Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10.08.2009, 21:08   #61
wieczny
Common Rejli
 
wieczny's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,736
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
wieczny jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
Domyślnie

Feluś, jakbyś pierwszej nocy nie zasnął przed namiotem chrapiąc nam godzinami przy biesiadzie to byś nad ranem też był odwodniony .
__________________
BRW 1991
I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki . I stelaże.
NIE SPRZEDAM!

wieczny jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.08.2009, 22:10   #62
tomekc
 
tomekc's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Tuchów / Redditch
Posty: 615
Motocykl: nie mam AT jeszcze
tomekc jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 17 godz 22 min 59 s
Domyślnie

Fajna wycieczka nie ma co..............toż to jak destruction derby!!!!!!
tomekc jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.08.2009, 22:16   #63
wieczny
Common Rejli
 
wieczny's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,736
Motocykl: R650GS Adventure & LC6 750 Adventure
Przebieg: dupa
wieczny jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 3 tygodni 1 dzień 5 godz 39 min 17 s
Domyślnie

Zrozum, 80% zdjęć to gleby, bo jak się jechało nikt nie myślał o wyciąganiu aparatu. Tak na prawdę lekko zakurzyliśmy Afryki. Większość robiliśmy po asfalcie. Dolewki oleju to też mistyfikacja.



Sprzedam Afrykę .
__________________
BRW 1991
I tak wszyscy skończymy na mineralnym. | Powroty są do dupy. | Trzy furie afrykańskie: pompa, moduł, regulator. Czy jakoś tak... | Pieprzyć owiewki . I stelaże.
NIE SPRZEDAM!

wieczny jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10.08.2009, 22:21   #64
tomekc
 
tomekc's Avatar


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Tuchów / Redditch
Posty: 615
Motocykl: nie mam AT jeszcze
tomekc jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 17 godz 22 min 59 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał wieczny Zobacz post
Zrozum, 80% zdjęć to gleby, bo jak się jechało nikt nie myślał o wyciąganiu aparatu. Tak na prawdę lekko zakurzyliśmy Afryki. Większość robiliśmy po asfalcie. Dolewki oleju to też mistyfikacja.



Sprzedam Afrykę .
Nie jezdzona off-roadowo, wlasciciel starszy pan, emerytowany lekarz, nie palacy...............
i to nie parwda ze cyferki sa nierowno tylko jak sie licznik kreci..........
tomekc jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.08.2009, 00:39   #65
rambo
 
rambo's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2005
Miasto: Wrocław
Posty: 7,450
Motocykl: Nie mam już Afryki
rambo jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 miesiące 2 dni 2 godz 39 min 26 s
Domyślnie

cyferki na blacie się nie równo wybiły na wybojach
rambo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11.08.2009, 08:01   #66
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,482
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 19 godz 27 min 40 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał tomekc Zobacz post
Fajna wycieczka nie ma co..............toż to jak destruction derby!!!!!!
Ja tam jeszcze nic nie zepsułem. Pancerniki w pełni zasłużyły na swoją nazwę. Zgięty stelaż to efekt tego że już wcześniej był pęknięty. Gdyby nie to, pewnie skończyłoby się na oraniu gleby. Xlka to oddzielna historia. Mam wrażenie że była już nieźle sponiewierana zanim ruszyła w tę trasę.
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.08.2009, 00:10   #67
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,482
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 19 godz 27 min 40 s
Domyślnie

Budzimy się jak zwykle z pierwszymi promieniami słońca.

IMG_5535.jpg

Śniadanko, toaleta z prysznicem w strumieniu, a co. No może ciepły to on nie był. Szybkie remonty i pakowanie. Na prostowanie ramy XLki nie starczyło czasu. Już koło południa ruszamy w drogę. Rukowaditiel Greg nadaje coś o górze trzech krzyży. Procesing, procesing... Czyżbyśmy byli niedaleko Kazimierza ? Droga na górę szybko okazuje się zdradziecka. Głębokie rynny po deszczówce, a w dodatku zryte kostką. Widać, że nasze panie domu tu były. Zaciskam zęby na co większych kamulcach i prę do góry. Wielkość kamieni określam wyłącznie do widzianych na drodze do tamtej pory. Następny dzień miał zmienić punkt odniesienia. Z góry walą trzy dzidągi. Już już za chwileczkę, już za momencik widać koniec wąwozowej drogi i wyjście na łączkę. Chwilowa dekoncentracja. I gdyby nie torba na zbiorniku......walnąłbym własną torbą w kierownicę. To musiałoby boleć. Co mnie podkusiło na ten lans na stojaka ? Zabrakło mi jakieś 4 metry. Słownie cztery. Zaryłem osłoną w koleinie i stanąłem w miejscu. Ani w górę ani w dół. Chłopaki stoją jakieś dwa zakręty w dół. Kombinuje, ale nic mi nie wychodzi. Jedyne wyjście to położyć i wywlec za włosy na łączkę. Już wiem po co w czoperach są frędzle. Zasapałem i zapociłem się niemiłosiernie. W dole chłopaki kombinują jakiś wcześniejszy wyjazd boczkiem. Padają jak muchy jeden po drugim. Greg jak prawdziwy gieroj sowieckiego sajuza po plecach jeszcze ciepłych kamratów wyrywa się z okopu. I z okrzykiem Za rodinu...pruje na szczyt. U mnie wszystko na dobrej drodze. Kobyłka wyjęta z okopu leży w rumiankach. Tyle, że kółkami pod górę. Pozostaje jeszcze posapać i obrócić o 180 stopni.

IMG_5544.jpg

Greg z miną pierwszego zdobywcy puszy się pod krzyżami. Chwile póżniej dobija jakiś Hans na Husce. Hans z pogardą wskazuje palcem na Gregowe pancerniki i coś tam gada. Jedyne co zrozumiałem z jego monologu to słowo enduromania w tonie pytającym. Zaciągnął dwa gule z kamel baga i już widzimy tylko plecy oddalającego się Hansa. Z za góry dobiegają dźwięki singli. No to pewnie już się wczołgują kompani wiecznego. Okazuje się, że to dwie pomarańcze. Ale też szybka wymiana zdań i gnają dalej. Co oni się tak spieszą? Docierają nasi. Ze spokojem wyciągają aparaty i cykają foty.

IMG_5545.jpg

Następnie z dystynkcją fachmana za 200 eur za godzinę rozkładają narzędzia i zaczynają przeglądy. Tym niemieckim gangsterom najwyraźniej brak luzu...Nasi wiadomo....spoko, loko luz i sponton. Z tego luzu postanawiamy z Gregiem odwiedzić sąsiednią wyższą górkę. Widoki w piteczkę. Tyle, że Greg się zgubił. Choć on twierdził zupełnie odwrotnie. Niestety naszym nieodpowiedzialnym samowolnym oddaleniem psujemy humory kolegom. Gaśnie spokój i luz obsługi OT1. Gdy wracam chłopaki walczą z podjazdem który nie wyglądał aż tak źle.

IMG_9593.jpg

IMG_9597.jpg

IMG_9605.jpg

Diagnoza za mało gazu. Chłopaki z konsekwencją ataku szczytowego na K2 zdobywają cenne metry wysokości. Widzę w rynnie jakieś wystające bolce. Sprzedałem im kopa. Dobrze jest mieć buty enduro. W trampkach pozbyłbym się palcy. Wyciągam z ziemi podkowę. Nie wiem czemu mnie pytali czy z drugiej strony był koń? Kawał jakiś czy co ? Chłopaki walczą, ja jadę szukać Grega. Drużyna się rozpada jedni wkurwieni jatką, drudzy wręcz przeciwnie. Co ciekawe najgorzej idzie tym na singlach. Łykamy jakiś podjazd podskokami jakbyśmy po schodach jechali. Dalej mamy już drogę. Nawet Dacia jedzie. Tyle że ja Poldkiem nawet bym nie próbował. Taki lajf dla nich to normalka. Później lasem w dół. Dojeżdżamy do jakieś Szerszej drogi. Tyle, że płynie nią strumień i są niezłe kamulce. Z przeciwka jedzie ciężurawka po drzewo ...bez kierowcy i kierownicy, ale jedzie. Po kilkudziesięciu kilometrach dojeżdżamy do wsi. na polance stoi kupa moturów. Same dzidągi. Kurde ale tego tu jest. Holendrzy i Niemcy. Mają jedną pomarańcze na sznurku. Wieczny nawet nie patrząc wyrokuje ..uszczelka. Kilka słów kilka braterskich uścisków (jak pod resztką bramy brandenburskiej) I jedziemy w swoja stronę. Greg prowadzi. Drogę przecina nam rzeczka. Ale co tam taka rzeczka. Z okrzykiem Banzai na ustach rzucamy się w odmęty. Szybko okazuje się że jest kur....sko ślisko. Niewidoczne pod wodą kamulce są większe od radia szarotka. Prąd jest dość znaczny. A każdy podskok na kamieniach skutkuje zmianą kursu.

IMG_5550.jpg

Generalnie obranie i utrzymanie kursu jest równie prawdopodobne jak historie Tolkiena. W końcu trafiam na kamulca wielkości telewizora Rubin. Ni z toąd ni z ową zmieniam kurs o 90 stopni i ląduje na boku.

IMG_5552.jpg

Pierwsze o czym pomyślałem po wynurzeniu się na powierzchnię. O ja gupia pipa przeca mam hermetyczna torebkie na kumurę cobym następnej nie utopił. Mam a jakże tylko w kufrze, a komura w kieszeni,,,i aparat. Stawiam chabetę na nogi ..o dziwo odpala bez trudu. No rzesz ty dopiero teraz przeczytałem w kontrakcie wycieczki słowa drobnym druczkiem. Opcja suche buty niedostępna nawet za dopłatą.

IMG_5579.jpg

Big ląduje w wodzie dwa razy. Za drugim umiera. Greg skurczybyk w asyscie idzie nadspodziewanie lekko. Dociera na drugi brzeg. Gdybym powiedział że suchą stopą byłoby to dość grubymi nićmi szyte nadużycie. Wieczny maltretuje się jak mięso w maszynce.

IMG_5563.jpg

Przestajemy liczyć ile to już razy leżał. Fantastyczny program. Dwieście metrów niżej jest most. Niestety Biga musimy wynieść. Trzy godziny później. Obrazki z wycieczki; stoją cztery motory. Piąty rozebrany w atomy.

IMG_5587.jpg

Wokół suszą się hałdy maneli.. Sprawdzamy wszystko; filtry, świece, spuszczamy paliwo, mało nie rozebraliśmy gaźników. Big jak nie miał życia tak go niema. W ramach wspomagania zapłonu wywaliliśmy już cały amerykański dezodorant Wiecznego w gaźnik.

IMG_5582.jpg

Greg miał francuski nie chciał dać. A Big skurwiel ani gdaknie. Jeszcze chwila i bateria wyzionie ducha. Jest dobrze nadchodzi wieczór a my mamy pokonane 40 kilosków. Wprawdzie bunkrów nie widać ale i tak jest zajebiście. Choć nie wszyscy tak uważają. W końcu do biga dochodzi mistrz dotyka ręka i goi rany. Wiara czyni cuda. Dotyka i uzdrawia. Serce znowu bije. Pytacie jak to się stało gdzie przyczyna ? Obejrzycie sobie czterech pancernych. Początkowe odcinki. Młodszym czytelnikom wyjaśniam: To taki kultowy peerelowski serial. Zostawiamy chłopaków na pożarcie wilków. Umawiamy się na następny dzień. I dajemy się w długą we trzech. Cel; Tarcu czy jak miejscowi mawiają Carku. Jest jeden problem to jest jakieś 2200 mnpm. My jesteśmy na 200. Zarówno kierunek a już tym bardziej droga jest takim lekkim niedomówieniem. W lokalnym Gieesie ( nie chodzi tu o motur tylko sklep to też dla młodszych) zasięgamy języka. Walim na skróty przez łąki i sady. Tylko jak się okazuje nie za bardzo we właściwym kierunku. W końcu lądujemy w takich bagienkach, że chłopaki wiszą na kufrach. Ale jest pięknie. Nie ma co. W okół nie padało od miesięcy a my zawsze jakieś bagno znajdziemy. Mam wrażenie, że słyszę jakiś silnik więc pruję przez bagno na otro. Niczym zając zatrzymuje się nadstawiam uszu. Singiel ? może nasi. Dzida. Singiel to nie był raczej dwururka za to mocny i duzy ...traktor. Wytężam wszystkie swoje zdolności lingwistyczne. Jak tu spytać rumuńskiego górala: gdzie ja jestem? Jak z tond dojechać na to Tarcu. Gość zmierzył mnie wzrokiem i pyta. Carku ? Mało do nóg mu się nie rzuciłem. Mistrzu prowadź. Chaga łaga trum bum bum i pokazuje ręką na wprost a potem macha poprzecznie. Do nóżek padam waszej miłości, tyś zbawcą naszym. Jestem w niebie. jeszcze tylko żeby chłopaki przez bagienko się przedarli. Po jakimś czasie nadciągają. Drzemy na otro. Docieramy do jakieś lepszej drogi. Zaczynamy już zapinać trzy po jakiś czasie nawet cztery. Wreszcie się pojawiły to obiecane szybkie szutry. Nic pięknego nie trwa wiecznie. Droga się zawęża i jest ostrzej w górę. O czwórce dawno zapomnieliśmy a i trójka gosci z rzadka. Na kamiennym ostrym podjeździe jedynka nie daje rady. Greg mało nie poleciał dwadzieścia metrów w dół urwiskiem. Telewizor mówi, że mamy nie dalej niż 100 metrów do szczytu Iłowa. Za nim da się jechać dalej na Tarcu. Po ześlizgu z drogi Grega nie próbujemy dalej. Wracamy w dół. Znajdujemy inna drogę. Patrząc na azymuty: są szanse na powodzenie. Docieramy do jakiegoś zerwanego mostu. Brodem poniżej daje radę. Droga w lesie wije się serpentynami. Na krawędziach z rzadka pojawiają się szczątki po słupkach. Wygląda dobrze i rokuje na sukces. Jest coraz ciężej. W końcu spotykamy drwali. No no no no chance. Coś nam tłumaczyli o jakiś mostku za którym w prawo. Wracamy. Jedyny mostek to ten zerwany. Wieczny mało się z niego nie zwalił do rzeczki. Wracamy do czwórkowych szutrów. Mostków mijamy z pięć. Wieczny trafia kamulca wielkości telewizora. Tylne koło unosi się na wysokość jednego metra nad drogę. Na szczęście prędkość była spora. Na pewno na tę okoliczność Inż wieczny ma jakąś estymacje momentów żyroskopowych albo coś równie naukowego. Dość, że ląduje na koła i to głową do góry. Dopadamy do wielkiego drzewa z tabliczką, znakiem szlaku i napisem: Cumtu 6 godzin. Greg potwierdza, że to po drodze. Dobra nasza jak pieszo 6 godzin ty będziemy za godzinę. Nocleg na przełęczy. Pierwsze 400 metrów bajeczka. Potem zaczynają się serpentyny. W leje wypłukane przez wodę nie chowa się już koło a prawie cała afryka. Chwilami brakuje jedynki. Na nawrotach serpentyn strzelam ze sprzęgła. W końcu na kawałku prawie płaskiego zatrzymuje się zaczekać na resztę. Trochę trwa zanim dojechali. Ale wracćc nawet nie próbowałem. Greg pokonując jakiś odcinek na listonosza czyli podpierając się nogami został wciągnięty pod kufry. Dzielny był jak Roman Bratny ...gazu nie puścił. W rynnach zaczęły się pojawiać kamulce jak telewizory. Po kilku przewrotkach dajemy za wygraną. Jest już za ciemno na walkę. Rozstawiamy biwak. Nie ma kolacji ani kawki ani nawet kruszona. W locie do poduszki dochodzi sms od sąsiada z domu „wpadniesz na drineczka?” Zanim zrozumiałem już spałem.
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne

Ostatnio edytowane przez 7Greg : 13.08.2009 o 09:59 Powód: edycja wyswietlania i szerokosci
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.08.2009, 00:55   #68
majki
 
majki's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Gwe/Warszawa
Posty: 3,499
Motocykl: CRF1000, RD04
majki jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 miesiące 1 tydzień 4 dni 4 godz 5 min 37 s
Domyślnie

No pięknie panowie, po prostu pięknie! Czyta się jednym tchem, jak zwykle zresztą! Niezły hardkor był.
majki jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.08.2009, 08:40   #69
szimi
 
szimi's Avatar


Zarejestrowany: Aug 2009
Posty: 3
Motocykl: DR 750BIG
szimi jest na dystyngowanej drodze
Online: 8 min 8 s
Domyślnie

witam kolegow
Cytat:
Napisał felkowski Zobacz post
Co ciekawe najgorzej idzie tym na singlach.
czy mi na mojej suce naprawde az tak zle szlo nie chce nic mowic ale pod tamta gorke wjechalem z wydechem w d... podczas gdy Ty ogladales niebo
samo krytyki nie brakuje:P
pozdr
szimi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13.08.2009, 09:33   #70
wolly


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Łódź
Posty: 1,285
Motocykl: RD01
wolly jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 dni 22 godz 20 min 0
Domyślnie

Felek powiem tak trafiliśmy na sucha porę jak by tam popadało ze trzy dni to by była tylko jedna wielka kupa , po burzy z drogi robi się strumień i to w jednej chwili stąd te żłoby
wolly jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
season closing meeting, Hungary, 2009.10.23-2009.10.25. Brasil Imprezy forum AT i zloty ogólne 30 11.11.2009 20:52
Africa Twin meeting in Hungary, 2009.09.04. - 2009.09.06. Brasil Imprezy forum AT i zloty ogólne 26 11.11.2009 20:48
Miastko 2009 reaktywacja 28.-30.08.2009 Ciapek Imprezy forum AT i zloty ogólne 3 27.08.2009 11:46


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:28.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.