![]() |
Cytat:
|
No to ja jeszcze o krukowatych, o kawkach - było tu wspomniane...
Jeśli znajdziecie małą kawkę, która wypadła z gniazda, to jej ... nie "ratujcie", o ile nie chcecie ponosić konsekwencji tego czynu. Kawki są do bólu "rodzinne", jak takie pisklę wykarmicie - to dla niego będziecie RODZINĄ - a kawka rodziny nie zostawi. Nigdy... Nie da się takiego odkarmionego kawczęta "zwrócić naturze"... To się nie uda. Kawka będzie chciała być zawsze z Wami. Tak pod rozwagę... |
Propo inteligencji ptaków to widziałem w zbukareszcie gawrony układające kasztany na tory trawmajowe :) cała kolejka skurkowanych każdy ze swoim kasztanem :)
Nasze pod domem nosiły kasztana na lampę i korzystały z grawitancji. |
Cytat:
|
Już jestem na podwórku
Magneto, z ust mi temat wyjadłeś...;)
Zabałaganiłem trochę w "szkockiej", gdzie wywróciłem kilka stolików jak słoń w składzie porcelany, bo z piciem rano trzeba uważać. Świeżutki temat w Ptasiej Strefie. Autor zapewne film nakręcił wcześniej, bo temat aktualnie gorący jest i fajnie, że go poruszyłeś. Tak, krukowate to bestie konformiści. Tu nie ma litości. Podobnie z mewami. Nie jeden raz byłem świadkiem jak mewa próbował zatłuc gołębia. Ale i kot się pojawił więc... To kolejni wyrafinowani zabójcy w miejskim klimacie. chcesz mieć ptaki na swoim podwórku? Uważaj na koty. Na moim podwórku obecnym wszystko jest/miało miejsce ale ptaków już nie ma. Kota zresztą też... "Historia jednego podwórza" właśnie osiągnęła... a może bardziej samo podwórze - stan, który przyprawia mnie, najłagodniej rzecz ujmując, o głęboką refleksję. "Piękny" scenariusz, w sensie dobry na film/serial. Potrzebuje jeszcze kilku dni, by to zebrać jakoś do kupy (kamieni), więc tymczasem "dokończę" temat rudzika (ptaka z pomarańczowym brzuszkiem), bo w sumie moja historia z rudzikiem jest odpowiedzią moją na to, jak powinno wyglądać "jedno podwórze" a nawet nie jedno... |
Wieś
Literaturą pojadę.
Jest wątek o tradycyjnej kosie ale nie po czemu. Tylko sygnalizacja. Po czemu jest tutaj. Na moim podwórku. Powrót do korzeni. Im bardziej jestem starszy, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że warto żyć życiem, którego inni nie rozumieją. Clint Estwood Powrót, bo mam serdecznie dość komfortu narzucanego mi siłą i w ogóle. Ogólnie to powoli zaczynam mieć to wszystko w czterech. Jeszcze dekada i jadąc bez kasku na rowerze będę zwykłym przestępcą. Więc zanim do tego dojdzie będę hulał bez niego a jak to robić bez zaniemania wykładam na stronie bezkasku.pl Zatem do lektury właściwej... "Starzy kosiarze potrafią być z kosami zżyci. Klepią je nie na byle jakiej babce, tylko dobranej. Ostrze nie może być pofalowane ani wyszczerbione. No i kosisko musi być jak trzeba, ale każdemu służy trochę inne. Dziadek wspomina, jak mu ukradli kosę. Samo ostrze. Dobre ostrze. Ale mieli złe kosisko, więc poszli do sąsiada i ukradli mu dobre. Trzeba być zżytym z tą robotą, żeby nie tylko wiedzieć, czym kosić, ale i co kraść. Ale dziś o dobrą kosę niełatwo. Najwięcej tych z blachy. - Ale, wtajemnicza nas dziadek, czasem Ruskie dobre kosy przywożo. Siano trzeba było na nosiłkach, inaczej "nosidłach" - dygać do stogu. Nosiłki to nosze z dwóch kijów. Stogi rosły, czesane na koniec grabiami, żeby nie były kostropate, żeby w deszczowe dni woda spływała z nich niczym z dobrej strzechy. Na spadzistej powierzchni stogu kładło się jeszcze i mocowało kije, tak zwane chrusty, żeby siano się nie zsuwało. Ile czasu trwała robota? - Zależy, jaki stóg, tłumaczy Tadeusz Klepadło. Jak z pół hektara, to i w godzinę się stawiało. Jak z półtora, to dłużej, ale jak było dużo siana, to i z hektara trzeba było stawiać parę godzin. Sam ustawił w życiu kilkadziesiąt stogów. Do tej roboty można się było wynająć u innego gospodarza, jak brakowało grosza. Bogatsi potrafili wyzyskiwać biedniejszych i przy koszeniu, i przy innych robotach. Gzy na bagnach dokuczały okrutnie. Zwłaszcza w słońcu. - Czasem jak się nosidła niosło i już tylko ze 20 metry do stoga brakowało, a tu nagle który taki uciął, że się chciało zatrzymać, ale nie szło, człowiek zęby zacisnął i szedł dalej. Raz jak kosił ja na Czarnej Brzezinie i taki uciął, to ja nie wydzierżył, jeno kosę na sztorc postawił, jakby jo miał ostrzyć, i tak się zamachnął, że na ostrze trafił, i do dziś ślad na ręce został, a krew sikała, że nie daj Boże, parę chustek poszło, żeby to zatrzymać. Czasem sam kosiarz albo i cała rodzina kryli się w stogu przed deszczem lub burzą. Na pustkowiu przy burzliwej pogodzie nie było to zbyt bezpieczne ukrycie, jak i sama zresztą robota pod chmurzącym się niebem. Kiedyś z łąk do wiejskiego urzędu pocztowego, gdzie był telefon na korbkę, przybiegła kobieta. - Dzwońcie po pogotowie, bo ojca piorun trafił - krzyknęła. Stożył stóg, stał już na górze. Przeżył, ale trzeba było amputować zesztywniałą nogę. Najwięcej stogów stało na łąkach nadrzecznych. Były ich tysiące. Bo i siano z łąk, nawożonych przez samą rzekę odkładającą żyzne osady i tworzącą mady nadrzeczne, było tu najlepsze. - Jak się zwiozło do stodoły, to się chciało jeszcze postać, pooddychać, tak pachniało!... opowiadał nam jeden z rolników. Dlatego łąki nadrzeczne, nawet nietknięte przez meliorantów wciąż są wykaszane. Można na nie wjechać po ustąpieniu zalewów, bo sporo tam łagodnych wypukłości z naniesionego przez rzekę materiału. W głębi doliny, na pokrytych głównie turzycami torfowiskach stogów było mniej, bo tam z takiej samej powierzchni jak nad rzeką zbierano mniej siana, trzeba więc było pracować na większych i trudniejszych dla koszących powierzchniach. My, miejscy przybysze, widywaliśmy już ostatnie stogi, które jak spiczaste berety wystawały z porannych czy wieczornych mgieł. Stały tak przynajmniej do zimy. Dopiero wtedy można było zwieźć siano. Tadeusz Klepadło już tylko z opowieści dziadka pamięta, że kiedyś jeżdżono po nie żeleźniakami, czyli wozami na żelaznych kołach. - Jak był mróz, to taki żelaźniak na bagnie rozcinał kępy na pół, a pod spodem już miał twardo. Gdy leżał śnieg, najlepsze były sanie. A jak mróz i śnieg nie dopisały? - To się brało takie sanki jak dziecięce, tylko większe, sami my takie robili, objaśnia Klepadło, i ze dwie kopy na nie się nakładło. Kładło się dwa drągi w poprzek, żeby było na co nakładać. Jeden z przodu ciągnął za powróz albo za łańcuch, z tyłu dwóch popychało. I tak z pięć razy trzeba było obrócić, żeby zwieźć z pół fury, i dopiero do domu. Raz to my dziadka zgubili. Jechalimy Groblą Honczarowską na naszą biel, Strymień tam się to nazywa. Konia my mieli młodego, a z grobli trzeba przez rów przejechać. Stary to powącha, powącha i dopiero pomału pójdzie, a ten, jak skoczył, to sanki poszły w powietrze, a dziadka nie ma! Patrzę, w rowie leży, raz-dwa go z ojcem wyciągnęli, na grądziku zapalili ognisko i tak się suszył. A ja pamiętam, rogi z łosia wtedy znalazł. Słowem: szczęście w nieszczęściu. Dziś Tadeusz Klepadło już nie kosi na bagnach. Większość łąk sprzedał. Zostawił półtora hektara w dwóch kawałkach, by na stare lata pójść, pospacerować, pooglądać. Kosili jeszcze z synem ze trzy lata, jak były dopłaty, ale potem przestali. - Dziś lepiej ziemi dokupić, słoma to lepszy towar!, wyjaśnia gospodarz". Fragment książki Grzegorza i Tomasza Kłosowskich pt. "Biebrza. Opowieści o rzece...". |
Historia jednego podwórza
Mamy sportowy weekend za sobą. Kubica ze swoim zespołem wygrywa Le Mans 24h. https://i.ibb.co/vxfqyrCP/IMG-20250616-072704.jpg Pogacar Dauphine 2025. My startujemy w 53-cim Memoriale Żylewicza. Ja tym razem w roli fotoreportera. Rodzinny zespół wielopokoleniowy reprezentował nas w sprincie. Reprezentował znakomicie. W swojej kategorii wiekowej zdominowaliśmy zawody... https://i.ibb.co/TM6PSF03/IMG-20250614-144408.jpg https://i.ibb.co/qLnsks7n/IMG-20250614-143641.jpg ...zwłaszcza w nowej konkurencji... https://i.ibb.co/Jw01NbQ2/IMG-20250614-142445.jpg ...sprintu synchronicznego. Było także strzelanie z łuku, pchanie mini piłką lekarską (w tych konkurencjach startował również - z powodzeniem - wasz reporter) i jeszcze kilka innych. Rodzinne pasmo sukcesów celebrował polski kosmonauta tak intensywnie, że lot musiano odwołać. Dużo się wydarzyło i nie wydarzyło jak widać. Naprawdę nie było lekko. Nawet Ronaldo z trudem wytrzymywał trudy ale wiek robi swoje. https://i.ibb.co/99zMJFtg/IMG-20250614-153604.jpg Potem kibicowaliśmy my. https://i.ibb.co/Pv5JSxYC/IMG-20250614-162739.jpg Najpierw był chód memoriałowy na 5km. Były emocje. Otóż zwycięzca szedł w tempie na 28 minut z hakiem. 7 lat temu, po czterech m-cach katorżniczego treningu (w ramach fizycznych przygotowań do imprezy Szlakiem Bronisława Grąbczewskiego 1889-2018) w wolontariackiej imprezie przebiegłem ten dystans w czasie 28.50. Przegrałem...;) Po tych wszystkich emocjach był... mcdonald:) Ale to z inicjatywy Strażnika Domowego. Raz na kwartał można. Potem... https://i.ibb.co/vCjCY2X1/IMG-20250614-181438.jpg ...zbieranie polnych kwiatów na bukiet dla mamy i koniczyny na tradycyjny wianek. Cały czas towarzyszyła nam nestorka rodu po kądzieli Strażnika. https://i.ibb.co/Xxf5JG7S/IMG-20250614-183501.jpg Jeszcze tylko nostalgiczne zdjęcie... Będę scenę kadrował co roku, o ile nie zapomnę. Na dobranoc, zamiast bajek oglądaliśmy z Kacperkiem (na telefonie dziadka) MP w łucznictwie i skróty dwóch etapów (6 i 7) Dauphine 2025. Rower, to obecnie kacperkowy TOP. Czym skorupka za młodu... Rano w niedzielę obowiązkowa gimnastyka poranna. Prowadzi Marysia. To jest męczarnia dlatego babcia zawsze ucieka do kuchni i robi śniadanie w tym czasie. Mieliśmy do południa pomalować Golfa i potem śmigać na rowerach ale rodzice odebrali gagatków wcześniej. Zatem do odbioru muzykowaliśmy, po obejrzeniu kolejnego "odcinka" Krzyżaków. To powtórka sprzed roku. Bardzo się dzieciom film podoba. Obecnie skończyliśmy obezwładnieniu Juranda na zamku w Szczytnie. P.S. Tuz przed snem, w sobotni wieczór, po "bajkach" Kacper mnie pyta: - Dziadek, a masz klucze do roweru? Mam. - Ja też bym chciał mieć. |
Edukacyjnie
Polecam zajrzeć na kanał Ptasia Strefa, bo tam pan Kuba prezentuje, jak sam pisze:
Rajd ptasiarzy to ogólnopolska zabawa polegająca na tym żeby drużyna (3-5 osób) zaobserwowała (lub usłyszała) na terenie jednego województwa jak największa liczbę gatunków ptaków w ciągu jednej doby. O udziale w rajdzie myślałem już od kilki lat, ale zawsze coś nie pykło ;) Tym razem do udziału zaprosili mnie Marta i Mateusz za co serdecznie dziękuję. Piękna przygoda, wspaniałe obserwacje i na koniec niedosyt, który sprawia, że za rok chcemy spróbować jeszcze raz ;) To długi film, ale co zrobić. W terenie byliśmy 21 godzin⌠Tymczasem ja... ...edukacyjnie promuję teorię muzyki dla inżynierów. Muzyka, to czysta matematyka. Może ją zrozumieć nawet drewniane ucho. Z tym panem przerobiłem od nowa podstawy harmonii i bardziej świadomie podchodzę do instrumentu ponownie. Zaglądam do niego od ponad roku i bardzo go sobie chwalę. Obecnie szukam jakiegoś kanału - stricte kierowanego do nauki dziecka. |
Czariusz, jak chcesz poprobować czereśni to teraz jest na to idealny czas w Arboretum Wojsławice. Ok 2500 drzew które właśnie owocują. Mnóstwo odmian. Stworzyli tam bank
genów. Wczoraj byliśmy. Czereśniowy zawrót głowy:) |
Historia jednego podwórka
Poczytuję historie podwórkowe, w temacie ich zagospodarowania, w otoczeniu hacjend wiejskich itp. i tak widzę, że ludziska poszukują swojego idealnego ogrodu jak koziołek Matołek;)
Będą u mnie dwa orzechy. Jeden swojski, który już rośnie (mam nadzieję, że przeżyje, bo przymusowo przesadzony w maju, z totalną zmianą środowiska), drugi to Jacek. Oba będą miały swoje enklawy. W temacie rozczarowań ogrodowych przypomła mi się historia z końca lat 90-tych ubiegłego wieka. Dzwoni do mnie kolega leśnik i prosi o pomoc. Przyjeżdża do nich jakiś niemiecki botanik i trzeba mu pokazać coś tam coś tam wedle jego programu. Zapowiada się fajna wycieczka, więc jeżeli mam ochotę... potłumaczyć, to mnie zaprasza;) No dobra. Mój niemiecki wtedy jeszcze przypominał niemiecki. Skoro mamy oglądać/podziwiać coś tam coś tam i tłumaczyć, to profilaktycznie zabrałem nie małe co nie co. No więc po zapoznaniu się z botanikiem, ruszamy w teren. W sensie najpierw asfaltem trochę trza w Kaszuby wbić. Za Kartuzami na Stężyce bodaj, mijamy przystanek PKS na żądanie. Nagle Niemiec krzyczy stop! Stajemy a ten w pędy te za rzeczony. Nie, nie, nie... My też źle odebraliśmy akcję. Pobocze zarośnięte chaszczami a ten w nich brodzi zachwycony. Czegoś się tam dopatrzył w tym niekoszonym, przydrożnym zielsku. Nam trochę wstyd a on zachwycony. No to mówię do "Klausa", że pod te zielone, to ja coś mam z bożej apteki. Kolega tylko potem trochę smutnie i zazdrośnie patrzył, jak my się z Klausem coraz lepiej rozumiemy i co rusz w te czy inne krzaki. To była zajebista wycieczka i i kiełbasę se upiekliśmy i w ogóle. Minęło kilka tygodni i do leśnictwa wpływa pismo dziękczynne prosto z bundes republik, pełne zachwytów ze szczególnym uwzględnieniem profesjonalizmu tłumacza:) Tak, że ten... Czasy się zmieniają. Migrujemy na wieś, pełni oczekiwań, łąk kwietnych cudnych, ogrodów, owoców pełnych z drzew wszelakich tylko... O tłumaczu zapominamy;) Takiemu, co z powodzeniem przetłumaczy z wiejskiego na nasze. P.S. Kosa z lat 70-tym już na mnie czeka. Miała już wczoraj być ale koledze się zapomło. A zastaw za kosę nielichy. https://i.ibb.co/MDxbF1Vp/IMG-20250613-100528.jpg Cytat:
Szkoda, ze gdzieś nie w okolicy ale pójdę tym tropem. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:45. |
Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2025, Jelsoft Enterprises Ltd.