Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01.09.2014, 19:20   #21
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
Domyślnie

Faktycznie mam ten fragment na owej mapie. Korzystałem z niej w przypadku innych fragmentów dotyczących Serbii. Za późno na to wpadłem :-)
Co do trwałości i walki w pełni się z tym zgadzam.
Burki - miałem na myśli osobno z serem osobno z mięsem. O tych dodatkowych nie wiedziałem - nie jadłem innych.
Mi osobiście bardziej podchodzą te z mięsem.
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07.09.2014, 17:30   #22
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
Domyślnie

... cd

Zdjęcie w testowanym śpiworze ...



Ostatnie spojrzenie na okolicę i w drogę.



Po ostatnich opadach przybyło trochę kałuż, na asfalt wymyło dodatkowe kamyczki i wiele innych niespodzianek.

Kierujemy się na Novi Pazar do kolejnego celu Monastyru Spocany i twierdzy Gardina koło Starego Rasu.

Przez chwilę jedziemy krętą drogą asfaltową i przez przypadek dojeżdżamy do Monastyru Mileseva, który mieliśmy pominąć. Jak już tu trafiliśmy postanowiliśmy się zatrzymać i zobaczyć sławny fresk z białym aniołem (wewnątrz zakaz fotografowania).



Wracamy na drogę gdzie Hołek (czytaj GPS) zaczyna nas wciągać w kolejną drogę szutrową. Pytamy o właściwą drogę napotkanych mężczyzn, którzy mówią, że możemy dojechać do celu drogą asfaltową lub tą drogą szutrową, w którą właśnie wjechaliśmy. Na mnie zadziałało to jak zachęta. Jakość drogi zniechęcała Tamarę ponieważ jako pasażer motocykla inaczej niż kierowca odczuwa tzw. wężykowanie. Po prostu nie przepada za szutrami choć przyzwyczaiła się już do mojego zboczenia. Droga prowadzi na szczyt Jadownik ok. 1600 m.n.p.m.
Miejscami droga jest nieco ekstremalna z dużymi kamieniami, i głęboko wymytymi bruzdami. Strome podjazdy w tym serpentyny sprawiają, że dochodzi do nas swąt palonego sprzęgła. Do szczytu Jadownik odnoga w prawo 2 km - Tamara nie jest chętna zbaczać z głównej drogi kiepskiej jakości obawiając się znacznie gorszej. Jedziemy więc do celu. Dojeżdżamy do drogi asfaltowej a dalej wprost pod monastyr Sopocany.



Zwiedzamy ów obiekt zwracając uwagę na wszelkie szczegóły.



Wewnątrz tłumy i kolejne nadciągające osoby - tak wyglądały przygotowania do chrztu utrudniając nam możliwość zrobienia zdjęcia bez ludzików.



W końcu wracamy do naszego potwora i wyruszamy na poszukiwania twierdzy, która miała być po drodze do monastyru.



Naszym zdaniem dojazd do Twierdzy Gardina z listy UNESCO powinien być oznakowany. Niestety łatwiejsze było odnalezienie monastyru. Prawdopodobnie widzieliśmy fragment jej murów z drogi jednak zgodnie stwierdziliśmy, że odpuszczamy ponieważ ciekawie wygląda z lotu ptaka nie mając pewności jak będzie na miejscu. Szkoda nam było czasu na zapytania i zbędną stratę czasu.

Tniemy do granicy z Czarnogórą Spiljani - wzdłuż Kosowa. Samo położenie monastyru jest bardzo bliskie Kosowa. Jedziemy przez Rozaje-Berane-k. Bjelo Polje-Plevlja. W tych okolicach drogi asfaltowe są kiepskiej jakości wręcz tragiczne dziury. Widoki i zapachy jak w owej enklawie - smród palonych plastikowych butelek, śmieci wzdłuż drogi i w rzekach, widoczne minarety przy licznych meczetach i zdecydowanie brudniejsza woda w rzekach. Na remontowanym odcinku drogi zaczepia nas dwóch młodych chłopaków zapraszając nas do siebie na pogawędki. Jeden z nich ma żonę Polkę z zielonogórskiego. Takie spotkania mają coś w sobie, często są emocjonalne a zarazem wspaniałe. Okoliczny klimat i zapachy zniechęcają nas od dłuższego pobytu w tych rejonach. Ślicznie dziękujemy za zaproszenie a chwilę później przekraczamy granicę wjeżdżając do Czarnogóry.
W mgnieniu oka jakość dróg zmienia się nie do poznania. Do tego wiadukty, tunele, piękne widoki gór i przepiękny wąwóz. W mgnieniu oka droga traci na jakości w momencie zjazdu z głównej. Kierujemy się na północ wzdłuż granicy z Serbią. Kręte drogi towarzyszą nam od początku - towarzyszą w dalszym ciągu. Zatrzymujemy się na chwilę aby coś przekąsić w okolicznym sklepie. Nagle z minuty na minutę wzrasta zainteresowanie nami i naszym motocyklem i dlatego zwijamy się dalej. Przystajemy w innym sklepie w Plevlja na małą przekąskę - parówki z dodatkami są wyśmienite :-) Robimy również zakupy na wieczór.



Granicę z BiH przekraczamy w Metaljka. Dziwne przejście. Po czarnogórskiej stronie totalna pustka. Przejeżdżamy około 5 km i dojeżdżamy do odprawy BiH. Oprócz nas stoją 2 samochody. Nikt się nie spieszy. Holendrzy jadący w przeciwnym kierunku po około 10 minutach dostają swoje dokumenty i odjeżdżają. Bez pośpiechu po ok. 10 minutach odjeżdżamy i my.

Wjeżdżamy do Gorazde w samo centrum. Przejeżdżając jedno skrzyżowanie gwiżdże na nas policja. Zatrzymujemy się jakieś 30 metrów dalej. Podchodzi do nas jakiś facet i mówi do nas po angielsku. W mieście trwa FESTIVAL PRIJATIELSTWA. Przejazd przez most nie jest możliwy po czym mówi do nas dość dosadnie jedźcie dalej - fu..ck th...em. Przejeżdżamy przez most mimo wyłączenia z ruchu. Policjanci nie dali nawet kroku w naszą stronę. Przejeżdżamy powoli między tłumem przechodniów. Dalej wspinamy krętą drogą w górę. Droga asfaltowa słabej jakości psuje się z każdym kilometrem po czym asfalt znika zmieniając się w szuter. Rozglądamy się za miejscówką na nocleg. Nie jest łatwo ponieważ trudno znaleźć w miarę płaski kawałek na rozbicie namiotu. Po długich rozważaniach zjeżdżamy w boczną dróżkę decydując się na jedno z miejsc z piękną panoramą na Gorazde. Oświetlone miasto a nad nim miliony gwiazd do tego sztuczne ognie. Tak piękny widok sprawia, że ja wyciągam matę i śpiwór na zewnątrz chłonąc wspaniałe widoki łykając złocisty napój aż zasnąłem między motocyklem i namiotem. Obudziłem się około 3:00 obracając się na bok kładąc twarz prosto w rosę osiadłą na macie. Spojrzenie w dół - miasta nie widać. Wokół mleko. Wszedłem do środka a Tamara oznajmia mi, że na zewnątrz hałasowało jakieś zwierzątko - czy słyszałem ? Nie słyszałem nic licząc spadające gwiazdy ...

02.08.2014 (sobota)

Pobudka w chmurach. Po wyjściu z namiotu widoczność na ok. 20 metrów. Po prostu białe mleko.



Nocleg na dość pochyłym terenie więc razem zjeżdżaliśmy z maty podsuwając się w górę co jakiś czas. Przy śniadaniu słyszymy dzwonki owiec wyprowadzanych na wypas. Są tuż obok nas. Niestety nic nie widać.



Teraz czeka nas wyjazd pod górkę. Najtrudniejsze będzie ruszenie. Sprawy nie ułatwia woda opadająca z chmur osadzająca się na trawie. Po chwili zmagań udaje się dojechać do drogi szutrowej.
Tamara dociera po chwili a wraz z nią zwabiony odgłosem motocykla pasterz. Z niedowierzaniem pyta czy przyjechaliśmy tą drogą z Gorazde ? Oznajmiamy, że tylko nocowaliśmy.
Hranjen 1174 m.n.p.m. -Praca-Pale-Sarajewo - piękna widokowa trasa a na koniec piękna panorama miasta doświadczonego podczas ostatniego konfliktu na Bałkanach.
Sarajewo - zwiedzanie tego orientalnego miasta to ciekawe doświadczenie.





Stary bazar, studnia będąca fragmentem pierwszego wodociągu w Europie, wspaniałe gadżety. Niektóre robione na żywo-kupujesz nagrywasz.



Wchodzimy w sferę wspaniałych zapachów. Postanawiamy zatrzymać się na przekąskę.



Właśnie tutaj zauważamy uwielbienie do naszej najbardziej znanej gwiazdy futbolu - Lewandowskiego. Na straganach jego koszulki w barwach nowego klubu. Olbrzymie zaskoczenie.



Na ulicach tłumy ...



Nawet zamaskowanych kobiet ...



Po dłuższym pobycie wracamy do motocykla i ruszamy w dalszą drogę.



Od momentu zaparkowania motocykla towarzyszyła nam pani, która chciała wyciągnąć od nas jakąś walutę. Nie chciała żadnej obcej a miejscowej nie posiadaliśmy. Za posiłek płaciliśmy kartą a ona ciągle była w zasięgu naszego wzroku ... Coś tu chyba jest na rzeczy. Pełni obaw wracamy do motocykla - nic nie zginęło. Ufff.

Dojeżdżamy do Visoko gdzie ponoć znajdują się piramidy. Owszem widzimy górę o idealnym piramidowym kształcie w całości porośnięta przez drzewa. Robimy fotę owej piramidy oraz ślady po kulach z ostatniego konfliktu bałkańskiego, które najbardziej rzucają się w oczy w Bośni i Hercegowinie. Są niemal w każdym mieście.



Najmłodsi ćwiczą na wszelki wypadek ...



Zauważamy, że w mieście jest podziemna trasa. Zastanawiamy się nad opcją zwiedzania ale potworny upał pomaga nam w podjęciu szybkiej decyzji - jedziemy dalej. Boczne dróżki z dużym natężeniem ruchu. W Catici dojeżdżamy do przejazdu kolejowego. Zakręt, sznur samochodów przed nami, dohamowanie i nie wiedzieć czemu leżymy. Wraz z motocyklem suniemy się wprost pod koła samochodów nadjeżdżających z przeciwka ... MASARAKSZ !

cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09.09.2014, 20:57   #23
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
Domyślnie

... cd

... nie wiedzieć czemu leżymy. Wraz z motocyklem suniemy się wprost pod koła samochodów nadjeżdżających z przeciwka ... MASARAKSZ !

Dziwna sytuacja. Zdezorientowani niespodziewaną wywrotką sunąc się pod koła samochodu liczymy na łut szczęścia - zauważą nas ? zdążą się zatrzymać ... ?
Motocykl ma większe przyspieszenie oddalając się od nas. Może to przyspieszenie jest zasługą gmoli i alu kufrów, na których zdecydowanie się opiera ? Samochód z naprzeciwka zwalnia przepuszczając motocykl, który dobija do krawężnika i staje na koła. Z naszej perspektywy znajduje się w pionie po czym wraca na drogę upadając na ten sam bok. Tym czasem my suniemy się prosto pod zderzak samochodu osobowego (marki nie pamiętam). W mgnieniu oka podnosimy się o własnych siłach stając na nogach tuż przed zderzakiem stojącego już pojazdu.
W pierwszej kolejności sprawdzamy własne uszkodzenia. Tamara z obolałą ręką z przetarciami pokazuje uszkodzoną kamerę, którą w niej trzymała.



Oprócz tego przetarcia odzieży. U mnie mocne stłuczenie prawego uda i biodra z mniejszymi przetarciami dłoni. Odzież podobnie uszkodzona.
Po własnych oględzinach podchodzimy do motocykla. Kierowca z pasażerem wysiadają z samochodu i pytają czy u nas wszystko w porządku. My w szoku próbujemy postawić motocykl na koła. Chłopaki wsiadają do samochodu i chcą odjeżdżać. Tamara wzywa ich do nas aby pomogli w dźwignięciu naszego kolosa. Stawiamy sprzęt na koła i kątem oka widzimy dyskusje między kierowcami samochodów, które jechały z naprzeciwka. Po chwili odjechali, natomiast naszym oczom dopiero po ok. 5-10 minutach ukazały się uszkodzenia samochodów, które zderzyły się z naszego powodu. Kawałki plastików ze zderzaka nie były dla nich żadną przeszkodą aby oddalić się z miejsca zdarzenia.



Robimy oględziny miejsca. Naszym oczom okazuje się przyczyna naszego upadku. Na asfalcie znajduje się glina. Można rzec nic strasznego. Na pewno nie doszłoby do upadku gdyby nie rozlana woda. Takie podłoże sprawiło, że motocykl w skręcie po naciśnięciu hamulca legł na asfalt bez żadnego ostrzeżenia.
Rozlana woda wysychała z minuty na minutę. Po 10-15 minutach nie było po niej śladu.
Siadamy chwilę aby ochłonąć, uspokoić się i ocenić straty.

Tamary stłuczona ręka puchnie w oczach a ja kuśtykam na prawą nogę. Usilnie namawiam Tamarę na prześwietlenie dla pewności. Ona usilnie twierdzi, że to tylko stłuczenie i nie pojedzie do żadnego szpitala.
Reszta to straty materialne - przetarty prawy kufer, gmol, stłuczony kierunek, stłuczony wyświetlacz kamery ręcznej, uszkodzone mocowanie kamery na kasku, ponownie cieknący bak, przetarte ubrania z zebranymi fragmentami gliny i jakiejś świecącej mazi ze drobinami szkieł. Najwyraźniej wypadki zdarzają się w tym miejscu dość często.



Tamara znika w międzyczasie udając się do pobliskiego domu po wodę. Po powrocie zauważa brak oczka w jedynym pierścionku o dużej wartości sentymentalnej ...



[img]https://lh6.googleusercontent.com/-KhlX-B4d7tw/VAxq0RZmL3I/AAAAAAAACeQ/BlEUTTHx3XA/w736-h553-no/DSCF3016c.jpg[img]



Opuchnięta ręka nie daje mi spokoju i ponownie namawiam Tamarę na wizytę w szpitalu w celu prześwietlenia. Bezskutecznie. Udaję się więc do pobliskiego domy, w którym Tamara miała problem językowy aby dostać odrobinę wody. Nie zrażony tą informacją pukam do drzwi. Cel jest jasny muszę zdobyć coś na zimny okład, najlepiej z lodu. Idę po lód. W drzwiach pojawia się starszy pan. Używam określenia "lód" w różnych językach - bez zrozumienia. Pojawia się starsza pani - ponawiam próby. Efekt ten sam. Wchodzę na siłę do ich domu w celu znalezienia lodówki/zamrażalki. Zastępują mi co chwilę drogę. Widząc lodówkę podchodzę do niej ponownie używając tego samego określenia. Bezowocne. Pokazuję na kran i lodówkę - załapali. Niestety nie mają lodu. Wracam do Tamary z niczym. Po 2 minutach starszy pan przynosi w worku zamrożone wiśnie. Lód w każdej postaci będzie dobry.
Zimny okład daje zdecydowane ukojenie bólu szczególnie w panującym upale. Po jakimś czasie odnoszę owoce właścicielom a ci wyraźnymi znakami dają mi do zrozumienia abym zabrał je ze sobą i zjadł. Tak też robię. Po powrocie ubieramy się i ruszamy w drogę. Chcąc omijać autostradę okazuje się, że nie możemy w żaden sposób znaleźć innej drogi do Zenica - ciągle wracamy na wjazd na autostradę. Po kilku próbach kończących się na karkołomnej jeździe po szutrach wracamy do bramki na autostradzie a po przejechaniu 15 km kończy się owa przyjemność.
Dalej jedziemy piękną, krętą i widokową trasą. Dojeżdżamy do Travnika a tu urzeka nas górująca nad miastem twierdza.



Wjeżdżamy w piękne uliczki z ciekawą architekturą. Urządzamy sobie mały spacer - Tamara z obolałą ręką wraz z kuśtykającym Głaziem.



Obchodzimy twierdzę i ruszamy w stronę Jajce.

Do wspomnianej miejscowości jedziemy dziwnie wąskimi, za chwilę remontowanymi a kawałek dalej szutrowymi drogami. Przystajemy przy jednym z przydrożnych wodopojów z chłodzącą i orzeźwiającą wodą. Ukojenie dla obolałej ręki a zarazem wodopój o sporej wydajności.



Po dość uciążliwych szutrach szczególnie po wcześniejszym wypadku z Głazio obolałą nogą dojeżdżą do drogi asfaltowej.
Dojeżdżamy do Jajce, w którego centrum znajduje się dość okazały wodospad.



Zatrzymujemy się tu na dłuższą chwilę udając się na oględziny tego miejsca z wszelkich możliwych stron.



Docieramy na dolną półkę widokową pod wodospadem zaznając typowego dla takich miejsc prysznica poniżej okazałego wodospadu. Do tego silny i chłodny orzeźwiający wiatr sprawia, że przemoczeni udajemy się na górę do motocykla. Ta ochłoda w potwornym upale to wspaniałe uczucie.
Objeżdżamy stare miasto w poszukiwaniu noclegu. Po dzisiejszych przygodach decydujemy się na jakiś pokój w celu opatrzenia ran i zrobieniu doraźnych napraw. Brak wolnych miejsc lub cena 35 Euro od głowy sprawia, że jedziemy poza miasto. Nagle po drugiej stronie rzeki widzimy pensjon - zawracamy.
Wieczorne zwiedzanie. Słabo oświetlony zamek górujący nad centrum, pod którym biegnie tunel zapewne jest jedną z głównych atrakcji. Dla nas największą i najbardziej atrakcyjną był dość okazały wodospad mimo tego, że widać w nim sporą ingerencję człowieka. Dolna półka pod wodospadem wyposażona w krzesełka jak na stadionie świadczy o tym, że muszą się tu odbywać zawody skoków do wody z tego dość wysokiego progu skalnego.


Na pożegnanie z orzeźwiającym prysznicem Selfie w zamglonej drobinami kropel wody atmosferze.

Nocne życie w mieście tętni głównie w restauracjach, ogródkach piwnych i wielu dyskotekach znajdujących się na starówce. Spragnieni wykonaniem nocnych zdjęć podczas wieczornego spaceru wracamy rozczarowani z powodu słabego oświetlenia zabytków. Najlepiej oświetlone miejsca to lokale.
Wracamy do naszego pokoju z czterema łóżkami, w którym jedno z nich trzasnęło pod Głaziem - pękła jakaś deska umocowana w tandetnym plastikowym mocowaniu. Tynk w pokoju wyglądem przypomina tynki stosowane w Polsce na zewnątrz.
Wspólna kuchnia z lokatorami pola namiotowego (za 4 Euro) to spora atrakcja naszego pensjonu. Takie miejsca sprzyjają nawiązywaniu nowych kontaktów. Motocykl w garażu, dostęp do WiFi. Pomiędzy naszym pokojem a kuchnią wspólna toaleta z prysznicami.
To jest to :-)
Ciekawa noc za nami :-)

W głowie zaczyna tlić się myśl - limit pecha wyczerpany ... ?

03.08.2014 (niedziela)

Poprzedniego dnia nie umknął nam znak informacyjny dodatkowej atrakcji oddalonej od Jajce o 5 km. Kierowaliśmy się tam w celu znalezienia noclegu. Po długich rozważaniach decydujemy się pojechać do miejsca, w którym podstawę wodospadów tworzą liczne i małe młyny.
Po dotarciu na miejsce stwierdzamy, że warto było tu zajrzeć.



Po dawnej świetności nie zostało nic z wyjątkiem małych domków, w których zachowały się nieliczne elementy dawnych młynów z żarnami. Wstęp wolny ! Być może wkrótce za wejście do tego urokliwego miejsca położonego nad jeziorem trzeba będzie zapłacić. Liczne ścieżki, czysta woda, wodospady, drewniane domki (stare młyny) położone nad jeziorem tworzą wspaniały klimat tego miejsca.



cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.09.2014, 00:21   #24
pincet


Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Szczecin
Posty: 341
Motocykl: RD03
Przebieg: 112 kkm
pincet jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 4 dni 21 godz 11 min 44 s
Domyślnie

Super relacja, czekam na więcej!
__________________
Zwolennik głębokiego przetopu...
pincet jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14.09.2014, 13:55   #25
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
Domyślnie

... cd

Po pozytywnym naładowaniu akmumulatorków po wczorajszej wywrotce i małych naprawach ruszamy w stronę Mostaru. Chcemy się tam zatrzymać po raz drugi. Tym razem w drodze do kolejnego wodospadu.
Jedziemy wzdłuż rzeki Vrbas malowniczą i krętą drogą. Do tej pory opona podczas naszych wyjazdów najszybciej zużywała się na środku. W tym roku ewidentnie mamy do czynienia z szybką utratą bieżnika na zewnątrz. Dostrzegamy ogromny ubytek gumy w tej części (guma do wymiany). To dowodzi ile zakrętów i serpentyn za nami - szutrowe odcinki również dały znać o sobie. Trasa Donji Vakuf-Bogojno-Gornji Vakuf-Jablanica nie oszczędza naszego bieżnika a na stacji benzynowej naprawiamy (tym razem solidnie) cieknący bak, kupujemy uszkodzoną wczoraj żarówkę do kierunkowskazu, zalewamy paliwo i w drogę. Teraz droga prowadzi wzdłuż Neretwy. Zatrzymujemy się w Mostarze przez sentyment do tego urokliwego miejsca. Może tym razem uda nam się zobaczyć skoki lokalsów z zabytkowego mostu do rzeki.
W drodze do właściwego obiektu mijamy mały most niczym kopia dużego.



Po drodze obserwujemy miasto i stwierdzamy, że od 2009 roku nie zmieniło się tu zbyt wiele. Obok pięknych i odrestaurowanych kamienic stoją i straszą swym wyglądem zniszczone w kompletnej ruinie kamienice oraz ogromne kolosy - wszytko po ostatnim konflikcie na Bałkanach.
Po drodze mijamy sporą liczbę straganów z orientalnymi gadżetami. Im bliżej mostu tym więcej kramów, restauracji, kawiarenek ...



Docieramy do mostu a tu tłum ludzi. O co chodzi ? Chcąc zobaczyć most nie możemy się przedrzeć przez ten ścisk. W końcu udaje się. Naszym oczom ukazują się dwaj panowie, którzy zbierają kasę aby oddać skok. Tak, tak - nie ma nic za darmo - chłopaki zarabiają w specyficzny sposób. Chodzą i zbierają kasę aż naliczą kwotę 25 Euro.



Podeszli do nas ale ciągle nie maja odpowiedniej kwoty. Schodzimy na dół aby mieć lepszy punkt obserwacyjny. W międzyczasie chłopakom udało się uzbierać kasę. Jesteśmy niemal na samym dole a oni skaczą jeden za drugim. Udało nam się zobaczyć skok ostatniego - lecącego z ugiętymi nogami. Czekaliśmy na kolejną turę jednak szkoda było czasu. Chłopaki siedzieli obok nas popijając złocisty napój podpalając tytoń. Nigdzie im się nie spieszyło. Jedziemy dalej.

Po oddanych skokach na moście zrobiło się zbyt pusto.


Zanim uzbiera się odpowiednio dużo ludzi to minie trochę czasu a chłopaki mają takie zapasy, że nie będzie im się spieszyć.



Ostatni rzut okiem na muzułmańską część miasta i w drogę.


Kierujemy się do wodospadu Kravitza, obok Medżugorje. Tuż za miastem na serpentynie najeżdżamy na autokar, który zatrzymał się na krawędzi przepaści. Trzyma się na trzech kołach a pasażerowie szczęśliwie ocaleni fotografują pojazd z uśmiechami na twarzy. No tak. Przed chwilą śmierć zaglądała w oczy, emocje minęły więc będzie o czym napisać i pochwalić się na fecebook'u.



Cóż takie czasy. Upust emocji, autokar z tylnym kołem w powietrzu chylący się przodem w stronę przepaści to dziwny widok. Może Chorwatów od tragedii uratowała wcześniejsza wizyta w pobliskim Medjugorie?

Poszukiwania wodospadu Kravitza to już wyższa szkoła jazdy. Nie mieliśmy koordynatów GPS. Kompletny brak drogowskazów. W końcu korzystamy z powiedzenia - koniec języka za przewodnika. Skutecznie.

Dojeżdżamy na wielki parking, aż dziw zbiera, że brakuje konkretnych drogowskazów. Przy parkingu budka z kasą biletową - pusta. Parking płatny a jednak bezpłatny. Tak wygląda niedziela na wpół muzułmańskim kraju.
Za parkingiem zakaz wjazdu. Policja najwyraźniej także ma dzień wolny od pracy - dużo osób zjeżdża niżej. Widzimy wodospad - już z góry robi olbrzymie wrażenie. Po zejściu na dół śmiało można stwierdzić, że warto było tu przyjechać.
Pod wodospadem można się kąpać i pływać ale jak mówią wyraźne tabliczki NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
Przechodzimy wąską chwiejącą się i mało stabilną kładką na wyspę z kawiarenką znajdującą się niemal pod samym wodospadem. Po drodze mały fragment pływającej i nie umocowanej kładki ... mały tor przeszkód, dla mnie przygoda :-) Część kłądki pod wodą co świadczy o wysokim stanie wody. Woda głęboka, kryształowo czysta a zarazem bardzo zimna.



Mimo chłodnej wody postanawiam zażyć kąpieli. Panuje potworny upał więc ochłoda i odświeżenie wyjdzie tylko na dobre. W panującym upale woda wydaje się potwornie zimna. W niczym to jednak nie przeszkadza. Po kąpieli robimy wspólnie pamiątkowe zdjęcie.



Wracamy na ląd a tu ktoś odholował pływającą kładkę, którą spokojnie można nazwać tratwą. Aby dojść do kładki konieczne jest ściągnięcie ubranych już butów ponieważ w tym miejscu woda sięgała do połowy łydki. Ja przechodzę w swoich motocyklowych butach testując membranę a zarazem głębokość na jakiej mogę brodzić.

Z wodospadu kierujemy się w stronę Dubrownika jadąc początkowo wąskimi, krętymi, często jednopasmowymi dróżkami. Przy mijaniu konieczne jest zjechanie na pobocze, wyprzedzanie jedynie za zgodą a bardziej uprzejmością kierowcy pojazdu jadącego przed nami. Na przejściu granicznym z Chorwacją wystarczyło pokazać paszport w wiśniowym kolorze po czym widzimy machnięcie ręką - jedźcie dalej.

Wjeżdżamy do miejscowości Prud a w Metkovic ponownie dojeżdżamy do rzeki Neretwy. W Opuzen jesteśmy już na Jadranskiej Magistrali. Wyprzedza nas policyjny radiowóz pędzący na zmianę na granicę z BiH. Szarżujemy za nimi na krętej drodze - bardzo im się spieszyło. Ponownie BiH a po chwili znów Chorwacja. Po chwili jesteśmy w Dubrowniku.



Przyglądamy się starówce nocą robimy zakupy w przydrożnym markecie i udajemy się na naszą dziką plaże. Byliśmy tu z Hać'ami na wspólnej wyprawie w 2009 roku.
Tu nocleg pod chmurką na kamienistej plaży z sąsiedztwem dwóch Austriaczek. W pokaźnych rozmiarów trzcinach słychać odgłosy nietoperzy. Nad nami dowód na to, że są na świecie hotele lepsze niż te z pięcioma gwiazdkami *****. Mamy ich miliony a do spania odgłos fal (nie z nagrania). Dostęp do wody słodkiej pod nosem - w końcu tuż pod nosem mamy wypływającą wodę słodką, która dostarczana jest jako woda pitna dla całego Dubrownika :-) Nocna eskapada z napełnieniem naszego prysznica kempingowego zakończyła się wypadem strażnika ogrodzonego obiektu.



Nasz obóz - nasza plaża włącznie z czarnym potworem :-)





Woda kryształ za to zimna z powodu ujścia zimnej wody pitnej dla miasta. Do tego o znacznie mniejszym zasoleniu :-)



Korzystamy do woli zastanawiając się nad możliwością spędzenia kolejne nocy w tym urokliwym miejscu ...

Austriaczki przeganiają pływającą kaczuchę przy ujściu wody pitnej do morza. Najwyraźniej im przeszkadza

cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 15.09.2014, 01:14   #26
pincet


Zarejestrowany: Oct 2012
Miasto: Szczecin
Posty: 341
Motocykl: RD03
Przebieg: 112 kkm
pincet jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 4 dni 21 godz 11 min 44 s
Domyślnie

Git. Proszę dalej...
__________________
Zwolennik głębokiego przetopu...
pincet jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17.09.2014, 21:15   #27
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
Domyślnie

... cd

W takich miejscach jak to tkwi piękno. To dodatkowy zastrzyk luzu i swobody. Właśnie tu można złapać głęboki oddech. Na plaży sporo miejsca, brak szpanerów różnej maści zarówno tych na lądzie jak i na wodzie. Można spotkać wyłącznie ludzi szukających takich klimatów jak my. Aż chce się oddychać. Tak to właśnie jest - każdy znajdzie to co lubi. Jedni jadą tam gdzie trudno znaleźć miejsce na kocyk/ręcznik, my wolimy luźną odmianę pobytu na plaży i tego będziemy się trzymać. Na naszej plaży dominuje towarzystwo międzynarodowe, Austriaczki, które nocowały nieopodal, dziś dojechała para z Niemiec i małżeństwo z dwójką dzieci. Każdy korzysta z uroków tego miejsca na swój sposób. Delektujemy się tym klimatem do woli, studiujemy mapę i dochodzimy do wspólnego wniosku - dziś jemy na obiad w Czarnogórze. Kiedy naszą plażę w całości opanowało słońce a poszukiwanie cienia stało się trudne szybko zebraliśmy toboły i udaliśmy się w stronę Czarnogóry.


Boka Kotorska

Przekroczenie granicy przebiegło bardzo sprawnie. Niedaleko za przejściem granicznym zatrzymujemy się w przydrożnym barze motocyklowym - niby motocyklowy ale motocykli i motocyklistów trudno było w nim zauważyć. A już myśleliśmy, że właśnie w tym miejscu urządzimy sobie przekąskę. Jedziemy dalej wzdłuż Boki Kotorskiej z planem zjedzenia posiłku w Perast. Tak szczerze mówiąc toczymy się powoli za sznurem samochodów. Co chwilę ograniczenia prędkości, do tego patrole policji z takim zagęszczeniem jak nigdzie do tej pory. Tym samym odświeżamy dawne wspomnienia z tych miejsc.


Klasztor na wyspie - Boka Kotorska

Docieramy do Perast. Ku naszemu zaskoczeniu do miasta nie można wjechać ani poruszać się od rana do wieczora. Szlaban skutecznie broni tego zakazu. Chcemy zawrócić a tu nagle szlaban otwiera się przed nami - korzystamy z owej zachęty. Za chwilę w lusterku widzę, że został otworzony dla samochodu lub jego kierowcę jadącego za nami. Cóż wjechaliśmy więc toczymy się po ulicy, która przekształciła się w deptak. Tym razem odpuszczamy sobie zwiedzanie tego co widzieliśmy wcześniej. Wzdłuż drogi trudno wychwycić wciągający swym zapachem bar z możliwością postawienia motocykla. Takim oto sposobem dotoczyliśmy się do szlabanu na wyjeździe z miasta. Tym razem nie chce się przed nami otworzyć a siedzący przy nim "odźwierny" chwyta za telefon. Hmm to jakaś złą wróżba więc nie zastanawiając się zbyt długo omijamy szlaban boczkiem - tu była taka możliwość (samochody nie blokowały wąskiego przejazdu). Zerkam w lusterko a nasz rozmówca chce wyraźnie odczytać naszą tablicę rejestracyjną. Chyba miał z tym problem ponieważ była już trochę przybrudzona po wcześniejszych również błotnych przejazdach. Suche powietrze nie oczyszcza takich przedmiotów - myjka owszem :-)



Jadąc dalej przystajemy przy jednej z aptek. Tamara chce kupić maść o nazwie Heparyna (mająca za zadanie wchłonąć krwiaki tzw. siniaki a tym samym opuchliznę przerysowanej w wyniku naszej wywrotki dłoni). Niestety dziwna sprawa - nazwa łacińska a aptekarka nie znała leku o tej nazwie. W zastępstwie sprzedaje jakąś maść z antybiotykiem na szybkie gojenie się ran. Kilkaset metrów dalej zatrzymujemy się w przydrożnej restauracji, pod którą stało więcej motocykli niż pod napotkanym wcześniej barem motocyklowym. Ekipa z Czech właśnie wychodzi z restauracji nie zajmując wszystkich maszyn. Pytamy o jedzenie po czym pada odpowiedź dużo i dobrze. Nie zastanawiamy się zbyt długo. Wchodzimy do restauracji i zamawiamy papryki faszerowane ryżem z mięsem, makaron z gulaszem a do tego szopska sałatka (pomidor, papryka z utartym drobno serem feta). W międzyczasie do baru nadciągają kolejni motocykliści - tym razem z Włoch. Nie wiedzieć czemu przez jakiś czas (nazajutrz) będziemy się z nimi mijać dość często. Wygląda na to, że włosi bardziej rozglądali się za noclegiem niż za jedzeniem. Palce lizać.
Najedzeni, wypoczęci dzisiejszym plażowaniem zaczynamy myśleć o noclegu - takim z pięknym widokiem na Bokę Kotoską, wzdłuż której jedziemy. Tym samym zatrzymujemy się na stacji benzynowej w Kotorze pojąc naszego rumaka, robiąc zakupy na wieczorną przekąskę (bardziej myśląc o tej porze o śniadaniu) a najważniejszy zakup to drogocenny złocisty płyn, który dodaje uroku nocy tuląc do snu. W tym czasie Tamara smaruje dłoń zakupioną wcześniej leczniczą maścią z antybiotykiem.

Z Kotoru udajemy się w górę obierając kierunek na Cetinje naszymi ulubionymi serpentynami, które wspinają się na szczyty widoczne z miasta. Wracamy wspomnieniami do widoków z 2009 roku - te same ale o innej porze dnia.



Widoki powalające - cała boka (zatoka) jak na dłoni. Trudno stwierdzić, z którego miejsca widoki są piękniejsze. Delektujemy się nimi podczas każdego z postojów. Zakręty na serpentynie ponumerowane - nie liczyłem. W międzyczasie koncentrujemy się na poszukiwaniu miejsca na namiot. Tamara wypatrzyła podjazd, który nie podobał mi się z racji tego, że asfaltowy. Aby sprawdzić czy dokonany wybór jest dobry wyjeżdżam bardzo stromą dróżką. Tamara stwierdza, że miejsce jest wyśmienite na namiot ja na odwrót wskazując jej cmentarz obok nas.



Posmarowana dłoń zaczyna piekielnie piec do tego rozgrzana jest do granic możliwości. Strupki zrobiły się płynne. Wniosek tylko jeden - ukojenie to ochłoda.



Jedziemy dalej obierając kierunek na Mauzoleum Niegosza. Widoki niczym nie ustępują dotychczasowym. W pewnym momencie zatrzymujemy sie przy przydrożnym kramie z miejscowymi alkoholami delektując się widokiem. Coś niesamowitego. Tu pada hasło - może tu przenocujemy. Hmm czego nie. Jadę jeszcze kilkaset metrów dalej na punkt widokowy aby upewnić się czy oby tam nie jest ciekawiej i spokojniej. Na miejscu okazuje się, że miejscówkę okupuje Holenderska rodzinka. Mają na swoim wyposażeniu kampera i odpowiednią liczbę rowerów dla uczestników podróży. Wracam na miejsce, gdzie została Tamara. Czekamy aż miejsce się wyludni. Delektując się złocistym napojem patrzymy na bokę, samochody jadące wijącą się pod nami serpentyną i lotnisko ze startującymi lub lądującymi samolotami. Widoki coraz piękniejsze po zmroku. Decydujemy się na nocleg pod chmurką. Może tym razem sprawdzimy w pełni możliwości naszych śpiworów. Rozkładamy maty, wbijamy się w śpiwory. Oprócz wspaniałego widoku na bokę liczymy spadające gwiazdy - w końcu zaczął się miesiąc meteorytów. Zasypiamy nie wiedząc kiedy.



W nocy budzi mnie szarpanie za stopę. Co jest grane? Jakby szczypanie, jakby podgryzanie ? Reaguję ruszając stopą. Za chwilę powtórka. Kolejnym razem kopię stopą a natręt nie ustępuje. Otwieram oczy a tu lis. Upatrzył sobie we mnie zdobycz a może w mojej stopie? Mimo tego, ze wstałem nie ucieka i nie ustępuje. Odstraszam go krzykiem - bez zmian. Łapię w garść gaz pieprzowy. Chcę trafić w nos/pysk podbiegającego co chwilę zwierzaka. Nie działa - lis odskakuje i powraca. Krzyki na nic do tego Tamara śpi jak głaz. Gaz na wykończeniu a lis nie odpuszcza. Walka trwa na dobre i pojawia się pytanie - wściekły czy nie ? Jeżeli nie ustąpi w rachubę może wchodzić walka wręcz.

cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19.09.2014, 11:44   #28
sowizdrzal
Turysta DualSport
 
sowizdrzal's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2011
Miasto: Chorzów
Posty: 584
Motocykl: KTM 1200 6T
Galeria: Zdjęcia
sowizdrzal is an unknown quantity at this point
Online: 2 tygodni 2 dni 4 godz 17 min 43 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał Głazio Zobacz post
Tniemy do granicy z Czarnogórą Spiljani - wzdłuż Kosowa. Samo położenie monastyru jest bardzo bliskie Kosowa. Jedziemy przez Rozaje-Berane-k. Bjelo Polje-Plevlja. W tych okolicach drogi asfaltowe są kiepskiej jakości wręcz tragiczne dziury. Widoki i zapachy jak w owej enklawie - smród palonych plastikowych butelek, śmieci wzdłuż drogi i w rzekach, widoczne minarety przy licznych meczetach i zdecydowanie brudniejsza woda w rzekach.
Właśnie też mnie to zastanawiało... W końcu doczytałem, że ten zakątek Serbii, Kosowa i MNE jest traktowany jako jednolity kulturowo obszar,
zamieszkały głównie przez muzułmanów - Albańczyków i Bośniaków. Ten obszar ma nawet swoją nazwę - Sandżak.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Sandżak

Jak mówią delikatnie okoliczni mieszkańcy, świadomość ekologiczna jeszcze nie jest tam odpowiednio wysoka...
Władze państwowe nie chcą łożyć środków na te regiony, co zwłaszcza widać po stanie dróg.
Jest to także m. in. skutek zatargów pomiędzy Serbami a muzułmanami w tamtych rejonach...
__________________
Sowizdrzał
KTM 750 6T
Nie wierz, nie bój się, nie proś!
sowizdrzal jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22.09.2014, 18:41   #29
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
Domyślnie

... cd

Walka w toku i działo się. Wylazłem ze śpiworka w bokserkach i koszulce. Jak to w górach kamieniste podłoże i gdzieniegdzie osty. W tym momencie nie czułem igieł wbijających się stopy, nie miałem też czasu na ubranie pancernych krosowych bucików, bo lisek uwijał się niesamowicie szybko. Pierwszy raz miałem do czynienia z takim natrętem. Właśnie wtedy zacząłem zastanawiać się czy jest wściekły. Pod osłoną nocy nie mogłem się przypatrzeć a i namierzyć odskakującego lisa, było trudno go dostrzec. Momentami jego lokalizację zdradzała biała końcówka ogona. Co z tego jak gazu brak

Lis szuka dojścia do naszego obozowiska z każdej strony. Co chwilę staję mu na drodze. Wściekły czy nie? Jak zajdzie taka potrzeba będę musiał przystąpić do walki wręcz. Włączam przyspieszony tok myślenia połączony z mechanizmem obronnym, cofam się myślami do ery kamienia łupanego i właśnie takie przedmioty łapię w garść. Pierwszy rzut kamieniem - lis odskakuje i znowu wraca jak bumerang, drugi, trzeci i słyszę jęk. Bumerang nie wrócił, nie napada. Jest chwila więc szybko podchodzę do śpiwora, łapię latarkę i udaję się w stronę skąd usłyszałem ostatni odgłos lisa. Podchodzę i co widzę ? Lis do góry kołami. Leży na grzbiecie, oddycha ciężko i w bardzo przyspieszonym tempie. Kiedy się zbliżałem widziałem, że chciałby uciec ale nie mógł się ruszyć. Od razu pomyślałem co na to Tamara największy obrońca zwierząt począwszy od najmniejszych owadów. Za minutę podchodzę ponownie a lis dalej leży i nie może się ruszyć. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia, tym większe im dłużej się nie podnosił. Qrcze - zdechnie. Qrcze - jutro czeka mnie cały dzień tłumaczenia się. Co chwilę włącza się mechanizm samozachowawczy - odchodzę i gromadzę kamienie aby na wszelki wypadek mieć je pod ręką. Podczas krzątania się słyszę hałas z miejsca gdzie legł lis. Podchodzę i co widzę ? Osunął się po stromym stoku metr w dół. Wysoka trawa nie pozwoliła mu się stoczyć dalej. Dalej leży do góry kołami i ciężko dyszy. Odchodząc widzę w miejscu jego dotychczasowego leżakowania odchody - musiały mu puścić zwieracze. Czułem się nieswojo z tego powodu jednak z drugiej strony jak mogłem inaczej postąpić ? Tamara nie obudziła się jak ją trącałem, jak wrzeszczałem na lisa chcąc go odstraszyć a on zaczął podbiegać z różnych stron.
Kolejny hałas - podchodzę a tym razem lis osunął się o kilka metrów dół w dalszym ciągu leżąc do góry kołami. Chwilę później stał już na nogach na kamieniu i wlepiał swój wzrok we mnie. Myślę sobie - ładnie za chwilę będzie powtórka z rozrywki. Krzyczę aby go odstraszyć i nic (Tamara także - śpi twardo jak Głaz a taki był z niej czujny Zajączek). Przed chwilą miałem wyrzuty sumienia z powodu trafionego kamieniem lisa a teraz mam zupełnie inne odczucia. Jeśli ów zwierzak nie odpuści to przy kolejnej okazji ja również. Lis dalej wlepia we mnie wzrok. Czas działać skutecznie do końca. Tym razem nie chcę go trafić - na pewna pamięta co wydarzyło się przed chwilą. Po rzuconym kamieniu odbiegał i powracał jak bumerang - czas sprawdzić czy tym razem powtórzy to samo. Biorę kamień i rzucam przed niego - przestał wlepiać wzrok i odskoczył kilka metrów w dół i dalej się na mnie gapi. Powtórka, za chwilę kolejna a kiedy znikł mi z oczu w krzakach ponowiłem kilkakrotnie próby tym razem garścią małych kamieni.
Wracam do śpiwora, kładę się a Tamara budzi się i pyta co robię. Opowiedziałem co się właśnie wydarzyło pozwoliłem sobie także na małą uwagę, że jak chrapnę to od razu reaguje Paweł obróć się a kiedy krzyczę i trącam nie czuje i nie słyszy nic. Chciałem jej pokazać lisa ale właśnie przed chwilą odszedł. Leżąc tak przez chwilę pomyślałem o zaznaczeniu terenu. Wychodzę ze śpiwora i oznaczam swoim zapachem okolicę - ten lis na pewno rozpozna tą woń. Raczej nie wróci. Czy przyjdą inne ?
Wracam do śpiwora. Po tym emocjonującym zdarzeniu wpatrywałem się w gwiazdy popijając złocisty napój (został jakiś 1 litr). Pokazałem Tamarze miejsca leżakowania lisa i jego odchody. Uleżana trawa w kilku miejscach pozwoliła jej uwierzyć w tą historię. Teraz zaczęła rozważać wcześniej dochodzące odgłosy z pobliskich krzaków, pod którymi chciała spać. Wracamy i dedukujemy co mogło go ściągnąć - najbardziej prawdopodobny wniosek to puch w naszych śpiworach. Najwyraźniej w wyobraźni lisa nasze śpiwory były opierzoną zwierzyną łowną do której chciał dotrzeć za wszelką cenę. Najwyraźniej musiał być bardzo wygłodniały. Gdyby potrafił mówić dostałby jakąś konserwę. Niestety instynkt łowcy nie pozwolił mu na to.
Opróżniam butelkę i zasypiam. Po tej całej historii Tamara nie mogła zasnąć - mówi, że pilnowała obozowiska całą noc. Całą noc był spokój.

05.08.2014 (wtorek)

Rano ten sam - wspaniały widok !
Miejsce naszego leżakowania. Po prawej stronie od siedzącej Tamary leżał lis w odległości ok 6 metrów od nas w widocznej ubitej trawie (widać też pobliski krzew, z którego dobiegały słyszane przez Tamarę odgłosy.



Nocna przygoda niczym nie zraziła nas do tego aby zachwycać się widokami. Na prawdę są tego warte a lis to tak szczerze średniej wielkości pies.



Ten fragment serpentyny to dojazd do naszej ściany i wijących się serpentyn.
Po emocjonującej nocy wstajemy wcześnie, zwijamy się szybko i ruszamy do kolejnego punktu delektując się wspaniałymi krajobrazami.

cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 29.09.2014, 19:30   #30
Głazio
 
Głazio's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2009
Miasto: Lubaczów
Posty: 307
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Głazio jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 dni 2 godz 57 min 22 s
Domyślnie

... cd

Lisek przeżył. Testowane śpiwory sprawdziły się wyśmienicie. Są bardzo ciepłe a zarazem odporna na wilgoć - dokładnie jak w opisie. Dowodem na to jest osiadła rosa wokół nas w tym także na naszych matach a w śpiworach ani odrobiny wilgoci czy zimna.
Zwijamy się sprawnie i dojeżdżamy do pobliskiego Mauzoleum Niegosza. Okazuje się, że jesteśmy pierwszymi turystami chętnymi do zwiedzania.



Na pobliski szczyt prowadzą zabudowane schody. Wspinamy się wraz z klucznikiem, kasjerem i stróżem w jednej osobie serpentyniastymi schodami biegnącymi obok tunelu (stara ścieżka). Po drodze urządzamy sobie małą pogawędkę. Stroma droga zmusza do przystanków nawet wprawionego stróża w codziennym przemarszu w celu otwarcia krat i drzwi. W nagrodę dla pierwszych turystów płacimy studencki bilet w cenie 1,5 Euro.



Przyglądamy się wielu obiektom stawianym przez turystów. Są to liczne wierze z kamieni ustawiane najczęściej na pamiątkę, gdzie każda z nich oznacza, ze ten, który tam był i ją ułożył, powrócił w to samo miejsce. Zjawisko spotykane w różnych częściach świata - nie tylko w górach. Zapewne są jeszcze inne znaczenia. Ja wiem tylko o takowym.

Na zdjęciu dwie wieże :-)



Na szczycie Jezerskim znajdowała się wcześniej prawosławna kaplica. Za sprawą władz Jugosławii w setną rocznicę śmierci Piotra II Petrowicia-Niegosza zapadła decyzja o rozbiórce kaplicy po to aby wybudować w jej miejsce mauzoleum jego imienia.


Brama wyznaczona przez dwie kariatydy-postacie Czarnogórek.

Decyzja o rozbiórce kaplicy nie była zgodna z życzeniem Niegosza, który w swoim testamencie wyraźnie pisał o pochówku w ufundowanej przez siebie świątyni.


Podobizna Niegosza rzeźbiona w granicie mająca 4 metry wysokości.

Podsumowując cały wywód o człowieku, który zjednoczył naród Czarnogórski. Niegosz to jedyny król Czarnogóry, panujący jako książę od 1860 do 1910, zaś jako król od 1910 do 1918.



Ranek to wyśmienita pora aby podziwiać wspaniałe widoki rozciągające się ze wzgórza gdzie można sobie urządzać spacerki po tutejszych ścieżkach.




Kiedy opuszczamy to miejsce chmury stają się bardziej okazałe.



Dalej jedziemy do Monastyru Ostrog krętą i widokową trasą wzdłuż rzeki Zeta.
Monastyr Ostrog - to zespół cerkiewny składającego się z monastyru dolnego z celami dla mnichów



oraz monastyru górnego wkomponowanego w skałę.



Serpentyną wspinamy się jak najbliżej tylko można. Droga prowadzi pod same bramy klasztoru, pod które mogą dojechać wyłącznie niepełnosprawni i rodziny z dziećmi. Zostawiamy motocykl na parkingu i dalej wspinamy się pieszo.

Klasztor posiada cztery cerkwie: (1) główną, wykutą częściowo w skałach cerkiew Wprowadzenia Matki Bożej do Świątyni (2), jak również cerkiew Krzyża Świętego i Trójcy Świętej (3) oraz najmłodszą, poświęconą w 2005 cerkiew św. nowomęczennika Stanka (4).



W dwóch pierwszych znajdują się zespoły siedemnastowiecznych fresków,





w głównej świątyni znajduje się 17 dzwonów, z czego największy, o wadze 11 ton, jest równocześnie największym dzwonem na Bałkanach. Wierni prawosławni oddają szczególną cześć przechowywanym w nim relikwiom fundatora monasteru, do których tworzy się długa kolejka.



W 1678 do klasztoru zostały przeniesione relikwie jego założyciela, które według tradycji nie rozłożyły się, wydawały przyjemną woń i z których wydobywała się mirra. Zostały one wystawione obok ikonostasu głównej świątyni coś w stylu polskiego filmu pt. "Jasminum".



Klasztor z wieloma grotami, na bazie których został wybudowany monastyr. Na miejscu można nabyć różnej maści pamiątki okolicznościowe.
Na miejscu spotykamy włoskich motocyklistów, z którymi mijaliśmy się w Boce Kotorskiej. W międzyczasie zaczęła się ulewa w wyniku czego po drodze i schodkach spływały małe potoczki. Dochodzimy do motocykla i teraz czeka nas zakładanie przemoczonych ubrań. Dodatkowo muszę wylać wodę z kasku.



Wraz z Włochami zjeżdżamy serpentyną w dół. My kierujemy się do Podgoricy oni w odwrotnym kierunku. Przestaje padać. Za moment wychodzi słoneczko i nasze przemoczone ubranka schną w mgnieniu oka. Zatrzymujemy się na małą przekąskę.
Po drodze do Albanii zatrzymujemy się na moście a w sumie wracamy na most, pod którym naszą uwagę przykuła rzeka, która wydrążyła ciekawy a zarazem głęboki wąwóz.



Wyraźnie wydrążyła sobie głębokie korytko i nawet podczas niskiego przepływu jest w niej bardzo głęboko a woda jest jak kryształ.



Wyraźnie widać, że podczas wiosennych roztopów tego kanionu nie widać pod szerokim i zwartym lustrem wody.



Jadąc w kierunku Albanii wyraźnie widać ciemną chmurę burzową. Od czasu do czasu dochodzą do nas odgłosy wyładowań atmosferycznych. Tankujemy przed granicą ponieważ chcemy wjechać w Góry Przeklęte a tam może być już problem z obecnością stacji benzynowych.
Przejście graniczne MNE Bozaj - AL Hani i Hatit - korek. Skąd my to znamy? Patrząc 5 lat wstecz nie jest aż tak wielki skoro widać zabudowania przejścia granicznego. Okazuje się, że powodem zatoru są tiry, które skutecznie zablokowały przejazd. Zdenerwowani kierowcy wysiadają z samochodów i robią awanturę u celników, którzy starają się udrożnić ruch. Na szczęście nasz sprzęt jest na tyle wąski, że spokojnie przeciskamy się między pojazdami podjeżdżając bez stania w kolejce.
Odprawa MNE - pokazujemy tylko paszporty, które nawet nie lądują w rękach celnika. Wskazują abyśmy jechali dalej. Gdy stoimy przy odprawie AL na przejściu zaczyna być bardzo nerwowo. Celnikowi nie udało się udrożnić ruchu na tyle aby samochody mogły się przecisnąć więc kierowcy ruszyli z krzykliwą pielgrzymką do pograniczników. Albańscy celnicy nie robili sobie nic z tego faktu. Po odprawie nie byliśmy świadkami dalszych zajść na przejściu.
W Koplik wymieniamy walutę. Miejsce wymiany walut pomógł nam zlokalizować policjant. W środku polska flaga, ulotki z Krakowa ...
[size=12pt]Jedziemy w stronę Theth - Góry Przeklęte.[/size]
Dedaj-Dukaj droga asfaltowa, Dukaj-Boge świeży asfalt - momentami szuter. Czyżbyśmy się spóźnili ? Czyżby droga do Theth była w całości wyasfaltowana ?


Urocze - a to dopiero początek.



Widoki Gór Przeklętych robią wspaniałe wrażenie. Zawracamy ponieważ wyładowania atmosferyczne są bardzo intensywne a po wjechaniu w strefę bardzo intensywnych opadów wolimy zawrócić i przeczekać. Delektujemy się zakupioną Colą w pobliskim sklepiku, w którym jest niemal wszystko z wyjątkiem cen. W sklepie także stacja benzynowa co widać na załączonym obrazku.



Po przejściu nawałnicy jedziemy dalej w stronę tęczowego mostu. Ciekawostka - ta część Albanii to niemal sami katolicy co widać na okolicznych cmentarzach. Po drodze widzimy jedynie kościoły.



Co chwilę piękne widoki - jak to w górach.



Przystajemy bardzo często.



Czy zdążymy dotrzeć do Theth przed zmrokiem ?



cdn ...
__________________
http://www.radiator-mototurystyka.pl/
Głazio jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Góry Przeklęte dla początkujących, czyli jak bardzo można poobijać się w tydzień… [2012] jagna Trochę dalej 89 10.05.2013 22:03
Włóczęga po kraju 15-30 Lipca KML Umawianie i propozycje wyjazdów 13 14.07.2011 22:46
Góry Przeklęte - Albania 2010 paku Trochę dalej 30 17.06.2010 12:01
Startujemy w Góry Przeklęte - Albania 2010 paku Kwestie różne, ale podróżne. 12 17.05.2010 23:36


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:46.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.