![]() |
AntyPedaliada
Trzy, dwa, jeden...
* Miała to być Pedaliada. Pedaliada klasyczna. Poza wybitnym akcentem, wynikającym z budowy roweru, warunkiem koniecznym jest spełnienie dwóch warunków koniecznych. Zasada prosta. Jazda od baru do baru (od restaurace do restaurace itp.) i spanie w otoczeniu kompletnie przypadkowym. Nie wynikającym z konkretnego planu, że tu. Ogólne pojęcie tak - okolice ostatniego baru albo... on sam. Co też i bywało/miało miejsce. Zasada sztywna, jak napęd ostrego koła. https://i.ibb.co/4Z6wkv5r/IMG-20250522-114359.jpg Nie został spełniony pierwszy warunek... https://i.ibb.co/PvPYtmfb/IMG-20250522-114750.jpg ...ani... https://i.ibb.co/XfGxwjsT/IMG-20250522-120011.jpg ...drugi. Zatem, by jeszcze zaakcentować zatem, że to nie była Pedaliada, tym bardziej klasyczna - nadałem "temu czemuś" nazwę nie pozostawiającą wątpliwości by uniknąć... https://i.ibb.co/RTZmXpLb/FB-IMG-1747737711295.jpg ...jakichkolwiek, podobnych porównań. Prawie mi się udało... * Ten hotelowy bar jest pełen ludzi. Pianista naprawdę sobie nie radzi, Nawet stary barman jest naćpany jak kościelna wieża, Więc dlaczego dziś wieczór miałbym grymasić? Joint krąży wokół mnie, A mój nastrój jest naprawdę marny. Teraz bluesowa (**) gromada chce mnie otoczyć, Ale wyrwę się po chwili. Cóż, jestem milion mil stąd Jestem milion mil stąd Żegluję jak dryfujące drewno Po wietrznej zatoce. Tak, jestem milion mil stąd Jestem milion mil stąd Żegluję jak dryfujące drewno Po wietrznej zatoce Czemu pytasz jak się czuję? Cóż, a jak to wygląda u ciebie? Odciąłem haczyk, żyłkę i ciężarek u wędki, Straciłem mojego kapitana i załogę. Stoję na podeście I nie ma tu nikogo oprócz mnie. Zobaczysz mnie tam Wpatrując się w granatowe morze. Ta piosenka jest na ustach wszystkich, W całym pomieszczeniu panuje radość, Wylewna rozmowa, Wiec dlaczego siedzę tu smutny (*)? Ten hotelowy bar zgubił wszystkich tych ludzi, Pianista złapał ostatni autobus do domu, Stary barman właśnie padł w kącie. Więc dlaczego muszę wciąż tu być? Ja nie wiem, pozwól, że ci powiem. Jestem milion mil stąd Jestem milion mil stąd Żegluję jak dryfujące drewno Po wietrznej zatoce Cóż, jestem milion mil stąd Żegluję jak dryfujące drewno Po wietrznej zatoce. ** gra słów: "smutek" i blues jako gat. muzyczny. Rory, jako wzięty bluesman ma tu na myśli bluesową chałturę uprawianą w alkoholowych i narkotykowych oparach, z której musi się wyrwać. Na AntyPedliadzie towarzyszył mi muzycznie Rory Galagher, w którego koncercie... ...miałem niezwykłą okazję osobiście uczestniczyć w Kolonii w 1990-tym. Dokładnie na tym. Wcześniej - ściągniętym będąc z baru przez samego Rory`ego, gdzie grałem sobie w kącie na... harmonii. Jego zespół wpadł przed koncertem po prostu do rzeczonego na jedno (może dwa) piwo... |
AntyPedaliada
Gdyby to była Pedaliada... https://i.ibb.co/p6qn73kS/IMG-20250521-082013.jpg ...nie jechałbym IC. Musiałbym po piątej rano celować w regio i bujać się przez globus PL regionalnymi przewozami do wieczora, by zalec z namiotem w jakiś krzakach. Ba... Musiałaby to być mocno spontaniczna impreza - też nie. Odkładałem na nią kasę przez pół roku. 150zł m-cznie. Wystarczyło sobie odpuścić tradycyjne, małe piwo i nadmiar innych cukrów. Nagle przybyło 900zł a ubyło 12kg! No elegancko! Za 900zł, to ja na pedaliadzie mogłem ugościć (i taki był arcyplan) dwóch gości... Zostałem sam. Sam, z kupą kasy. Sam, choć tliła się nadzieja, że jednak nie. Ta nadzieja późnym, środowym popołudniem, w Szklarskiej Porębie spłonęła jak planeta nadziei - sporej części globusa pl. Zaczęła płonąć (planeta) od Przystanku Oliwa. We wtorek temperatura zbliżyła się do niepokojących moje receptory - 20st. To był sygnał, że lato już konsumuje wiosnę, jak owa płonąca nadzieję. Ale co tam... Kasy mam fchuj, w związku ze związkiem olewam cały proces, skupiony na własnym komforcie. Rano zakładam trampki, bo przecież Giewont już w tym roku na pewno w szpilkach zdobyty ale... Natura wychodzi jednak z komfortowego człowieka i podpowiada... Pedaliada w trampkach - jak znalazł. No tak. Skoro Anty, to wzuwam meindle army gore. Nie minęło 10h a jeszcze tej samej, płonącej środy parkuję w... Bombaju. https://i.ibb.co/Xr6n2FSb/IMG-20250521-175126.jpg Upał jakby zelżał a pan, który wymienił mi w kantorze złotych 450 na 2600 rupii, patrząc na mnie rzuca: - Jeszcze wczoraj rzucało tu śniegiem i gradem a pan tak na golasa... rowerem? Ale z namiotem. |
AntyPedaliada
Tamże trafiam na koncert Bombay Bicycle Club. Nie muszę schodzić z roweru. Ich wokalista cudownie leży mi pod lewą stopą... Musze jednakowoż jechać dalej.
Niestety dalej korba dostaje w dupę. Tracę na "dużym blacie" jeden ząb. Biały rower i pedały dwa... Pokochaj mnie... Ale ja mam rower niebieski. Z czasów, kiedy Korba szalała w Trójmieście, jakikolwiek rower był marzeniem. Rower i pedały dwa. Kiedy upadła komuna Giant w USA wypuścił serię MTB, w tym ten model, którym właśnie próbuję wjechać do Czech - rocznik 1993. Młodszy ode mnie o równo 30 lat. Kupiłem go trzy lata temu za 600zł w Szczecinie. Pojechałem regio (na karnecie) i przejazd zamknął się w 40zl. Uwinąłem się w ciągu jednego dnia. To był mój pierwszy rower w karbonie. Trochę skundlony przednim amortyzatorem (ale jak na tamte czasy - bardzo ok). Przestał w garażu u sprzedającego ćwierć wieku. Syn nie chciał na takim "szrocie" jeździć. Duża rama - 23 cale, też nie sprzyjała szybkiej sprzedaży. Poza tym... pełen oryginał, osprzęt XT..., jeno z przedniego koła zeszło powietrze wiele lat temu, pewnie dętka przebita. Na dworcu w Szczecinie miałem wtedy 1,5h na ewentualne prace doprowadzające rower do użytkowania. Zabrałem do plecaka komplet rowerowych narzędzi, dętki itp. Wystarczyło... napompować przednie koło i tak jeżdżę giantem do dzisiaj. Bez żadnej regulacji. ŻADNEJ... Tak, jak kupiłem, tak po napompowaniu jeżdżę. Oczywista nie na co dzień. Na specjalne okazje. Ten rower 30 lat temu kosztował ponad 1000$. Dzisiaj mogę powiedzieć - nie darmo. Właściciel na dworzec dowiózł mi go Porsche Cayen... Akurat teraz (ten wyjazd) okazja była szczególna w dwójnasób. Szczególna ale... plan nie wypalił. Wszystko przez... |
AntyPedaliada
Sytuacja jest dość wyjątkowa dla mnie. Ważna.
Czuję się, jak w 2008-ym. Kiedy miałem jechać z zajebistą ekipą do Chin a pojechałem sam do... Afganistanu. No więc jadę sam ze sobą i... https://i.ibb.co/wNqsfCqz/Bez-tytu-u.png ...a ja mam 62 lata i prawie pół. Pół roku temu potknąłem się na wąskich, stromych schodach do piwnicy, fiknąłem potężnego orła i... Wszystko wskazywało na to, że będę kuśtykał do końca życia. Przede mną zaś "ostanie Biesy" - ostatnia organizowana przeze mnie stricte, "nasza" impreza podróżnicza. Zależało mi na niej. Nie udało mi się na niej być. Na szczęście miałem zastępce. Tym zastępcą był Fazik. Wracając do wykresu. Spakowany pierwszy raz od "fiknięcia" wziąłem temat na plecy. Zjebało się wszystko. Pogoda, brak spodziewanego towarzystwa i kondycja. Zero tych trzech determinantów zazwyczaj udanej imprezy. https://i.ibb.co/HDrpr8Sp/IMG-20250521-194100.jpg To jest to ostanie podejście wg dawnej mapy.cz. Maszeruję z buta, pchając gianta i jemu dziękuję, że jest taki lekki. Sam waży 9.5kg plus te moje fanty. Nie wiem ile Gianta pchałem ale... dopchałem do kampingu w Tanvaldzie. Do tej pory na Pedaliadzie zawsze mogłem liczyć na... |
AntyPedaliada
Ze skurczami dwugłowych nożnych wprowadzam rower na autokamp w Tanvaldzie.
Niebo nad kampem sprasza wszelkie, ciemne chmury, zegar bije na 20.15. Na kampie jest wolne wifi ale miast z niego skorzystać, dopiero po piśmie obrazkowym pani przy barze łapie stan. https://i.ibb.co/YFfJtszz/Screenshot...ksearchbox.jpg Za to pivo staje na stole w tri miga. https://i.ibb.co/ksYDfR3Z/IMG-20250521-202214.jpg Pytam, do której bar otwarty. Jeszcze pół godziny. Zatem teraz ekspresowo ale jakby w zwolnionym tempie rozbijam się skutecznie na polu. Nic nie zjem już tego dnia. Nomen omen w ogóle tego dnia nic nie jadłem (i nie zjem). Śniadań nie jadam, we Wrocławiu czasu na przesiadkę miałem nie wiele. W sakwie na ramie tylko kefir. W Szklarskiej kantor był zamknięty od kwadransa a w Żabce kupiłem zapałki i kawę sypaną. Liczyłem, że zjem coś na trasie, po czeskiej stronie. Namierzyłem nawet pension, który miał być otwarty z domową kuchnią i ciapovanym ale był zamknięty a pani przez telefon nie pozwoliła się rozbić na polance przed pensionem. Zaprosiła do Harachowa. Za mną były już dwa ciężkie podjazdy i nie zamierzałem wracać. Przede mną kolejny a wszelkie bary pozamykane na cztery spusty i to nie od wczoraj. Dlaczego Tanvald? Bo stamtąd można już gdziekolwiek koleją. Namiot postawiony, siadam przy stole na zewnątrz. Pani zamyka bar i stawia przede mną dwa piwa w plastiku. Patrzę zdziwiony... Przysiada się do mnie... Svetobeznik. Tak się przedstawia. Po czesku - obieżyświat. Pochodzi z Prichovic. Obserwował mnie już od dłuższego czasu. Kiedy ze mnie opadły siły wszelkie, on podziwia mnie za determinację. - Pięknie jest doświadczać drogi. Tak się uczymy, często w bólu i cierpieniu, nie zawsze przychodzi spodziewana nagroda. Patrzy na mnie i się uśmiecha... https://i.ibb.co/tp9dnzVC/IMG-20250521-212850.jpg W Prichovicach, ledwie kilka km stąd jest browar Svetobeznik. Jest też muzeum człowieka, którego... nie ma. Na tej wycieczce piwa Svetobeznik nie skosztuję i nie zobaczę tego, czego zobaczyć się nie da a jest. To, że miałem, nie ma już znaczenia. Korzystam z wi fi, kiedy zaczyna kropić. Prognoza pogody fatalna ale przecież nie zawsze świeci słońce. W nocy rozpadało się na dobre. Krople deszczu w tempie vivace waliły o tropik a ja biłem się z myślami do rana; co robić, jak jechać. Czy może z rana spakować się i po prostu wrócić do domu jak najszybciej... |
Světoběžník to ne je browar to je pivo. A browar zwie się Pivovar U Čápa.
https://www.ucapa.eu/cz/pivovar/o-pivovaru.html |
AntyPedaliada
Rankiem na bank nie jestem wyspany (i już do końca wycieczki się nie wyśpię) ale stan ogólny wydaje się nie najgorszy. Korzystam z chwilowego przejaśnienia i dosuszam fanty ile mogę.
Poprawiam mocowanie torby podsiodłowej, zaparzam w czasie między dwie kawy, obowiązkowo z dużym dodatkiem 12% śmietany, która obowiązkowo wożę ze sobą. Obowiązkowo ta kawa robi za śniadanie. Ładuję na maksa telefon, powoli klaruje się plan. Formalnie cały rowerowy dystans, to ledwie 176km, do ostatniego biwaku już na terenie globusa PL. Niecałe 30 za mną, pozostałe przede mną ale jedno już wiem. Przy obecnej kondycji... https://i.ibb.co/60wzLfrn/IMG-20250522-085901.jpg O 9-tej rano. https://i.ibb.co/7J359wyd/IMG-20250522-095959.jpg O 10-tej. ...to ja nie wiem, gdzie dojadę a jednak wolałbym wiedzieć. Czeske Drahy cieszą się dobrą opinią. Stawiam więc na czeskie koleje. Pół godziny wczorajszego pchania = kilka minut zjazdu. To właśnie oferują CD. W Tanvaldzie jednakowoż proponują... autobus zastępczy. Ów odjeżdża dosłownie za kilka minut. Autobusem się nie godzę. Ustępstwa musza mieć jednak pewne granice. Upewniam się, że f-czne koleje żelazne jeżdżą od Żeleznego Brodu. Szybko wyświetlam sobie... https://i.ibb.co/twyZzd42/Bez-tytu-u-1.png ...potencjalnej jazdy plan. Plan akceptuję, bo mimo konkretnego (jak na mój stan) podjazdu, ciało za bardzo nie protestuje. Do planu dokładam przynajmniej jeden bar/restaurace po drodze. Tamże, wiadomo. Posilimy się i wychylimy kufelek (a może i dwa) ze Svetobeznikiem, który postanowił mi towarzyszyć i wspierać w drodze. Plan jest tak genialny, Że aż mi się gęba uśmiecha. Po dwóch godzinach jazdy uśmiech tak mi się przykleił do pyska, że mógłbym startować w kampanii, która zdaje się na płonącej planecie rozkręca ale nie na mojej. Po drodze żaden bar, żadna restauracja nie była otwarta... https://i.ibb.co/q3PR9xNG/IMG-20250522-113144.jpg Pod Sokołem doczytałem tylko, że poza Radegastem rządzi tu Karkonos. Rządzi od pół tysiąca lat, produkowany w browarze Trutnov. Z rozpiski kolejowej wynika mi, że pojadę przez Trutnov i nie omieszkam sprawdzić na miejscu. Na razie na miejscu w którym jestem - tego nie sprawdzę. Kombinuję zatem jakiś szybki postój w Żeleznym Brodzie w tym celu również, bo nie powiem - ciśnienie na realizację rośnie. Najpierw więc mknę na dworzec czeskiego pekape i tu dowiaduję się, że na CD to ja się dopiero przesiądę w Jaromirze. Paczam, czy to po mojej drodze jest i jest ale już nie przez Trutnov. Oznacza to również (jak na globusie PL), że dwa razy będę płacił za przewóz roweru. No niby to AntyPedaliada z poważnym budżetem 2600 rupii gdzie do tej pory wydałem ich ledwie 200 na nocleg i 3x45 na 11-tkę Radegasta no... ale bez przesady. To już jest antypedalska rozrzutność. Niestety... Do Jaromierza arrivą, od Jaromierza CD. Wyjścia nie ma a do odjazdu tylko 25 minut. Co ja tu zdążę zalatwić? Tylko siku i... Jadąc do dworca widziałem mural "Napojka". Jadę więc we w kierunku wskazzanym i trafiam na znak drugi. https://i.ibb.co/PsQjjss9/IMG-20250522-125112.jpg https://i.ibb.co/rfyF2SJt/IMG-20250522-125100.jpg Wychodzi mi napojka pod kangurem. Ekspresowo korzystam, bo... https://i.ibb.co/JR2psFQx/IMG-20250522-124125.jpg ...i żałuję, że już bilet kupiony... Jakiś lokalny browar (w sensie w kuflu) a do wyboru były co najmniej dwa wcześniej mi nieznane i na pewno bym skorzystał, bo klimat baru klasyczny i jeszcze bym sobie pizzę zjadł. Niestety, mam tylko 11 minut. Dworzec dosłownie o rzut beretem ale gumy z czasu nie zrobię... Jeszcze nie teraz. Mały włos, by się tak stało, bo wpakowałem się pod pociągu, który owszem - jechał do Jaromierza ale za godzinę i 15 minut. Szybko przesiadam się na właściwy. Wraz ze mną czeska kolonia. https://i.ibb.co/RpyCTvTZ/IMG-20250522-131921.jpg Siedzimy vis a vis. Dziewczyna na tablecie bawi się w jakimś graficznym programie, rysując konstrukcje itp. Program przelicza, dziewczyna tworzy nowe wizualizacje itd. Kończy pracę, pakuje tablet do plecaka, którego nie może zapiąć. Przydałem się. Obok na pierwszy rzut oka matka z dorosłym synem. Zachowują się jednak jak para kochanków i taką parą są w istocie. Miłość wybiera losowo. W Jaromirze mam 15 minut na przesiadkę do Adrspachu czeskimi drahami. Tamże najwyższa formacją skalną są... Kochankowie a najwyższym wzniesieniem Ćap ale bez browaru. W trakcie pociągowych konsultacji padło mi noclegowo na Teplice nad Metuji. Czas mam zaprawdę elegancki. https://i.ibb.co/BDnKm3r/IMG-20250522-145052.jpg O 14.50 kontroluję już pogodę za oknem. Ta jest, jaka jest. To pada, to leje. Wiozę ten deszcz ze sobą na plecach jakby. https://i.ibb.co/xK2pgnzJ/IMG-20250522-160251.jpg Na dworcu próbuję przeczekać ale nie zanosi się na jakąkolwiek poprawę. Ruszam zatem na kolejny kamp. Kamp przy kościele, 2km od dworca. Oczywiście pół kilometra przed, pcham już gianta z buta. Tak czy owak będę się "stawiał" w deszczu ale... https://i.ibb.co/tTY91zT9/IMG-20250522-170556.jpg ...pod modrzewiami sucho! Kilka minut po 17-tej, w dobrym nastroju ruszam na Teplice. |
AntyPedaliada
Schodzę do centrum.
Czynna tylko hotelowa restauracja na czymś przypominającym rynek. Reklamują kilka browarów, w tym jeden nieznany a ze znanych - Plzeńskiego Prazdroja. 65 rupii półlitrowy kufel. Wchodzę. Ludzi nie wiele. Siadam przy pustym, czteroosobowym stole. Przede mną kolejny, zajęty przez parę w średnim wieku. Polacy. Jestem zajęty sobą. https://i.ibb.co/wNky7JRn/IMG-20250522-172711.jpg Z karty wybieram stek, który okazuje się kurzą nogą... Ten mój czieski... narzucam sobie pewien reżym. Obiad plus trzy piwa i lulu. program realizuję perfektnie do czasu, kiedy do lokalu wchodzi polska wycieczka. Przy trzecim piwie do swojego stolika zaprasza mnie owa para, w przyjaznym geście dla obsługi lokalu. Ostatecznie przysiadam się, by już w miłym (jak się okazuje) towarzystwie dokończyć te piwo trzecie. No to jeszcze po jednym... Piąte dla mnie stoi, kiedy wracam z toalety. Jola i Piotrek. 49+51. Śmieję się bo ja aktualnie jestem 58+62. Kiedy mówię, że przyjechałem tu (do Teplic) na rowerze (z kolejowymi wariacjami) trafiam na podatny dla Joli grunt. Rower i organizacja imprez rowerowych w okolicy ich miasta bytowego to Joli pasja. Kiedy wspominam, że targam na rowerze gitarę, okazuje się, że muzyka także. Z przyjemnością słucha się ludzi, którzy z pasją opowiadają o swoich pasjach. Na pytanie, czy podróżuję sam, wyciągam Svetobeznika. Rozbijam bank. Jola pokazuje mi logo swojego rowerowego klubu: https://i.ibb.co/9HXdHtXJ/IMG-20250522-192403.jpg W ogóle, to jest nauczycielką polskiego. Muzyczną pasję przekuła na tworzenie coverów znanych przebojów, które śpiewa... jej syn. ma swój kanał na tubie a jedna z aranżacji osiągnęła już ponad... 3mln wyświetleń! I tu nie chodzi o kasę, tylko o frajdę. Zanim się do nich "na chwilę" przysiadłem zastanawiałem się, co ja tu właściwie robię. Ani ja do takiej restauracji nie pasuję (za obiad i pierwsze trzy piwa - zapłaciłem 500 rupii) ani jej klimat do mnie. Mimo tego, że ja antypedalsko zabrałem w podróż - męską wodę... fahrenheita i nie wahałem się jej codziennie rano oraz na te wyjście użyć. Ale jak to mówią/piszą klimat tworzą również ludzie. Jola z Piotrkiem tworzyli ten klimat doskonale. Piotrka pasja jest... praca i coś jeszcze. Piotrek jest energetykiem. Wystarczyło nam tylko kilka żołnierskich haseł podsumowujących wiatrakowo/solarny ład i zajęliśmy się pasyjnym dodatkiem jego. Tym czymś jeszcze jest albowiem tworzenie śliwowicy. Po prostacku mógłbym ten proces skonkludować: produkcją ale... Kiedy kończyliśmy nasze ostatnie piwa, Jola zaproponowała odprowadzić mnie na kamp. Na hasło, że trzeba szybko zaliczyć potraviny, bo właśnie je zamykają również, odparli wspólnie, ze absolutnie nie ma takiej potrzeby, bo są przygotowani na takie sytuacje. Musiałem chwilę na nich zaczekać, bo w rzeczonym hotelu akurat nocowali. I teraz wrócę jeszcze na chwilę do procesu tworzenia wspomnianego trunku. Pędzona wg własnej recepty Piotra okazała się iście królewskim napojem. Niezwykle łagodna w smaku, mimo zacnego "kufelka" wchodziła bezdyskusyjnie. Osobiście uważam, że nawet dobry bimber powinno się pić maks z 20ml kieliszków. Przy większej pojemności, bukiet bimbru potrafi zniweczyć zalety trunku. Tu tak nie było. Dochodząc do kościoła... https://i.ibb.co/XZ6pNbY5/IMG-20250522-212035.jpg ...mieliśmy już Piotrkiem pojemność jednego balentajsa za sobą. Do akcji wchodziły kolejne... https://i.ibb.co/tTPtdKC8/IMG-20250522-212044.jpg ...już mniejsze pojemności. Na kampie dołączają do nas Niemcy, stojący tu kamperami od dwóch dni. Schowani przed deszczem pod wiatą zmuszony jestem przynieść gitarę. Jola odpala na tubie bluesa Bonemasy, do którego ja "tworzę" molowy podkład. Zabawa trwa... To był naprawdę udany wieczór... |
AntyPedaliada
Jeszcze czymś zainteresowałem Jolę.
W plecaku targałem zestaw poniżej: https://i.ibb.co/Y4bWcT6h/IMG-20250523-103704.jpg Współczesna pedagogikę polecam wszystkim młodym rodzicom, dziadkom i nie tylko. Otóż Jola nie znała tej pozycji ale jako nauczycielka brała udział w szkoleniu jednego z autorów - Tomasza Wilczyńskiego (po moim AWF-ie). Złapała temat, kiedy wspomniałem, że przedstawia ona założenia metody Imopeksis. Zaintrygował ją drugi tytuł. Co ma wspólnego matematyka z czesaniem włochatej kuli? Miast skupiać się na liczbach, które w istocie są czymś zupełnie abstrakcyjnym a określoną wartość w przestrzeni nadają jej przedmioty. Co bowiem znaczy samo "dwa"...? Dwa jabłka brzmi już zdecydowanie mnie abstrakcyjnie. Wystarczy jednak usunąć jabłka... Człowiek porusza się w przestrzeni trójwymiarowej opisującej położenie trzema współrzędnymi, ale rzeczywistość cztero- (lub więcej) wymiarowa wymyka się naszej wyobraźni. Zagadnienie to zostało w książce obrazowo wytłumaczone na przykładzie pieczenia ciasta. Wynik tej operacji zależy od wielu czynników: składników i ich ilości, temperatury i czasu pieczenia. Jeśli każdy z tych czynników potraktujemy jako jedną ze współrzędnych przestrzennych, to okazuje się, że pieczenie ciasta to poruszanie się w wielowymiarowej przestrzeni. Nawiązałem tu trochę do Pedaliady, na której nigdy nie były poruszane tematy polityczne. Za to włochata kula czesana bywała regularnie. Pokłosiem Pedaliad jest m.in. Kawiarnia Szkocka Fazika tu na forum, niestety w formule bardzo odległej od tej, która rozgrzewała nas przy każdym kuflu czeskiego piwa. Fazikowej nie krytykuję. W kontekście zapisywanych przez Banacha rozwiązań na serwetce jest ona jednak dalece "abstrakcyjna" ale jemu (Fazikowi) i innym potrzebna. Zdjęcie powyżej poprzedzało te: https://i.ibb.co/zDkHgqw/IMG-20250523-101547.jpg Wstałem z lekkim, nie powiem - kacem. Bardzo znośnym. Korzystałem z pięknej pogody i osłoniętego przed chłodnym wiatrem terenu. Spokojnie wypiłem tradycyjna kawę i potem trzy 11-stki ale te, w ponad trzy godziny. Niespiesznie kalkulowałem czekającą mnie trasę. Wariantów miałem kilka ale najbardziej oczywistym wydawał się ten direct ku granicy z globusem PL. Na Miroszów - krótkim zdaniem. Dłuższym zdaniem - najkrótszą i najbardziej płaską droga do celu. Liczę, że coś po drodze w końcu zjem, zahaczając o wschodnią bramę ardspachowych skał. Do granicy mam niecałe 10km, do planowanego celu łącznie 48. Zobaczę, jak wyjdzie w praniu. Fizycznie jest nawet nie najgorzej. Ten wczorajszy, luźniejszy dzień pozwolił mi odbudować nie co sił. No... gdyby nie ta śliwowica... Mijam bramę ale lokalu "dla mnie" nietu. Ok. Jadę do Polski. Juz sie niczego nie spodziewam tymczasem 2km przed granicą... https://i.ibb.co/fdXYzxZt/IMG-20250523-133953.jpg ...proszę uprzejmie. Po polsku serwują mi karkonosza za 45 rupii. Rozsiadam się na leżaku o 13.40. Niestety do zjedzenia tylko orzeszki itp. 20 minut później wjeżdżam na granicę ale zanim...! https://i.ibb.co/1VnmjNS/IMG-20250523-140809.jpg Proszę jeszcze uprzejmiej! Ba! Można skonsumować gorący posiłek w bardzo przystępnej cenie. Między 165 a 155 rupii zapiekany ser z frytkami i sosem czosnkowym lub wieprzowy rezak w podobnym zestawie. Piwo 45. Kurde mol... Po dwóch piwach i zapiekanym serze - zostaję. W Teplicach kamp mnie wyniósł 250, tu 210 ale pani przyjmuje ode mnie 200 i też jest dobrze. Zostało mi na starcie niecałe 900 rupii i postanawiam je tu wszystkie dzisiaj wydać! https://i.ibb.co/k2PSKsHW/IMG-20250523-152410.jpg https://i.ibb.co/zh4PrRRK/IMG-20250523-152907.jpg Kąpałem się rano w rześkiej, lodowatej wodzie, dzisiaj więc oddaję się już tylko kąpielom słonecznym. O 20-tej zostaje mi już tylko 5 koron. Ser był, wieprzowy rezak był, na deser/kolację langosz. Cały czas pełny kufelek sączony niespiesznie tak, że trudno mówić o jakimś pijaństwie. Pogoda dopisała ale musiałem się chronić przed zimnym wiatrem. Noc zapowiadała się bardzo chłodna, nawet poniżej zera ale taka perspektywa nie robiła na mnie już żadnego wrażenia. Po raz pierwszy na tym wyjeździe naprawdę myślałem o niczym. |
"Po raz pierwszy na tym wyjeździe naprawdę myślałem o niczym. "
Lubię takie chwile, upływ czasu znacznie zwalnia. |
Się czyta.
Pozdrawiam. |
AntyPedaliada
Dzięki Gończy.
I jeszcze jedno kylo... Na tym kampie bardzo ograniczony zasięg, nie było wi fi. Była męska grupa Polaków, obchodząca urodziny kolegi. Przyjechali dnia poprzedniego, jak ja, tylko późnym popołudniem. Delektowali się... tyskim i to już od rana. Ale nie o nich. O tym braku bodźców. Po raz pierwszy na tej wycieczce, tak sam dla siebie wyciągnąłem gitarę z pokrowca. Rankiem, z 5-cioma koronami w kieszeni pozostało mi tylko zrobić sobie kawę z odmierzoną na ten dzień porcją śmietany i pokontemplować najbliższe otoczenie. https://i.ibb.co/dssHkt3T/IMG-20250524-082901.jpg Noc musiała być chłodna, bo ja miałem co suszyć a rodacy już po siódmej byli na nogach, biorąc po kolei długie, gorące prysznice. Ja natomiast miałem ochotę się porządnie schłodzić w porannym słońcu. Wlazłem do kabiny i puściłem wodę. Przez moment leciała zimna ale tylko przez moment, zaraz potem gorąca. Wyskoczyłem jak oparzony. Od kiedy nie biorę ciepłych kąpieli...? Najdalej sięgam pamięcią do połowy lat 80-tych ale ów brak miał miejsce jeszcze w czasach szkoły średniej. Zasadniczo, po przeczytaniu Znaczy kapitana zmieniłem nastawienie własnego ciała do otoczenia na długie lata. W ogóle lektura tej książki była pierwszą w moim życiu. Ile miałem wtedy lat...? Na pewno było to MŚ w 74-tym, kiedy to kupiłem swój pierwszy, osobisty rower marki Ukraina. Skoro Karol Olgierd spał na podłodze, to spałem i ja. Fakt, że potrzebowałem tydzień, by ciało przywykło do podłogi i bym dziwnym trafem, rano nie budził się na łóżku. Mój bohater miał 6 stóp wzrostu, ja dwie, obute w podarte trampki. Miałem nic ale potrafiłem być szczęśliwy. Owszem, chciałem mieć lepsze trampki i dżinsy, które w trakcie użytkowania się wycierają i zupełnie niepotrzebnie kurczą. Do tego były grube, szyte potrójnym ściegiem i nazywały się "rajfle". Musowo podwinięte nogawki, tak jak nosił się Paragon... Siedząc rano wiedziałem, że to ostatni poranek AntyPedaliady. Zaraz wejdę w zasięg i będę musiał żyć - skundlony tymi kampami, komfortem itd. Dlatego jak oparzony wyskoczyłem spod prysznicu, niczym diabeł rażony kubłem święconej wody. Poszedłem na drugie skrzydło, gdzie z kranów leciała jeszcze zimna i opłukałem się, ile mogłem. O 9-tej byłem już gotowy do drogi. https://i.ibb.co/ynMGBsB9/IMG-20250524-093515.jpg W życiu nie pomyśłałbym, co mnie tego dnia spotka... P.S. Emek ładnie wyłapał błąd zupełnie nie istotny ale nie wyłapał kolejnego. W sumie się nie dziwię, bo kogo dzisiaj obchodzi współczesna pedagogika? Wystarczy nowoczesna i p. Kotula np., która nawet nie ma statusu Kwaśniewskiego (ja mam) ale oczywiście wie lepiej. Tomasz nazywa się "Wilczewski". |
AntyPedaliada
Autokamp, z którego startuję bezpośrednio graniczy z PL.
Kawałek dalej można wjechać na skraj lasu, będąc zupełnie niewidocznym rozbić się i czekać na kleszcze. Krótki spacer (może ze 100m) i jesteś w barze na kampie. Może następnym razem. Dzisiaj tak czy owak, czeka mnie najtrudniejszy etap. namierzona już wcześniej miejscówka odległa o dobrze skonsultowane z mapy.com - niecałe 40 km. Czekaja mnie trzy podjazdy, w tym jeden naprawdę konkretny ale kondycja się stabilizuje. Dupa daje radę, nogi w końcu zaczynają podawać... https://i.ibb.co/TBmGMHJJ/Bez-tytu-u-2.png W Unisławie... https://i.ibb.co/S7mg0QKr/IMG-20250524-105939.jpg ...skręcam na Rybnicę Leśną i Głuszyce. Wcześniej kupuję sok pomidorowy i mały kefir. Po czeskiej diecie czuję ubytek witamin i spodziewam się potasu, bo pogoda fajna. Fajna, bo wiatr mi sprzyja (choć chłodny) i słoneczko zza kłębów białych chmurek. Z Unisławia zaczynam się wspinać ale przyjemnie. Noga podaje a i widoki wreszcie zachęcają do zatrzymania z innego powodu, nie tylko zmęczenia. Ładny ten globus polski. https://i.ibb.co/gFyrsVNt/IMG-20250524-111522.jpg Rybnica już tuż tuż i stamtąd zjazd do Głuszycy. Perspektywa piękna i całkiem rokująca czasowo. https://i.ibb.co/nZQgLNw/IMG-20250524-111559.jpg W Rybnicy Głuszyce na prawo. https://i.ibb.co/5g4ZK6L5/IMG-20250524-113031.jpg Z mapy wyglądało, że zaraz zjazd, no ale z Rybnicy jeszcze nie wyjechałem. https://i.ibb.co/0jQKvJZP/IMG-20250524-114752.jpg Kurde mol... Zaczynam pchać. https://i.ibb.co/pBbf25N2/IMG-20250524-115849.jpg Na plecach jakaś kopalnia melafiru... Zaraz potem wyniosły... https://i.ibb.co/S49QhYNW/IMG-20250524-120517.jpg ...jesion a końca podjazdu nie widać. W końcu dojeżdżam... https://i.ibb.co/rKLqWr7Y/IMG-20250524-121429.jpg ...tu. Tu się droga kończy na przełęczy Trzech Dolin pod Waligórą... https://i.ibb.co/NdzNPpSh/Screenshot...eznam-mapy.jpg Teraz czytam, gdzie jestem w sobotę o 12.15... Wyciągnąłem telefon dopiero na przełęczy, ufając znakom do końca. Nota bene jeszcze w tym tygodniu zmieniam operatora, znaczy wracam do Play. M.in. dlatego, że to polska firma, która musi konkurować z uprzywilejowanymi na polskim rynku korporacjami ale tez i dlatego, że w naszym (moim i Strażnika Domowego) przypadku, mamy wyraźny problem z roamingiem i przede wszystkim transmisją danych. Pal sześć... Niebawem się to zmieni jak wiele rzeczy/tematów wokoło mnie. Chwilowo nie o tym. Stoję jak ta... że świadomością, że dołożyłem sobie konkretny podjazd. Nie za długi ale zemści się to na mnie okrutnie. Na razie mimo wszystko trzymam formę, pogoda za to już nie. Tak czy owak muszę zjechać do Rybnicy. Podjazd 35 min. Zjazd kilka... Jestem zaraz potem na skrzyżowaniu, na którym skręciłem w prawo. Stoi jak wół - prosto. Tymczasem słońce za ciemnymi chmurami, zaczyna kropić. Temperatura spada do kilku stopni. Muszę się zatrzymać i odziać, bo za chwilę stanę się soplem. Kiedy się ubieram, w co mam, przeciwpołożnie wspina się prawdziwy rowerowiec i komentuje przez telefon: - Jprdl... pod górę idzie jechać ale zjazd, to zamarzanie... Pół godziny później melduję się na... dworcu w Głuszycy. https://i.ibb.co/RkVXQMKB/IMG-20250524-125230.jpg Bardziej pro forma, bo linie kolejowe mam podiagnozowane. To, na czym się teraz skupiam, to "by nie pojechać w drugą stronę przypadkiem". Jestem dokładnie w połowie drogi. Kiedy mijam Kolce... https://i.ibb.co/hRpSdPCx/IMG-20250524-132904.jpg ...rozpoczynam wspinaczkę. https://i.ibb.co/XZXpxJxM/IMG-20250524-133148-1.jpg Pierwsza kapliczka, jaką zauważam a już trochę km najechane... https://i.ibb.co/QFZwpTR9/IMG-20250524-134051.jpg Okolica to mnóstwo sztolni. I wcale nie stricte górniczych. To jednak nie moja bajka. Bardziej fascynuje mnie to, co wystaje z ziemi a nie w niej wydrążone. Dostrzegam za to... https://i.ibb.co/fdS22rhH/IMG-20250524-134112.jpg Wspomniana wcześniej pasjonatka roweru (i nie tylko) nauczycielka polskiego zapytała mnie cz mam jakiś rowerowy osobisty rekord? Tak. Przejechałem kiedyś w 12h z Kętrzyna do Oliwy 216km. |
AntyPedaliada
Za Sierpnicą... https://i.ibb.co/s9n3c9yh/IMG-20250524-141345.jpg ...Golgota. https://i.ibb.co/mddGBNg/IMG-20250524-141857.jpg Przypadkowa rejestracja obrazów... https://i.ibb.co/1G9FYk1G/IMG-20250524-144857.jpg ...podejście odmierzam ilością kroków. Od dobrych dwóch km dreptam z rowerem a nie na nim jadę. https://i.ibb.co/9m4hdsrh/IMG-20250524-150050.jpg Tu miał być "koniec". 100m dalej znowu zsiadam z roweru... Nie mam sił. Kompletnie. Wreszcie... https://i.ibb.co/YB47TKpg/IMG-20250524-150558.jpg ...w dół. Wreszcie. Jeszcze chwila... https://i.ibb.co/NM9rfps/IMG-20250524-160520.jpg ...bo musiałem wyhamować przed sporą grupką młodzieży, która mi po prostu nie ustąpiła miejsca. Cała droga ich. Brałem ich slalomem. W końcu upragniony zjazd do Walimia. Zatrzymuję się przy skrzyżowaniu na Glinno ale najpierw jakieś zakupy. Pytam się wczorajszego lokalesa o jakiś market. Wskazuje koniec miasta w dole. Prosi mnie o drobne wsparcie. Szukam po kieszeniach ale mam tylko 5 koron i 50zł. Marketem jest Dino. Moje zakupy, to czteropak kasztelana niepasteryzowanego, dwie porcje śledzika na raz i 250ml 12-stki do kawy. Zapas wody mam. Nie wyciągam sztućców... jem palcami. Przygląda mi się grupa... Tajów albo innych Filipińczyków. Nie zwracam na nich uwagi. Tłustymi palcami kremuję twarz. Wsiadam na rower. Przede mną ostanie tego dnia 2km. Dojeżdżam do skrzyżowania i... schodzę z roweru. Nie jestem wstanie jechać, nie jestem wstanie pchać... Spinam się ostatni raz. Miejscówki mam dwie do wyboru. Rozstrzygnę o wyborze na górze. Decyduję się na skrót przez pola. Kiedy wtaczam się na "plateau"... https://i.ibb.co/Z1m3VtZ5/IMG-20250524-163024.jpg ...odwracam się za siebie, dopiero potem powoli... https://i.ibb.co/xqtjXt5w/IMG-20250524-163045.jpg ...przed siebie... Moja miejscówka, ta najbardziej spodziewana - zajęta. Odbijam w lewo... |
Cytat:
Czyta się świetnie, tak wycieczki jak i "podwórkowe":Thumbs_Up::Thumbs_Up: akapity. Panie Darku, pozwoli Pan, że kolejny raz jeszcze podpytam. Żona po karierze zawodniczej uwieńczonej takim osiągnięciem, wchodzi jeszcze do wody? Żeby sobie ot tak popływać? |
AntyPedaliada
Rozbijam się nieopodal.
Sam ze sobą. Jestem wykończony. Z jednej strony rozczarowany stanem, z drugiej zaś, czego się miałem spodziewać? Ale są plusy z tej wycieczki. Pierwszy - opanowałem "pakowanie" gitary na siebie w taki sposób, że mi praktycznie nie przeszkadza w jeździe. Drugi - muszę z czasem doprecyzować. Wiem już, czego nie chcę. Dwa dni później, jeszcze z drogi zamawiam książkę: Historia polskiego smaku M.i J. Łozińskich. To pokłosie zupełnie przypadkowej wizyty w Twierdzy Srebrna Góra w towarzystwie bardzo sympatycznego, starszego małżeństwa, które mnie zdjęło z trasy i odstawiło później na dworzec PKP. Otóż oprowadzał nas po twierdzy przewodnik, którego pasją była... kuchnia. I to przypowiastkami o niej w ramach historii twierdzy ją okraszał. Z tej całej AntyPedaliady... https://i.ibb.co/YBtd1Xv1/IMG-20250525-170409.jpg ...to wyszła wielka lipa. W sensie, naprawdę muszę poszukać nowego sensu w życiu. W trakcie szukania, wrócę jeszcze na chwil parę do tytułowego podwórka ale to za moment... P.S. Luti, z rzadka;) Co ciekawe Junior, który poszedł w ślady mamy, jakoś też tak nie bardzo pali się do rekreacyjnego nawet pływania. Tym niemniej Strażnik Domowy czasami pluśnie rękami raz czy dwa. Parę lat temu, kiedy śmigaliśmy po Serbii w Parku Narodowym Tara u podnóża tamy na Zalewie Zaowine, na dolnym rozlewisku dziecku woda porwała dmuchanego delfina. Wydawało się, że to już po delfinie ale... przyszła babcia wskoczyła do wody i goniła delfina dobre pół kilometra. Trza było jeszcze z nim wrócić. W nagrodę szacun na polu. Za to wnuki trochę z dziadka mają... https://i.ibb.co/zhgZ5j1Y/1748511347424.jpg Szogun (jak go Strażnik Domowy nazywa) na najwyższym stopniu. https://i.ibb.co/dJjpytDv/1748511367133.jpg Marysia na drugim. Żałuję, że nie zwinąłem się z AntyPedaliady w sobotę, jak miałem w planie, bo na te zawody (z minionej niedzieli) mógłbym się jeszcze załapać. Niestety brak kondycji, kampingowy komfort itp. przysłoniły mi to, co najlepszego pod ręką na co dzień... |
Tak właśnie myślałem.
Podpytywałem z absolutnie amatorsko/pasjonackich pozycji. Ad braw. Wczoraj jak wychodziłem z wody. Parka na brzegu. Po grzecznościowym dzień dobry. Pani - Przepraszam czy to pańskie rzeczy? - No tak. - Pytamy bo dzwoniliśmy na pogotowie:mur::mur: Dziękuję ślicznie za odpowiedź. |
Ja nic nie wiem
Tymczasem gigant lodowy A23a uwolnił się i po 40 latach niewoli, opuszcza Antarktydę.
Cdn. |
Czy też się chcesz, rozwieść?
|
Ja nic nie wiem
W pewnym sensie, ale nie ze Strażnikiem Domowym.
|
W oczekiwaniu na potop
We wrześniu 1923 roku z pokładu statku ratunkowego „Donaldson” zeszła na brzeg drobna kobieta o zniszczonej od mrozu twarzy. Po niemal dwóch latach w arktycznym piekle Ada Blackjack wróciła do świata żywych. Była jedyną ocalałą z nieudanej ekspedycji na Wyspę Wrangla – wyprawy, która miała być triumfem kolonizacji, a skończyła się tragedią. Ta historia to nie tylko opowieść o przetrwaniu, ale i o milczącym bohaterstwie rdzennych ludów, ignorowanych przez białych eksploratorów.
Spis treści 1. Kim była Ada Blackjack? 2. Wyprawa na Wyspę Wrangla 3. Samotność, śmierć i walka o życie 4. Dziedzictwo i przemilczana bohaterka ------------------------ Kim była Ada Blackjack? Urodziła się w 1898 roku w Nome na Alasce. Była inuicką kobietą, ale dzieciństwo spędziła w chrześcijańskim sierocińcu, gdzie uczono ją języka angielskiego i wiary, jednocześnie odcinając od własnej kultury i tradycji. W młodym wieku wyszła za mąż, jednak małżeństwo było trudne i zakończyło się rozstaniem. Kiedy jej syn zachorował, nie mając pieniędzy na leczenie, Ada zdecydowała się na desperacki krok – dołączenie do wyprawy arktycznej jako szwaczka i kucharka. Nie szukała przygód ani chwały. Szukała pracy. Wyprawa na Wyspę Wrangla Ekspedycja zorganizowana przez polarnika Vilhjalmura Stefanssona miała oficjalnie na celu zajęcie Wyspy Wrangla w imieniu Imperium Brytyjskiego. W praktyce była to źle przygotowana próba zdobycia rozgłosu, oparta na błędnych założeniach i ignorancji wobec realiów arktycznych. W 1921 roku na wyspę dotarło pięcioro ludzi – czterech młodych, niedoświadczonych mężczyzn i Ada, jedyna kobieta i jedyna osoba rdzennie pochodzenia. Warunki od początku były trudne. Zapasy topniały szybciej, niż zakładano, pogoda była nieprzewidywalna, a dostawy z zewnątrz nigdy nie dotarły. W styczniu 1923 roku trzej członkowie wyprawy wyruszyli pieszo w poszukiwaniu ratunku. Nigdy nie wrócili. Ada została na wyspie z ciężko chorym Lorne’em Knightem, którym opiekowała się przez kolejne miesiące, mimo własnego wyczerpania i narastającego zagrożenia. Samotność, śmierć i walka o życie Po śmierci Knighta Ada została zupełnie sama na skutej lodem wyspie, setki kilometrów od cywilizacji. Nie miała doświadczenia w polowaniach, ale nauczyła się przetrwać, polując na lisy i ptaki. Przez całą zimę znosiła samotność, zimno i głód. Każdego dnia szyła sobie odzież z futer i resztek materiałów, mimo odmrożonych palców. Broniła się przed niedźwiedziami polarnymi. Codziennie czytała Biblię, szukając w niej otuchy. Towarzyszył jej tylko kot o imieniu Vic, który spał obok niej w nocy. To on był jej jedyną żywą istotą w tej absolutnej ciszy Arktyki. W końcu, we wrześniu 1923 roku, na wyspę dotarł statek ratunkowy. Ada przeżyła – wychudzona, zmęczona, ale żywa. Była jedyną osobą, która wróciła z tej wyprawy. ------------------- Dziedzictwo i przemilczana bohaterka Po powrocie nie została uznana za bohaterkę. Stefansson i jego współpracownicy próbowali wykorzystać jej historię do wybielania własnych błędów. Ada była przez lata pomijana, a nawet krytykowana – zupełnie niesłusznie. Dopiero późniejsze badania, dzienniki i relacje pokazały, jak wiele siły, odwagi i determinacji wykazała ta cicha, samotna kobieta. Nie miała szkolenia, broni ani wsparcia. Przeżyła tylko dzięki swojej zaradności i niezwykłej odporności. Z eteru fb. |
Fajna historia. :Thumbs_Up:
Nie znałem. Dziękuję. |
Edycja...
...jednak bezdyskusyjnie wykiprował się twardy dysk z mnóstwem historii tam złożonych, całym materiałem zdjęciowym z ostatnich 18 lat. Smutne to niby ale... Hindusi mówią, że ważna jest dusza a nie ubiór. Dokąd ten... https://i.ibb.co/Kzzs7gdD/IMG-20250602-144825.jpg Galeria Sztuki Sopot. https://i.ibb.co/67qV82Dv/1749036636001.jpg ...świat zmierza...? |
Burdel na kółkach
Taki miałem slalom między siwymi włosami na głowie i w końcu skojarzyłem, że burdel na kółkach kręcil w kole Jedlina Zdroju.
Na AntyPedaliadzie byłem bardzo blisko i gdzieś mi Borowa rzucała cień. Tak, że ten... Spowiedź z burdelu w towarzystwie Szarej Eminencji. Szkoda, że kolarz wybitny wstrzymał koło i szaleje teraz z buta na swoim równoległym kanale. Zasadniczo kręcę w podobnym klimacie i dlatego byłem fanem burdelu. |
Ja nic nie wiem
Nadlatuje wilga złota. Bądźcie czujni
Siedzę myślami w przyszłym ogrodzie i chciałbym, by odwiedzali go tacy sezonowi podróżnicy. Tymczasem scenariusz podwórkowy też mocno dojrzewa. |
Płynie z eteru
Jeśli ktoś mówi publicznie:
„Nie czułem się dobrze fizycznie, ale też mentalnie. Miałem dołek. Nie byłem w stanie pomóc kadrze”, to już nie jest piłkarz w formie. To człowiek w kryzysie. W takim stanie nie podejmuje się decyzji na chłodno. Podejmuje się je z poziomu przeciążenia emocjonalnego. To nie strategia. To reakcja: “Nie dam już rady tego nie czuć.” A potem zamiast zrozumienia, wylewa się fala komentarzy: „Co on gada?”, „Presja? On?”, „To milioner, a nie górnik”, 'Wypie*dalaj!' I dokładnie takie reakcje dokładają cegły do psychicznego muru, przez który człowiek już ledwo oddycha. Odebranie opaski? To może być tylko symbol. Ale w momencie kryzysu to symbol ostateczny. I nagle pada decyzja: „Nie gram, dopóki on tu jest.” Nie z ego. Z wypalenia. Z braku zaufania. Z braku sił. To nie jest kaprys. To klasyczny objaw chronicznego wypalenia i utraty zaufania. A im dłużej trwał ten proces, tym mocniej człowiek potrzebuje go zatrzymać. I to nawet za cenę wszystkiego. I nie, Lewandowski nie „obraził się”. On po prostu w końcu przestał udawać, że daje radę. Więc tak! Ja próbuję Roberta zrozumieć. |
Cytat:
Wilga pierw na słuch, potem jak już namierzysz okolicę gdzie przebywa wystarczy czekać, aż przeleci kawałek. Niby kolor rzuca się w oczy, ale w tej zieleni żółty ginie. Kamuflaż elegancki:) |
Cytat:
|
Nie kogo tylko czyje.
|
Cytat:
żoŁny:D |
Te żołny to od zołzy?
|
Żołny, to ptasie amazonki. Żony żołnierze.
Cytat:
Lubią mój parapet od strony jadalni ale zimą. Robi ten parapet za lodówkę, czasami za zamrażarkę lecz zimą coraz rzadziej. Wyjadaczki o tym wiedzą i czekają, kiedy się pomylę. Wystarczyło, że raz wystawiłem wieczorem podgardle na duży mróz w garnku i zapomniałem przykryć... W Rumii mieszkaliśmy na trzecim piętrze z dość dużym balkonem. Tamże odwiedzała nas przed dobre pół roku kawka. Oswajała się z dobry m-c ale dokarmianie zrobiło swoje. To był jej balkon i przepędzała wszystkich konkurentów a ja nie ona, to... ja. Bo to była moja kawka. Niestety ojca bardziej. Niestety, "szanowała" tylko ojca. Po kwartale znajomości jadła mu prawie z ręki. Drugie "niestety". Tak, jak pewnego dnia się pojawiła, tak pewnego znikła. Brakowało mi jej, jak zimą śniegu... Potrafiłem wieczorami siedzieć przy oknie i wpatrywać się godzinami w snop światła przy ulicznej lampie, czekając pojawią się w tle płatki śniegu. W zimowe poranki pierwsze, co robiłem rano, to biegłem do okna, licząc na charakterystyczną biel za szybą. To taki mały przejaw mojej wrodzonej zawziętości był. Jak się na coś uparłem, to zawzięcie wracałem do tematu, jak te sroki wyjadaczki. To, co mnie dzisiaj martwi, to fakt, że gdzieś tę moją zawziętość gubię powoli... W ogródku od strony Grunwaldzkiej centralnie rośnie (posadzona przez babcię Marysię) laurowiśnia. https://i.ibb.co/Z18k9mNx/IMG-20190428-122519-1-CS.jpg Kwiecień 2019 (rok i m-c, kiedy babcia Marysia odeszła) https://i.ibb.co/SXsNnmDz/IMG-20250610-084550.jpg Dzisiaj. Ze dwa/trzy lata temu zwróciliśmy ze Strażnikiem Domowym uwagę na dziwne wgłębienia/dołki w piasku pod laurowiśni koroną. Kto pod nią te dołki kopał... Zachodziliśmy w głowę, kiedy pewnego ciepłego, wiosennego dnia zwróciłem uwagę na rwetes w ogródku. Co się okazało? To był zacieniony "basen" do kąpieli wróbli lub mazurków. Laurowiśnia wyrosła, że hej i trzeba będzie ją koniecznie przyciąć i basen odsłonić nie co. Zniknął świerk srebrzysty ale przetrwały dwa serbskie. Wprawne oko zobaczy dąb czerwony, który osobiście dwa lata temu na jesień posadziła Marysia (wnuczka), przynosząc żołędzie z parku oliwskiego. Rosną tam jeszcze (niewidoczne) trzy kolejne dęby, lipa, jesion i kasztan. W listopadzie zyskąją wszystkie nowy dom. Widoczne dwa jawory zostają, to samosiejki. Strażnik Domowy ostrzy na nie piłę ale póki żyję, będą tu rosły! Ja to w ogóle w poprzednim wcieleniu musiałem być drzewem. Moje wycieczki rowerowe (kulminacje, wzdłuż rzek itd.), praktycznie sprowadzają się do rejestracji foto mijanych po drodze monumentalnych drzew. W lesie czuję się jak w domu. Mijane kolosy, to takie dziejowe pamiętniki a ja lubię czytać pamiętniki. https://i.ibb.co/hRFSzsF0/Screenshot...ook-katana.jpg Bardziej jednak drzewa. https://i.ibb.co/mgXZQtW/IMG-20230421-172315.jpg https://i.ibb.co/3mkFn3x2/IMG-20230421-173221.jpg https://i.ibb.co/C56TjH7M/IMG-20230421-183757.jpg https://i.ibb.co/tTPccTxD/IMG-20231212-144209.jpg https://i.ibb.co/s9wtndk7/IMG-20240514-124233.jpg https://i.ibb.co/zkVXBvc/IMG-20240514-144535.jpg https://i.ibb.co/7NC4Bmgk/IMG-20240514-144822.jpg https://i.ibb.co/KzhJLhbG/IMG-20240517-143506.jpg Nie szukam jakiś szczególnych, poszukiwanych w ogrodach okazów. Podziwiam starych bywalców naszych lasów, klasycznie polskich gatunków. Oczywiśćce prym wiodą dęby (zwłaszcza dąbrowy) i buki. Te dwa gatunki, w swoim dojrzałym wieku, mają w ogóle baśniowy wygląd. Za nimi lipy (cudowne drzewa), jesiony, jawory (platany), wiązy, klony polne (rzadko ustrzelić) no i iglaste. Świerki, jodły. W Trójmiejskim Parku Krajobrazowym powszechny jest obcy gatunek - daglezje. Bardzo powszechne ale ok. Tymczasem. Jeżdżąc rowerem naginam trochę prawo pod siebie. Bo nie wszędzie można obecnie rowerem wjechać/dojechać, zwłaszcza już w parkach narodowych czy innych obszarach chronionych. By zdobyć/zaliczyć temat/zadanie wybieram wtedy na czas danej eksploracji zimę. To rzadko są jednodniowe wycieczki, łącze je wtedy z biwakami w super miejscach - na wiosnę czy latem absolutnie niedostępnych. Ponieważ tymczasowy wywołany temat ptaków, to opowiem wam moją osobistą historię z rudzikami. Cdn. P.S. Dawid, nie wiem czy to wyczytałem u Puchalskiego czy Sokołowskiego ale Ty świadomie (lub nie) wspomniałeś o zalecanej przez któregoś z ptasich wyjadaczy, ciekawą metodę uczenia się rozpoznawania ptaków. To wcale nie jest łatwe, bo nie dość, że trudno gagatka wypatrzyć jednego z drugim przede wszystkim, to jeszcze upierzenie płciowe bywa skrajne odmienne. Poza tym niektóre gatunki są do siebie dodatkowo bardzo podobne (wspomniane wróble i mazurki). Jak zatem najlepiej tę naukę rozpoznawania ptaków rozpocząć...? To... w następnym odcinku będzie. |
Cytat:
Sokołowskiego przeczytałem wszystko co było dostępne w bibliotece u mnie na wsi. Jak tylko wróciłem ze szkoły i swoje obowiązki porobiłem łapałem za lornetkę i chodu w łąki i do lasu. Potem w domu z atlasu próbowałem odgadywać co widzialeem. Ha, mam jeszcze notatniki które prowadziłem za dzieciaka. Tak moja nauka wyglądała. Ptaki drapieżne najlatwiej po sylwetce w locie i sposobie lotu. Biotop też ma znaczenie. No krogulca, czy myszołowa nie zobaczysz szybujących wysoko jak myszołowy, czy błotniaki. Jastrząb, krobulec to szybki, zwinny zabójca. Przeleci za zdobyczą między drzewami i i już go nie ma. Teraz gdy mamy internet nauka jest dużo latwiejsza. Popatrz tu: https://youtube.com/playlist?list=PL...SUguiBHiarllVt Mazurka od wróbla rozróżniasz po plamce na szarym policzku. Powodzenia:) |
https://cdn.aniagotuje.com/pictures/...-1500x1500.jpg
Co to za ptak? Jest w atlasie? Dawid, mówiłeś że się znasz :D |
Na bank jakiś nielot.
|
Wygląda mi na kaczkę.
A metoda nauki? Okazuje się, że najłatwiej zlokalizować ptaka po... śpiewie. Lepiej więc sobie na początek przyswoić/ osłuchać śpiew. Tak właśnie można trafić na wilgę np. Dzisiaj to żaden problem. Atlas, wgrane głosy i można się zatracić w lesie, łące czy gdzie tam ptasiego eksploratora poniesie. Mój wrodzony ćwierć daltonizm niestety wyraźnie mi w procesie przeszkadza. Ja widzę "bryłowo i mechanicznie", tylko tak. Zbieranie grzybów ze mną, to nie zła komedia dla obserwatorów. W temacie ptaków drapieżnych, to kiedyś pisałem Fazikowi relację jego donkiszoterii po kraju Basków, Aragonii, Galicji i Leon. Wszystko tam było zmyślone, łącznie z migracją sępów na wschód, bo Fazik tak wschód lubi przecież. I ta migracja akurat okazała się prawdą W temacie drapieżnych ptaków można śmialo założyć, że 90% ich procent, z tych " widzianych" w locie czy przykuci, to myszołowy. Za to mam jeden mały, osobisty sukces ptaśny. Udało mi się rok czy dwa lata temu ustrzelić koło Kartuz dwa rybołowy. Ustrzelić okiem naturalnie. Coś pięknego. |
Jako niedoszły i niespełniony ornitolog fantasta zaproponuję na dobry początek jakiś atlas z malowanymi ptakami, nie z fotografiami. Dobry rysownik wyłapuje szczegóły i podkreśla je w rysunku. Podobnie jak Dawid - (pozdro) szczeniackie lata spędziłem albo z lornetką na świlczańskich polach i w krzaczorach pod Rzeszowem, albo właśnie wertując książki i mój ulubiony atlas Sokołowskiego "Ptaki Polski", który dostałem w prezencie razem z lornetką gdzieś na 10 urodziny od wujka ornitologa.
Dobry fachowiec lornetki nie potrzebuje żeby rozpoznać gatunek, wystarczy słuch. Pamiętam kiedyś oglądałem dokument o jednym ornitologu chyba z Norwegii. Koleś był niesamowity. Wcale mu nie przeszkadzało, że był niewidomy, a mimo to został znanym autorytetem w swojej dziedzinie. |
Aaaale :D czy to nie prawda, że ptaki śpiewają głównie wiosną? :D
- chcesz mieć ze mną jajko? - tak! jak tylko nasramy na kota! :D |
Pozdro Gończy:)
Cytat:
A jak już się ich tam naleci i robi się tłok to można usłyszeć: ej wróbel, wyperdalaj" ;) |
Jak już o ptakach, to mi się takie wspomnienie nasunęło:
Tak z 15 - 20 lat temu mieliśmy w robocie Panie Kociary. Zawsze przygotowane żarełko dla kotków, woda, etc... Któregoś dnia słyszę głośne miauczenie. Ale pod lipami (tam było wykładana żarcie) nie widzę żadnego zwierzaka. Podchodzę bliżej - miauczenie jakby z góry dochodzi... Biedny kotek - myślę - pewnie wlazł za wysoko i teraz się boi zejść... Podchodzę bliżej i bliżej... Z lipy odleciała sójka i ... miauczenie ustało :D Skubana się nauczyła, że jak jest miauczenie - to pojawia się jedzenie. Szacun... Także z tym rozpoznawaniem po głosie może być różnie... |
Cytat:
|
No to ja jeszcze o krukowatych, o kawkach - było tu wspomniane...
Jeśli znajdziecie małą kawkę, która wypadła z gniazda, to jej ... nie "ratujcie", o ile nie chcecie ponosić konsekwencji tego czynu. Kawki są do bólu "rodzinne", jak takie pisklę wykarmicie - to dla niego będziecie RODZINĄ - a kawka rodziny nie zostawi. Nigdy... Nie da się takiego odkarmionego kawczęta "zwrócić naturze"... To się nie uda. Kawka będzie chciała być zawsze z Wami. Tak pod rozwagę... |
Propo inteligencji ptaków to widziałem w zbukareszcie gawrony układające kasztany na tory trawmajowe :) cała kolejka skurkowanych każdy ze swoim kasztanem :)
Nasze pod domem nosiły kasztana na lampę i korzystały z grawitancji. |
Cytat:
|
Już jestem na podwórku
Magneto, z ust mi temat wyjadłeś...;)
Zabałaganiłem trochę w "szkockiej", gdzie wywróciłem kilka stolików jak słoń w składzie porcelany, bo z piciem rano trzeba uważać. Świeżutki temat w Ptasiej Strefie. Autor zapewne film nakręcił wcześniej, bo temat aktualnie gorący jest i fajnie, że go poruszyłeś. Tak, krukowate to bestie konformiści. Tu nie ma litości. Podobnie z mewami. Nie jeden raz byłem świadkiem jak mewa próbował zatłuc gołębia. Ale i kot się pojawił więc... To kolejni wyrafinowani zabójcy w miejskim klimacie. chcesz mieć ptaki na swoim podwórku? Uważaj na koty. Na moim podwórku obecnym wszystko jest/miało miejsce ale ptaków już nie ma. Kota zresztą też... "Historia jednego podwórza" właśnie osiągnęła... a może bardziej samo podwórze - stan, który przyprawia mnie, najłagodniej rzecz ujmując, o głęboką refleksję. "Piękny" scenariusz, w sensie dobry na film/serial. Potrzebuje jeszcze kilku dni, by to zebrać jakoś do kupy (kamieni), więc tymczasem "dokończę" temat rudzika (ptaka z pomarańczowym brzuszkiem), bo w sumie moja historia z rudzikiem jest odpowiedzią moją na to, jak powinno wyglądać "jedno podwórze" a nawet nie jedno... |
Wieś
Literaturą pojadę.
Jest wątek o tradycyjnej kosie ale nie po czemu. Tylko sygnalizacja. Po czemu jest tutaj. Na moim podwórku. Powrót do korzeni. Im bardziej jestem starszy, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że warto żyć życiem, którego inni nie rozumieją. Clint Estwood Powrót, bo mam serdecznie dość komfortu narzucanego mi siłą i w ogóle. Ogólnie to powoli zaczynam mieć to wszystko w czterech. Jeszcze dekada i jadąc bez kasku na rowerze będę zwykłym przestępcą. Więc zanim do tego dojdzie będę hulał bez niego a jak to robić bez zaniemania wykładam na stronie bezkasku.pl Zatem do lektury właściwej... "Starzy kosiarze potrafią być z kosami zżyci. Klepią je nie na byle jakiej babce, tylko dobranej. Ostrze nie może być pofalowane ani wyszczerbione. No i kosisko musi być jak trzeba, ale każdemu służy trochę inne. Dziadek wspomina, jak mu ukradli kosę. Samo ostrze. Dobre ostrze. Ale mieli złe kosisko, więc poszli do sąsiada i ukradli mu dobre. Trzeba być zżytym z tą robotą, żeby nie tylko wiedzieć, czym kosić, ale i co kraść. Ale dziś o dobrą kosę niełatwo. Najwięcej tych z blachy. - Ale, wtajemnicza nas dziadek, czasem Ruskie dobre kosy przywożo. Siano trzeba było na nosiłkach, inaczej "nosidłach" - dygać do stogu. Nosiłki to nosze z dwóch kijów. Stogi rosły, czesane na koniec grabiami, żeby nie były kostropate, żeby w deszczowe dni woda spływała z nich niczym z dobrej strzechy. Na spadzistej powierzchni stogu kładło się jeszcze i mocowało kije, tak zwane chrusty, żeby siano się nie zsuwało. Ile czasu trwała robota? - Zależy, jaki stóg, tłumaczy Tadeusz Klepadło. Jak z pół hektara, to i w godzinę się stawiało. Jak z półtora, to dłużej, ale jak było dużo siana, to i z hektara trzeba było stawiać parę godzin. Sam ustawił w życiu kilkadziesiąt stogów. Do tej roboty można się było wynająć u innego gospodarza, jak brakowało grosza. Bogatsi potrafili wyzyskiwać biedniejszych i przy koszeniu, i przy innych robotach. Gzy na bagnach dokuczały okrutnie. Zwłaszcza w słońcu. - Czasem jak się nosidła niosło i już tylko ze 20 metry do stoga brakowało, a tu nagle który taki uciął, że się chciało zatrzymać, ale nie szło, człowiek zęby zacisnął i szedł dalej. Raz jak kosił ja na Czarnej Brzezinie i taki uciął, to ja nie wydzierżył, jeno kosę na sztorc postawił, jakby jo miał ostrzyć, i tak się zamachnął, że na ostrze trafił, i do dziś ślad na ręce został, a krew sikała, że nie daj Boże, parę chustek poszło, żeby to zatrzymać. Czasem sam kosiarz albo i cała rodzina kryli się w stogu przed deszczem lub burzą. Na pustkowiu przy burzliwej pogodzie nie było to zbyt bezpieczne ukrycie, jak i sama zresztą robota pod chmurzącym się niebem. Kiedyś z łąk do wiejskiego urzędu pocztowego, gdzie był telefon na korbkę, przybiegła kobieta. - Dzwońcie po pogotowie, bo ojca piorun trafił - krzyknęła. Stożył stóg, stał już na górze. Przeżył, ale trzeba było amputować zesztywniałą nogę. Najwięcej stogów stało na łąkach nadrzecznych. Były ich tysiące. Bo i siano z łąk, nawożonych przez samą rzekę odkładającą żyzne osady i tworzącą mady nadrzeczne, było tu najlepsze. - Jak się zwiozło do stodoły, to się chciało jeszcze postać, pooddychać, tak pachniało!... opowiadał nam jeden z rolników. Dlatego łąki nadrzeczne, nawet nietknięte przez meliorantów wciąż są wykaszane. Można na nie wjechać po ustąpieniu zalewów, bo sporo tam łagodnych wypukłości z naniesionego przez rzekę materiału. W głębi doliny, na pokrytych głównie turzycami torfowiskach stogów było mniej, bo tam z takiej samej powierzchni jak nad rzeką zbierano mniej siana, trzeba więc było pracować na większych i trudniejszych dla koszących powierzchniach. My, miejscy przybysze, widywaliśmy już ostatnie stogi, które jak spiczaste berety wystawały z porannych czy wieczornych mgieł. Stały tak przynajmniej do zimy. Dopiero wtedy można było zwieźć siano. Tadeusz Klepadło już tylko z opowieści dziadka pamięta, że kiedyś jeżdżono po nie żeleźniakami, czyli wozami na żelaznych kołach. - Jak był mróz, to taki żelaźniak na bagnie rozcinał kępy na pół, a pod spodem już miał twardo. Gdy leżał śnieg, najlepsze były sanie. A jak mróz i śnieg nie dopisały? - To się brało takie sanki jak dziecięce, tylko większe, sami my takie robili, objaśnia Klepadło, i ze dwie kopy na nie się nakładło. Kładło się dwa drągi w poprzek, żeby było na co nakładać. Jeden z przodu ciągnął za powróz albo za łańcuch, z tyłu dwóch popychało. I tak z pięć razy trzeba było obrócić, żeby zwieźć z pół fury, i dopiero do domu. Raz to my dziadka zgubili. Jechalimy Groblą Honczarowską na naszą biel, Strymień tam się to nazywa. Konia my mieli młodego, a z grobli trzeba przez rów przejechać. Stary to powącha, powącha i dopiero pomału pójdzie, a ten, jak skoczył, to sanki poszły w powietrze, a dziadka nie ma! Patrzę, w rowie leży, raz-dwa go z ojcem wyciągnęli, na grądziku zapalili ognisko i tak się suszył. A ja pamiętam, rogi z łosia wtedy znalazł. Słowem: szczęście w nieszczęściu. Dziś Tadeusz Klepadło już nie kosi na bagnach. Większość łąk sprzedał. Zostawił półtora hektara w dwóch kawałkach, by na stare lata pójść, pospacerować, pooglądać. Kosili jeszcze z synem ze trzy lata, jak były dopłaty, ale potem przestali. - Dziś lepiej ziemi dokupić, słoma to lepszy towar!, wyjaśnia gospodarz". Fragment książki Grzegorza i Tomasza Kłosowskich pt. "Biebrza. Opowieści o rzece...". |
Historia jednego podwórza
Mamy sportowy weekend za sobą. Kubica ze swoim zespołem wygrywa Le Mans 24h. https://i.ibb.co/vxfqyrCP/IMG-20250616-072704.jpg Pogacar Dauphine 2025. My startujemy w 53-cim Memoriale Żylewicza. Ja tym razem w roli fotoreportera. Rodzinny zespół wielopokoleniowy reprezentował nas w sprincie. Reprezentował znakomicie. W swojej kategorii wiekowej zdominowaliśmy zawody... https://i.ibb.co/TM6PSF03/IMG-20250614-144408.jpg https://i.ibb.co/qLnsks7n/IMG-20250614-143641.jpg ...zwłaszcza w nowej konkurencji... https://i.ibb.co/Jw01NbQ2/IMG-20250614-142445.jpg ...sprintu synchronicznego. Było także strzelanie z łuku, pchanie mini piłką lekarską (w tych konkurencjach startował również - z powodzeniem - wasz reporter) i jeszcze kilka innych. Rodzinne pasmo sukcesów celebrował polski kosmonauta tak intensywnie, że lot musiano odwołać. Dużo się wydarzyło i nie wydarzyło jak widać. Naprawdę nie było lekko. Nawet Ronaldo z trudem wytrzymywał trudy ale wiek robi swoje. https://i.ibb.co/99zMJFtg/IMG-20250614-153604.jpg Potem kibicowaliśmy my. https://i.ibb.co/Pv5JSxYC/IMG-20250614-162739.jpg Najpierw był chód memoriałowy na 5km. Były emocje. Otóż zwycięzca szedł w tempie na 28 minut z hakiem. 7 lat temu, po czterech m-cach katorżniczego treningu (w ramach fizycznych przygotowań do imprezy Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 1889-2018) w wolontariackiej imprezie przebiegłem ten dystans w czasie 28.50. Przegrałem...;) Po tych wszystkich emocjach był... mcdonald:) Ale to z inicjatywy Strażnika Domowego. Raz na kwartał można. Potem... https://i.ibb.co/vCjCY2X1/IMG-20250614-181438.jpg ...zbieranie polnych kwiatów na bukiet dla mamy i koniczyny na tradycyjny wianek. Cały czas towarzyszyła nam nestorka rodu po kądzieli Strażnika. https://i.ibb.co/Xxf5JG7S/IMG-20250614-183501.jpg Jeszcze tylko nostalgiczne zdjęcie... Będę scenę kadrował co roku, o ile nie zapomnę. Na dobranoc, zamiast bajek oglądaliśmy z Kacperkiem (na telefonie dziadka) MP w łucznictwie i skróty dwóch etapów (6 i 7) Dauphine 2025. Rower, to obecnie kacperkowy TOP. Czym skorupka za młodu... Rano w niedzielę obowiązkowa gimnastyka poranna. Prowadzi Marysia. To jest męczarnia dlatego babcia zawsze ucieka do kuchni i robi śniadanie w tym czasie. Mieliśmy do południa pomalować Golfa i potem śmigać na rowerach ale rodzice odebrali gagatków wcześniej. Zatem do odbioru muzykowaliśmy, po obejrzeniu kolejnego "odcinka" Krzyżaków. To powtórka sprzed roku. Bardzo się dzieciom film podoba. Obecnie skończyliśmy obezwładnieniu Juranda na zamku w Szczytnie. P.S. Tuz przed snem, w sobotni wieczór, po "bajkach" Kacper mnie pyta: - Dziadek, a masz klucze do roweru? Mam. - Ja też bym chciał mieć. |
Edukacyjnie
Polecam zajrzeć na kanał Ptasia Strefa, bo tam pan Kuba prezentuje, jak sam pisze:
Rajd ptasiarzy to ogólnopolska zabawa polegająca na tym żeby drużyna (3-5 osób) zaobserwowała (lub usłyszała) na terenie jednego województwa jak największa liczbę gatunków ptaków w ciągu jednej doby. O udziale w rajdzie myślałem już od kilki lat, ale zawsze coś nie pykło ;) Tym razem do udziału zaprosili mnie Marta i Mateusz za co serdecznie dziękuję. Piękna przygoda, wspaniałe obserwacje i na koniec niedosyt, który sprawia, że za rok chcemy spróbować jeszcze raz ;) To długi film, ale co zrobić. W terenie byliśmy 21 godzin⌠Tymczasem ja... ...edukacyjnie promuję teorię muzyki dla inżynierów. Muzyka, to czysta matematyka. Może ją zrozumieć nawet drewniane ucho. Z tym panem przerobiłem od nowa podstawy harmonii i bardziej świadomie podchodzę do instrumentu ponownie. Zaglądam do niego od ponad roku i bardzo go sobie chwalę. Obecnie szukam jakiegoś kanału - stricte kierowanego do nauki dziecka. |
Czariusz, jak chcesz poprobować czereśni to teraz jest na to idealny czas w Arboretum Wojsławice. Ok 2500 drzew które właśnie owocują. Mnóstwo odmian. Stworzyli tam bank
genów. Wczoraj byliśmy. Czereśniowy zawrót głowy:) |
Historia jednego podwórka
Poczytuję historie podwórkowe, w temacie ich zagospodarowania, w otoczeniu hacjend wiejskich itp. i tak widzę, że ludziska poszukują swojego idealnego ogrodu jak koziołek Matołek;)
Będą u mnie dwa orzechy. Jeden swojski, który już rośnie (mam nadzieję, że przeżyje, bo przymusowo przesadzony w maju, z totalną zmianą środowiska), drugi to Jacek. Oba będą miały swoje enklawy. W temacie rozczarowań ogrodowych przypomła mi się historia z końca lat 90-tych ubiegłego wieka. Dzwoni do mnie kolega leśnik i prosi o pomoc. Przyjeżdża do nich jakiś niemiecki botanik i trzeba mu pokazać coś tam coś tam wedle jego programu. Zapowiada się fajna wycieczka, więc jeżeli mam ochotę... potłumaczyć, to mnie zaprasza;) No dobra. Mój niemiecki wtedy jeszcze przypominał niemiecki. Skoro mamy oglądać/podziwiać coś tam coś tam i tłumaczyć, to profilaktycznie zabrałem nie małe co nie co. No więc po zapoznaniu się z botanikiem, ruszamy w teren. W sensie najpierw asfaltem trochę trza w Kaszuby wbić. Za Kartuzami na Stężyce bodaj, mijamy przystanek PKS na żądanie. Nagle Niemiec krzyczy stop! Stajemy a ten w pędy te za rzeczony. Nie, nie, nie... My też źle odebraliśmy akcję. Pobocze zarośnięte chaszczami a ten w nich brodzi zachwycony. Czegoś się tam dopatrzył w tym niekoszonym, przydrożnym zielsku. Nam trochę wstyd a on zachwycony. No to mówię do "Klausa", że pod te zielone, to ja coś mam z bożej apteki. Kolega tylko potem trochę smutnie i zazdrośnie patrzył, jak my się z Klausem coraz lepiej rozumiemy i co rusz w te czy inne krzaki. To była zajebista wycieczka i i kiełbasę se upiekliśmy i w ogóle. Minęło kilka tygodni i do leśnictwa wpływa pismo dziękczynne prosto z bundes republik, pełne zachwytów ze szczególnym uwzględnieniem profesjonalizmu tłumacza:) Tak, że ten... Czasy się zmieniają. Migrujemy na wieś, pełni oczekiwań, łąk kwietnych cudnych, ogrodów, owoców pełnych z drzew wszelakich tylko... O tłumaczu zapominamy;) Takiemu, co z powodzeniem przetłumaczy z wiejskiego na nasze. P.S. Kosa z lat 70-tym już na mnie czeka. Miała już wczoraj być ale koledze się zapomło. A zastaw za kosę nielichy. https://i.ibb.co/MDxbF1Vp/IMG-20250613-100528.jpg Cytat:
Szkoda, ze gdzieś nie w okolicy ale pójdę tym tropem. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:11. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.