30.04.2024, 16:02 | #61 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 160
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 dni 12 godz 17 min 39 s
|
Skąd mi się to bierze?
Regeneracja sił i logistyka. Co za pomysły? Potrzebuję przesłać aplikację online, zrobić płatność, wydrukować papiery i pojechać do ambasady. I jeszcze zmiana wizy online na paszportową. To też potrzebne do wniosku wizowego do Nigerii. Proste? Tak, jeśli jest prąd. A prądu nie ma. Technologia jest fajna. Tęsknię za analogiem. Tymczasem. Analizator włączony. Gdzie może być prąd, internet itd? Jest takie miejsce. Lotnisko. Tylko tam. Ruszyliśmy z Abdullayem właśnie tam. Prędkość internetu jest taka, że można spokojnie UFC oglądać i nie przegapić żadnej akcji. To co w WWA zrobiłbym w 10 minut tutaj trwa godzinę. Jednak jest. Mam wszystko. Wydruki, potwierdzenia i inne papiery. Jeszcze tylko ambasada Nigerii. Jazda przez miasto…już pisałem. Chciałem zrobić jakieś foty, ale Abdullay lekko się wystraszył. "Polis. No,no…". Dojazd samochodem zajął nam jakieś dwie godziny. I z tego co pamiętam chyba trafimy na przerwę w pracy. Ambasada wyłoniła się zza innych budynków, a przerwy nie ma na szczęście. Pani sprawdziła moje dokumenty. Jest ok. Zamówiłem wizę w wersji ekspres. Naprawdę już czas nam mnie. Dziwnie się czuję będąc w jednym miejscu. Wiza do Nigerii to chyba mój największy wydatek w tym temacie jak do tej pory. Czekam na telefon.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
30.04.2024, 16:07 | #62 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 160
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 dni 12 godz 17 min 39 s
|
Czekam na telefon.
Na drugi dzień ruszyliśmy w ciemno do ambasady. Nie wiadomo czy wiza jest, czy jej nie ma. A czas nagli bo czeka na mnie jeszcze wizyta w ambasadzie Liberii. Tutaj też potrzebuję wizę. I dzwoni telefon. Abdullay podniósł kciuk do góry. JEST!!! Mam wizę do Nigerii. Droga otwarta. I w stylu angielskim pozdrawiam ambasadę Nigerii w PL. Nic tam nie załatwiłem pomimo mocnych papierów. Tu papierów miałem mniej i nikt mi dziwnych pytań nie zadawał. W PL zażyczyli sobie nawet zaświadczenie o niekaralności. Odczapione to!!! Później Liberia. Było już popołudnie a czas dojazdu coraz bardziej się wydłużał. Już mnie to zaczęło irytować. Abdullay chciał dobrze. Auto tutaj nie daje rady i koszty samego paliwa robią się absurdalne. Czas na zmianę. Jedyna rozsądna opcja to mototaxi. I tak uczyniłem. Jazda zajęła może 10 minut. Przyznam, że byłem czujny, żeby noga nie została mi na zderzaku jakiegoś autozłomu. Chłopak jednak sprytnie się przemieszczał. Na miejscu byłem około 13.00. Ma bramie strażnik powiedział miło: "Daj kasę, dwa zdjęcia i przyjdź o 16.00". Zapytałem, czy frankami tutejszymi mogę zapłacić. Nic z tego. Tylko USD. Ok. Byłem przygotowany. To idę sobie. Uszedłem kilka kroków. Dzwoni telefon. Strażnik: "Wracaj". Po co? Już wiza? "Daj franki i masz USD z powrotem". Ok. To chyba jednak prywatna wymiana, a nie konsularna. "I przyjdź o14.30". Jasne. To idę sobie. Wymieniłem resztę pieniędzy. Kupiłem banany i je sobie zjadałem. Głodny byłem. Ludzie jakoś tak spode łba na mnie patrzyli. Później załapałem. Telefon: "Przyjdź po paszport. Gotowe". No moment, bo jem banany. Całość operacji zajęła może 45 minut. Mam wizę do Liberii. Mototaxi wróciłem sobie na miejscówkę. To dużo lepsze niż samochód. I poszedłem sobie jeszcze na targ. Próbowałem nagrać metodą partyzancją. Jednak czujność tutaj była duża. "E…filming!?". Nou. I pokazałem telefon. Jest to prawda. W tym momencie nie było "filming". Kupiłem sobie sok i popijam rozglądając się dookoła. Takie targowiska zawsze wydają mi się ciekawe. Ludzka energia. Jakiś tutejszy coś zaczął do mnie mówić. Nic nie rozumiałem oczywiście. "Englisz?". Tak. "Czemu pijesz?" "Bo jestem głodny" Śmiech "U nas w kraju teraz się nie je" Hmmm? Błysk. Zaczął się ramadan. No tak. I tak sobie rozmawiamy. Nie potrafił zrozumieć czemu jadę przez Afrykę. Doszukiwał się jakiegoś powodu. Jakby nie można było robić czegoś z pasji. "A jakie Ty masz hobby?" Cisza. "Kiedyś śpiewanie" Cisza. Wyglądało to jakby wspomnienia wróciły. "Studiowałem prawo. Ale jest jest ciężko. Teraz moje hobby to kupno sprzedaż" Jego miejsce pracy to mały stolik i parasol chroniący przed słońcem. Sprzedaje gotowane jajka, fasolę i coś tam jeszcze. Kupiłem kilka.na drogę jutro i się rozstaliśmy. Każdy do swojego hobby. Oj Abdullay. Ty nie przeginaj. Nawet trochę do rymu. Abdullay bardzo mi pomógł. Szczególnie z całą akcją lotniskową i jazdą do ambasady. Na bookingu znalazłem spanie u niego i ponieważ był lowcost to wziąłem. Mam pokój u niego z domu. Jego żona robi obiady i nawet wdzianko motocyklowe mi wyprała. Jest super. O obiady i całą obsługę nie prosiłem. Abdullay mówił: "Czuj się jak w domu. Pomogę Ci tylko za paliwo do auta. Jesteś moim amigo, a ja twoim. Nic się nie martw. Będę z tobą, bo jesteś biały i będą cię tutaj naciągać ". I jak do tej pory było ok. Tymczasem Abdullay zaczyna się rozprzestrzeniać finansowo. Mimochodem rzuca coś w stylu, że cena za nocleg to za dzień była a nie za trzy chyba. I patrzy na mnie. Pokazuję mu rezerwację i ok, hamuje. Trochę później. "No wiesz, zawiozłem cię, ale to cały dzień pracy. To jakaś zapłata mi się należy". Jedziemy samochodem a on, że trzeba zatankować. Chwila. Dzień wcześniej dostał pieniądze na paliwo. I tak chciałem mu zapłacić ekstra. Mam tu dobrą opiekę i bardzo mi pomógł. Jednak takie podchody mi się nie podobają. Zatem rozpoczynamy negocjacje. Było w sam raz tyle ile chciałem mu dorzucić. Temat zamknięty. Na godzinę. "A jeszcze restaurant?". Chodzi o obiady w domu. To się nazywa "metoda salami" często stosowana w negocjacjach. Ja mówię "all". On wycenia wszystko po plasterku. No nic. Już stoję obiema nogami na gruncie i wiem co dalej. Przecież: "Jesteśmy amigo" "Czy sięgasz mi do kieszeni, bo jestem biały?" "Czy pamiętasz co mi mówiłeś o pomocy?" "Money over amigo" Czuję, że musi poczuć zdecydowane stop. Szkoda. Atmosfera lekko siadła przez to. Z drugiej strony tutaj to normalne. Tylko czasem zapominam. Mototaxi na przykład. "Zawieziesz mnie tam?" "Tak. Wiem gdzie to jest" "Za ile?" "200" Dojeżdżamy na miejsce. "200 to za mało. Było dalej" Cudownie. Był taki gość co słynął z zakrzywiania rzeczywistości. Fakt. Apple to potęga. Tutaj wystarcza to na mototaxi i tylko jak się biały pojawia. Jutro w drogę.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
Dzisiaj, 12:49 | #63 |
Kiedyś R.T70
Zarejestrowany: May 2014
Miasto: Częstochowa
Posty: 1,421
Motocykl: Była RD04
Przebieg: 120000+
Online: 3 miesiące 2 tygodni 5 dni 6 godz 36 min 8 s
|
Fajna relacja. Łyknąłem na raz. Pisz dalej!
__________________
Serdecznie pozdrawiam. Romek T. |
Dzisiaj, 21:12 | #64 |
Zarejestrowany: Jul 2010
Miasto: Piastów
Posty: 160
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Galeria: Zdjęcia
Online: 3 dni 12 godz 17 min 39 s
|
Sierra Leone jest topem
Uff. Wyjechałem z Conakry. Rano o 07.00 byłem już w siodle. Wszystko tylko, żeby nie wpakować się w ruch uliczny. Jechałem w przeciwną stronę do głównego ciągu porannego i sukces. Wyjechałem sprawnie. Na granicy Sierra Leone jakoś pojaśniało. Energia jakaś inna przyszła. Pogranicznicy uśmiechnięci. Zapraszają z paszportem. Idzie wszystko na miło i z pomocą. Jakbyśmy się znali od dawna i przy kawie załatwiamy jakieś lekkie tematy. Jest bananowo. Pani z immigration mówi: "Hmmm…masz wizę online z miejscem wjazdu airport. No dobra. Przecież robisz tranzyt do Liberii. Have a good journey" Drogi w SL są równe. Bez dziur. Tylko nie ma co się zatrzymywać na "panowie na prawo". Są informacje o minach. To jeszcze pozostałości po wojnie domowej zakończonej w 2002 roku. Są działki do kupienia. Dobra cena. Ruch jest niewielki. Nie wiem jak z przepisami. Sprawdzam. Pewne jest to, że 270 km, które miałem do przejechania przewinęło się tak, że o 11.30 byłem w mojej nowej miejscówce. Bureh Town. Nie wiem skąd Town? To jest totalna wieś. Jest BOSKO!!! To jest TOP!!!! Z dala dużych miejsc. Kilka domów zaledwie. A ludzie ultramili. Gospodarzem jest mega koło. Natural rasta. Tak przynajmniej wygląda. Miejsce nazywa się Robinson's Hat. Budżetowo. Jak dla mnie luksusowo. Nie ma prądu i wody w kranie. To w ogóle nie jest temat. Ocean szumi sobie. Nie huczy, jak to czasami bywa. Lekki, ciepły wiatr sprawia, że temperatura 33 stopnie jest przyjemna. Jest totalna cisza osiągnięć cywilizacji. Radio, TV brak. Woda klarowna i cieplutka. Fale załamują się delikatnie i można mieć frajdę z kąpieli. I oczywiście świeżo zerwany kokos też musiał być. Widziałem jak chłopak wspina się na drzewo, żeby kilka zerwać. I jeden dla mnie poproszę. Ile?". W przeliczeniu 3 PLN'y. Zbieram siły na następne dni w Afryce.
__________________
http://myaforadventure.blogspot.com/ |
|
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Forum | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Afryka zachodnia - info poszukiwane | adoado0 | Przygotowania do wyjazdów | 3 | 03.04.2018 17:26 |
Wizy Afryka Zachodnia | Piast | Przygotowania do wyjazdów | 5 | 28.07.2017 05:00 |
Afryka zachodnia marzec | wojxxx1 | Umawianie i propozycje wyjazdów | 2 | 22.12.2014 11:29 |
Afryka Zachodnia z Sahary Z. | Neno | Umawianie i propozycje wyjazdów | 12 | 17.11.2014 11:06 |