób, gangsta klimat. Khalkhal to nie jest metropolia, ale mam wrażenie, że mój tymczasowy przewodnik zna tu większość populacji, co rusz jakiś kuzyn albo friend. Pokazuje mi swój interes i pracowników. Prowadzi butik z ciuchami. Dla wszystkich jest życzliwy, choć też trochę żartobliwy. Jesteście ode mnie młodsi o klasę wieku (pokolenie) – mówię – a czuję się, jakbyśmy byli kumplami od przedszkola! I tak jest w rzeczywistości. Załącznik 143139 Załącznik 143140 Załącznik 143149 Załącznik 143141 Załącznik 143142 Przy drodze sprzedają pietruszkę. Pytam go o to, bo już wczoraj widziałem coś takiego. Zatrzymujemy się na rondzie przy sprzedawcy, Alireza bierze jeden pęczek i płaci kartą. Robię wielkie oczy, bo on zapłacił KARTĄ! Stojący przy drodze koleżka z niczym więcej tylko z kilkoma pęczkami, jak się dowiaduję livas, ma przy sobie terminal! My Brother obiera dla nas ten rabarbar, wręcza mi jedną surową gałązkę i ze śmiechem mówi, że to bardzo zdrowe, no wiesz na co:) pochylając się jednocześnie w fotelu do przodu, klepiąc ręką po swoim krzyżu i ze znawstwem kiwając głową:) Śmiejemy się, a ja kupuję od niego ten gest! Załącznik 143143 Wyjeżdżamy za miasto. Jakieś miejsce z rzeczką, sympatycznie. Po drodze stoi patrol policji. Alireza zatrzymuje się przy nich, otwiera okno z mojej strony i zagaduje. Co on robi!?? Kolejna sympatyczna pogawędka. Policjanci nie byli jego kumplami, ale stwierdził, że u nich takie zachowanie jest normalne. Pewnie chciał im pokazać człowieka z Lahestanu:) Załącznik 143144 Załącznik 143145 Późnym popołudniem wymieniam olej w tenerze, jest dobra ku temu okazja. Zanim to jednak nastąpi, Alireza coś nieśmiało zagaja, że jeszcze nigdy nie jeździł tenerą. Sam ma 2 motocykle, pokazywał mi filmiki z upalania liścia po górach. Nie waham się długo. Dobrze zagotuj olej w silniku! – mówię, ale dodaję też – tylko nie rób głupich rzeczy! Nie ma go z pół godziny. W tym czasie ja robię krótką rundkę na jego kawasaki, ale nie jestem przyzwyczajony do takich sportowych maszyn i szybko wracam. Alireza wraca i oczy mu się śmieją. Jechałem 140 przez miasto! Kumple pytali, czy kupiłem nowy motocykl! – cieszy się. A wheelie robiłeś? Tylko raz, takie malutkie:) Załącznik 143148 Załącznik 143150 Wieczorem znowu w miasto:) Irańczycy lubią kolorowe światełka! Załącznik 143151 Załącznik 143152 Załącznik 143153 Kupujemy kebsy i na chatę. Wymieniamy się prezentami. Od Brata dostaję okularki przeciwsłoneczne oakley, które wygrał w jakimś konkursie motocyklowym, a od Aliego dwie muszelki. Sam wręczam drobne polskie gadżety. Mimo moich głośnych protestów, mam przecież utensylia do spania, Alireza przynosi mi świeżutką, pachnąca poduszkę, kołdrę i materac powleczony prześcieradłem, które kładzie na 3 perskich dywanach. I jeszcze paczkę chusteczek higienicznych, w razie jakbym potrzebował. Będę spał jak szach! Załącznik 143154 Co za dzień!!! |
Jest przygoda.
Podpowiedz jakie miałeś z sobą gadżeciki? |
Ale jaja. Szlachetne zadowolenie :)
|
1 Załącznik(ów)
Cytat:
|
1 Załącznik(ów)
Poprzedniego wieczora wyłuszczyłem Bratu, że chciałbym wyjechać o 6.00. Dokładnie się upewniłem czy zrozumiał, bo nocowałem sam w jego domu, a on miał przyjść rano i mnie wypuścić. A ponieważ wieczór szybko się nie zakończył podejrzewałem, że wyjazd o umówionej godzinie nie musi być pewnikiem. Nic bardziej mylnego. Jak powiedział, tak było!
Załącznik 143159 A teraz powrót do przyszłości. Jest wieczór, 27. maja 2025, kilka dni po moim powrocie do domu dzwoni telefon. To Alireza przez What’s up! Dzwoni do mnie wożąc się z kumplami samochodem po mieście. Dużo śmiechu i radości! Już się prawie rozłączyliśmy, a jeszcze słyszę I love you my brother! Zrobił mi wieczór! |
Mam takiego znajomego Senegalczyka - you my brother from another mother ;) czasami tak się trafić uda i dzięki opatrzności.
|
Teheran i ruch uliczny
14 Załącznik(ów)
Wyjeżdżam z gościnnego Khalkhal i kieruję się na wschód w stronę Morza Kaspijskiego, do leżącego nad nim miasta Bandar-e Anzali, które dawniej nosiło nazwę Pahlavi.
Wokół mnie robi się coraz bardziej zielono, pagórki porasta najpierw trawa, a już za chwilę gęsty las liściasty, głównie buczyna. Załącznik 143161 Załącznik 143162 Załącznik 143163 Jestem u celu. Niestety brama polskiego cmentarza stoi przede mną zamknięta i tyle. Nie wiem kogo mam zapytać i jak wejść do środka. Radosław Fiedler w książce, o której już wspomniałem („Iran śladami polskich uchodźców”) napisał, że na cmentarzu stoi kolumna z napisem: „Tu spoczywa 689 Polaków, żołnierzy Armii Polskiej na wschodzie generała Władysława Andersa i osób cywilnych, byłych jeńców i więźniów sowieckich łagrów zmarłych w 1942 roku w drodze do ojczyzny. Cześć ich pamięci!” Załącznik 143164 Wyjazd z tego miasta to prawie niekończąca się 3-pasmówka, ponad 80 kilometrów przez tereny zabudowane, nic przyjemnego. Na stacji benzynowej, a właściwie całym kompleksie handlowo-wypoczynkowym przy autostradzie, gdzie się zatrzymałem zaczepia mnie koleżka w moim wieku mówiąc, że jest przewodnikiem. Swoim Pajero obwozi po Iranie 3-osobową szwedzko-irańską rodzinę (ona Szwedka, on Pers mieszkający już 20 lat w Szwecji, plus dziecko w wózku). Ostrzegam cię, wracamy z Isfahanu i upał był tam nie do wytrzymania, było 38C. Tak? To przecież tylko 8 więcej niż teraz. Tak, trudno było wytrzymać w tym mieście. No cóż, niedługo się przekonam. Załącznik 143165 W Hotelu Omid w Teheranie melduję się po godzinie 17.00. Pokój stary i dziadowski, ale z niezłym śniadaniem i zamykanym parkingiem. Szybkie pranie i wypad na miasto motocyklem bez bagażu i bez ciuchów motocyklowych (kask jednak na głowie:)) Jazdę w ruchu ulicznym Teheranu zaliczam do atrakcji samej w sobie. Sajgon. Kilku pasmowe ulice. Korki. Pierwszy raz w życiu bez żenady jechałem za kilkoma skuterami po chodnikach między ludźmi, bo te 3-4 pasy ruchu były tak zabite krzywo stojącymi w korku pojazdami, że wszystko stało. Temperatura coolanta rzadko spadała poniżej 105-107C. Zgiełk. Klaksony. Trąby. Trąbki. Po to by na niego uważać. Po to, by inny się przesunął. Przejazdy przez ronda są równie ciekawe, każdy jedzie jak chce, a nie „swoim” pasem ruchu, ścinanie zakrętów stanowi regułę. Zresztą, pasy ruchu często nie są namalowane:) Nie ma to nic wspólnego z płynnym ruchem ulicznym we włoskich metropoliach, gdzie też pełno skuterów i motocykli, które jednak w Italii opływają samochody jak rybki w strumyku większe kamyki. Tu jest chaos. Nie ma miękkiej gry. Tu nikt nie robi miejsca skuterom. Tu, jak się chcesz włączyć do ruchu, to po prostu to robisz, wolno, ale konsekwentnie i tyle. Pchasz się i już. A piesi stanowią ostatnie ogniwo tego łańcucha, najmniej ważną kategorię. To, że akurat istnieją wymalowane pasy „przejścia dla pieszych” na drodze nie znaczy zupełnie nic. W Teheranie nie udaje mi się znaleźć polskiego cmentarza, mimo wcześniejszej jego lokalizacji na mapie. W miejscu, w którym miał się on znajdować było coś między zapuszczonym parkiem, a rozpoczynającą się na dużą skalę budową dewelopera. Podjeżdżam za to pod byłą ambasadę USA. Stany Zjednoczone zerwały kontakty dyplomatyczne z Iranem w 1980 roku, kiedy to w listopadzie poprzedniego roku irańscy studenci wdarli się do ambasady USA w Teheranie i wzięli jako zakładników jej 52 pracowników, których przetrzymywano 444 dni. Oficjalnie, USA nazywane jest przez duchowe władze irańskie „wielkim szatanem”. Od mniej więcej dekady część pomieszczeń byłej ambasady USA stanowi muzeum zwane „Jaskinią Szpiegów” (Den of Espionage Museum). I znowu nie mam szczęścia, bo muzeum jest zamknięte, chociaż tablica informacyjna głosi, że powinno być teraz otwarte. Antyamerykańskie murale na zewnątrz też jednak coś wyrażają. Załącznik 143166 Załącznik 143167 Załącznik 143168 Załącznik 143169 Załącznik 143170 Załącznik 143171 Załącznik 143172 Nawiasem pisząc, w trakcie rozmów z ludźmi, obserwacji ich stylu ubierania się, muzyki i filmów, które oglądają wcale nie można odnieść wrażenia, że Ameryka to ich największy wróg. Wręcz przeciwnie. Nieraz widziałem flagi amerykańskie na ubraniach lub na ciężarówkach. Często też wypowiadali się krytycznie o władzy państwowej, ale ja nigdy nie drążyłem politycznych tematów. Męczennicy. Wielu ich i jest to dość częsty widok w Iranie. Załącznik 143173 Na koniec znowu przejazd przez pół miasta do Wieży Wolności. Załącznik 143174 |
Motoryzacja
38 Załącznik(ów)
Paykan (co po persku znaczy strzała), zwany irańskim rydwanem, czyli po prostu ichni volkswagen. Powstał na bazie brytyjskiego samochodu Hillman Hunter. Produkcja Paykana rozpoczęła się w 1967 roku w Iranie przez firmę Iran Khodro z importowanych z GB gotowych zestawów części. Po zamknięciu brytyjskich linii produkcyjnych był produkowany prawie w całości z lokalnych części. Produkcja sedana Paykan zakończyła się w maju 2005 roku, po 38 latach. Wersja pick-up (Paykan Pick-up/Bardo) była jednak produkowana aż do 2015 r. Niektóre z wciąż jeżdżących paykanów mają już ponad 50 lat.
A produkowany do dziś Peugeot ROA i IKCO Arisun wciąż mają montowane podwozie Paykana, a nadwozie z Peugeota 405. Załącznik 143226 Załącznik 143227 Zamyad - perski dostawczak, zwany niebieskim nissanem. Fabryka Zamyad powstała w 1963 roku pod nazwą Iran Van i początkowo produkowała ciężarówki na licencji Nissana i Volvo. Wielce popularny Zamyad pick-up oparty na platformie Nissana Junior jest produkowany od 1970 roku. Pomimo swojego wieku, jest nadal w produkcji, co czyni go jednym z najdłużej produkowanych pojazdów na świecie bez znaczących zmian konstrukcyjnych. Te zamyady wzbudzały we mnie prawdziwy respektâŚ, jeśli nie poważne obawy. Potrafi to zapylać ponad 120 km/h i obawiam się, że hamulców nie ma zbyt dobrych. Często były zapakowane do granic możliwości, a ich kierowcy sprawiali wrażenie jakby rządzili na tutejszych drogach. Często jeżdżą na CNG. Obecnie Zamyad należy do marki Saipa. Załącznik 143210 Załącznik 143234 Załącznik 143247 Saipa to fabryka samochodów założona w 1965 roku, drugi co do wielkości producent aut w Iranie, zaraz po Iran Khodro. Niestety, tak egzotycznie brzmiąca nazwa marki jest jedynie bezpłciowymi akronimem od Société Anonyme Iranienne de Production Automobile. Saipa początkowo współpracowała z Citroënem, który po 10 latach ją porzucił. Produkowali Renault 5, Renault 21, Kia Pride (oparta na Fordzie Festiva z 1986 roku, była produkowana pod nazwami Saipa Saba i Saipa Nasim do 2005 roku, a do 2012 roku robiono pick-up pod nazwą Saipa 151). W 2000 roku SAIPA zaprezentowała swój pierwszy całkowicie irański projekt â minivana 701 Caravan. W tym samym roku firma przejęła 51% udziałów w konkurencyjnym Pars Khodro, wzmacniając swoją pozycję na rynku. SAIPA kontynuowała również produkcję Citroëna Xantia, wcześniej w Europie już zakończoną. Obecnie Saipa produkuje własne modele aut pod nazwami: Tiba, Quick, Saina, Atlas i Sahand Załącznik 143211 Załącznik 143213 Załącznik 143214 Załącznik 143231 Według mych subiektywnych obserwacji najszybszymi samochodami w Iranie są Peugeoty PARS, w kolorze czarnym:) Jeżdżą jak wściekłe. Peugeot Pars, znany też jako Peugeot Persia, to zmodyfikowana wersja Peugeota 405, którego produkcja w Europie została zakończona w 1997 roku. Peugeot Pars był produkowany przez Iran Khodro w latach 1999-2024. Ciężarówki Mercedes wciąż są produkowane przez Iran Khodro Diesel na licencji Mercedesa, i zwane są "Kurzhauber" (krótkomaskowe). Na świecie były produkowane od 1959 roku do lat 90-tych XX w. Mają krótką, zaokrągloną maskę i silnik przesunięty w głąb kabiny tak, by zmniejszyć ogólną długość pojazdu. Mają oznaczenia WH 1924L, WH 2624L, WH 1924LK, co ma się odnosić do masy całkowitej (np. 19 ton) i mocy silnika (np. 240 KM). Stosowane są silniki mercedesa (np. OM355), jak również silniki Cummins, spełniające nawet Euro 3. I muszę powiedzieć, że wcale nie kopciły:) Załącznik 143229 Przed rewolucją islamską w 1979 roku Mackâi stanowiły aż 98% wszystkich nowych ciężarówek, w 1987 roku jeździło ich ponad 40 tysięcy. Załącznik 143239 Załącznik 143240 Zauważam, że w Iranie chińskie marki mają się znacznie lepiej niż w Polsce, jest ich po prostu znacznie więcej. Samochód, którym woził mnie po mieście Alireza ma już 43 tys. km przebiegu i podobno nic mu nie dolega. Wewnątrz jest cicho i przyjemnie. Nic nie skrzypi. Wszechobecnych progów zwalniających jego zawieszenie pozwalało prawie nie odczuwać (oczywiście zwalniał przed tymi potykaczami), a przyspieszeniem byłem pozytywnie zaskoczony (jak na taką kolubrynę). Niektóre modele mają nazwy niby zachodnie, ale śmiesznie inne:) Załącznik 143212 Załącznik 143215 Załącznik 143216 Załącznik 143217 Załącznik 143218 Załącznik 143219 Załącznik 143230 Załącznik 143237 Załącznik 143238 Załącznik 143243 Załącznik 143244 Zdaje się, że deszcz w Iranie zbyt często nie pada (zwłaszcza poza północą kraju) i tylną wycieraczkę można sobie włożyć do pokrowca i nie używać:) Jak mniemam, pokrowiec ma chronić pióro wycieraczki przed UV:) Ale rozwijane jakieś celuloidy (folie) na przedniej szybie robiły na mnie większe wrażenie, zastanawiałem się, czy oni coś przez nie widzą. Przecież u nas, w tej prawilnej Europie nie można mieć nawet lekko przyciemnionych przednich bocznych szyb. Załącznik 143241 Załącznik 143242 Załącznik 143245 Załącznik 143246 I oczywiście wszechobecne jednoślady. Niektórzy mają tablice rejestracyjne umieszczone w specjalnej ramce pod ciemną szybką, by ich numery nie za bardzo rzucały się w oczy:) Z odległości większej niż 1,5-2 metry blachy stają się właściwie niewidoczne. Załącznik 143220 Załącznik 143221 Załącznik 143222 Załącznik 143223 Załącznik 143224 Załącznik 143225 Załącznik 143228 Załącznik 143235 Załącznik 143236 Mistrzowie parkowania Załącznik 143232 Załącznik 143233 I jeszcze dopisek. Ciężarówki są tutaj wyposażone w dodatkowe migające światła stopu, o mocy mogącej wypalić wzorek na siatkówce oka. Najczęściej są koloru czerwonego, ale zdarzają się też wściekle białe. Mimo, że przecież patrzę na świat przez ciemną blendę kasku, to nie wiem gdzie uciekać wzrokiem |
Pisz dalej, bo ciekawie jest :at:
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:16. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.