Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Zamknięty Temat
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22.12.2017, 11:07   #111
colles


Zarejestrowany: Mar 2017
Miasto: Jaworzno
Posty: 333
Motocykl: CRF1000l
colles jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 3 dni 16 godz 31 min 9 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał madafakinges Zobacz post
El by Ci napisał, że jesteś leszczem i gdybyś wcześniej choć 30km pojeżdził afrą to byś to bez problemu przejechał, a tak to perspektywa tej ścieżki Cie przytłoczyła...
colles jest offline  
Stary 22.12.2017, 11:57   #112
dżony
 
dżony's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2013
Miasto: Złotów
Posty: 415
Motocykl: DR 650 SE
dżony jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 13 godz 37 min 2 s
Domyślnie

ten szlak zaczyna się w tym miejscu ? 41°43'57.3"N 76°44'52.3"E

czy to inna droga
dżony jest offline  
Stary 22.12.2017, 13:02   #113
bukowski
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Cytat:
Napisał dżony Zobacz post
ten szlak zaczyna się w tym miejscu ? 41°43'57.3"N 76°44'52.3"E

czy to inna droga
Sądzę, że właśnie w nią skręciłem. Problem w tym, że GPS mi padł zaraz za Tash Bashat więc nie wiem nic na pewno. Ale wygląda na to, że to jedyna dróżka odchodząca w prawo w tamtej okolicy.
 
Stary 22.12.2017, 14:08   #114
Gilu
 
Gilu's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2015
Miasto: Glisne
Posty: 961
Motocykl: RD03
Przebieg: posiada
Gilu jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 4 dni 3 godz 45 min 22 s
Domyślnie

Raczej tu
41,875657
77,049046
__________________
Świeć pomimo wszystko
Bierz przykład ze słońca
Ma w dupie,czy kogoś razi
Gilu jest offline  
Stary 25.12.2017, 15:07   #115
bukowski
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Besh Tash - Kara Say

Zmarznięty wychodzę z namiotu, gdy na dworze jest jeszcze szaro. Wszystko mokre, ale już nie pada. Mam wrażenie, że ciuchy poprzedniego wieczora kompletnie mi przemokły, ale po chwili dygot ciała ustaje. Nabieram wody z potoku; tym razem do ugotowania 300 ml wody trzeba dwóch pastylek a nie jednej. To pewnie z powodu wysokości i dość niskiej temperatury na zewnątrz; tak czy siak mała kuchenka esbit do gotowania wody zdecydowanie sprawdziła się. Zalewam owsiankę, zwykle porcji 600 g nie byłem w stanie zjeść, ale tym razem wchodzi wszystko i do kawy wciągam jeszcze batona energetycznego. Gdy rozglądam się wokół obozowiska, które wybrałem przypadkowo, po ciemku i pod presją grzmotów, dochodzę do wniosku, że miałem sporo szczęścia, gdyż tylko jakaś przypadkowa myśl kazała mi odsunąć namiot od skalnej ściany, teraz radośnie rozlewał się tam strumień.

Dziękuję za wszystkie poranki i wieczory, wszystkie dni i noce..

Wszystkie. Także te najtrudniejsze..

Od nich dostałam najwięcej.

Od ciemności dostałam jasność. Od chłodu - ciepło. Od pustki - pełnię. Od słabości - siłę.

Dziękuję.

Dziękuję za moją niedoskonałość..

Każda chwila to lekcja. Uczę się. Potykam. Mylę. Przewracam i błądzę. Zniechęcam i doznaję olśnień..

Zatrzaskują się drzwi. Otwierają nowe..

Otwierają oczy..

Zza zakrętu wyłaniają się cele..

Daję się ponieść świeżej fali nadziei.

Dziękuję..



Po paskudnie mokrej nocy cieszy mnie przedzierające się przez chmury słońce, pakuję się i ruszam. W dzień, w słońcu, z ciepłą kawą w żołądku i - co w sumie ważniejsze dla psychiki - tyłem do groźnych gór i ciężkich chmur - wszystko wygląda inaczej.


___004sm.jpg

Wkrótce opuszczam szutry i asfaltem docieram do południowo-zachodniego koniuszka Issyk Kul.

___003sm.jpg

W jakiejś miejscowości wchodzę na kawę i szukam jakiegoś sensownego noclegu. Po ostatniej nocy potrzebuję łazienki, jagnięciny i wina. Godzinę później melduję się w Kaji Say, małym hoteliku połączonym ze skansenem ZSRR. Fajnie, oczywiście pytają czy znam Kristofa. Nie ma jeszcze południa, więc postanawiam dotrzeć do Kara Say. Rozmawiam o tym z właścicielem hotelu, trochę tajemniczo się uśmiecha i mówi, żebym koniecznie przywiózł i pokazał zdjęcia - bo on nigdy tam nie był.
Dalej to się nie śmiejcie za bardzo. Wspominałem, że mam słabą orientację w terenie. I średnio kojarzę miejsca z wiedzą na jakiś temat. Ale po kolei:
Dojeżdżam do Barskoon i wjeżdżam w dolinę.

___005sm.jpg

Pierwsze wrażenie - best gravel ever. Idealnie gładki, wyprofilowane zakręty. Nagle z jednego z takich zakrętów wylatuje amerykański Mack z cysterną z napisem "Ognieopasno" Jadę dalej, za chwilę drugi, trzeci... Przestaję je liczyć, ale na odcinku kilkunastu kilometrów mijam ich ze trzydzieści. Pomyślałem sobie najpierw, że pewnie A364 jednak prowadzi do tego całego Engilchek. Dlaczego to tylko cysterny i dlaczego to tylko Macki? Tych ciężarówek prawie się nie spotyka, ani w Azji, ani w Europie. Niczego sensownego jednak nie wymyślam. Wreszcie trafiam na post. Szlaban zamknięty, stoję i czekam. Podjeżdża Mack, szlaban podnosi się, to ja za nim. No i leci za mną gość i wrzeszczy coś. Zatrzymuję się i już myślę o mandacie, ale facet na czapce ma napis "Security" więc luz. Nie wiem o co chodzi.
- Wy kuda? -pyta, wyraźnie uspokojony tym, że zatrzymałem się i zdjąłem kask.
- A na ekskursju - odpowiadam standardowo, zresztą zgodnie z prawdą.
- Na ekskursju? - chyba jest zdziwiony - a kuda?
- Do Kara-Say.
- Eta daljeko.
Rozmawiamy chwilę. Wyciągam jerky beef, częstuję. Próbuje i kręci z uznaniem głową. Mam tego towaru trochę za dużo, bo pierwotnie robiłem zaopatrzenie na 3 tygodnie, więc wyjmuję z sakwy całą paczkę i daję mu w prezencie. Przyjmuje, ale mówi do mnie, że nie może mnie puścić. Puszcza przy tym oko, ale nie wiem, o co mu może chodzić. Zawracam więc i jadę z powrotem. Macha do mnie i pokazuje najpierw kamerę zamontowaną na budynku, a potem drogę dookoła budki. Puszcza oko jeszcze raz i uśmiecha się. W ten sposób po chwili wjeżdżam na fantastyczne serpentyny do przełęczy Suyak.

___001sm.jpg

Co chwilę mijam Macki z cysternami; gdy łamią się w agrafkach, muszę poczekać. "Co może wciągać w takich górach paliwo w takich ilościach" myślę, ale nic nie wymyślam. Po drodzę odnotowuję tablice ostrzegające po angielsku (sic!) o nisko wiszących kablach (po ch...kable na takim zadupiu?); potem po rosyjsku i angielsku tablice zabraniające zatrzymywania się, ze względu na niebezpieczeństwo lawin. To chyba mało aktualne, bo lodowiec widać z 200-300 metrów wyżej dopiero; jest brudny jak cholera.
Zrozumiałem dopiero, gdy dotarłem do rozstajów:

___006sm.jpg

Droga w prawo wiodła w stronę Kara Say i dalej Narynia, więc skręciłem w lewo. Po chwili szlaban i budka. Wychodzi gość, tym razem z automatem na plecach. Nie odpowiada na "zdrastwuj", więc podaję mu paszport.
- Piermit u was jest?
No tu mnie zażył. Nie wiem, o co chodzi, o jaki permit. Zdaje się, że gdzieś niedaleko chińska granica, może o to?
Zabiera dokumenty i idzie do budki. Wychodzi stamtąd w towarzystwie jakiegoś gościa w swetrze.
- Szto zdies? - pytam.
- Wy nie znajetie, szto zdies? - jest wyraźnie rozbawiony. Kumtor zdies. Bes permita nie nada.
Wtedy dopiero rozumiem. Kumtor to kopalnia złota, tylko nie skojarzyłem, że jestem właśnie niedaleko. Altimetr pokazuje 3 700 metrów, dookoła szczyty pokryte lodowcami, jakieś w połowie nieodmarznięte jezioro. Wow.
- Wy turist? - pyta.
- Da, turist - odpowiadam. Mówi mi, że mogę jeszcze kawałek pojechać, ale nie dalej niż do kolejnego postu. I mówi, żebym nie wyciągał aparatu fotograficznego, bo jak mnie przyuważą to zarekwirują. Patrzy mi głęboko w oczy i mówi - nie lzja.
Po chwili jadę dolinką, znów krótki podjazd i stop. Kolejny post jest na czymś w rodzaju przełęczy, za którą nic nie widać. Nie próbuję nawet atakować szlabanu i zawracam. Ciekaw jestem, czy ktoś dotarł do samej kopalni; na zdjęciach satelitarnych wygląda to niesamowicie. Wszystko wskazuje na to, że jest tam kopalnia i ogromna fabryka, gdzie złoto odzyskuje się w bardzo toksycznym procesie chemicznym z rudy; zabawnym zbiegiem okoliczności życie kiedyś związało mnie z taką fabryką w Polsce. Ta jest oczywiście gigantyczna; czytam później, że 10% PKB Kirgistanu pochodzi właśnie z tej dziury w ziemi. Drugie tyle (w przeszłości 2x tyle...) lądowało w kieszeni kanadyjskiego wspólnika tego całego bałaganu.
Gdy docieram do postu przy rozstaju dróg, psuje się pogoda. Dolina, w którą mam zjechać, zniknęła w chmurze, zaczyna zacinać czymś pomiędzy śniegiem a gradem. Drobne śnieżynki, ale tak tną w twarz, że zamykam blendę mimo prędkości typu 30-40 km/h. Temperatura spada do 2 stopni, wieje i pada. Zjazd mokrymi serpentynami nie sprawia przyjemności; cały czas mijają mnie kolejne Macki. Na szczęście robi się coraz cieplej, przy poście na dole jest już 15 stopni a śnieg zamienił się w mżawkę. Wychodzi strażnik i daje mi znaki, żebym objechał dookoła szlaban. Godzinę później jestem nad Issyk Kul: świeci słońce, a motocykl pokazuje 24 stopnie. Szok.

___002sm.jpg

Tego dnia już odpuszczam. W ogóle już odpuszczam; do wyjazdu zostało mi 3 dni, opona już mocno łysa, co oznacza szybko rosnące prawdopodobieństwo złapania gumy. Kręcę się jeszcze po okolicy, zapuszczam się w wąwóz Skazka i wracam do hotelu. To był fajny, bardzo fajny dzień.

Wieczór spędzam przy butelczynie z właścicielami hotelu. Mówię im, że następnego dnia chciałbym zobaczyć Khan Tegri tak blisko, jak się tylko da. Na to właścicielka, pani w wieku balzakowskim, zasuwa historię, że ona to na Khan Tegri to była. Szczęka mi opada, ale po chwili wyjaśnia, że jako filmowiec, helikopterem, wywieźli ich tam na 3-4 dni zdjęć. Niestety nie wiedzą, jak tam podjechać; w Internecie nic, na mapie same lodowce, w Garminie dróżek też . Postanawiam więc pojechać tam na chybił trafił. Ale to jutro.

Ostatnio edytowane przez bukowski : 15.12.2018 o 15:17
 
Stary 25.12.2017, 16:05   #116
Jarczoq
 
Jarczoq's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2017
Miasto: Poznań
Posty: 145
Motocykl: RD07a
Przebieg: ^90 000
Jarczoq jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 dni 22 godz 38 min 37 s
Domyślnie

To lepsze, niż przeciętna książka. Takie wycieczki nie do końca wymyślone są najbardziej fascynujące.
Jarczoq jest offline  
Stary 27.12.2017, 11:12   #117
bukowski
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Kaji-Say - A364 -przełęcz Arabel.

Moja podróż dobiega końca. Tego dnia zupełnie nie mam planu, poza tym, że chcę zapuścić się w okolicach A364 w góry i próbować dotrzeć jak najdalej na wschód a być może zobaczyć Khan Tegri.
Prawdę mówiąc, do momentu jak spojrzałem na mapę przed chwilą, byłem pewien, że dojechałem na przełęcz Arabel, ale jak patrzę teraz, to nie jestem przekonany. Może ktoś rozpozna ze zdjęć. W każdym razie gdzieś za miejscowością Teplokluchenka skręciłem w asfalt w góry. Asfalt skończył się w jakiejś wsi no i dalej jechałem szutrem dość długą doliną.

____004sm.jpg

Jadę na luzie, na halach wypasa się trzoda, jest sielsko-anielsko, wtem! na mostku była dziura, podłużna, na wylot. Dostrzegłem ją tak późno, że nie miałem szans ominąć. Do dziś nie rozumiem, w jaki sposób przejechałem po niej nie wpadając, ale chwilę trwało, zanim zwieracze mi odpuściły. W takim durnym momencie, na zwykłej drodze mogłem słabo zakończyć wycieczkę. OTB przy 50 km/h mogło się skończyć tragicznie.

____001sm.jpg

Podjazd pod przełęcz 3 800 m n.p.m bardzo efektowny: stromo, kręto, krajobraz jak z Marsa. Żadnej zieleni, żadnych ptaków, trochę zmarzniętego śniegu.


____005sm.jpg

Wyjeżdżam na górę i jest nagroda: ośnieżone szczyty Tian-Szań jak na dłoni. Trochę widać na zdjęciu poniżej, na drugim planie. Nie wiem, czy to Khan Tegri. Włączam GPS na chwilę, ale czytanie mapy niewiele wnosi.

____006sm.jpg

Wtedy dostrzegam na prawo jakieś rozwalone zabudowania. Wychodzi z nich mały chłopiec, pewnie dziesięcioletni; brudny i wychudzony. Bardzo smutny widok. Wyciągam z sakw wszystkie cukierki, jakie mam, rozmawiam z nim trochę. Słabo mówi po rosyjsku, ale rozumiem, ze jest tam od wielu dni sam: ktoś, o imieniu którego nie zrozumiałem, pojechał do miasta parę dni temu i nie wiadomo, kiedy wróci. Gdy pytam, co robią w takim miejscu odpowiada tylko, że żyją tu. Dobrze odżywiony, na motocyklu za tysiące euro, po uspokojeniu sumienia cukierkami czuję że jestem jak Bokassa w mercedesie jadący przez wioski pełne głodujących ludzi. Wsadzam go na motocykl, odpalamy silnik, mały kręci manetką i uśmiecha się. A mnie w gardle ściska: chłopiec ma 9 lat, tyle, co mój syn.

____002sm.jpg

To był ten moment, kiedy poczułem, że ten etap podróży dobiegł końca. Zawracam motocykl i zjeżdżam nad Issyk Kul. Świeci słońce, gdy trafiam na skomplikowaną siatkę polnych dróg omijających system irygacyjny na północnym wschodzie jeziora, opróżniam rotopaxa.

____003sm.jpg

Tego dnia docieram do kurortu po północnej stronie, instaluję się w hotelu Dollinka - gdyby ktoś był, omijać szerokim łukiem. Drogo, brzydko i jeszcze opierdol zgarniam od pani kierowniczki, że na kolację nie przyszedłem. Na drugi dzień odkrywam wkręta w oponie, dokręcam osłonę łańcucha.

20170719_113153.jpg

Wieczór spędzam z trójką Kazachów: bonzo z łańcuchem na szyi z żoną i koleżanką żony przyjechali na wakacje.
Następnego dnia szybki transfer do Biszkeku, gdzie warto odnotować dwójkę Greków, którzy na dwóch NAT przyjechali z Grecji na motocyklach a teraz pakowali maszyny na Samborowy transport. Pod Kyzył Art jeden z nich stracił oponę; przy próbie zdjęcia rozpieprzył ją i musieli ściągać motocykl. Z Khorog przyjechał do nich krótkie mitsubishi pajero; po demontażu przodu afryka weszła na pakę. Grek, który został przy motocyklu przymarzł, bo w nocy było 2 stopnie i wiatr, a pomoc dojechała o 5 rano.

Został mi jeszcze jeden, ostatni odcinek tej historii, gdzie to i owo się wyjaśni.

jestem częścią najpiękniejszej całości razem z niebem, słońcem, księżycem, gwiazdami, kwiatami, wiatrem, ziemią i wodą. Oddech przypływa i odpływa jak ciepłe fale oceanu, a krew krąży radośnie w moich żyłach niczym górski strumień.

Ostatnio edytowane przez bukowski : 15.12.2018 o 15:29
 
Stary 27.12.2017, 12:29   #118
jagna
 
jagna's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Z.Góra
Posty: 1,783
Motocykl: BMW F700GS, DR 350
jagna jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 17 godz 3 min 21 s
Domyślnie

Nie będę zbyt oryginalna, ale napiszę: bardzo Ci zazdroszczę tej podróży.
I czekam na ostatni odcinek...
__________________
Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą
jagna jest offline  
Stary 27.12.2017, 13:27   #119
furman

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jul 2016
Miasto: Rawicz
Posty: 383
Motocykl: Crf 300L
furman jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 4 dni 18 godz 1 min 3 s
Domyślnie

Podobnie jak Jagna. Fajnie się czyta i marzy. Może nie w przyszłym roku,ale jest w planach...
furman jest offline  
Stary 27.12.2017, 14:23   #120
sluza
 
sluza's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2010
Miasto: Bialystok I Akalice
Posty: 1,703
Motocykl: AT RD07a; XR600R
sluza jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 1 tydzień 4 dni 17 godz 47 min 14 s
Domyślnie

Pięknie. Brawo!!! Szkoda, że to kończy się już
sluza jest offline  
Zamknięty Temat


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Kierunek wschód, tam musi być jakaś cywilizacja (Pamir solo 2018) adaml Trochę dalej 61 22.06.2020 08:26
Krótki wyjazd w PAMIR sierpień 2017 macias1989 Trochę dalej 117 18.03.2018 19:09
Pamir lipiec/sierpień 2017 macias1989 Umawianie i propozycje wyjazdów 18 26.09.2017 09:28
Kirgistan & Tadżykistan 2017 solo bukowski Przygotowania do wyjazdów 43 19.07.2017 07:40
PAMIR 2016 czyli przekleństwo BARTANGU henry Trochę dalej 288 17.06.2017 00:47


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:02.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.