Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09.11.2009, 14:02   #1
Roberth71
 
Roberth71's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2009
Miasto: Cracov
Posty: 361
Motocykl: XT1200Z
Przebieg: w gore
Roberth71 jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 2 dni 14 godz 16 min 21 s
Domyślnie

SUPER!!!!SUPER!!!!! SUPER!!!! ja zamiast pracowac to tak sie wczytalem ze zapomnialem gdzie pracuje i gdzie jestem, zaraz jak bede wychodzil z firmy to bede chcial namiot spakowac i wsiac zeby pojechac gdziekolwiek pomimo "pieknej" pogody tak trzymaj
__________________
Roberth71 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.11.2009, 03:22   #2
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,964
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 5 dni 22 godz 58 min 59 s
Domyślnie

Dzień dziewiąty


Okazuje się, że w cenę pokoju wliczono także śniadanie. Schodzimy proszę ja was da stołówki a tam nie stołówka tylko sala balowa.
jadalnia.jpg

Oprócz nas śniada tylko jedna osoba. Śniadanie całkiem ok., jednak jestem zbulwersowany brakiem srebrnej zastawy. Przecież nie od dziś wiadomo, że srebro wspaniale podkreśla smak. Doprawdy barbarzyński kraj.
sniadanie.jpg

Po śniadaniu biegniemy zwiedzać miasto.
chiwa-brama.jpg

Chiwa nas zachwyca. Otoczone murami stare miasto kryje w sobie przepiękne zabytki, wąskie uliczki a przede wszystkim świetny klimat.
chiwa.jpg
Na szczęście jest bardzo mało turystów, dzięki czemu czujemy się jak w normalnym mieście a nie skansenie. Łazimy, pstrykamy zdjęcia, zagadujemy z miejscowymi i ogólnie chłoniemy klimat.
czpa-1.jpg
chiwa-2.jpg
Niesamowitą sprawą są uliczne studia fotograficzne, gdzie można przypozwać za szezlągu wśród plastikowych kwiatów, na tronie wśród plastikowych kwiatów, przy niesłychanie groźnym plastikowym tygrysie już bez kwiatów itp. Itd.
laski.jpg

Uzbecy bardzo chętnie pozują do zdjęć nawet bez tygrysa. Poproszeni, zawsze ochoczo prężyli się do zdjęcia.
laska.jpg

Uzbecy okazują się niesamowicie sympatycznymi ludźmi. Zarówno w Chiwie jak i w każdym innym miejscu jakie mieliśmy okazję zobaczyć. Pomimo tych wszystkich ostrzeżeń w innych krajach obywatele Uzbekistanu pozostali w naszej pamięci jako najserdeczniejszy naród na naszej trasie.

Najchętniej zostalibyśmy tutaj dłużej a przynajmniej na wieczór ale niestety czas nas goni i trzeba ruszać. Żegnamy się z Chiwą i jedziemy w kierunku Buhary.

Jedziemy wśród zieleni, przy drodze kwitnie handel arbuzami, winogronami i wszelkimi innymi dobrami. W ogóle nie wiedzieć czemu przypomina mi się Krym.. jakiś taki podobny klimat.

No i tak szczerzę się do otaczającego świata dopóki w gębie nie lądują mi flaki wielkiej ważki, której truchło smętnie spoczęło na szybie kasku. Domykam szybę co oszczędza mi dalszych degustacji a żarcia co niemiara dookoła. Nie wiem czy to plaga czy normalna sprawa ale w powietrzu latają tysiące ważek.
wazka.jpg

Jednocześnie stwierdzamy, ze Uzbekistan pała ogromnym uczuciem do Deawoo, a zwłaszcza do rajdowych wersji wszelkich modeli tej marki. Zwłaszcza szybkie niczym wiatr TICO z dodatkowymi spojlerami nie dają nam najmniejszej szansy na drodze.
Znów wyjeżdżamy na pustynie co jakiś czas zatrzymując się tylko przy licznych postach kontrolnych, na których standardowo leci seria: kuda?, skolko itp.
za-buhara.jpg
policaj-na-afri.jpg
post-przy-moscie.jpg

Jedziemy wzdłuż wielkiej Amu-darji , będącą jednocześnie rzeką graniczną z Turkmenistanem.
amu-daria.jpg
amu-daria-1.jpg

W zaistniałej sytuacji w przydrożnym barze wpieprzamy po raz kolejny genialnego Amura.
jemy-rybr.jpg
Bar prowadzi bardzo sympatyczna rodzina z fajnymi dzieciakami, z których jeden, o wyglądzie buddy rozwalił nas zupełnie swym nieporuszeniem na czynniki zewnętrzne.
dzieci.jpg

W Buharze z powodu braku oznakowania przez ponad godzinę szukamy starówki. Są za to znaki zakazujące jazdy na motocyklach. Jak się później dowiedzieliśmy władza zakazała bo się chłopaki zabijali na potęgę. „Szumacherów u nas mnogo” refleksyjnie skwitował nasz rozmówca. W przeciwieństwie do małej Chiwy, Buhara to duże miasto więc krążymy trochę bez sensu. W końcu dojeżdżamy, pytamy o nocleg i po 10 minutach już wjeżdżamy na podwórko rodziny zapytanego.
buhara-podworko.jpg

Przebieramy się w cywilne ciuchy i już po ciemku idziemy zwiedzać. Fajny klimat, lecz to już pełna komercja z kupą turystów z Włoch czy Niemiec.
buhara-noca.jpg
buhara-noca-2.jpg

Po zwiedzaniu zasiadamy w jednej z wielu knajp pod otwartym niebem aby w końcu wyzwolić tłumioną od granicy potrzebę szastania kasą.
buhara-knajpa.jpg

Kładziemy się przy stole jak należy. Zamawiamy baranie szaszłyki, sałatki, butlę lokalnego wina coś tam jeszcze a na deser faję wodną. Pięknie no po prostu pięknie a jedzenie i wino rewelacyjne.
faja.jpg

Panowie prezesi proszą o rachunek, szykują te pliki mamony, patrząc z wyniosłą pogardą na innych…. No jakby nam w pysk dali… co za kraj jak pragnę zdrowia. Za tą kasę co widnieje na rachunku w Polsce to schabowego na spółe byśmy dostali… bez kapusty.
Pokonani wleczemy się do łóżek….

Dzień dziesiąty

Dziś mkniemy AUTOSTRADĄ do Samarkandy! No dobrze. Może parę dziur jest ale na naszej A4 nie takie rzeczy się dzieją i to za grubą kase. Niezrażeni dziarsko ciśniemy naprzód.
No i co z tego, że przebiega przez wsie bez żadnego odgrodzenia od wiejskiego pobocza? I w zasadzie co w tym niezwykłego, że jeden pas na odcinku 500m dzisiaj akurat jest targiem a drugi jest miejscem pogaduszek? No i tego pana stojącego w poprzek ładą też bym nie potępiał. W końcu zakupionych arbuzów nie będzie chłopina dźwigał Bóg wie gdzie? A że inny jedzie na wózku ciągniętym przez osiołka? W końcu prawy pas jest do powolnej jazdy.
Troszkę zaniepokoiła nas łada jadącą prawym pasem pod prąd no ale przecież nie wszystko trzeba rozumieć.

Sytuacja na autostradzie zupełnie nie dziwiła natomiast kierowców dalekobieżnych autobusów. Kilkanaście ton, 120km/h i klakson to dość niegłupie argumenty w dyskusji na temat pierwszeństwa. Autostrada jak to autostrada, szybko doprowadziła nas do Samarkandy.

Zanim jednak dane było nam rozkoszować się zabytkami Samarkandy przeżyłem pierwszy zawał na tym wyjeździe. Na Jednym z postów po udzieleniu odpowiedzi na zestaw pytań standardowych o cenę , szybkość i markę, jeden z policjantów wyższych rangą zasiada na mojej Afryce. Pozuje kolegom do zdjęć coś tam się wierci aż w końcu prosi żeby zapalić moto. Nie podejrzewając niecnych planów odpalam Afri a ten jedynka, gaz i dawaaaaaaj poszedł w świat. Jak tylko Bartek doprowadził mnie prądem z akumulatora do świadomości zacząłem kombinować jaki pekaes powinienem złapać aby dostać się do Polski i jak właściwie przetransportować połamany motocykl. Ku mej niepojętej uldze policjant po chwili wrócił a żeby mnie dobić manewrował na placu lepiej ode mnie……….

Za względu na rozpoczynający się międzynarodowy festiwal muzyczny, wszystkie drogi prowadzące do głównych zabytków zostały zamknięte. Zostawiamy motocykle przy policjancie blokującym drogę i biegniemy zwiedzać.
samarkanda.jpg
targ.jpg
Pięknie ale podobnie jak w Buharze tak i tutaj pełna komercja. Robimy zdjęcia, zwiedzamy bazar i jedziemy pod mauzoleum Tamerlana.
mauzoleum.jpg
Tam też haltuje nas policja i każe się wynosić. My jednak nie odpuszczamy i coś tam ględzimy, ze musimy, że wiza się kończy, że daleka podróż aż w końcu panowie wymiękają.
Nie możemy zostawić jednak motocykli przed mauzoleum, więc prowadzą nas do pobliskiej bramy. Za brama jak się okazuje też siedzi kilku policjantów popijających herbatkę. Grzecznie pokazują miejsce gdzie możemy postawić motocykle i puszczają na zwiedzanie.
przed-mauzoleum.jpg
W szale zwiedzania zupełnie niechcący weszliśmy tylnym wejściem do samego mauzoleum, kilka fot i idziemy do wyjścia a w tym przypadku głównego wejścia. Okazało się, że w zasadzie to powinniśmy kupić bilety, jednak widok pani bileterki tnącej komara leżąc twarzą w biletach, odwodzi nas od tego zamiaru. Nie godzi się budzić. Niech śpi niebożątko.

bileterka.jpg
Policjanci pilnujący motocykli na pożegnanie poczęstowali nas herbatą. Drobiazg ale jakże miły.

Następnym postojem jeśli nie liczyć przerwy obiadowej z dzieckiem gumą w roli głównej jest już granica.

Standardowo wypełniamy deklarację i już mamy podchodzić do stołu z urzędasem właściwym gdy zaczepia nas inny, ogląda deklarację i każe nam wpisać ile kasy mamy przy sobie. Zamiast go olać w jakimś tępym widzie wpisujemy kilka dolarów i jakieś ruble co zostały z Rosji. I to był błąd.

- Panowie drodzy a co to za pieniądze?
- aaa no tak nam zostało troszkę.
- Nooo jak? Przecież na wjeździe deklarowaliście, że nic nie macie. Złamaliście prawo!!!!!

- A no to dej Pan ten papier i za chwilę będzie papier właściwy – Z bananem na gębie staram się zabrać urzędasowi deklaracje i wypisać nowe już bez wpisanej kasy.
- Jak to Nie lzja!! Przestępstwo!!

Widać po facecie, że nie chodzi mu o łapówkę a raczej chce pokazać władzę lub po prostu z nami pogrywa.

Podchodzimy do tego przypadku psychologicznie

Podejście nr 1. Na bidnego leszcza

- ojej no to co robić ojejej ej?
- Wracać na granicę gdzie wjeżdżaliście i wypełnić jeszcze raz deklarację.
- ojejej ej

Podejście nr 2. Na połechtaną próżność czyli przedstawienie urzędnika jako wyroczni, jedynej i ostatecznej władzy.

- No ale jak to tak? Wasz urzędnik na wjeździe powiedział, żeby nic nie wpisywać więc my go grzecznie posłuchaliśmy.
- przecie jest napisane jak byk na deklaracji, że należy wpisać co się ma!!!
- no niby jest ale skoro URZĘDNIK mówi, ze nie trzeba to my słuchamy URZEDNIKA a nie jakiś tam papierków. Całą nadzieję, wiarę i miłość pokładamy w URZĘDNIKU
- napisane jest, że nie wolno!!!

Podejście nr 3. Na kompleksy wobec sąsiadów

- No wiecie co…….? Przejechaliśmy tyle granic i nikt nam nie robił problemów NAWET Kazachowie a WY takie sceny urządzacie.. aj aj aj.

Podejście nr 4. Na: No to proszę bardzo, zostajemy tutaj z wami i mamy to w głębokiej dupie fiu fiu fiu

Podejście nr 4 okazało się na tyle skuteczne, ze po chwili prowadziliśmy już towarzyska rozmowę o dalszych naszych planach. Urzędnik i jego kumpel okazali się w gruncie rzeczy całkiem fajnymi ludźmi, zwłaszcza kiedy nie mogli wyjść z podziwu, gdy dowiedzieli się , że trasę Granica – Chiwa pokonaliśmy w 1 dzień. Nie wiedzieć czemu z dość sporą drwiną, czy raczej z tonem jakim mówi się o ciężkich przypadkach psychiatrycznych wypowiadali się o rowerzystach i turystach pieszych.

Tak sobie jeszcze chwilkę pogadaliśmy, po czym w pełnej zgodzie pożegnaliśmy i zajechaliśmy pod posterunek Tadżycki.

Tutaj wszystko poszło w tempie ekspresowym. Bardzo uprzejmy dowódca, wypisał nam Strachowkę czy coś tam innego, skasował za to 30 $ pokazując przy tym z 10 razy urzędową księgę chcąc nam koniecznie udowodnić, że jest to opłata jak najbardziej legalna. Trochę śmieszna sprawa. Zapłaciliśmy mu te 30$ zaraz po tym jak nauczeni doświadczeniem, zaklinaliśmy się na wszelkie świętości, że nie wwozimy ani jednego dolara i wszystko bierzemy z bankomatów. Cała ta operacja nie zrobiła najmniejszego wrażania na komendancie, który pożegnał się z nami miło doradzając przy okazji, żebyśmy skrócili sobie droge do Duszanbe przez nieczynny tunel, przekupując strażnika pięcioma dolarami, których przecież nie mamy.

W pierwszej wsi czujemy się jak z gazetek dostarczanych przez świadków Jehowy. Wszyscy do nas machają, uśmiechają się. Jest tak ckliwie, ze jeszcze brakuje dzieci głaszczących radosnego lwa jak to miało miejsce na obrazkach w w/w publikacjach.

Kończy się asfalt i zaczynają góry. Miła odmiana po płaskich krajobrazach w jakich nam było dane poruszać się do tej pory. Pniemy się w gorę przy zapadającym zmroku. Gdy zapada noc wjeżdżamy w pole nieopodal wioski i po nieudanych próbach rozpalenia kuchenki idziemy spać pod niebem Tadżykistanu. (W zasadzie pomiędzy nami a niebem Tadżykistanu znalazły się jeszcze 2 warstwy namiotu, no ale to już nieistotne detale)
__________________
Wiesz... taki kuter...


Ostatnio edytowane przez czosnek : 11.11.2009 o 18:20
czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.11.2009, 10:42   #3
lena
 
lena's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Polska poł.-wsch.
Posty: 1,011
lena jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 8 min 52 s
Domyślnie

Śpiąca bileterrka jest świetna - mały fotomantaż zróbcie, dopinając gdzieś z boczku Afri i zdjęcie do kalendarza na przyszły rok stanie sie pewniakiem!
lena jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.11.2009, 10:44   #4
lena
 
lena's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Polska poł.-wsch.
Posty: 1,011
lena jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 8 min 52 s
Domyślnie

A ten "Mały Budda" sądząc po fatałaszkach z falbankami jest panienką!

P.S. Czosnek, mam nadzieję,że nie tylko ja doceniam Twoje poświęcenie - bo sądząc po porze nadawania to jest to spory wysiłek. Dzięki.

Ostatnio edytowane przez lena : 11.11.2009 o 10:46
lena jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.11.2009, 12:03   #5
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,964
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 5 dni 22 godz 58 min 59 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał lena Zobacz post
A ten "Mały Budda" sądząc po fatałaszkach z falbankami jest panienką!

P.S. Czosnek, mam nadzieję,że nie tylko ja doceniam Twoje poświęcenie - bo sądząc po porze nadawania to jest to spory wysiłek. Dzięki.
A nie nie. Mały Budda to ten na końcu
budda.jpg

Eeee nie jest źle. Czytają ludzie, wystarczy popatrzyć na licznik odwiedzin. Niedługo mi sodówa do łba uderzy
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.11.2009, 12:16   #6
cheniek
 
cheniek's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: Pszczyna
Posty: 841
Motocykl: CRF1100L DCT + KTM640 ADV
Przebieg: 30237
cheniek jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 2 tygodni 3 dni 19 godz 33 min 53 s
Domyślnie

Czytają, czytają ... gratuluję dobrego pióra i wspaniałej wycieczki
cheniek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.11.2009, 17:02   #7
baggins
 
baggins's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2009
Miasto: Warszawa
Posty: 404
Motocykl: KTM 640 advR
Przebieg: rosnący
baggins jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 3 dni 3 godz 53 min 20 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał czosnek Zobacz post
Eeee nie jest źle. Czytają ludzie, wystarczy popatrzyć na licznik odwiedzin. Niedługo mi sodówa do łba uderzy
Trudno mi w tę sodówę uwierzyć jakoś — masz pięknie zdystansowane podejście do rzeczywistości.
Relacja dla mnie git, jak wszystko, co piszesz. Nie znamy się wcale, ale może się to kiedyś zmieni?
Do zobaczenia kiedyś na trasie kolego.
baggins jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.11.2009, 17:28   #8
Zając


Zarejestrowany: Dec 2008
Miasto: Szczecinek
Posty: 134
Motocykl: RD07
Zając jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 dni 13 godz 24 min 56 s
Domyślnie

Ryjek mi się cieszy, jak by ktoś mi stówkę do kieszeni wsadził - zajebioza bombowo się czyta
Zając jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.11.2009, 20:01   #9
czosnek
 
czosnek's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Kraków/Brzozów/Gdańsk/Zabrze
Posty: 2,964
Motocykl: RD07a/1190r
czosnek will become famous soon enough
Online: 11 miesiące 5 dni 22 godz 58 min 59 s
Domyślnie

Dzień jedenasty

Budzą nas głosy. W odróżnieniu od głosów, które codziennie nakazują mi zabijać w imię szatana te należą do dzieci z pobliskiej wsi.

biwak.jpg
To jest ciekawe w Tadżykistanie. Choćbyś się zakopał 5 metrów pod ziemią i wyrzucił łopatę to nad ranem okaże się, że siedzi obok ciebie dziecko z przynajmniej jednym kumplem.

ekipa.jpg

Zbieramy tobołki i wjeżdżamy na drogę do Duszanbe.

Pewne nazwy są dla mnie magiczne. Mają w sobie jakiś niesamowity magnetyzm. Zawsze fascynował mnie Bakczysaraj czy Ajudah. Podobnie było z Damaszkiem i wieloma innymi miejscami czy zjawiskami typu zorza polarna. Niesamowicie magicznie brzmi dla mnie też Tajga. Widzę je oczyma wyobraźni, gdzie mieszają się bajki z dzieciństwa, opowieści, legendy fragmenty filmów czy książek podróżniczych. Pomimo, że w rzeczywistości miejsca te często dalece odbiegają od tych wyobrażeń to magia nazwy pozostaje. Podobnie magicznie brzmiała od zawsze dla mnie „droga do Duszanbe” i właśnie teraz, siedząc na motocyklu jedziemy po niczym innym jak po drodze do Duszanbe.
poczatek.jpg

Droga nas zachwyca. Pniemy się w górę. Pod nami rzeka a nad nami góry. Droga to w zasadzie szuter i kamienie więc tempo raczej nie porywa ale gdzie tu się spieszyć skoro widoki urywają dupę?

kanion1.jpg
widok-z-moto3.jpg

Robimy sobie przerwę w miejscu gdzie woda spływa po skałach z gór. Nabieramy wody, jemy arbuza, gapimy się widoki i moczymy nogi w strumyku.
wikok1-2.jpg
widok4.jpg

Po jakimś czasie dojeżdżamy do zamkniętej drogi prowadzącej do tunelu, mającym nam skrócić drogę. Przed szlabanem miejscowi potwierdzają, że należy strażnika przekupić to puści.

Bartek bierze 5$ i idzie negocjować. Widzę z daleka, że strażnik oporny. Podchodzę i już we dwóch negocjujemy. Bidny strażnik jako jedyny chyba nie wiedział o tym, że jest przekupny.

Poci się , mówi, że nie wolno za prikaz prezydenta, że jak go złapią to będzie miał przerąbane. Widać, że naprawdę nie chce nas puścić. Mówi o wodzie, która zalała tunel, że niebezpiecznie. Zaczynamy wątpić, że się uda ale z pomocą przychodzi jeden z miejscowych i coś strażnikowi tłumaczy. W końcu biedny strażnik bierze te 5$ i bardzo niechętnie nas puszcza prosząc, że jakby co to nie tędy jechaliśmy.



Po kilku kilometrach wspinaczki podjeżdżamy do wlotu tunelu. Z przejęciem wjeżdżamy do tej jaskini smoka… po czym po minucie wyjeżdżamy zdegustowani z drugiej strony. Co to miało być? O to cały ten cyrk? Wiadukt pod rondem grunwaldzkim dostarcza bardziej ekstremalnych przeżyć.

Jedziemy dalej co chwilę robiąc foto-stop.
droga-stroma5.jpg

Jedziemy, jedziemy a tu nagle wyrastają przed nami 2 wielkie ziejące chłodem wjazdy do tunelu. Acha, no tak, więc to takie buty. Tunel ma ok. 5km długości rozciągniętych na wysokości 2670m. Powoli wjeżdżamy w ciemność.

tunel1-6.jpg

Zimno, ciemno, droga zalana wodą a do tego jeszcze woda lejąca się z sufitu. Za plecami znika światło na wjeździe a przed nami w oddali majaczy światełko na wylocie. Światełko na wylocie okazało się gazem jadącym z przeciwka. Kiedy nas minął przed nami pozostała tylko czarna otchłań. Jedziemy powoli omijając co głębsze kałuże i rowy. Przy końcu tunelu trzeba zjechać w boczny korytarz wykuty w skale. Tunel co prawda tez jest wykuty w skale, jednak ten korytarz nie ma obudowanych ścian betonem przez co czujemy się jak w jaskini.

Zanim tam wjechaliśmy, przez dłuższy czas obserwowaliśmy walkę załogi kamaza, który utknął na wjeździe.
tunel.jpg

Kamaz zahaczył paką o wielki kabel wiszący u sufitu przez co nie mógł ani się cofnąć ani pojechać w przód. W końcu uwolnili się od kabla a my jaskiniowym objazdem wydostaliśmy się na zewnątrz.

tunel-wyjazd7.jpg
Od tego momentu jedziemy chińskim placem budowy. Na całym odcinku do Duszanbe dzielne żółte ludziki budują drogę i tunele.

za-tunelem.jpg

Na kilkanaście kilometrów przed Duszanbe zaczyna się nowiutki asfalt. Cieszymy się jak idioci z każdego zakrętu i większego przechyłu motocykla. Tak się pierwszorzędnie bawimy, że po chwili lądujemy w Duszanbe.

przed-duszan.jpg

Ale jak to tak? A gdzie mała wioseczka zagubiona wśród szczytów? Gdzie osiołki i ludzie w tradycyjnych strojach? Gdzie, ja się pytam te stada owiec pasących się na głównym placu miasta. Zamiast tego wjeżdżamy do nowoczesnego wielkiego miasta o szerokich 2 pasmowych drogach w każdą stronę. Człek niestety w pewnych sprawach jest ignorantem. Podobnie wyobrażałem sobie Khatmandu, które okazało się jeszcze większym miastem położonym na wysokości Zakopanego.

duszanbe.jpg

Od razu szukamy urzędu gdzie możemy dostać pozwolenia na wjazd do GBAO (w sensie w Pamir). Podjeżdżamy pod adres wskazany przez gościa na granicy i w efekcie lądujemy pod pałacem prezydenckim.
palac.jpg

Prezydent jednak jako człek zapracowany nie znalazł czasu aby wypisać nam pozwolenia więc strażnik kieruje nas do urzędu MWD gdzie się tym ponoć zajmują.
Przebijamy się w korkach przez miasto aby wylądować w dzielnicy gdzie mieszczą się wszystkie ważniejsze instytucje państwowe, w tym ichnie KGB
.
Niespodzianka. Kto by pomyślał, że to kompletnie nie to MWD, które jest nam potrzebne. Dostajemy kolejny adres urzędu emigracyjnego, który na pewno jest tym właściwym. Po kolejnej rundzie wokół miasta stajemy pod tym „na pewno właściwym, jedynie słusznym urzędem”

parking.jpg

Panowie urzędujący nie zostali jednak poinformowani o tym, że są „na pewno właściwym, jedynie słusznym urzędem” i robiąc wielkie oczy kierują nas do OWIR. Jako, że topografia Duszanbe już nam z reki je po kilku minutach meldujemy się pod OWIR’em.

Żeby było śmieszniej OWIR mieści siew bloku z wielkiej płyty, gdzie w parterze znajdują się okienka dla interesantów. Dodam, że okienka wychodzą za zewnątrz budynku a poczekalnia to ławki pod drzewami.

Żeby tradycji stało się zadość podchodzimy najpierw do niewłaściwego okienka. Przy okienku właściwym pani prosi nas o jakieś druczki, które to można dostać w okienku znajdujacego się wewnątrz budynku. Wewnątrz budynku wesoła ekipa strażników informuje nas, ze owszem, okienko dobre ale dziewuszki już sobie poszły do domu i że zapraszają jutro.

W zanadrzu mamy jeszcze adres agencji turystycznej gdzie podobno też można zdobyć pozwolenie. Szybko wracamy do centrum gdzie wg wskazówek miejscowych docieramy do agencji.

W zasadzie o drogę pytamy z czystej formalności ponieważ i tak, niezależnie od tego gdzie się znajdowaliśmy i gdzie chcieliśmy dojechać zawsze brzmiały mniej więcej tak:

Prrriama! Swietafor! Prrrrriama, prrrriama, pieriekroska iiiii prrrrrriaaaaaaama!!!

Tak czy inaczej w agenci mile panie informują, ze tak, pozwolenia jak najbardziej ale w poniedziałek, bo wtedy właśnie przychodzi pan z pieczątką a poza tym jest już 17 i nic dzis nie załatwimy.

Chcąc nie chcąc musimy zostać tutaj na noc. Podjeżdżamy pod największą i najtańszą gostinice w mieście o nazwie WACHSZ mieszcząca się w centrum. Kiedy już mamy się meldować zagaduje do nas koleś prowadzący hotelik, zapewniający, że u niego prześpimy za 20$ ze śniadaniem (w gostinicy trochę drożej)
Jedziemy za typem. Po 7 km wściekli wyjeżdżamy na zadupie przy dworcu autobusowym. Hotelik miesci się w podmiejskim domku.
Całkiem fajny klimat, dużo turystów z całego świata (hotelik jest opisany w lonely planet) Koleś prowadzi nas do pokoju po czym radośnie oświadcza, ze 20 $ ale od osoby.

Jestem pokojowo nastawionym człekiem ale w tym momencie mam ochotę temu wyżelowanemu pajacowi przypier… w pysk.

Wściekli postanawiamy wracać do WACHSZA. Wracając zatrzymujemy się u przydrożnego wulkanizatora gdzie zmieniamy opony.

Duszanbe to jednak magiczne miejsce. Na stacji benzynowej baki naszych Afryk cudownie się powiększają przyjmując w siebie o jakieś 4 litry benzyny więcej niż mają pojemności.

Wykończeni idziemy spać.
__________________
Wiesz... taki kuter...

czosnek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.11.2009, 22:12   #10
zbyszek_africa
księgowy...
 
zbyszek_africa's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Radom/Rzeszów
Posty: 1,473
Motocykl: KTM LC8 990 Adv.S 08' E-bike CUBE Fox full
zbyszek_africa jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 3 tygodni 3 dni 18 godz 7 min 13 s
Domyślnie

Ładnie piszesz Czosnek i całą prawdę, to z urzędami to samo życie
Ale to jest Azja fabryka przygód

pozdr.
zbyszek_africa jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Kie ch.. wodę mąci? Czyli dlaczego gaśnie na off'ie? czosnek Inne tematy 66 07.08.2020 06:14
Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... sambor1965 Trochę dalej 400 23.02.2009 16:44


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:17.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.