![]() |
[QUOTE=matjas;882464]Ściąganie Cymesa spod Komańczy nie jest rzeczą którą zapamiętałem najmocniej... BO
Mam wciąż przed oczami jak najebany jak szpadel Cymes wyjechał naprawioną emką na wstecznym z garażu Krysi i dokonał nawrotu na pełnej, wspomaganej jeszcze tym spadkiem podjazdu bliskim 40* chyba i wyjebał się razem z zaprzęgiem przykrywając się wozem. Przysięgam, że byłem pewien naonczas, że zostanę mimowolnym świadkiem czyjejś śmierci i trzeba będzie oglądać krew i mózg. O ile tam jeszcze był jakiś mózg :D Promile ochroniły go jednak jakimś cudem i nie dostał w łeb tym koszem ale Ema pokazała brzuch w całej okazałości. Cud. Tylko tak można to nazwać. Tak, brzmi to dosyć (dobra: bardzo) irracjonalnie: ale mimo wszystko: był to bardzo pozytywnie (nie mogę znaleźć lepszego słowa) spędzony czas. Czy ktoś z Was spędził ok. 3-ch dni w garażu..? Z przyjaciółmi próbując naprawić motocykl..? I nie nudząc się? Dla niewtajemniczonych dodam, że chłopaki utknęli w trasie i Ell. pojechał po Nich w środku nocy -rezygnując z rozrywek jakie na Niego czekały. Dobra. Przyjechali nad ranem jakoś - chyba nawet nie dali rady pić - nie pamiętam - w każdym razie wypiłem za Ich zdrowie (każdego z osobna) no i potem, za te szczęśliwie ściągnięte motocykle. Fajnie, bo jak dwa gary to podwójny strzał się należał się. ;) No dobra: naprawiamy - każdy ma gdzieś imprezę, bo koledzy są ważniejsi - chuj, że na sali trzeba trzymać fason, a w garażu można najebać się letko mocniej. Ale nie - uwierzcie mi: wolimy garaż i nikt tam nie był za bardzo pijany. Kochana Krysia donosiła nam zagrychę - której zresztą nie potrzebowaliśmy za bardzo, skoro nikt nie pił... Karwa, te dni minęły tak szybko, że musiałem zostać do poniedziałku - żeby ochłonąć. W poniedziałek w ramach przygotowań do wyjazdu, Krysia zabrała mnie na przejażdżkę podczas której kupiłem trochę miodu i książkę o Bieszczadach. Jako niezależny bibliofil, nigdy jej nie przeczytałem. Ale faza została - ponieważ po gruntownych kalkulacjach stwierdziłem, że nie mam wystarczająco pieniędzy na wahę - na powrót do domu. Krysia przenocowała mnie jedną noc - nie kąpałem się tego dnia, żeby zrekompensować koszty. Zresztą jak każdego innego... Pożyczyła mi na benzynę... |
Aha, i sedno: reperowali my to w chuj czasu - wreszcie Pan Pastor się "wkurwił" - wziął narzędzia, spawarkę w swoje ręce i naprawił to w chwilę...
|
Tak, że ten...
Nie lubię dziadka! Jak mówi do mnie Kacper, kiedy mnie chwilowo nie lubi:)[/QUOTE] po prostu powiedz Mu, że nie mamy nic innego do jedzenia... Mały zrozumie. |
Co przeżyliśmy razem na Biesach, to nasze.
Postaram się poprosić Ella., żeby wrzucił Wam parę zdjęć - jacy byliśmy szczęśliwi. Ja też gdzieś mam - ktoś mógłby powiedzieć: jak można nie wiedzieć, gdzie ma się takie ważne zdjęcia..? Ja nie przykładałem do tego tak wielkiej wagi, bo za rok będzie podobnie -znowu to przeżyjemy - to mój błąd - bo kurwa: nie było tak samo. Każdy rok był inny. A obrazy i dotyk dłoni widzę i czuję do dzisiaj. |
Czereśnie inaczej
Spojrzenie alternatywne.
"Czereśnie popier... te małe czerwone kurwięta tylko siedzą i knują, jak tu człowiekowi popsuć poranek. Jak nie konsumentom, to sadownikom zawsze ktoś cierpi z powodu czereśni. Jeszcze do niedawna ludzie płakali, że za cenę kilograma owoców trzeba dać tyle, co za metr kawalerki w Sopocie. Teraz, kiedy podaż wzrosła, to sadownicy załamują ręce. Ja się nie wypowiadam, bo by mi czereśnie powypadały z gęby. Tymczasem czereśnia nie tylko rujnuje ludzi, ale w dodatku łże jak najęta. Tak naprawdę czereśnie to owoce wiśni, tylko że ptasiej. Mamy ptasią grypę, ptasie móżdżki, no i ptasie wiśnie, czyli czereśnie. Warto mieć to na uwadze, gdyby ktoś za bardzo w piórka obrósł. Wiele niesłowiańskich języków w ogóle nie wyróżnia oddzielnej nazwy dla czereśni. Dla nich to po prostu cherry, kirsche albo cerise, tak jak inne wiśnie. Słowo czereśnia wzięło się od starożytnego miasta Cerasus w dzisiejszej Turcji, tak jak wakacje od waka`cjus, co w starotureckim znaczy "spółkować z kierowcą autokaru". Faktycznie, Turcja słynie z czereśni, a odkąd zaczęliśmy tam regularnie jeździć, również z czereśniaków. Nie można jednak ich tak sobie przywieźć w bagażu podręcznym. Jakiś czas temu czereśniowa przemytniczka dostała za 3 kilo czereśni 300 zł kary na lotnisku w Gdańsku. W 2022 roku jeszcze by na tym zarobiła, bo czereśnie na rynku pierwotnym dochodziły do 260 zł za kilogram. Cen z rynku wtórnego nie znam, bo się archiwum zesrało. Skoro przy tym jesteśmy, to z czereśniami trzeba ostrożnie z kilku powodów. Po pierwsze, są jak Helena Trojańska, tylko zamiast okręty w morze, wyprawiają ludzi na porcelanę, bo zawierają sorbitol, czyli naturalny alkohol cukrowy. Można się po jego nadmiarze nadąć jak radny na otwarciu Biedronki, a można zamienić w gejzer pionowego startu. Czereśnie w Europie zawdzięczamy, tak jak inne gówniane rzeczy, np. salut i prawo Rzymianom. A konkretnie wodzowi Lukullusowi, który powinien nazywać się Łykullus, bo pochłaniał czereśnie w takich ilościach, że na jego cześć wymyślono termin uczta Lukullusa. To podróż kulinarna, która rozpoczyna się sałatką owocową, a kończy koncertem jelita grubego. Po drugie, czereśnie są bronią zakazaną konwencją Jordanowską. To od ogródków Jordanowskich, których blaszane zjeżdżalnie latem paliły ogniem tysiąca słońc, a zimą metalowe słupki niewoliły więcej języków niż chińscy cenzorzy i krówki mordoklejki. No więc konwencja Jordanowska stanowczo zabrania wykorzystania czereśni w charakterze broni miotanej, jeżeli uczestnicy potyczki mają na sobie ubrania z grubsza białe. Czereśnie zawierają antocyjany i farbują do tego stopnia, że kiedyś używano ich w charakterze szminki. Poza antocyjanami czereśnia zawiera amigdalinę, która w kontakcie z kwasami żołądkowymi zamienia się w cyjanowodór. Franca trzyma ją szczelnie zamkniętą, więc trzeba by rozgryźć 200/300 pestek, żeby się człowiek przez czereśnie wybrał do krainy wiecznych lodów, nigdy nie kumałem, dlaczego ktoś miałby wybrać na emeryturze od życia polowanie zamiast nieograniczonego ciamkania Bambino. Poza amigdaliną czereśnie zawierają również melatoninę, więc garść przed snem działa podobnie jak fikuśne tabletki reklamowane w radio pomiędzy spotami na suchość dróg rodnych." |
Słuchaj, kozi synu
Cytat:
W podpisie mam, co mam. Brakuje tam Kmicica. Musiał dorastać w nienormalnej rodzinie, która przed unijnymi normami schowała się głęboko na kolonii wsi. Do 7-miu lat nikt (w sensie rodzic) o zdrowych zmysłach się takimi brzdącami nie zajmował. Robiły takie dzieci, co chciały - z pomysłami na "życie", o którym się nie śniło współczesnym im Nowackim, Kotulom, Muchom czy Spurkom a Biedronie i Śmiszki, były trzymane od dzieci z daleka. Robiły te szkraby, co chciały bo rodzice nic o tym nie wiedzieli. Robiły to poza domem lub w domu, kiedy baczne oko rodzica zawieszało wzrok na sprawa "wyższej troski". Wiadomo było, że jest granica tej dziecięcej swobody. Przekroczenie jej najpierw należało do dziecka. Bardzo często taki brzdąc szybko dostawał info zwrotne pod postacią złamanej gałęzi, załamanej tafli lodu, atak rozsierdzonych os. To potrafiło bardziej boleć od klapsa w tyłek, kiedy kubek z zawartością zmieniał stan skupienia w kontakcie z cudzą głową. I tak dalej, i tak dalej... Proca, dzida, łuk i strzały to był podstawowy elementarz. Wzorcem - najsilniejszy we wsi lub starszy brat, i gdzieś w tle ojciec. Najlepszym arbitrem elegancji był dziadek i babcia. Im bardziej poukładana rodzina, tym lepiej. To rodzina z najbliższym otoczeniem - była małą ojczyzną i kościołem. Ojczyzną, nie - matczyzną. Nie ma co relatywizować lub nie daj Boże, podchodzić symetrycznie. Aleksander Macedoński nie był zły czy dobry... Był Wielki. Czyngiz Chan - Zdobywcą. Każdy na miarę swoich czasów. Masz rację Mucha, było fajnie. Tak było. Gdybym miał charyzmę Kmicica... Ja się zatrzymałem w rozwoju. Na dobrych pomysłach. Z perspektywy 55 lat stwierdzam, że jestem urodzonym solistą. I taki mi jest najlepiej. Najlepiej jest mi solo. Dziwnym trafem wtedy potrafię wziąć pełną odpowiedzialność za siebie, swoje czyny. Nie ma nikogo koło mnie? Nie ma spalonych wsi. W życiu tak się do końca nie da. Życie zmusza do interakcji i bycia społecznym. Tak... Biesowisko było fajne. Do czasu. Jak EWG. Kiedyś przestrzegano surowych zasad. Bano się organizatora. Niestety... Organizator stał się różowy, potem tęczowy i Biesowisko się rozsypało. Bo oni (uczestnicy) przecież... itd. Były kiedyś kółka zainteresowań - super. Z czasem to one stały się kołem zamachowym (zwłaszcza jedno), niby fajnie ale finalnie...? Finalnie przeszły w krąg terrorystów. Takie towarzystwo własnej adoracji. Ostatnią, świeżą krwią tej imprezy była Zajebali. Nie przebiła się. Formalnie władzę przejęła lewa strona tej imprezy. Zwolennicy szczepień. Ja zostałem faszystą. Zostałem wykluczony a sygnały docierały... "Bohdan... chciałbym się dostać na Biesowisko. Jak się zapisać? - Pisz do organizatora... Impreza naprawdę fajna tylko organizator pierdolnięty..." Dwa lata później organizator jedzie z wystraszonym na jego wyprawę życia. Przeżył. Wystraszony z niejednego pieca chleb jadł. Zasadniczo umoczony w gównianym interesie (budował Czajkę, tę warszawską). Spróbował czegoś nowego w życiu. Pojechał na czereśnie, dostał wiśnią szklanką po łbie. 46 dni razem... Kilka lat później napisał powieść. Nie dało się streścić wszystkiego, co przeżył w te 46 dni, bo trza by było wyciąć całą Puszczę Białowieską, by to na czymś spisać. Każdy jeden, kolejny dzień został zamknięty w sekundzie. Sekunda, to mało...? Sekunda to wieczność. Kiedy odpadasz od ściany El Kapitan masz tych sekund blisko 20 do dyspozycji, zanim zgaśnie światło. Nie jednemu po 20m już się wyświetla cały życiorys. Zostało mnie (tak sądzę/mam nadzieję) jeszcze te 20 lat, by dokonać przewrotu. W przyszłym tygodniu robię pierwszy krok. Najpierw proca dla Kacpra, potem malowanie golfa w... Zostawię wnuki na godzinę przy golfie, tylko pozaklejam szyby. Zapewnię narzędzia. https://i.ibb.co/9mHb7NKB/IMG-20240615-173713.jpg Obiecane równo rok temu. Obiecaj dziecku... Babcia tradycyjnie... https://i.ibb.co/R4vBn75Y/IMG-20230728-200736.jpg Tymczasem... https://i.ibb.co/JwGCzWyT/IMG-20240609-103241.jpg ...nie jest latwo tu się dostać ale... https://i.ibb.co/TM1Ny7t6/IMG-20240609-085718.jpg ...jak już... https://i.ibb.co/twVDyrxN/IMG-20240609-074342.jpg ...to jest pięknie. |
[QUOTE=biker;877479]Ja coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że świat jest fabryką do tworzenia ludzi nieszczęśliwych. I że nie jest to kwestia braku wyboru, tylko dość świadomego wyboru, który jest wygodny dla garstki. Reszta się dopasowuje, nawet do największych absurdów. Tak jest w globalnej skali, ale też na poziomie naszych zwykłych codzienności, gdzie wplątujemy się w sytuacje niemożliwe i beznadziejne.
Czasem trzeba p...ąć pięścią w stół a newet go wywrócić i zacząć ŻYĆ Dlaczego nie napisałeś: PIERDOLNĄĆ..!!!? Masz zupełną rację (tylko,niestety teoretycznie) bo: ;jestem naprawdę załamany;: ale do większości Polaków, to nie dociera; nawiązuję tu do wątku w którym pisałem o Kanadzie... to zlepek ludzi z całego świata. W każdym miejscu widzisz wszystkie odcienie skóry. O skórzanych kurtkach nie wspomnę. A jednak potrafią współżyć, integrować się i nie zabijać nawzajem. Naszej (chociaż to nie moja) mentalności nie da się zmienić tak szybko. Przepraszam, ale Polacy w większości (mam szczerą nadzieję, że to jest jednak mniejszość...) nawet nie potrafi poprawnie pisać po polsku, a co dopiero wyrażać się z sensem lub mieć własne zdanie o czymkolwiek. Radio maria i chuj... (to zajebiście po polsku). Wydaje mi się, że nie możecie narzekać na mój polski. Byłem poza kilkanaście lat; nawet myślałem w obcym języku; wróciłem do innego świata, gdzie niektóre dzieci nie wiedzą co to jest długopis... (kugelszrajber - jakby nasz germaniec czytał). Pojechałem do babki, która produkuje dobre pierogi - pyta: na kogo będziesz głosował - dyplomatycznie odpowiadam: że o takich rzeczach nie powinniśmy dyskutować przy pierogach... Jej odpowiedz: ale żebyś wiedział: jak wygra Trzask, to zajebią nas emigranci, a jak nie dadzą rady, to zadusi nas Unia... No i weź tu pierdolnij pięścią w stół. Pierdolną bym jej w łeb - ale nie chciałem pójść siedzieć za głupią pizdę... Nie obrażając naszych kochanych cipeczek ze zlotu "Baby na... i tu chyba się trochę pogubiły" Nie chcą naszego wsparcia - mimo wszelkich deklaracji - to... nie... a ja też chętnie zmieniłbym płeć na te kilka dni. Liczę na to, że tak jak kiedyś Elwood ze względu, zaprosił mnie na Biesowisko, tak i nasze kochane kobitki (które pragnę poznać) też zlitują się..? Nadmienię, że przeprowadziłem parę remontów i zrobiłem trochę mebli od zera. Tak, że miarką posługuje się dosyć sprawnie i w zamian za zaproszenie mógłbym wyręczyć Was w mierzeniu odl. od podłogi do Myszki... bardzo chętnie! Mniam, mniam - ale zwyrol ze mnie... :D Wybaczcie, poproszę... albo zaakceptujcie też poproszę! Wiem, że to nie ten dział. Ale, wydaje mi się, że im mniej kobiet to przeczyta tym lepiej dla mnie... chociaż mi już niewiele pomoże.... Chyba, że to zaproszenie... co nasze Panie..? Wiem, że Fazik był i nic się nie działo. A ja przy Faziku to pizda jestem nie chłop. ;- ) |
Czy jest mojsza...?
Przychodzi baba do lekarza i mówi:
- Z bliska nie widzę. A z daleka? - Z Koszalina. Na dzisiaj tyle dobrego. |
No i mamy obraz co El chciał pokazać .
A co chciał pokazać pytanie ? Jam nie Babinicz jest zajebis... |
A najbardziej to k… jak to nie zaproszony się bawił bo przecież zaproszenie od Fazika od gebelsow to nie to
|
Cytat:
bo trza żeby święte były |
Nie chce mi się jeszcze spać - to podzielę się z Wami taką refleksją. Właśnie obejrzałem wiadomości o nielegalnym wypalaniu trawy - o czym my wszyscy wiemy. Picie i palenie trawy jest nawet zakazane na Biesach.
No i odnośnie trawy: taki zając, krowa czy koń wpierdalają rzeczoną trawę lub inne siano z trawy zrobione. I teraz pytanie 26-go roku: dlaczego ich gówna różnią się wyglądem i konsystencją ? P.S.: Siedziałam na wszystkich... zależnie od apetytu czy pory dnia wybierało się różnie: miałam ochotę na sushi - koń, bigos czy inna fasolka po bretońsku - krowa, a na śniadanie, tradycyjnie chrupki z mlekiem od zająca. |
Gdzieś wyżej Ell pisał coś o babciach czy ciociach. Nie chce mi się szukać i cytować. Napiszę o swojej.
W podstawówce marzył mi się motorower. Do tego stopnia, że jadąc rowerem, rozpędzałem się, przestawałem pedalić i wyobrażałem sobie, że to posiada silnik i samo jedzie... Niestety motorynka kosztowała miesięczną pensję obojga moich rodziców. Potem stary rzucił pracę i został ajentem (młodsi będą musieli wesprzeć się internetami). Otworzył mały bar, gdzie na stojąco jadło się co było w hurtowni: od wszystkich dań, które wymieniłam w poście wyżej do innych kiełbasek i pieczonych kurczaków. Zaproponował mi pracę w ramach resocjalizacji. Każdego wieczoru myłem sztućce - On nazywał to: widelczyki. T.zn.: one same się myły będąc zalane ciepłą wodą. Dłużej zajmowało mi ich liczenie (stary płacił od sztuki) niż wyjmowanie z wody. No dobra: w ten sposób zarabiałem i każdego miesiąca zarobione dziengi pakowałem w woreczek, podpisywałem i skrzętnie ukrywałem przed moim starszym bratem, który jako junior zdobył wicemistrzostwo Polski i był powoływany do kadry Polski w piłce nożnej. Niestety nasza 3-ia furia sfaulowała go i długo nie pograł... a pieniędzy potrzebował. Wracając do Babci - wiedziała, że zbieram na upragniony motorower. Miała kawałek pola i zaproponowała, żebyśmy zaposiali tam truskawki, które sprzedamy i będę zapierdalała 50-tką. Tak zrobiliśmy. Truskawki wyrosły. Zebraliśmy je - Babcia załatwiła łubianki (młodzież - internet). Stary podwiózł do hurtowni, a tam powiedzieli: że małe, nie kształtne, w piachu, itd. Dziwne to, bo przecież oni wtedy nawet nie słyszeli o E.U. W każdym razie Babcia; w bardzo kulturalnych słowach; powiedziała im co myśli i kazała nam się wynosić. Pomyślała o dużym zakładzie włókniarskim niedaleko Jej domu (Biawena), gdzie mnóstwo ludzi pracowało na 2 zmiany. Zdążylismy na tych, którzy wychodzili o 15-tej i cały towar opierdoliliśmy w tri miga i tak przez kolejne parę dni... I w ten sposób stałem się posiadaczem czeskiej jawki 50-tki. |
Mojsze niemojsze
Jo, wyedytowałem posta, bo AI nie zostawiła na mnie suchej nitki, po wrzuceniu jej mego - posta do weryfikacji.
Ale była to już AI bardziej inteligentna emocjonalnie od takiej zwykłej, bo dopisała: na ch... ci to? Odpisałem jej: jeb... cię pies! - A ciebie dwa. No to ciebie ten niedźwiedź od ruskiego myśliwego i... się AI zawiesiła. Mucha - więcej spacji. Nie pisz tak ciągiem. Myśli Twoje bardziej przejrzyste dla oka będą. Pracujące dziecko, by zrealizować swój cel, to coś pięknego. Piękne zjawisko. W mojej okolicy rowerowej, w Sopocie w zeszłym roku dwójka dzieci, na ścieżce rowerowej sprzedawała lemoniadę własnej roboty z dużej wazy. Tanio nie było, na szczęście nie wziąłem kasy na przejażdżkę. Tanio, nie tanio. Zacnie. Najlepsza i tania to nauka biznesu. W Chinach w ogóle się do takich biznesów ulicznych nie mieszają. W sensie państwo, i taki tani biznes kwitnie i wszyscy zadowoleni. Człowiek, który sam na siebie zarabia, nic państwo nie kosztuje a jeszcze państwu służy. My wybraliśmy inny model. Państwa sterylnego, z nowoczesną ochroną małoletnich. Dzisiaj drugi dzień wakacji. Strażnik Domowy opiernicza mnie, że o 7.15 rano robię sobie kawę. W ekspresie do kawy, który dostałem od wiary biesowej na 60-te urodziny. Wyje to, jak czterolatek, który domaga się swoich praw. Prawa do samostanowienia. Tak! Mówi taki czterolatek sobie. Włożę widelec do kontaktu. Wszyscy już lecą z krzykiem, że... No właśnie. Co się niby wydarzy, jeżeli jakimś cudem uda mu się jakoś wpakować ten widelec w dziurki? Zamiast krzyczeć, powinno się dziecku tłumaczyć: - Pamiętaj Kacperku, celuj tak, by widelec równo wszedł do kontaktu. Wtedy kopnie widelec a nie ciebie. Jak będzie starszy, bez bólu zewrze odpowiednie styki w rozruszniku, by odpalić golfa lub Lublina bez ingerencji w stacyjkę. Albo... https://photos.app.goo.gl/s3j28chLqpSDz86d9 Drugi dzień wakacji... Wczoraj dostałem info, że podrzucą nam szkraby w drugim tygodniu lipca. Z prababcią knujemy uruchomić Lublina w celu swobodnego transportu nieletnich. To, co mnie ekstra ucieszyło, to fakt, że Marysia i Kacperek mają "chwilowo" dość szkoły i przedszkola. Dla mnie zawsze szkoła była zesłaniem. Każdy wolny dzień od szkoły przyjmowałem z radością, pod warunkiem jednak, że był to dzień wolny od szkoły dla wszystkich. To, co mnie równoległe "martwiło", to puste podwórko a nie pełna szkoła. "Palić, rabować" w wolnym czasie z cennych sekund! No właśnie... Puste podwórko. Na razie muszę sobie poradzić z osami, które uwiły gniazdo w samym narożniku przy wejściu do garażu. Nie ma opcji, by nie było walki o eter, o czym się przekonałem wczoraj. Nie pamiętam, kiedy miało to miejsce przedostatnim razem. Pamiętam wczorajszy atak. Ucięła mnie jedna cholera. Kiedyś obszedłbym się z nimi bezceremonialnie. Dzisiaj zrobię to z ceremoniałem. Wolałbym, by przeżyły ten ceremoniał. W końcu to nie komary... P.S. Muszkinie, na mojej tubie udostępniłem film z biesowych, biesiadnych tańców. Widać wyraźnie jak szukasz miejsca do złożenia jajek. |
Dzisiaj niespodziewanie zlądowały kasztany na Przystanku Oliwa.
Od razu wyższy level. Na rowerach nie pojeździliśmy, bo tych pilnują na razie osy, zatem ruszyliśmy w teren z buta. Szeroko pojęte okolice Katedry Oliwskiej. Wracając przez park koło Muzeum Etnograficznego zaszliśmy w podwórze tegoż na mini kiermasz. Dzisiaj sporo tradycyjnej sztuki ludowej, nie żadnej cepelii ale klasycznej sztuki. Klasyka kaszubska. Schowana przy bocznym wyjściu wystawa Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi na szczęście wypadła nam po drodze i tam utknąłem. Z dobry kwadrans rozmawiałem z paniami z Instytutu, które z pasją przedstawiły mi najnowsze pozycje, w tym z historii wsi. Z sympatią przyjęły moją krytykę Janickiego, za co wnuki otrzymały fajne prezenty ale na odchodnym zdołałem rzucić okiem na: https://nikidw.edu.pl/seria-biala/ Rewelacja. W przygotowaniu piąty zestaw bajek że Świętokrzyskiego zatem nabyłem rzeczone cztery. Na dobranoc na pierwszy ogień poszły bajki podkarpackie, potem Suwalszczyzna i Podlasie, na finał maruszyłem pomorskie. Zestaw czterech pozycji rzeczonych kosztował mnie 160zł ale nie żałuję. Bardzo ciekawe podejście do tematu. Bajki zbierane jak grzyby przez autorów tyle, że nie po lasach a po wsiach. Nagrywane w gwarze, "tłumaczone" na nasze. Można je odsłuchać w oryginale,skandując kod QR drukowany na końcu bajki. Pięknie ilustrowane, z wykorzystaniem motywów ludowych danego regionu. Wybitni autorzy grafik. Czekać będę na kolejne wydania, ze szczególnym akcentem na Warmię i Mazury. Albowiem bowiem kiedyś zaczytywałem się w rzeczonych, z dużym - co prawda opóźnieniem wiekowym ale co tam. Gdzieś je mam, podobnie jak legendy z Bieszczadów. Bajki proste ale z morałem. Na końcu każdej bajki słowniczek "wyrazów obcych" jak np. kunsztownica. W życiu bym nie trafił właściwego znaczenia. To akurat z gwary kociewskiej (bajki pomorskie) ale jest i kaszubska. Kto zgadnie, co znaczy: strzyż? Może się w treści kaszubskim poświęcony ów zagadkowy wyraz. Celem małej podpowiedzi dodam, że strzyż... szczekać potrafi. |
Na dobranoc
A teď příklad našich jižních sousedů, kteří plácají kosu
|
Baśni i waśnie
Drugi dzień wakacji.
Było: O Piekiełku, złej wsi, Czarnej Wodzie i kunsztownicy. https://i.ibb.co/zVh1G2dL/IMG-20250630-062127.jpg ...Młynarz (cieżko chory) siedział pod chajdabaną Wierzycy i czekał aż we wsi zegar wybije północ. Działo to się w kupalnockę. Kiedy dzwony zaczęły bić na rzeczoną, golusieńki młynarz skoczył za radą kunsztownicy w największe pokrzywy... Zaraz potem wrzask jego przerażliwy (Aaaaaaaa!!) poniósł się po okolicy. Tak "...głośno krzyczał, że aż go ci, co w głębi lasu kwiatu paproci w noc sobótkową szukali, usłyszeli. Krzyczał, bo palić go całe ciało zaczęło okropnie. Chyba od tego bólu strasznego zobaczył nagle na wzgórzu joannitę na białym koniu..." Dokładnie jak zaleciła i przewidziała kunsztownica. W te pędy pobiegł do domu, szybko się nakrył kołdrą i zasnął. "...Kiedy rano oczy otworzył, czuł się lepiej, dwa dni później jeszcze bardziej się poprawiło, a na trzeci dzień wyzdrowiał..." 8h wcześniej. Kto przejdzie przez las pokrzyw, bohaterem zostanie! Rzucił dziadek Darek i dzieci ruszyły ostrożnie ku olsze samotnej, otoczonej chmarą zielonego rycerstwa niczym Jurand w Szczytnie. Ostrożnie, by zielonego płaszcza przypadkiem gołą łydką nie trącić! Aż tu nagle, dziadek zmienił się w kunsztownika i gałęzią wierzby upadłej, odciął szkrabom drogę powrotu! W wyniku zamieszenia, część bohaterskiego animuszu przerodziła się w panikę i młodszy zuch w pokrzywy wpadł! Lament poniósł się po okolicy... A okolicą był staw przy Młynie Oliwskim. 8h później. Po wysłuchaniu bajki... - Dziadku! A mnie od pokrzyw katar się zmniejszył! Zaraz potem mały zuch zasnął snem kamiennym, uśpiony melodią... https://i.ibb.co/S4Db4Szr/IMG-20250630-072339.jpg ...gwary kociewskiej. |
Historia Mojego Podwórza
Gniazdo os zostało wczoraj zlikwidowane. Zauważyłem, ze budują nowe. W miejscu bardziej bezpiecznym dla otoczenia. Nie naruszają mojego bezpośredniego terytorium na Przystanku Oliwa. Ja uszanuję ich wybór. Można żyć koło siebie.
Po załatwieniu tematu - możemy spokojnie ruszyć na Zlot Graniczny. Dzisiaj palenie ognisk. Jutro wyznaczenie granicy nowej republiki - Globusa PeEl. W 2007-ym przemierzałem Elwoodem północny brzeg Issyk Kul na wschód, w kierunku przejścia granicznego z KAZ.. W okolicach Kara Czunkur trafiłem na klasyczną, kirgiską wersję Buszkaszi. No nie szło odpuścić. Zawody cudo. Po zawodach rozdanie nagród i powolne zamykanie imprezy. Ja się świetnie nadaję na zamykanie wszelkich imprez, zajrzałem więc do jednego, dużego namiotu, gdzie celebrowano sukces "swojej" drużyny. Zajrzałem i nie było opcji, by nie poświętować przyszło z sukcesorami sukcesu. Akurat trafiłem na konkurs śpiewania. Stałem się z mety "gościem honorowym", zaproszono więc i mnie do wyrażenia uczuć śpiewem.. Mając na uwadze to, co widziałem, czyli pokaz kunsztu jazdy konnej (nie żadnego tam "anglezowania") wziąłem oddech i... Nikt nie rozumiał słów ale "siła przekazu" była ogromna duchem, wywołała duże emocje. Dostałem burzę braw, ktoś zapytał o czym pieśń? - O małym, Wielkim Rycerzu. Naprawdę nie musiałem więcej tłumaczyć. Jeżeli miałbym napisać, co mnie ukształtowało "pierwotnie" (kipisz górsko-stepowy), to siła przekazu telewizyjnej wersji Przygód Pana Michała w pierwszym, czarno-białym wydaniu. Pamiętam - jak dziś, pierwszy odcinek serialu, wyemitowany w 1969-tym roku. Miałem dokładnie tyle lat, co mój Kacperek dzisiaj. Wspomniałem o młynarzu, który "uleczył" się w pokrzywach. Następnego dnia musiałem podejść do bankomatu z rana i Kacperek poszedł ze mną. Po drodze zauważył siedlisko pokrzyw. - Dziadek, a mogę dotknąć pokrzywy? Możesz, pewnie. Jak będziesz się delikatnie z nią obchodził, to może się nawet nie poparzysz. Kacper "dotykał" zwiększając "natężenie". - Aj! Pali. I... nic. - A gdzie pali? Pokazał na kłąb kciuka i tyle byle dalszego "palenia". Zero dalszej reakcji. Sam zdecydował i zaliczył proces poznawczy. W nagrodę opowiedziałem mu, jak u babci Władzi na wsi przebrałem się za Winnetou i w samych gatkach przepasanych wiechcią słomy, na boso zakładałem orle gniazdo na wierzbie przy stawie. Nagle gałąź wierzby się pode mną załamała i dziadek spadł w samo pokrzywowe epicentrum pod wierzbą! - I co?! Nikt dotąd - odpowiadam, i chyba nigdy potem, nikt nie słyszał tak drącego się w niebogłosy wodza Indian. Dziadka paliło całe ciało! - Ale wyzdrowiałeś?! No jasne! Nigdy potem nie wlazłem na golasa na żadne drzewo, pod którym rozrosły się pokrzywy:) |
Przygody Pana Michała
Wróciłem z łona na bezłonie.
No może nie do końca bezłonie ale to inny świat. Na łonie pozostał Brat Michał - pustelnik. Przechodzi przemianę. https://i.ibb.co/yBG3f5xZ/IMG-20250704-194844.jpg Wieczorne kątemplucie. Rankiem doniosły... https://i.ibb.co/jZw8RHRy/IMG-20250703-125302.jpg ...krok w nową rzeczywistość. Potem kolejne kroki inicjacji... https://i.ibb.co/qFJMvkx9/IMG-20250705-112031.jpg Ablucje. https://i.ibb.co/G3fDGgt8/IMG-20250704-123613.jpg Potem żucie... https://i.ibb.co/8DQ8Zggq/IMG-20250704-123451.jpg ...pszczół. Tak, to dzisiaj wygląda... https://i.ibb.co/273SZP5V/IMG-20250707-070721.jpg ...plaster w sensie. Na łonie zaś dziwy takie... https://i.ibb.co/BHcTScXS/IMG-20250705-075941.jpg i... https://i.ibb.co/fVHs9tKp/IMG-20250704-160630.jpg ...owakie. W sensie jajka dziwne takie. Z jednym żółtkiem. I w ogóle... Dziwnie. Widziałem w okolicy ministra rolnictwa bez krawata, w gaciach samych. https://i.ibb.co/HfL1YJ2g/IMG-20250705-134115.jpg https://i.ibb.co/PZCnTvNq/IMG-20250705-143113.jpg Jak to minister... Na liczne pytania kręcił (sękacza wyborczego gratis). Zresztą może to nie minister ale dziennikarz z tvp3 stojący obok ministra, pozdrawiał ministerialną świtę, odczytując długa listę świtującycvh i świtezianek. Potem wszyscy dziękowali. Brawa dostał jednak tylko jeden. Ten, co przemówienie streścił do zwykłego: - Dziękuję. Bawcie się dobrze. To był Brat Andrzej. Ojciec prowadzący Brata Michała, któren by być zaincjowany do końca, musiał pożegnać jedyną. https://i.ibb.co/3ybBLsQc/IMG-20250705-124132.jpg Potem Narwianki zaśpiewały o tacie, co miał kosę i synu, co miał tatę z kosą i że potem obaj razem przepili siano. https://i.ibb.co/BVgBcmz8/IMG-20250705-141937.jpg Dziwne to wszystko. 11-letni syn sąsiada jeździ traktorem aż miło, krowę wydoić umie, tymczasem my... https://i.ibb.co/99X1z9bk/IMG-20250706-142454.jpg |
Jak lubisz bajki wciąż, to polecam Ci Ceske Pohadky Pana Drdy. Czytałem je jako dziecko I były absolutnie fascynujace. W ub roku kupiłem sobie w Pardubicach w oryginale.
Wręcz zyskały na wyrazie. M |
Elegancka podpowiedź. Bajki czeskie zakupione a, że wieś mam od czwartku na głowie, to będą w sam raz.
Przyceluję jeszcze bajki mazurskie, bo tymi zaczytywałem się na... studiach, no i będę obserwował nowości z lektur Instytutu. Przez kilka dni byłem oderwany od rzeczywistości, poddając diagnozie stan ducha własnego i wiejskiego domu, któremu zamierzam przywrócić życie. Nie to, że już wydehły ale wymaga wsparcia nieco. Powrót do realu znowu wystawia moje organy na chwile próby, znieczulam się zatem każdą wiejską literaturą, zwłaszcza techniczną. |
Wydechły pisze się przez "ch" bo to chyba od zdechnąć.
Z matury miałem 3+ ale razi mie to po ślońskich ślypiach |
Moje podwórze
Jedź po bółki:D
Wydehły pisze się jak pisze. Wydehnięty pisze się przez "cecha" ale i tak będę pisał przez "samocha". Ludzie ze wschodu nie patrząc na bukwy, wiedzą - jak się słyszy. Ta "cecha" jednakowoż zanika ale giętkie ucho wyłapie. Wyłapie ćwicząc wymowę: chleb - hamulec np. Nagle "ha" staje się tępe jak ostrza moich dwóch kos. https://i.ibb.co/s9b7wv3c/1751953486163.jpg Widzoną na obrazku zabrałem ze wsi - sygnowana logiem SFK ale brzmi tępo i jest zdrowo przeciągnięta miejscami i mocno pofalowana. Idealny przykład nieumiejętnie klepanej kosy. Dom kryje szereg skarbów, których obecnie pilnuje Brat Michał. Gdzieś kryje też babkę, jak zapewnia mnie kuzyn właścicielki. Mieszka w tej samej wsi, kilometr dalej i jest wychowany klasycznie. On zrobi wszystko (z pomocą zgromadzonego sprzętu). Jak trzeba, sfrezuje lub wytoczy (manualne wersje frezarki i tokarki) w stolarni zaś dorobi z drewna, co mu tam wyobraźnia podsunie. Wcześniej przetrze na równiarce itd. i tak dalej, i tak dalej... Tysiące narzędzi poukładanych na stojakach, tablicach, stołach nad którymi powoli traci kontrolę. W jednej ze stodół stoi pod plandeką W 124 500E. Z pasji pszczelarz, zbiera stare wagi. To on przejeżdżając podrzucił nam plaster miodu i zachęcił do żucia. Szkoła klasyczna... Mąż, zdolny manualnie, żona - maluje piękne landszafty. Konserwatywna (kręgosłup katolicki) rodzina. Jedyne, w czym mogę im zaimponić/zyskać szacunek, to samodzielnie doprowadzić do życia chałupę. Sąsiad z za miedzy, mój imiennik - jako jeden z dwóch (po Wojtku) wypasa jeszcze krowy tradycyjnie. Na jednym zdjęć z poprzedniego postu, widać jak krowy zmierzają na wyżerkę. Najpierw Gosia w passacie B6 blokuje główne skrzyżowanie we wsi a Darek je w szybkim tempie przegania. W piątki, świątki, bez urlopów, bez wolnego, coraz bardziej przytłoczeni unijną papierkologią i kontrolami, i czy inwentarz ma należyte, domowe warunki do bytowania. Bo wiadomo, to urzędnikom bardziej zależy, by inwentarz się zdrowo chował niż jego właścicielowi. Ale... nie narzekam!;) Bo jeszcze mi się dostanie. P.S. Od Tow. Zarodkiewicza dostałem pasek cienkiej blachy, na której poćwiczę klepanie. Próba koszenia jednakowoż zaliczona. Czeka mnie mnóstwo czystej fizyki, w ramach pokuty za brak przystosowania do społecznego życia. Mam półtora m-ca czasu, by się doprowadzić do stanu wykonawczego. Tymczasem i ja zamówiłem: https://i.ibb.co/20g19Gg4/Screenshot...ra-browser.jpg |
Prawdopodobnie zadam naiwne pytanie: baśnie Andersena przerobione..? :)
|
Wakacje.
|
Jelcz ogórek to było busidło⌠pamięta ktoś sznurek przez całą długość żeby zawołać na żądanie? :)
Jak byłem małym bajtlem to największa przygoda było poprosić kierowcę żebym mógł Siedzieć na pokrywie silnika. Całe 15km - las, serpentyny, wpatrywać się w zmiany biegów, sapanie hamulca. Nie każdy kierowca się na to zgadzał ale z reguły Udało się wymiałczeć :) piękne wspomnienia. Linia 32, Boguszów Gorce, Wałbrzych Śródmieście. |
|
Po pierwszym Twoim zdaniu chciałem napisać o siedzeniu na silniku. To była zajebioza dla małolata. Pewnie młodzieży będziemy musieli podesłać jakieś zdjęcia, żeby wiedzieli o co chodzi.
:) |
Ee tam jeżdziłem ogórkiem po placu tata z boku, a ile godzin przesiedziałem na miejscu koło kierowcy nie wspominam.
|
Wczoraj późnym popołudniem wracamy z długiej wycieczki na Westerplatte.
Najpierw SKM, potem autobus sezonowy linii 606. Zwiedzanie, trochę historii i z powrotem Na Żabiance przy dworcu wchodzę że szkrabami do cukierni. - Dwa pączki proszę. A dla pana? - Walerianę. Odbyliśmy podróż za jeden uśmiech. Na Westerplatte śliczna, młoda dziewczyna ustępuje mi miejsc w autobusie. Bardziej Kacprowi ale biorę go na kolana. Przy okazji zostaliśmy obdarowani pięknym uśmiechem. Tak... Jak to w wakacje. Nie ma bajek. Dozuję serial z uśmiechem i Wakacje z duchami. Legalnie i niech to gęś kopnie oraz: babciu ratunku! Tak zostałem Dudusiem. P.S. "Każdego roku mały pingwin pokonuje ponad 8000 kilometrów wybrzeża, aby ponownie spotkać się z rybakiem, który uratował mu życie, gdy znalazł go pokrytego ropą i na skraju śmierci. Ta prawdziwa historia ma miejsce w Brazylii, gdzie Dindim bezbłędnie wraca ze swojego naturalnego siedliska w argentyńskiej Patagonii do domu Joao Pereiry de Souzy - mężczyzny, który go uratował w 2011 roku. Pomimo ogromnej odległości i swojej dzikiej natury, Dindim rozpoznaje swojego wybawcę, wita go z entuzjazmem i spędza u jego boku kilka miesięcy, zanim wyruszy w drogę powrotną. Naukowcy wciąż nie do końca rozumieją, jak udaje mu się odnaleźć drogę, ale ta wyjątkowa więź poruszyła cały świat i stała się symbolem relacji między ludźmi a zwierzętami." |
Był nie dawno film o tem z Jean Reno, dobry. A wracając do to była super komedia .
|
Wakacje
Bahdaj wymiata.
Podróż za jeden uśmiech, Wakacje z duchami, Do przerwy 0:1, Stawiam na Tolka Banana - to wszystko ekranizacje (nomen omen doskonałe) jego wybranych powieści młodzieżowych. Znakomicie się czyta i ogląda. Na tapetę dla szkrabów wjedzie jeszcze Pan Samochodzik. Też kilka ekranizacji z Mikulskim. W ogóle jest fantastyczne forum Pana Samochodzika: https://pansamochodzik.net.pl/ Kopalnia wiedzy i... w ogóle... bomba. Przyjdzie jeszcze czas na Nizurskiego, potem Szklarskiego. Jak tylko ogarną czytanie ale i tak juz im nieźle czytanie wychodzi. Tymczasem od kilku dni zaposiadowuję... https://i.ibb.co/G4gN9y0Q/IMG-20250709-150932.jpg |
Wakacje
Wersja kinowa. Pan Samochodzik w starej wersji. Co do reszty to jednak polecam lekturę Nienackiego. "Świętą" trójcę zamyka Niziurski, z kultowym dla mnie: Siódmym wtajemniczeniem. Tę jego kniżkę polecam przeczytać na końcu. 1. Księga urwisów. 2. Sposób na Alcybiadesa. 3. Niewiarygodne Przygody Marka Piegusa. Kapitalna ekranizacja: 4. Klub Włóczykijów. 5. Naprzód Wspaniali. 6. Siódme Wtajemniczenie. Te czytałem, żadna mnie nie zmęczyła i na 100% do lektury ich wrócę. Ostatnia pozycja to ikona. P.S. Oglądamy we trójkę (z wnukami) pierwszy odcinek Podroży za jeden uśmiech (było na zachętę). Jest scena, w której Leszek Herdegen dorabia na lewo, na mieście GAZ-zem 69. Zabiera niby na stopa Poldka i Dudusia spod krakowskiego dworca. Widząc, tę nieprzystającą do współczesnej rzeczywistości scenę, Marysia dopytuje: - Dziadek... a wtedy nie porywano dzieci...? Zabiła mi delikatnie ćwieka. W każdym razie bakcyl złapany. Drugi odcinek - już wypiekami. Skoro z otwartymi buziami przerobili Krzyżaków (podzielonych na 5 odcinków), to o dalsza edukację się nie martwię. https://i.ibb.co/mVvCCP7R/IMG-20250709-121834.jpg Dzisiaj Junior odbierał drapichrusty i Kacper tatę wypunktował trzy do zera. Zbyszko z Bogdańca wie, że tylko frajerzy atakują miecz. Kontra i kłucie. Do końca m-ca przerwa w nadawaniu. Jadę ostatecznie sprawdzić, skąd wzięli się Bułgarzy, po których tylko nazwa się ostała w europejskim cyrku. |
Wakacje
W Bułgarii, nad morzem, gdzieś pomiędzy Kawarną a Kamen Briagiem.
Za stołem w jednej z nadmorskich knajp, stylizowanych już od dawna milutko i globalistycznie, zasiadła bułgarska rodzina, której królowała matrona o posturze menhira oraz jej małżonek: łysy, równie zwalisty i ciężki. Zasiedli za stołem i rozmawiali. W tle chałturzył jakiś wesoły muzyk, który grał na przemian covery Abby i Metalliki. Muzyk był wesoły a sala smutna. Choć robił, co mógł, nawet kawały opowiadał między kawałkami, to prawie nic nie osiągał, czasem jakiś lekki chichot. Aż mi go żal było. Ale gdy muzyk przestał grać i nastała cisza, wtedy ten łysy, zwalisty zaczął śpiewać. Normalnie, jako gość przy stoliku. Z zamkniętymi najpierw oczami śpiewał. I była to pieśń jakaś stara, ludowa, z tym zawijasem bliskowschodnim, charakterystycznym dla Bałkanów, i po chwili do męża dołączyła matrona, do matrony, pozostali ludzie przy stole, a po chwili inni goście lokalu. Słuchałem zachwycony, i sam bym śpiewał, tylko że tekstu nie znałem. A i muzyk dołączył. |
Już to dzisiaj czytałem, podrzucone w ramach przeglądania sieci. Mogę tylko przytoczyć własną historię, gdzie zagrałem tego łysego w samolocie Kubańskich linii lotniczych
https://www.africatwin.com.pl/showthread.php?t=8328 |
Łysy to zgrany temat.
Lata temu w Obzorze. Jeden z wielu lokali. Wieczór, wszystkie obłożone z wyjątkiem tego, więc wchodzimy. Nic się nie dzieje, dwuosobowa kapela przygrywa bez entuzjazmu. Puste stoliki, życie toczy się obok. Strażnik pragnie kuchni lokalnej, coś tam zamawiamy, ja coś z alkoholowego sortu. Nic się nie dzieje... Tymczasem kapela wchodzi w smutne, rodem z Rumelii Wschodniej nuty - porzucając covery z europejskiej listy przebojów. Patrzę w oczy Strażnika Domowego... Wstajemy i ruszamy do tańca. Dochodzi północ. Cały lokal bawi się z nami. Chwilę wcześniej do naszego stolika dosiada się dwóch o nie bladej cerze dżentelmenów, pytając wcześniej o zgodę. Stawiają nam w rewanżu wino, ogromny dzban wina. Obwieszeni złotymi łańcuchami, eksponują złote zegarki. Wzbudzają w lokalu szacunek. Kelner lata koło naszego stolika jak pszczółka Maja. Stolik zapełnia się frykasami, mafiozi zachęcają do konsumpcji. Strażnik żałuje, że się już objadła, ja korzystam. Zamawiam rakiję w rewanżu. Pijemy i bawimy się dalej. Wszyscy się bawią, wszystkie stoliki zajęte, przed lokalem mimo późnej pory długa kolejka chętnych. Kapela rżnie na ludowo, mafiozi zawodzą przyciągając nuty, ale w cudnej harmonii. Jeden ze stolików zajęty przez grupę rodaków świetnie się wkomponowuje w klimat. Jestem w siódmym niebie ale pora się zwijać. Przywołuję obsługę, chcę płacić ale jeden z mafiozów wykonuje "ten gest". Zbijamy niedżwiedzie i wychodzimy. |
Bywa dziwnie...
...kiedy się wraca.
Epilog. "Rośnie rzesza ludzi, którzy nie tworzą żadnych wartości. Są tylko agentami pijaru. Nie wiem, czy cywilizacja sama się opamięta, bez wielkich wstrząsów czy tsunami..." Lecimy od Krysi. Byłej sołtysowej Rybnego, królowej Biesowiska. Pogoda pod psem... https://i.ibb.co/8npPmLLN/IMG-20250729-074040.jpg ...rankiem sennie ale rześko. Turystów na lekarstwo, cisza, spokój. Czekając na Mateusza, syna Krysi rozmawiamy ze Staszkiem i wspominamy stare, lepsze czasy. O ile lepsze...? Dokładnie o 56% ale procent będzie rósł. Kto ciekawy, niech zerknie sobie na f-rę z PGE, którą akurat mam przed sobą. Tyle extra płacimy za dwutlenek węgla. Stasiu klei w kotłowni płytki, w przerwie pali ze Strażnikiem Domowym serbskie LD Rose. Na drogę dostajemy 10 jajek od prawdziwych, domowych kur, pasztet z dzika - nagroda z bieszczadzkich kulinariów, kolejnego konkursu lokalnych wyrobów, który Krysia wygrywa. Najlepiej wychodzą Krysi nalewki ale pasztet też dobry. Krysia się lekko zżyma, bo to nie pasztet (wątrobianka), jak donosi Staszek. Krysi nie ma, bo z samego rana pojechała załatwiać "sprawy" do Leska i nie zdążymy się pożegnać. Jeszcze tylko Mateusz szybko pozbywa nas problemu w PaScudzie, likwidując czujnik otwierania drzwi. W sensie odcina ten jeden kabelek, który w kostce za to odpowiada. Te czujniki padają po swoim "przebiegu" a mnie nie muszą informować, że drzwi nie domknąłem jak pisklak przy małej chociażby zmianie ciśnienia w przedziale kierowcy czy też nierówności na drodze. Tym bardziej, że zespół czujników funguje z centralnym zamkiem. Skutek taki, że nie zamkniesz auta pilotem ani nawet z kluczyka. Mateusza powinni zapamiętać uczestnicy słynnego, dzikiego Biesowiska 3 i 1/3. M.in. Pastor czy obecny tu Matjas, kiedy to śmieli się ze składaka strucla - wiejskiego moto z "byle czego". Do mniejszego śmiechu było, kiedy dowiedzieli się, że moto (jak najbardziej fungujące) złożył sobie... 10-cio latek. Dzisiaj ów dawny 10-ciolatek prowadzi swój własny warsztat: https://i.ibb.co/3YhzwqCx/IMG-20250729-103558.jpg Wklejam celem reklamy, bo może się jeszcze komuś przydać przy potencjalnej awarii na bieszczadzkich zadupiach. Mateusz zakończył edukację mechaniczną na szkole średniej (z wyróżnieniem) ale naprawia z pasją i zaskakującą wiedzą. Jak właściciel warsztatu w Szypliszkach, który zaskoczył Fazika. Co prawda Mateusz twierdzi, że z motorów się wyleczył ale... https://i.ibb.co/tkLzzBK/IMG-20250729-103245.jpg ...za "stodołą"... https://i.ibb.co/C3TNkmcq/IMG-20250729-103341.jpg ...nie dokończony projekt. Nie motocyklowy ale jednak. Silnik klasyk. 90koni TDI, hamulce z poloneza bodaj itd. Nie wiele trzeba, by jeździł. Niestety w "stajni" pojawił się quad i... Ale nie o tym... Bez pikania, z jajkami, pasztetem z dzika, papierówkami i czosnkiem z ogródka, ruszamy prosto z Bieszczadów do domu. Jeszcze tylko krótki postój w Rzeszowie z tankowaniem na leclercu. Stacje leclerca dla oszczędnych polecam. Do Rzeszowa dojeżdżamy na resztkach bułgarskiego paliwa, które jest najtańszym w unijnym bloku. Zaraz przy leclercu jest kebab, dużo lepsza alternatywa od jakiegoś maca czy kejefsiego. Najadamy się do syta i powinno nam styknąć do Gdańska. Kebab też polecamy. Zasadniczo mieliśmy wracać pod koniec tygodnia ale załamanie pogody w Rumunii... o tym może później, więc mamy wczesne, wtorkowe popołudnie. Zatankowani po korek, najedzeni ruszamy 19-tką na Warszawę. Prognozuję, że jak Warszawa nas nie przyblokuje za bardzo, to na 19-tą zlądujemy w Gdańsku. Nawet zaczyna przebijać się słońce... |
To czemu na kawę nie zaleciałeś, jeśli w ten wtorek to mialem wolne?
|
Świat bywa dziwny...
Następnym razem, bo...
Okolice Janowa Lubelskiego. Ruch nieduży. Na poboczu ekspresówki stoi nowy LC. Trójkąt przed, znaczy problem. Widzę, że kierownik próbuje zatrzymać auto w tle przed nami. Nowy land cruiser... jednak zdejmuję nogę z gazu. 30 lat wcześniej stałem tak na starej 7-mce, gdzieś między Mławą a Nidzicą. Testowałem w drodze do W-wy nową C-15 stkę. To już druga była w małej flocie wschodzącej gwiazdy biznesu globusa PL - czyli mnie. Zabrakło mi paliwa, bo rezerwa inaczej reagowała niż w tej pierwszej. Stałem już tak kilka godzin i nikomu nie było w głowie się zatrzymać aż nastała noc głucha. Były to czasy złe, koniec XXw. nie był do końca bezpieczny na drogach więc w sumie się nie dziwiłem. O drugiej w nocy, to już czystym aktem odwagi było zatrzymać się w podobnej sytuacji. Pogodzony z faktem, że trzeba będzie przekiblować do rana i jakoś dalej sobie radzić zauważyłem dwie żółte świeczki powoli się do mnie zbliżające. Machnąłem... O dziwo świeczki zatrzymały się. W skąpym ich świetle pojawił się starszy pan. Właściciel Skody 105. - Może w czym pomogę? Głupia sytuacja proszę pana... Po prostu zabrakło mi paliwa. - Wcale nie głupia, głupio tak bez zapasu jeźzić. Ma pan rację ale jestem po fakcie. - Pewnie nie ma pan kanisterka? Nie mam, głupio się uśmiecham... - Niech pan wsiada. Niedaleko, z jakieś 5km jest stacja paliw. Kupi pan tam sobie kanisterek i napełni paliwem. Z nieba ciemnego jak sumienie faszysty spadł mi ten starszy pan! na stacji kupiłem kanister, paliwo i wracamy. - Proszę zalać najpierw zanim odjadę. To diesel, oby się nie zapowietrzył. Instalacja ma pompkę, więc najpierw pompuję paliwo. Po chwili kręcenia silnik odpala. Jestem niewymownie szczęśliwy! Szybko sięgam do portfela i wyciągam 20zł "za fatygę". Za dwie dychy można było wtedy nalać 12 litrów paliwa... - Proszę zatrzymać pieniądze i teraz ja mam do pana prośbę. Słucham! - W podobnej sytuacji na drodze, proszę się zatrzymać jak ja i spróbować pomóc. Czasami wystarczy się tylko zatrzymać. Sama świadomość, że nie jest pan zostawiony sam sobie potrafi zdziałać cuda. 30 lat później... zdejmuje nogę z gazu. Strażnik Domowy wie, że choćby skały srały ja się zatrzymam. Zna te historię i nieraz podobna sytuacja miała już miejsce. Zatrzymuję się za toyotą i cofam na odległość holu. - W czym mamy problem? O jej... strasznie głupia sprawa... Zabrakło mi paliwa. Wiem, ze to głupio wygląda ale żeby było śmieszniej, zostawiłem telefon w firmie. - Zdarza się, choć trudno to sobie wyobrazić, uśmiecham się. Nieszczęścia lubią chodzić parami. Ma pan rację ale jeśli użyczy mi pan telefonu, to ja już sobie poradzę. - Nie ma problemu ale możemy go w banalny sposób szybko rozwiązać sami. Po prostu pana zholuję na MOP, który jest dosłownie za kilometr, bo sami rozważaliśmy zatrzymanie się na nim. Dolałbym panu od ręki paliwo ale wyjątkowo nie zalałem dodatkowego kanistra, bo jestem zatankowany pod korek. Przy okazji sam się dziwię, ze tego nie zrobiłem. Ale, zdaje się, na drodze szybkiego ruchu nie można holować...? - Długo pan stoi? Dobre półtorej godziny. - Za 5 minut będziemy na MOP-ie, i wtedy szybko rozwiążemy problem. Gość jest wyraźnie zszokowany. Jak wspomina, już dawno nie czuł się tak "ubezwłasnowolniony", wręcz bezradny ale powoli wchodzi na normalny poziom. - Cholera, przecież znam ten MOP. Tam się ludzie zatrzymują i na pewno ktoś by mi telefonu użyczył... Na MOP-ie udaje mi się ściągnąć paliwo do 5-tki jako miarki. Zalewamy toyotę. Udaje się ją odpalić, zlewam kolejne kilka litrów, by mieć pewność, że nie stanie gdzieś po drodze do Niska, gdzie mieszka i prowadzi firmę. Ale to nie koniec przygód. Okazało się, że musieliśmy jego firmę wygóglać, bo do nikogo (nawet do żony i syna) nie pamiętał numeru telefonu. Śmiejemy się, bo ja też nie pamiętam! Strażnik Domowy - mój tak. Zostawiliśmy na chwilę pana, by z mojego telefonu szybko ogarnął, co miała ogarnąć. Przeprosił jeszcze na chwilkę, bo miała na mój numer oddzwonić jego żona. Po rozmowie z żona pan Marek, bo tak miał na imię zwraca się do nas. - Szanowni państwo... państwo wracacie do domu a pora już późna. Do Gdańska daleko a ze względu na pogodę, skróciliście urlop więc... wnoszę, że nie musicie się państwo "aż tak spieszyć". ja proponuję państwu - nalegam wręcz, by skorzystali państwo z naszego letniego domu w Lasach Janowskich. Tam mamy wszystko, co jest potrzebne do życia, przede wszystkim ciszę i spokój. Spokojnie się państwo prześpicie i jutro podejmiecie decyzję, co dalej. Przekomarzania trwały dobry kwadrans ale pan Marek nas... przekonał. - Będzie na państwa czekał syn. Wszystko udostępni, pokaże co i jak. Macie telefon do żony, gdyby tylko coś potrzeba było, bez żadnej kozery dzwońcie. Absolutnie nie będziemy państwu przeszkadzać, dosłownie wpadniemy koło 20-tej na minutkę, bo żona bardzo chce państwa poznać, a ja tym bardziej czuję się zobowiązany. W sumie, to teraz my jesteśmy w małym szoku. Pół godziny później meldujemy się w środku lasu przed bramą prowadzącą na dużą, leśną posesję.... Letni dom okazuje się dużym, drewnianym domem z czterema... sypialniami, dwoma łazienkami, ogromną antresolą, dużym tarasem i pełnym, gospodarczym zapleczem. Dwoma dużymi garażami, pomieszczeniem gospodarczym, drewutnią, małym, komfortowym domkiem letniskowym ale ny absolutnie mamy korzystać z komfortu dużego domu. Jest duży staw, jest sauna... Wszystko na działce hektarowej w otoczeniu lasu i... w ogóle. Komfort jak z bajki. Jest pełna lodówka, jest barek... Wszystko do naszej dyspozycji a syn gospodarza po chwili taszczy jeszcze skrzynkę perły chmielowej i od razu lokuje połowę zawartości w dużej lodówce. Koło 18-tej dzwoni żona pana Marka i pyta czy wszystko ok i że ona wpadnie ciut wcześniej z... pieczoną kaczką, ziemniaczkami - bo przecież nie możemy tak "bez kolacji" ciepłej. No i godzinę później melduje się na majdanie Dorota. Fajna, energiczna babka... nauczycielka w-fu! I to był koniec:) Kobitki się w tri miga zgadały. Gospodyni sięgnęła do barku i nalała bez ceregieli po krysztale znakomitej nalewki z pigwy. Ja zostałem przy piwie. - Syn mnie odwiezie, rzuca Dorota i... Marka. Zostawiam kobiety i idę się przejść po okolicy. Obiecałem Strażnikowi Domowemu w Rumunii, że przy stole to już mnie nikt nie usłyszy. Kontempluję w ciszy, co tu się wydarzyło... https://i.ibb.co/0yV5b6bj/IMG-20250729-181459.jpg https://i.ibb.co/DP4yDb9R/IMG-20250729-181449.jpg https://i.ibb.co/ds7CbXyr/IMG-20250729-180538.jpg Nawet wieża widokowa jest. https://i.ibb.co/XxXLxgtB/IMG-20250729-185141.jpg Ale to wszystko nic. Najlepsze dopiero było przed nami... |
Wystarczy nie miec strachu w życiu aby przeżyć takie przygody.
Ta skrzynka perły mi tu nie pasuje. Pewnie nie starczyla. Juz widzę ta nówkę toyotę LC utopiona po osie w środku lasu, bo po piwo do wsi przez las trza było jechać :D Co? Ja nie przejadę? Czyta się i czeka |
No i Pięknie:Thumbs_Up::popcorn:
|
Dziwny bywa ten świat...
Po 20-tej wpada Marek.
Widząc, ze dziewczyny odjechały swoim wagonikiem, biorąc piloty do garaży rzuca: - Choć Darek, pokażę ci mój świat. Brama w pierwszym się podnosi a w środku... https://i.ibb.co/cKH9y7hY/IMG-20250729-203521.jpg Dorota i Marek jeżdżą na co dzień nowymi land cruiserami. Tu pod dachem stoją zabawki (nie wszystkie) Marka. Jeszcze jedna toyota hillux w pełnej zabudowie camperowej z wszelkimi bajerami. To hillux osobisty Marka - na jego wypady bliższe i dalsze. Takie, gdzie chce być niemal w pełni niezależny. Obok ciągnik porsche (sic!), willys (sic!) (w nienagannym stanie technicznym, oba na chodzie), kuchnia polowa i... to co widzicie sami. Stara afra, świeżo wypucowana, po konkretnym przeglądzie. Na kufrach naklejki krajów, które na niej zaliczył. Zwracam szczególną uwagę na Maroko i Białoruś. W drugim garażu... powóz konny, którego można spiąć z zabytkowym ciągnikiem naturalnie. W Nisku jeszcze piękna zastawa i druga, nowa... africatwin. Jestem szczerze zachwycowny. I tak mój zachwyt jest odbierany. Podchodzę jeszcze do gablotki... https://i.ibb.co/B2gGdH7M/IMG-20250729-203442.jpg Chwilę później... https://i.ibb.co/cPsgZQS/IMG-20250729-172258.jpg Strażnik Domowy "pyrka" na ciągniku. Potem wszyscy gramy w żołnierzyki. Kończymy zabawę o 1-wszej w nocy. Dorota wydała wcześniej dyspozycje: - Zostajemy:) - Marek, ogłoś w firmie dwudniowe święto narodowe. To ostatnie oznacza, że kocura nie będzie i w firmie myszy mogą grasować. No i ostatnia decyzja: - Jurto wycieczka ciągnikiem i wozem po Lasach Janowskich! |
Bałkany, a gdzie to...?
Przed wyjazdem kupiłem kilka książek, w tym historię Bułgarii liczoną od czasów bułgarskiego odrodzenia.
I tę zabrałem ze sobą. Poza nią, trochę literatury "drewnianej", nuty i teksty kilku piosenek, które w końcu postanowiłem opanować. Znaczy teksty owe. Poza tym zabraliśmy rowery, king konga, stolik, dwa krzesła, butlę z gazem 2,5kg z zestawem dwupalnikowym. Z napojów - 18 puszek niepasteryzowanego kasztelana i tyleż 1,5-litrowych petów muszynianki. Koło zapasowe, zestaw kluczy i rozkładaną deskę... klozetową. Ładnych parę lat temu dostałem ją w prezencie - w formie złośliwego żartu, by mnie bardziej ucywilizować. W końcu, po tylu latach nie zawahałem się jej ze Strażnikiem użyć i to był strzał w dechę. Do gotowania patelnię, jeden garnek i papier toaletowy. Ten ostatni wiadomo do czego ale dopiero teraz sobie o nim przypomniałem. Bez papieru toaletowego ani rusz. Zapomniałem o pile - składanej tacumie i czasami mi jej brakowało. Została na wsi ale specjalnie kupiłem drugą z dwoma zapasowymi ostrzami, by mieć ją zawsze pod ręką w aucie. Do wszystkiego zestaw sztućców zwykłych i opinela 9-tkę, który świetnie służy w kuchni i do obrony. Ostry jak brzytwa od czasu, kiedy to naostrzył mi go Redzik jeszcze grubo przed Grąbczewskim. Tylko zczarniał, bo to stal węglowa. Twarda ale krucha, trza uważać. Tuż przed wyjazdem, od poniedziałku do piątku rano grasowały u nas drapichrusty. W niedzielę planowaliśmy wyjazd. Byłem pewien, że sobota styknie na przygotowania. Po raz pierwszy w życiu ogarniałem winiety. Rumuńską i bułgarską, bo ponieważ to te dwa bałkańskie kraje były celem obecnej wycieczki. Rozkmina "o co z nimi chodzi" zajęła mi sporo czasu. Z czynności dodatkowych wykupiłem też wersję premium mapy.com (dawne mapy.cz). Jestem przyzwyczajony do grafiki tej strony ale obecnie w wersji free ma się dostęp do tylko jednej, wybranej mapy. Wersja premium pozwala wgrać dowolną ilość. Można ściągnąć free mapy gógla i nawigować oflajnem ale nie lubię gógla. Podróżuje oszczędnie, co pozwala zachować niepotrzebnie wydawaną kasę na to, na co faktycznie lepiej ją wydać. Okazji na to "lepiej" nie brakuje. Już na długo przed wyjazdem zdecydowaliśmy zmienić operatora sieci komórkowej czyli wrócić do playa. Przez kilka łądnych lat byliśmy w premium mobile - taniej sieci ale zawsze był kłopot z dostępem do internetu i w ogóle. Nigdy nie kupowałem kart na miejscu. Tym razem mocny nacisk był na tereny UE więc wróciliśmy do playa ale... w trakcie wycieczki. Na szczęście wszystko zafungowało poza numerami telefonów. Mimo, że wszystkie miałem zapisane w chmurze gógle (przynajmniej tak sądziłem), połowę utraciłem. No i ten wyjazd był jeszcze pod jednym względem szczególny. To był wyjazd all inclisive. |
Świat jest do dupy...
...ale życie jest cudem.
Komu są potrzebne komary? Skoro są, więc są. Skoro mam jeszcze krew która krąży we mnie i Strażniku znaczy, że żyjemy. I dlatego jesteśmy komarom potrzebni. Po co ja o tym? O pożyciu i komarach? Tymczasem... Poniedziałek 14.07. Szkolenie w Bieszczadach. Kosa i taczka. Artykuły pierwszej potrzeby na mojej wsi. https://i.ibb.co/CK107ZCJ/IMG-20250714-104617.jpg W czasie między Mateusz krysiowy, U Makumby przywraca mi poprawne działanie zamykanie PaScudy - odcinając czujnik drzwi kierowcy. Zaraz potem w imię Ojca i ruszamy. Później potem... ...I znalazłem w końcu pragnień moich przystań... https://i.ibb.co/tPbXrbqX/IMG-20250714-203444.jpg Mija dokładnie 10 lat, kiedy wyposażeni pierwszy raz w king konga, rozbiliśmy się tu nad Dunajem po raz pierwszy. Genialną, tranzytową miejscówkę wyczaiła Strażnik Domowy. Darmowy camp sponsorowany przez gminę, z pełnym (darmowym) zapleczem socjalnym. Toalety, prysznice z ciepłą wodą, kuchnia, gaz i prąd. Wszystko za darmo. Mamy tam "swój" plac. Mamy swoje komary... Tym razem nas oszczędzają. Nie wiadomo tylko - dlaczego... Domyślam się... Nie kopie się siedzącego na krzesełku, pijącego chłodnego kasztelana. Definitywnie żegnam się z moim sposobem poznawania obcego świata... Za blisko 200zł wykupione winiety, w planie autostrady... Wszystko po to, by w założonym terminie dostać się do apartamentu z klimatyzacją (działającą), basenem, barem celem wylegiwania się na zmianę... Basen, plaża, basen, plaża... Plaża nad Morzem Czarnym. Ja chcę leżeć plackiem nad morzem, spać w apartamencie z łazienką... Ok... Dzwonię do Jovana - Serba udającego Greka. Poznaliśmy Jovana w niezwykłych okolicznościach przyrody 10 lat temu. Wtedy realizowaliśmy mój plan na Serbię. Golfem 2, który się elektrycznie nam biesił, bo i on miał swój plan. To była realizacja w pięknym, starym stylu. Golf wydechł nam elektrycznie na eleganckim parkingu przy bulwarze nad Dunajem w Nowym Sadzie. Była niedziela, my zmęczeni dotarciem nad serbski Dunaj vis a vis Fruszkiej Gory (okolice Głażana). Po szybkim rozbiciu king konga (na prywatnym terenie - naddunajskiej restauracji - za zgodą obsługi bezproblemową) po 20-tej ruszyliśmy podziwiać zamek u podnóża Gory rzecznej. Zaparkowałem cudnie, nieopodal bulwaru, niedzielnie gratis. Sił starczyło nam na 40 minutowy spacer. Już w świetle lamp wracamy do Golfa. Przekręcam klucz w stacyjce a tu nic, nawet mrugnięcia, jakby aku całkowicie wydechło... tylko po czym? Chwilowo zachodzę w głowę, co tu się wydarza i to wystarczyło, by wzniecić powazny niepokój w Strażniku Domowym. - Darek, co się stało?! Nie mogę odpalić, wydechło się aku chyba, dziwne... Spokojnie odpowiadam. - I co teraz?! Co my teraz zrobimy?! Jezzzzuuu... Niepokój szybko przeszedł w panikę. Mój Strażnik nie wie jeszcze, że właśnie wszedłem w tryb "wyprawowy". Znam siebie i czuję się w tym stanie doskonale. - Kasiulku... Uspakajam ciepłym tonem. Obiecuję ci, że najdalej w ciągu dwoch minut rozwiążemy ten problem pozytywnie. Ale jak?! - Wraz z drzwiami otworzę się dla ciebie przestrzeń, jakiej nie miałaś jeszcze okazji poznać. Przestrzeń dla otwartych na życie, jak te drzwi teraz. Otwieram więc drzwi Wieśka, wychodzę na ulicę. Dosłownie w tym momencie zatrzymuje się przy mnie astra z serbską rodziną. Kierowca pyta, czy zwalniam miejsce? - Tak ale pomożesz mi odpalić aku z kabli. Ja kabli nie mam. Odpowiada z troską. - Ale ja mam. Nie ma problemu! Cały proces trwał nie dłużej niż obiecane dwie minuty... Na twarzy Strażnika Domowego zdumienie walczy z ulgą. Ja proszę jeszcze Serba o chwilkę cierpliwości. Wyjmuję czerwony, niezmywalny mazak i proszę całą rodzinę o złożenie "podpisów" na golfowej skórze. Tradycja. Wprowadziłem ją w 2015-tym, kiedy leciałem tym golfem do Iranu. Poncki na Moście Siekierkowskim też swój podpis wtedy (2015) na golfie składał, bo ogarniał mi tłumaczenie przysięgłe tureckie golfowych kwitów. Zdaje się, że w trakcie składania odpadł mi wtedy tylny zderzak zaraz potem. O ile dobrze pamiętam, to auto Ponckiego również się zbiesiło i nim odjechałem odpalaliśmy jego furę z kabli. Wszystko działo się na tym moście o 2-giej w nocy bodaj:) To już nie wróci... choć... ...no więc dzwonię do Jovana... |
:Thumbs_Up:
Komarów w Zwierzyńcu nie ma, byłeś? |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:38. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.