Africa Twin Forum - POLAND

Africa Twin Forum - POLAND (http://africatwin.com.pl/index.php)
-   Imprezy forum AT i zloty ogólne (http://africatwin.com.pl/forumdisplay.php?f=13)
-   -   Łorsoł Skuter Ekspedyszyn - zapiski kłusownika (http://africatwin.com.pl/showthread.php?t=22213)

felkowski 11.10.2014 23:18

Łorsoł Skuter Ekspedyszyn - zapiski kłusownika
 
Zobaczyłem sobie info o tym skuter ekspedyszyn. Zachęcony ogłoszeniem postanowiłem skorzystać.
- W sumie nieźle - pomyślałem Czemu nie, można by spróbować. - Potem doczytałem, że to nie skuter tylko szuter. Ale co mi tam, ja nie dam rady… Pewnie, że dam.Bo kto by dał jak ja nie dam. Później, jednak się zastanowiłem . Jednak co duże koła na szuter to duże, nie to co małe dziesiątki w pierdziawce. Trzeba by pokombinować.
- Halo, Zygmunt, wziąłbyś mi pożyczył motura. No nie bądź wiśnia i wiesz …. W sumie to bym ci go trochę oblatał, bo ci w końcu zarośnie i zardzewieje jak nie jeździsz.
- No dobra, tylko wiesz …. No żeby potem nie było….
Dobrze jest. No to motura już mam. Jadę do Zygmunta . Motor stoi, a jakże, aż czujęjak się domnie uśmiecha. Od kąd Zygmunt go kupił, jeździł może kilka razy. Pierwsza wywrotka na trawie i moturł popadł w zapomnienie. Zygmunt wynalazł sobie inne hobby. Plandeka dawno nie ruszana można po niej palcem pisać od kurzu.Kluczyk i nic.Nawet nie zabździło.
- Czy ty mu kiedyś ładowałeś akumulator ?
- A to trzeba ? W samochodzie nigdy tego nie robiłem –
- No tylko, że samochodem jeździsz.... -
- Dupa. Skocze do domu po kable I odpalimy. –
Kable mam. Tylko się okazało, że w domu to ich nie ma. Może w robocie ….No dobra są. Przyjeżdżam z kablami. Odpalamy. Poskręcałem do kupy i ubrałem się. Zanim dojadę do domu to się podładuje i będzie git. Wpinam jedynę, chcę ruszyć a on pryyy i zgasł. No żesz ty. Nie będę znowu tego wszystkiego rozkręcał od nowa. Wezne z popychu. Nie dało rady. Kurna macia. Niezły spręż. Ani dygnął. Koło nawet nie dygnęło. Nawet choćby ćwierć obrotu. Ani z dwójki, ani z trójki, z czwórki też nie. O żesz ty … Zdyszany jak mops w upalną pogodę miotam się z językiem po posadzce. Nie ma rady rozbieram się. Rozbieram boczki. Przepraszam się z kablami. Teraz już nie ma lipy nie może się nie udać. Wpinam jedyne i ruszam. Wyjazd na ulicę. O ja pierniczę….. co za przyjemność …..to nie to co skuter. Normalnie jest zarąbiści człowiek wie po co się urodził. Dwa skrzyżowania dalej pani Peugotem zacina w lewo dwa pasy. Blok na koło uf. Nie zgarnęła mnie. Nadal żyję. Tyle, że motur zdechł.Trochę chodził jak go skręcałem, jak się ubierałem… No i trochę jak jechałem. Niestety. Jedyne co zagadało to automat. A i tak nie za długo. Dobra, teraz ciepły trochę pochodził da radę z pychu. Nie dało rady. Latałem w tę i nazad kilka razy. Nawet nie dygnął. W końcu gdy już jęzor był tak długi, że płatał się w szprychy zacząłem się zastanawiać nad wezwaniem jakiegoś assistance. Może i by przyjechało tyle że telefon został w domu pod ładowarką. Że też zawsze takie sprawy muszą mi się zdarzyć jak nie mam telefonu. W końcu wyhaczyłem jakiegoś kolesia na dukacie. Popchnęliśmy we dwóch i zapalił z pół obrotu. Potem już w połowie drogi coś się zaczynał troszkę dławić a jak zatrzymałem się na światłach to zgasł. Kanalia. Bateria nawet nie dygnęła. Znowu na popych. Tylko dzięki pomocy jakiegoś przygodnego rowersa udało mi się znowu odpalić.
– Dzięki Stary, że Ci się chciało. -
Do domu dotarłem przed północą. W domu wyjąłem akuu, ale się okazało, że prostownik to ja miałem. Tylko teraz go nie ma. Nawet nie mam czym po niego pojechać. Ło żesz ty. CDN

JarekO 12.10.2014 03:45

;).

J.

Wegrzyn 12.10.2014 08:21

Czekam na ciąg dalszy :D

bigboykr 12.10.2014 08:36

Uwielbiam czytać Twoje relacje. Czekam :)

Wysłane z mojego GT-N7100 przy użyciu Tapatalka

felkowski 12.10.2014 10:01

Dzięki za miłe słowa. Te mnie motywują do dalszego działania ;-)


Rano. Co to ja miałem rano zrobić ?? Wyspać się miałem. Za cały tydzień. I na następny chociaż troszeczkę. Tak sobie powtarzałem codziennie rano przez cały tydzień. Że też mnie podkusiło przeczytać o tej imprezie. Niestety w nowym życiu mam etat mleczarza. Oznacza to niechybnie, iż nie mogę się wylegiwać do szóstej. Wikend za to, miał być dla mnie i tylko dla mnie. No ale motur, Zygmunt i rajd… No, ale rajd od dziesiątej. Może jeszcze tylko chwileczkę. Mrugnę se troszkę oczkiem.
- Kurde, a jak nie zapali to na co się mam tak zrywać? Zygmuntowi powiem, że padaka nie odpaliła i żeby se busem po nią przyjechał. No ale rajd, ekspedyszyn i szuter …. – Normalnie gonitwa myśli od skrajności do skrajności.
A w nosie, jeszcze se troszeczkę podrzemam, a jak nie zapali to pojadę skuterem. Ten chociaż ze dwa razy starszy od Zygmuntowej sztuki, ale chociaż pali bez gadania. Znaczy gada bez certolenia. No może czasem, jak zimno,to nie tak bez problemu bo ssanie się zepsuło. Znaczy nie zepsuło się, bo zepsute to ono było odkąd pamiętam. No dobra to jeszcze troszeczkę.
Gówno, nic z tego spania. Za bardzo się nakręciłem. Zbieram się, ubieram, opitalam bułeczkę z serem i dzida na dół. W sumie kable to niby mam i w razie czego skuter ma działające aku. Ale rozkręcać to wszystko pół godziny? A potem drugie pól skręcać? Do dupy, to chyba ponad moje siły. No i czas trochę napiera. Za długo się wałkoniłem ze wstawaniem. A w dodatku jestem już ubrany w ten cały szpej. Po dziesięciu minutach jakiejkolwiek roboty byłbym mokry jak szczur w kanale.
Jest inny chytry plan. Rozpoczynam realizację planu B. Z garażu muszę się wypchnąć własnymi siłami z poziomu minus jeden. No to do roboty. Zadyszkę dostałem w połowie. Mokry i tak już jestem. Może trzeba było z tymi kablami ??? Stanąłem w połowie wyrównać oddech, niczym alpinista w drodze na Everest. Podobno każdy ma swój Everest. Słyszę z tyłu jakiegoś palanta co na mnie trąbi.
- Rzesz pędź się ty smutny pacanie - żucam w myślach słowa pozdrowienia.
- Pomógłbyś, ciulu pchać zamiast trąbić. Bodaj ci spuchła ta audiola. - W marzeniach już widzę jak sam kiedyś wypycha tego kloca z minus jeden.
(Uwaga* przypis tłumacza. Gdyby przyszło Ci się drażnić ze mną drogi czytelniku to miej się na baczności moje klątwy mają moc sprawczą.)
Moje myśli zostały wysłuchane przez najwyższego. Audiola prawie na szczycie zadławia się i gaśnie. Marna zemsta, ale dobre chociaż tyle. To daje mi dalsze siły. Odbijam buta i zapycham dalej. Ja pierdziu jestem na powierzchni. Mokry na wylot od potu, ale szczęśliwy. Nawijka na stopce i teraz w dół.
- Zapal, zapal, zapal - zaklinam dziada w myślach.
Zapala.
- Jestem bogiem. - Zapinam jedynę i winę.
W kilka chwil dojeżdżam do fabryki. A tu szybki serwis jak w pit stopie.
Jakby się zwolnił jakiś etat w Teamie Ferrari to mogę napisać CV. Mam nadzieję chłopaki, że dacie mi jakieś referencje.
Prostownik i siedem amper w ruch. Wiem, że to dziesięć razy za wiele, ale nie ma czasu krucabomba. Naciągam łańcuch bo wisi jak mokre pranie. Olej , jest olej ? Jak to się u licha sprawdzało? Najpierw zapalić a potem sprawdzić poziom ? Czy sprawdzić poziom a potem zapalić? Wszystko jedno tą i tamtą metodą jest go zbyt mało. Trzeba dolać . Dolewam.
Jeszcze kierunek, bo nie działa. Luzik pewnie żarówka. Gówno, żarówka cacy, tylko trzeba błoto odskrobać. Ani chybi ma już wartość historyczną bo Zygmunt w życiu z asfaltu nie zjechał. Na cholerę on taki motur kupował. No chyba że ….. Żeby ja se pojeździł….
- Zygmunt kocham cię ;-) - Tylko żeby twoja stara tego nie czytała, bo będzie chryja.
Trzeba się dobrać głębiej. Wnętrze kierunku wypełnione jest zaschniętym i zbrylonym błotem niczym dziecięca foremka. Wygrzebuję z tego gówna kable. Wyglądają jakby trawa na nich rosła. Całe zielone. A mówią, że błoto konserwuje. Ponoć tylko dzięki temu, że była w błocie przetrwała do naszych czasów osada w Biskupinie. Najwyraźniej w przypadku kabli to się nie sprawdza.
Trzeba do tego podejść profesjonalnie. Zaopatruję się w multimetr i z miną fachowca, o szóstej klasie zaszeregowania, zabieram się na poważnie za szukanie prądu. Ryje wiązkę złączka za złączką. Aż w końcu…. Cyk…. coś zaiskrzyło. I zginął również przedni kierunek. Ja pierdykam udało się, jesteśmy uratowaniiii. Jest prąd.
Znaczy był przez chwilę, gdy robiło bzyyyt. Potem zniknął i mam już dwa kierunki do naprawy. Luzik, to na pewno bezpiecznik. Konia z rzędem temu kto wie gdzie ta cholera ma bezpieczniki. Na pewno musi być jakieś łatwe dojście. Szukam pod osłoną lampy,pod boczkami w filtrze powietrza. Dupa nigdzie nie ma. A w dupie, w końcu to wyścig. Tam się nie włącza kierunków. Tylko, że ja do cholery musze przejechać całe Miasto w poprzek. Czas zużyty na szukanie kierunku został bezpowrotnie stracony.
W dupie z tym. Będę machał rękami. Rzut oka w kwity. Przegląd nieważny prawie rok. OC też już wykończone. Na szczęście OC wznawia się z automatu. Tego się trzeba trzymać. Na wszelki wypadek zapominam kwitów. Jak mnie zatrzymają, użyję tych od skutera. Nie ma wyboru. Trzeba pruć na start.

banditos 12.10.2014 11:18

No Felek dlugo nic nie pisales. Juz myslalem ze z Podosem kije moczysz.

PS. Co to za drynda?

felkowski 12.10.2014 12:06

Nie mówi się drynda, tylko tramwaj . A tramwaj wiadomo....... 23. Znaczy sie dwadziescia trzy nie dwadzieścia czy. :-)

tom64 12.10.2014 13:15

Kurde ale emocje! A rajd się nawet nie zaczął...

Mhv 12.10.2014 13:38

Dalej....dajeeeesz:)

Wegrzyn 12.10.2014 13:45

Miszcz pióra wrócił :bow:

felkowski 12.10.2014 20:41

Na szczęście terapia szokowa prostownikiem przyniosła oczekiwane skutki. Klawisz more magic ożył. Silnik zapala z własnej woli. Chociaż w tej materii mamy sukces. Dobrze jest.Jest już sporo po dziesiątej o której rozpoczynał się start. Czas ruszać. Nie wiem czemu, ale przypomniał mi się hymn kombajnisty, Wałów Jagiellońskich. Tu dla celów podniesienia walorów narracji przytoczę tekst obcego autora …
Już na polu wstawał świt Wdzierał się w tę noc jak zgrzyt
Budził nas, zabierał sen Nastał nowy, nowy dzień
Antek oczy przetarł i Kalesony zdjął ze drzwi
Z trudem się wcisnął w nie Myśląc nie, nie będzie źle.
Z kubła zimnej wody łyk W gardło wdarł się niby krzyk
A chleb choć czerstwy był Smakował mu, dodawał sił
Jajecznica z jajek trzech Do szaleństwa wzburzyła krew
Pierwszy kogut zapiał już Gdy kończył jeść, on błyszczał tuż
Kierownicę ujął w dłoń Przeżegnał się, beret na skroń
W stacyjce kluczyk raz i dwa I spalin tłok i silnik gra


Zapinam jedyne i winę. Ja pierniczę już chyba zapomniałem jaka to przyjemność. Jeszcze tylko zatankować i szał. Sęk w tym, że jadąc przez pól stołecznego miasta nie ma nigdzie po drodze stacji. Apteka, sala zabaw, siłownia spożywczo monopolowy 24H ale stacji nie ma. Już wyjeżdżam z miasta. To znaczy tak mi się wydawało. Jak tu byłem poprzednim razem to były już pola, a teraz już nie.
Przy okazji załapałem się na jakieś kręcenie filmu czy innego serialu. Ciekawe doświadczenie. Okazuje się, że jak we filmie jedzie samochód, to on wcale nie jedzie. Wiozą go na takiej przyczepie której podłoga jest tuż nad drogą a dookoła niej są platformy dla kamerzysty.
Nareszcie jest stacja. Zalewam robala do pełna. Czas ruszać. Właściwie to nie do końca wiem gdzie ten start jest. Ale mam swoją sprawdzoną taktykę. Staje na drodze i patrzę gdzie jadą inni. Ledwie sobie o tym pomyślałem a tu już nadjeżdżają trzy maszyny i stają na światłach. Jeden z gostków zjeżdża na trawę pomiędzy jezdniami i coś tam majdruje na szafie. Podjeżdżam.
- Wiesz gdzie to jest – pyta zamiast dzień dobry.
- Ja myślałem, że ty mnie poprowadzisz …. Oddaję pozdrowienie
Na szczęście gość na LC coś tam adwęszczór jest mocno multimedialny. Zdjąwszy rękawice majdruje coś tam na swojej plazmie za owiewką. Notabene jego plazma jest chyba większa od mojego TV w domu. Operuje po tym paluszkami ze sprawnością pianisty. Chyba będzie dobrze. Po kilku minutach oznajmia z dumą …
- Cztery kilometry na wprost.-
Zapinamy i do przodu. Zjeżdżamy z głównej tak jak pokazuje jego wróżka. Wydaje mi się, że jesteśmy już w Powsinie, a chyba była mowa o Wilanowie. Ale głowy nie dam. Cytując klasyka powiedziałbym;
- Szczegóły to ja znam tylko ogólnie. – koniec cytatu.
W końcu nie wytrzymuję i zjeżdżam ze skrzyżowania mając wrażenie, że koledzy stoją na nim nieuzasadnienie długo. Jadę sobie ulicą i rozglądam się na boki. Ani śladu brzydkich i złych motocyklistów. Nie jest dobrze, ale nic to, radio ma ryja uratuje polski hip hop. W końcu skończyła się ulica a śladu po imprezie nawet cienia. I kolesie na adwęszczórach gdzieś się rozpłynęli. Ani chybi trzeba zawrócić. Zawijam. Ze zdwojoną uwaga rozglądam się na boki. Nic i nic. W końcu nadlatuje gostek jakimś pomarańczowym dzikiem.
- Chejka, wiesz gdzie start? – Następny silnie zorientowany… - Miało być pod 210. – Ten jednak coś wie. Tylko, że tu się kończy na 130 i koniec miejscowości.
- Jedźmy na wschód tam musi być jakaś cywilizacja…. – Winiemy na zad.
Jakieś góra 400 metrów od stacji, gdzie spotkałem tych poprzednich od telewizora, kilka motorów skręca w lewo w polną dróżkę. Dajemy za nimi. Po nie całym kilometrze docieramy do stojącego w szczerym polu Busa.
- Kurza morda. Od Powsińskiej jest tu chyba z kilometr, a gdzie tabliczka z numerem 210 ??? –
Ale jestem na starcie…

qbaRD07 12.10.2014 20:54

i co, i co ?

PARYS 13.10.2014 13:12

Kurde no nie mam teraz czasu czytać ale ten wątek motywuje mnie do szybkiego skończenia działalności zawodowej dzisiaj i przeczytania 'od dechy do dechy' prozy tak zacnego pióra.

Kici 13.10.2014 13:51

No i co dalej?
Gdzie butelkę na dalsza wenę podesłać lub gdzie zadzwonić że bomba?

redrobo 13.10.2014 14:01

Cytat:

Napisał Kici (Post 399572)
No i co dalej?
Gdzie butelkę na dalsza wenę podesłać lub gdzie zadzwonić że bomba?

hmm. ja podejrzewam ze to jednak efekt jakiegos palenia... niesamowite jak mozna opisac jedna chwile ..nastoma zdaniami:) normalnie slow motion.

felkowski 13.10.2014 18:20

Właśnie wróciłem z roboty. Musze coś zjeść. Jestem dopiero na etapie przygotowywania. A jak dam radę to napisze jeszcze trochę. No chyba, że ktoś ma ochotę mi pomóc to zapraszam. Ot choćby z tym obiadem ...

felkowski 13.10.2014 19:46

Dupa obiad się nie udał. Kici i Parys jesteście przyjęci do zespołu. Czekam ... W robicie ja piszę ...

felkowski 13.10.2014 19:47

No dobra. Jest już kilka motorów i ekipa organizatorska.
- Fajna mała imprezka
- Stary, ochłoń wszyscy już jadą od godziny, tu masz kwity i dzida –
No chyba nie do końca zrozumiałem wypowiedzi organizatora, bo wdałem się w pogawędki o dupie Maryni i innych tam takich.
- Stary, zegar tyka – uprzejmie zwrócił uwagę Pan kierownik
- Łożesz ty w kółko golony. – Wreszcie do mnie dotarło, że gra wstępna już się skończyła. Zaczął się wyścig i mordercza walka. Ogień, ogień, ogień. Szybko dotarło do mnie, że to nie szkółka niedzielna. Wyorane głębokie rynny w ziemi, osiągające górne szczyty skali twardości Rokwella, pierwszej prostej sprowadziły mnie na ziemię. Skuterem załamałbym się już po tej pierwszej prostej wyoranej burakami. W najlepszym wypadku zawisłbym na pomostach i kręcił kółkami w powietrzu. Ale nie czas na rozmyślania. Dzida, dzida, dzida. Normalnie niezła tszoda. Tak się zaaferowałem parciem na wynik, że dopiero po jakimś czasie zorientowałem się, iż nawet nie spytałem czy krzaki czyta z góry na dół czy od lewa do prawa, ani czy odległości są pisane od do, czy od startu. Nie ma czasu na dywagacje to jest wyścig.
Ło żesz w mordę, jestem w środku pola mam mapę, ale nawet nie wiem jak ją czytać. Co by zrobił Rambo albo Steven Segal ? Jasne, trzeba rozpoznać sytuację bojem. Ogień, ogień, ogień. Dzida, dzida, dzida.
- Bandyci na jedenastej – wpada na mostek meldunek z sonaru.
- Odłamkowym ? – Nie, załadować wyrzutnie dwa i pięć !!! - Chłodna kalkulacja to podstawa dobrego i skutecznego ataku. Stoper w pogotowiu. Kciuk napięty.
-Torpedo loooos !!! – Pada wykalkulowana komenda. Prujemy na szagę przez kartoflisko. Za plecami mamy słońce. Bandyci nie mają szans. Gdy nas zobaczą będzie już za późno na obronę.
Wtem. Co jest do cholery. Stanęli w polu przy jakieś górce. Co jest. Czy oni są nienormalni??? Jak można rozwalić tak wykalkulowany do ostatniego szczegółu atak!!!!
W ostatniej chwili Kmicic rzuca się na kule i wyciąga lont. Zostajemy na peryskopowej i na nasłuchu. Trzech gości łazi przy górce nakrytej plandeką. Wyciągają z niej jakieś mega marchewki.
- No i co to jest ? - pyta gostek na Afryce
- A z kąd ja mam to niby wiedzieć. Na ziemniaki to nie wygląda. Jakieś długie to…
- To są bataty…
- Sam jesteś batat. Bataty rosną w Afryce…
Gostek wciska domniemanego batata pomiędzy cylindry silnika oponenta.
-Teraz rośnie w Afryce –
- No to co wpisujemy w kartę? –
Kurde, dociera do mnie, że miała być jakaś karta z pytaniami. Grzebię w papierach co je na starcie dostałem. No, są pytania. Pod numerem dwa jest napisane; Co leży pod płachtą? Co ja mam wpisać ? Bataty ? A jak one naprawdę rosną w Afryce? U mnie w warzywniaku nie ma batatów. Ciekawość zwycięża sięgam pod płachtę i wyciągam coś dużego. Taka mega marchewa. Przełamuję na pół.Czerwone jak burak. Rękawiczki barwią się od soku. Może to po prostu burak? Jak burak?Buraki są okrągłe. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to już drugi punkt. Co jest do licha? Czyżbym coś przeoczył ? I co było na pierwszym punkcie. Rozsypane literki z których trzeba ułożyć wyrażenie. Luzik, w tym jestem dobry. Klasa trzecia. Szkoła podstawowa. Język Polski. Karta pracy… Było niedawno w pracy domowej. Spoksik, takie układanki wciągam nosem…

miroslaw123 13.10.2014 19:50

halo, już trzy minuty czekam:D

bigboykr 13.10.2014 20:13

I co? Że niby fajrant na dziś??? ;)

Wysłane z mojego GT-N7100 przy użyciu Tapatalka

Machalescu 13.10.2014 21:15

płaczę ...

A właściwie, skoro autor użył tylu słów, wysilę się też trochę i rozbuduję wypowiedź.
Płaczę ze śmiechu, trochę histerycznego, bo wiozłam tego buraka przez kolejne 80 km rajdu. Nie jestem pewna dlaczego. Tak więc lecą mi łzy po policzkach, ponieważ w wyobraźni widzę z najdrobniejszymi szczegółami opisywaną scenę. Cieszę się, że dzięki opisowi autora zapamiętam ten rajd wyraźniej.

RAVkopytko 13.10.2014 21:23

Felkowski,a to nie był traktor ? tam pod plandeko ? :)

felkowski 13.10.2014 22:20

Ja pierdziu, już wiem co to było. Skoro ty płaczesz to ani chyba musi to być cebula ..... Czerwona cebula...

Borewicz 14.10.2014 10:12

Bataty rosną w Afryce- muszę to zapamiętać ;)

teddy-boy 14.10.2014 16:58

Felkowski - ten na afryce co pytal co to jest, to bylem ja (i moja ekipa ktora wymiekla w 1/4) I ktos faktycznie wetknal mi buraka w silnik, tyle ze nie ja twierdzilem ze to bataty :))) Zeby nie bylo!

felkowski 14.10.2014 21:11

Skoro już wiem gdzie jestem, przeglądam krzaki. Prosta tysiąc do lewego. Czterysta główną i lewy po kiełbasie. Po sześciuset prawy na oporze. Właściwie po kilku ruchach krzaczki mam rozkminione . Po kolejnych kilkunastu zaczyna wiać nudą. Po kolejnych, rutyna robi swoje, znowu się zgubiłem. Ale spok. Wracam. Wkrótce odkrywam, że nie ja jeden zawracam.

Jeszcze parę krzaczków i znajduję sklep. Po pobieżnych kalkulacjach odkrywam, że Pani Sklepowa ciągnie na dwa etaty. Odkrywam również, iż niejaki TomTom z Leżanem ciągną małą buteleczkę ……!!!!! Właśnie odkryłem dlaczego wygrał…. To nie fair. Leżan ciągnął na dopingu. Ponadto zauważyłem nieregulaminowy osprzęt na moturze Leżana. On miał takie coś do nawijania srajtaśmy koło kierownicy. Normalnie powinien być klasyfikowany w klasie profi dla zawodowców. W związku z odkryciem tych jakże nieregulaminowych sytuacji składam na ręce komandora oficjalny protest. TO NIE JEST FAIR. UMAWIALIŚMY SIĘ, ŻE TYLKO JA MOGĘ KANTOWAĆ. Ale wracajmy na trasę. Po wykurzeniu fajeczki pokoju z tymi KANCIARZAMI ( wstydzę się tego, jak mogłem dać się tak podejść ) ruszamy dalej.

Następna stacja ‘Politechnika”. Drzemy dalej. Chwilę przed naszym przybyciem ucieka nam prom. Jak on mógł na nas nie zaczekać. Normalnie hamówa. Nawyzywałem gościa od promu wszystkimi językami świata. Dopiero po dużej szklance nerwosolu udało się chłopakom jakoś mi wytłumaczyć, że ten prom to tylko na niby. Że nie trzeba biletów kupować, i że wystarczy być „zorientowanym” . Ale jak on mógł tak. Kmiot jeden tuż przede mną odpłynąć. Nie daruję. W dalszej części już jakoś mi trochę przeszło.

Aleeeee, aleee złapałem nerwa na wynik. W końcu to rajd. Normalnie dzidaaaaa. Każdy łyknięty koleś to przecież plac do przodu. Nie ma, że kolega. Jest wojna muszą być ofiary. Dzida prawym, lewy byle do przodu. Szybko odkrywam, że jak wpadasz w kolesia na wewnętrznym, stawiasz maszynę bokiem i odwijasz z manety obrzucając kolesia żużlem to nie ma bata. Goście wymiękają i odpuszczają. Cel uświęca środki. A plac do przodu jest placem do przodu. Nie ma miękkiej gry!!! Nie spotkaliśmy się tu dla przyjemności!!! Parę razy nie wydało i nie wystarczyło żeby się złożyć w zakręcie który akurat był kluczowym. No ale jest wojna są ofiary. Cicho być! Najważniejsza jest wola, taktyka i ostra gra.

Potem zaczynają się asfaltówki. Normalnie nuda. Nic się nie dzieje. Patrzę w prawo. Patrzę w lewo i nic. Jak w polskim filmie. Aż się normalnie chce wyjść z kina. Nagle nieoczekiwanie zgoła siedzą przed sklepem jakieś dwie znajome mordy. Wypisz wymaluj jak ci kolesie z pod sklepu w serialu Ranczo. Blok na koła i w tumanach kurzu ląduje i ja na ławeczce. Potem się odrobi. Spok takich Leżanówto ja nosem wciągnę … Jak przyjdzie pora – przy zielonym stoliku. Oko na chwilę zawiesza się na jednym ze sprzętów.
- A temu co? Sprężyna pękła? - Tylne koło niemal opiera się o błotnik…
- Cii, to taki tuning
- Że niby jak? Mniejsze opory powietrza czy co?
Lodzik, kolka, pogawędka i rozprężenie. Na tu tępo spada, wynik słabnie.

Czas ruszać. Dalej droga prowadzi pośród sadów. A tam takie czerwoniutkie jabłuszka. Aż język się wyciąga. A jabłuszka proszą zerwij mnie, zerwij mnie. No w sumie po embargu Putina to grzech nie zjeść …..Jak się nie zje to przecież wylądują w zacierze. Ani chybi, a przecież zacier to grzech. Jeszcze chwila i ….. Przypomniała mi się bajka o dziewczynce co chleb z pieca wyjęła i jabłonkę od ciężaru jabłek uwolniła. No i ja postanowiłem też tak zrobić, choćby jednym jabłuszkiem. Żebyście wy wiedzieli jak to jabłuszko prosiło mnie żeby je zerwać i zjeść.

A potem jak w bajce. Skończyła się asfaltowa droga. Zaczął się las i piochy. I dzida, dzida, dzida. I fajnie jest i pięknie jest. Dopadam jakąś ekipę. Gdy się zbliżyłem koleś na GSie właśnie zatańczył lambadę i wyrżnął ryjem w piach. No pięknie, nie wyglądało to za specjalnie. Po chwili gość wygrzebuje się z pod klocka i zgrzytając piachem w zębach szczerzy kły.
- Ale ekstra to już czwarty raz dziś. Normalnie zabawa po pachy. –

Nic tu po mnie; Ani spowiedzi umierającemu ani ostatniego namaszczenia jeszcze nie będzie. Trza odwijać. No to odwijam. I dobrze jest… do czasu gdy piachy się nie kończą. Wpadam na asfalt. Nagrzany jak szczerbaty na suchary straciłem kontrolę nad trasą i przepałowałem skręta. Gdy się orientuje zapinam hebla na koła. A tu zdziwko. Prawy do lewego, lewy do prawego…. Cała droga moja….. Zamiast hamowama motur tańczy lambadę …..

Unzagi 14.10.2014 21:28

Ten na czerwonym giejesie w piochu jam to ci był :D Piruet był trzeci i na szczęście ostatni :dizzy:
P.S. Dzięki za użyczenie biedronowych kombinier ;)

felkowski 14.10.2014 21:44

A skoro już się ujawniają kolejne postaci dramatu to czy nie warto oby opowieść stała się; jak to się ładnie określa multi...medialną. Poprzez dodanie kilku słów (obrazów) od siebie nabrałaby więcej plastyczności, przestrzeni i co tu dużo mówić; nieco blasku ;-)

majek 15.10.2014 12:30

wrruuummmm

A miałem pracować..
Ech..
Pisz dalej!
Dawno nie pisałeś!

Lucky Luke 15.10.2014 18:24

Żeby mnie tam nie było, to bym pomyślał, że to co najmniej Red Bull Romaniacs :D
Świetnie się czyta.

felkowski 16.10.2014 21:54

Z tą moją lambadą w żadnym tańcu z gwiazdami to ja jednak furory bym nie zrobił. Ale i tak nie jest źle. Nadal utrzymuje pozycje wertykalną. Ale na tym koniec dobrych wieści. Rzut oka na sytuację. Nie jest dobrze. Koło całe utaplane w oleju. Ślad ostatnich metrów oznaczony wyraźnie olejowym mazem, a ja stoję w coraz większej kałuży.

Zgubiona droga przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Jeszcze nie wiem skąd, ale olej płynie wartką strugą. W sumie to mam szczęście. Wyszedłem cało z lambady. Po drugie niemal od razu się miałem możliwość zorientowania się w sytuacji. Na kilkudziesięciu metrach straciłem olej.Strach pomyśleć co by się stało kilka kilometrów temu na szybkich szutrówkach.Idąc pełną fajką pewnie zatrzymałby mnie ostry bzyt zacieranego tłoka. I pewnie lambada wyglądałaby zupełnie inaczej. A już na pewno jej konsekwencje mogły być co najmniej dużo mniej sympatyczne. I komu przeszkadzały czerwone lampki od oleju….

Czas na oceny strat. Sytuacja wygląda źle. Silnik cały zarzygany i trudno cokolwiek ocenić. Narzędziówka pusta. Nawet śrubokręta. Jedno jest pewne, bez oleju daleko nie zajadę.Nawet nie za bardzo wiem jak daleko zjechałem z trasy.Wygląda na to, że już mam pozamiatane. No ale choć tym razem mam telefon. I nawet bateria styka. No to co ? Telefon do przyjaciela…. Tyle, że on nie odbiera. Gdzieś z kosmosu dociera do mnie przesłanie odŁony „Nie jest dobrze, ale nic to. Radio Ma Ryja uratuje polski hip hop.”

Rozglądam się po okolicy i oddali widać jakąś główniejszą drogę. Zapycham z buta w tamte stronę. Po nie zbyt długim spacerze docieramy do tej drogi. Rozpoznaję sytuację. Fryzjer, sklep wędkarski, kebab, zabawki…. Raczej bez zastosowania taktycznego. Jest Biedronka – no chyba lepiej. Zostawiam dryndę na trawniku i idę się rozejrzeć.

Niestety nawet jednego narzędzia. No może z wyjątkiem sekatora, grabek i takich tam raczej trudnych do wykorzystania. No chociaż jest półeczka z olejami. Nawet niezły wybór. Kujawski z pierwszego tłoczenia. Włoski z oliwek - extra vergin . Ponoć najlepsza jakość. No, ale czy aby drynda go przyjmie? Cena z wyższej półki. No nie wiem. W końcu, co by nie było to mineral. W dodatku na biokomponentach. Wracam na ulicę. Pytam lokalesa o stację cpn. Kilometr w lewo. Zapycham .

Machalescu 19.10.2014 19:19

W duecie może z tobą nie zaśpiewam (nie śmiem, a zdjęć z rajdu nie posiadam, za szybko jechałam :) ), ale za to w kontrze mogę kilka słów skrobnąć o dzisiejszej wyprawie śladami zeszłorocznego Łorsoł Szuter Rajdu vol. 1. Na razie czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki. Pomagam pchać z całych sił. Wirtualnie.

ocoloko 19.10.2014 23:10

Dziś się raczej nie załamię, nic z tego nie będzie
Jeśli chodzi o kłopoty to mam słabą pamięć
To nie ten dzień
;)
Zapychasz pan na ten cpn, a tam...?

felkowski 20.10.2014 19:58

Dzięki za poparcie i kibicowanie, ale nie zawsze mi się udaje coś natychmiast napisać. Może tego nie widać, ale na to potrzeba chwilkę czasu ;)
Po dotarciu na miejsce znajduję gustowna łączkę. Układam na niej pacjenta w pozycji bocznej ustalonej i rozpoczynam badanie. Próbuję ustalić skąd to leci. No jak to zazwyczaj u nas bywa pojawia się jakiś specjalista - konsultant.
- Eeeee, panie ja bym tam nie kład. Bo się olej wyleje. –
- Już się wylał –
-A widzii, nie mówiłem!!! Paniiiiie a ile to poleci ???
- Teraz nie poleci, bo się olej wylał –
- A jak ma olej to ile leci ???
- Stówę-
- Stóóóówe ? Słaby jakiś. A ile ma koni ???
- Czterdzieści –
- Jak by miał czterdzieści to by wiency poleciał –
Ja pierdziu jak ja kocham takich konsultantów. Dręczą setkami pytań, ale i tak na wszystkie znają lepsze odpowiedzi. Po jaką cholerę pytają? A właściwie w tej sytuacji to dręczą tymi pytaniami.

Na szczęście wydaje mi się, że odnajduje miejsce skąd ta niagara nasuwa. Niestety nie mam ani pół klucza z wyjątkiem tego w stacyjce. Ale ten akurat tu nie pasuje. Zapinam na stację rozejrzeć się.

Sklepik na stacji okazuje się być całkiem nieźle zaopatrzony w produkty pierwszej pomocy. Operację czas zacząć. Po zdjęciu dekielka wygląda, iż pacjent wypróżnia się w okolicach zębatki. Łańcuch na spinkę okazuje się być bardziej przydatny w takich okolicznościach niż zakuwany. Zdaje się iż sprawcą tej hryji jest odkręcona zębatka. Wyluzowana tulejka wypuszczała się na spacerki otwierając bramy dla olejowych wędrówek. Niestety okazało się, iż stacja nie posiada odpowiedniej wielkości klucza.

Musiały wystarczyć kombinerki. Plastikowy dekielek często usuwany okazał się zbawieniem. Zawsze myślałem, że jedynie chroni przed wkręceniem się sznurówki albo mankieta bryczesów, ale nie. Dzięki niemu nie zgubiła się nakrętka. A w tej sytuacji była to kluczowa sprawa. Potem jeszcze zalać sztukę olejem i zaopatrzyć się w jego zapasik na drogę.

Maszyna hula. Chyba sobie odpuściłem wracanie na tarczy do domu czy szukanie innego assistance. Czas wracać na trasę. Docieram do ostatniego pewnego miejsca i nawijam. Dalej idzie jak trzeba. Po jakimś czasie spotykam Majka z ekipą. Właśnie wybebeszają dętkę. Ekipa liczna i wesoła. Mają wszystko co im potrzeba, łącznie z kompresorem. Nic tu po mnie. Skoro już wróciłem do gry znowu włącza mi się parcie na wynik. No to co ? To co zwykle. Dzida, dzida, dzida.

RAVkopytko 20.10.2014 20:12

Mogę tylko skromnie poinformować ,iż tą nikczemną nakrętkę nie dokręci się kluczem 24 :D

tom64 23.10.2014 11:19

Nooo i co dali??

RAVkopytko 23.10.2014 22:09

Felek pewnie Zachlał się superolem łot co :)

felkowski 30.10.2014 15:19

Tak w kwestii formalnej; Jakimś tam nie wiadomo jakim fanem superolu to ja nie jestem. Wolę inne trunki. Ale istotnie, na stacji, w czymś tam nie za wielkim ( nazwy już nie pamiętam bo stary jestem i mam prawo) oleju motocyklowego to nie było. Za to innych, nawet koparkowych czy dźwigowych to było w opór. No cóż rynek kształtuje podarz. Skoro nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Kiedyś się tego nauczyłem i uważam za swego rodzaju wartościową lekcję. Istotnie zakupiłem dwie flaszki superolu aby nakarmić połataną dryndę.

Rzeczywistość po raz kolejny potwierdziła odwiecznie słuszne powiedzenie o strachu, co ma wielkie oczy. Szczególnie wielkie oczy ma ten strach gdy jest on w pomieszczeniu do którego nie chodzi się z towarzystwem ;-).To był taki żarcik bez związku z akcją. Dodałem go tak dla podkręcenia nastroju. Inna lekcja, tym razem z „gospodarki smarowo olejowej” zapadła w mej pamięci maksymą mówiąca, iż od niewłaściwego oleju gorszy jest brak oleju. Mając na uwadze powyższe, na dolewkę istotnie zakupiłem dwie butle oleju jaki był. Wykorzystałem tylko jedną. Choć ten wcześniej wzmiankowany strach wmawiał mi, iż po rozmiarach kałuży na pewno oleju w silniku zastać nie powinienem.

Jeśli ktoś ma potrzebę, lub jest fanem superolu, jak to sugeruje Andrzej; służę uprzejmie. Na tak zwany wsiaki pożarnyj przytroczyłem drugą flaszkę specjalistycznym systemem mocować bagażu marki skocz do miejsca załadunku we dryndzie. A tak na drugim marginesie przepraszam kolegę który dopytywał się co to za drynda. Oczywiście w lamerski, nieodpowiedzialny i sztubacki sposób pomyliłem „Dryndę” z „Baną”. Jedyne co mogę podać na własne usprawiedliwienie jest to, iż nie urodziłem się w krainie ziemnego pomidora oraz to że jak mawiał nasz Pan Prezydent; szczegóły to ja znam tylko ogólnie.

Ad rem, wracając do rzeczywistości i moich dwóch fanów czytających ten wątek….. Odwijam manetę i nie wiem czemu jedzie mi się niezwykle fajnie. Turystycznie, sielsko i anielsko. Nawet nie za specjalnie się gubię. Wszystko jakoś tak podejrzanie zbyt dobrze idzie . Mijam po prawej jakiś wiejski domek w stylu wczesne rokokoko z mostkami alejkami i stawami i furią kolumienek . Zupełnie jak Warszawskie Łazienki – tyle, że park jeszcze nie obrodził dwustu letnimi drzewami .Chwile później mą uwagę przykuwa dziwny ślad na drodze. Jakby się coś zrzygało – albo coś nie zbyt daleko od tego(znaczy tego rzygania). Nie zbyt daleko ujechałem kierując się śladem gdy zauważyłem przytwierdzonego do tego śladu trampka.


Trampek ów trafiony nieautoryzowaną cegłą we filtr olejowy puścił tak zwaną farbę. Inaczej mówiąc oznaczył ślad. Czy jak mawiają harleiści zaznaczył drogę do domu. Ekipa towarzysząca trampkowi zadbała o jego reanimację i z pobliskiego serwisu dowiozła hondopodobny nowy filtr i właśnie poiła wspomnianego trampiszona świeżym ekstrawergin olejem arganowym. Wyczułem tu własną szansę na kolejne place do przodu i widząc, że sytuacja wyglądała na oponowaną wydarłem do przodu….

Agent 03.11.2014 19:01

Jakich dwóch. Tu jeszcze nieopisani czekają na relację :P

nadol 04.11.2014 08:30

Jedziesz Felek...

motoMAUROxrv 04.11.2014 12:54

Dawaj, dawaj dalej!.. -Bo jak się "Drynda" zastoi to znów strzeli focha... :D

:brawo::bow:...

yonec 04.11.2014 22:51

Felek, jak nie dokończysz to nie dowiemy się kto wygrał ;)

felkowski 06.11.2014 07:33

Tak jak już ustaliliśmy poza niewielkimi chwilami zwątpienia dało się wyraźnie odczuć parcie na wynik. Chwil zwątpienia nie było znowu aż tak dużo bo; lodzik, pogawędka z tymi od przysiadłego psa, jabłuszko, kawka, kebabik, no i te niefartowne pchanko i remoncik. No ale cóż nie od razu zostaje się mistrzem świata. Jeszcze chyba mam szansę na pudło – no nie ?

No to napieram. Prostuję rurę jak się da no i idzie chyba nie najgorzej. Dzida, dzida, dzida. Znowu zaczęły się pola. Kurcze ta okolica jakaś znajoma chyba. Tak się zapatrzyłem, że przepałowałem jakiś zjazd i trza było nawracać. Po tej niekontrolowanej pętelce na plecach poczułem oddech jakieś narwanej ekipy. No żeszty w kółko golony. Nie oddam mojego pudła. No w każdym razie nie za darmo … Ogień, ogień, ogień. Wpadam na metę, a goście na wścieklakach przelecieli nawet nie zwalniając. No żesz ty to ja tu z narażeniem życia, sprzętu i czort wie czego jeszcze, a oni, jeźcy znikąd …. Normalnie obraza. Nie pierwsza i nie ostatnia. Chwilę później nastąpiła kolejna.
- Nie zaliczamy jednego punktu !!!
- Coooooooooooo? Ło żesz ty smutny pacanie – normalnie nie mogę uwierzyć -Jak to ? Nie wygrałem ? Normalnie nieprawdopodobne nieprawopodobieństwo. Weż się stary popraw się, to niemożliwe –
- Tu te literki, źle poskładane. –
- No jak, źle jak dobrze.-
- No nie ta kolejność, Miało być „teren prywatny wstęp wzbroniony” a nie „wstęp wzbroniony teren prywatny” –
O ja pierdziu to ten punkt który zgubiłem w amoku i poukładałem bez sprawdzania. Przegrałem rajd na pierwszym punkcie - O ja gupia pipa, zapomniałam koszyczka.

Po niedługiej chwili stania pod moturem zrobiła się niezła kałuża. Na szczęście Pan kierownik pamięta jeszcze czasy wojny. W bagażniku znalazł klucz do rozkręcania torów kolejowych dzięki któremu udało się poskręcać „dryndę” lepiej niż kombinerkami. No cóż rajdu nie wygrałem, choć ponoć czas niezły. Pierwszy punkt mnie załatwił zaraz po starcie. Chociaż zabawy było po pachy. Tu właśnie można by zakończyć tę opowieść…. Gdyby, no właśnie gdyby nie co ????

Mhv 06.11.2014 08:13

Nie wierzę, tyle dzidy, trzody i ognia i......brak wygranej? To co robił ten co wygrał? Pewnie na nowej :at: jechał;)

nadol 06.11.2014 08:16

Czyżby jak z kasowym filmem... będzie następna część? Ten znak zapytania na końcu jednak sporo obiecuje ;)


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:07.

Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.