Wróć   Africa Twin Forum - POLAND > Podróże. Całkiem małe, średnie i duże. > Relacje z podróży > Trochę dalej

 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Prev Poprzedni post   Następny post Next
Stary 03.12.2008, 19:45   #11
Robert Movistar
 
Robert Movistar's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Posty: 342
Motocykl: RD04
Robert Movistar jest na dystyngowanej drodze
Online: 5 dni 3 godz 17 min 22 s
Domyślnie

Dzień 26. Przejechane 61km.
W nocy przejechały trzy pociągi. Jakoś przed wjazdem przez most nie zwalniają. Myśleliśmy że buda w której spaliśmy się rozleci. Rano, kiedy idę się odlać, widzę coś dziwnego. Śpiąc w koszulce z krótkim rękawem, zostałem pogryziony przez sukinsynów. Moja lewa ręka od łokcia w dół, usiana jest bąblami. Nie wiem ile ich jest, ale jeden obok drugiego. Nie wiem czy dałoby radę znaleźć jeszcze jakieś wolne miejsce. Próbuję tego nie drapać. Pakujemy rzeczy, żegnamy się z kierowcami, życząc sobie nawzajem powodzenia. Wychodząc z „hotelu”, podchodzi do nas strażnik i zaprasza na herbatę. Z pozostałymi tobołami, przechodzimy na drugą stronę, nie chcemy już zawracać. Zastanawiamy się co będzie tam dalej. Strażnik robi herbatę, wyciąga ciastka, sało i chleb. Jemy powoli, bo jakoś nie możemy się zebrać do dalszej jazdy. Patrzymy jeden na drugiego, z nadzieją że żaden z nas się za szybko nie wychyli i nie powie: dobra, jedziemy. Ile można wypić tej herbaty, po drugiej próbujemy wstać i jechać. Pogoda do dupy, pochmurno i zaczyna kropić. Ale co, ładujemy się na dryndy i w drogę. Strażnik mówi, że za jakieś 5 km, czeka nas przejazd przez rzekę i w ogóle to się nam dziwi że jedziemy dalej. Ostrzega, że będzie ciężko, droga jest trudna, I są rzeki pewnie głębokie, bo od kilku dni na zachodzie pada. Wyjeżdżamy wąską dróżką, i wbijamy się w drogę. Zaczyna lać, ale nie zanosi się żeby przestało. Przed nami most, a pod nim rzeka. Nie była za duża, po prawej stronie most. Schodzimy z motocykli, co by obadać jak wygląda. Wchodzimy mniej więcej do połowy. Widać kamienie, woda sięga do kolan, więc dzida do przodu. Od czasu do czasu widać, jak motocykl zagłębia się w wodzie. Kamienie co raz większe. Oby tylko kiery nie wyrwało! Widzę, że Iziego rzuca na wszystkie strony, wydech pod wodą, wywala szprycę wody. Jest już prawie na brzegu. Wydawałoby się, że prąd słaby, ale czuć jak woda zaczyna napierać, ściąga na prawo. W dnie było zagłębienie, czuję jak motocykl zaczyna się topić. Czuję że woda sięga kolan. Dyszę jak zarzynana świnia, zapomniałem zdjąć gogli, które teraz są zaparowane. Nic nie widzę, jadę na ślepo. Gazu, gazu, nie zatrzymuj się, i staraj się żeby drynda nie zgasła! Izi czekał na brzegu klnąc jak szewc. Jakoś poszło. Mamy nadzieję, że to o tej rzece mówił strażnik. Przejeżdżamy z 10 km i co…? Kolejna rzeka, kolejny most. Tym razem chyba też łatwo nie będzie.


Łazimy, patrząc którędy da się przez nią przejechać. Ma ok. 40 m szerokości, nurt szybki. Miejscami jest głęboko. Jak znajdziesz możliwość przejazdu na ¾ jej szerokości, to potem okazuje się że ¼ nie przejedziesz, bo jest głęboko. Po moście drogowym, jakimkolwiek, śladu brak. Bywały stare drewniane, lekko zdezelowane, ale były. Obok jest most kolejowy. Próbujemy zobaczyć jak da się na niego wjechać. Przedzieramy się przez krzaki. Żeby na niego się dostać, trzeba pokonać nasyp z luźnych kamieni. Wjeżdżając między szyny, można szybko przejechać na drugą stronę. Dobra, wjechać się da, przejechać też, ale jak zjechać? Na końcu mostu jest zjazd schodami betonowymi, które są całe pokruszone ze starości. W miejscu gdzie się kończą, na nasypie leżą ułożone płyty betonowe, porośnięte mchem, śliskie, że zjeżdżaliśmy z niej jak na nartach. Dalej już szukamy możliwości powrotu na drogę. Deszcz pada cały czas. Dookoła cisza, słychać tylko padający deszcz. Decyzja, próbujemy mostem, najpierw jeden motocykl, potem drugi. Izi za kierownicą, ja z tyłu pcham na nasyp. Rzuca we wszystkie strony, ale wjechał. Patrzymy, czy nie jedzie pociąg, ale cisza. Z trudem przepychamy przednie koło przez szynę, ale z tylnym już jest problem! Szerokość torów jest taka, że gdy motocykl jest prostopadle to szyn, to w momencie jak tył próbuje wjechać, to przód opiera się o zewnętrzną szynę. K…a udało się. But i do zjazdu na końcu mostu. Ale o co chodzi?! Nie możemy wyciągnąć dryndy z szyn, ślizga się we wszystkie strony, patrzymy a to w lewo, a to w prawo czy oby pociąg nie nagina. Klniemy po nosem. Prostopadle się nie da, bo jest nasyp, jak przód wyjedzie, a tył dojeżdża do szyny, to znowu przednie koło zwisa z nasypu (nie wiem czy wiecie o co chodzi). Trzeba bokiem, koło się ślizga. W końcu się udaje! Powoli zjeżdżamy ze schodów. Beton się sypie. Tyle ile się da, skręcamy kierownicą, resztę nadrabiamy zarzucając tyłem.




Przed zjazdem z betonowej płyty, zamykamy oczy i niech się dzieje co chce! Dobra, jeden poszedł. Czas operacyjny na przetransportowanie jednej dryndy to ok. 40 min. Wracamy po drugi sprzęt. Tym razem, chcemy uniknąć pałowania z przerzucaniem motocykla przez tory, więc jedziemy tuż przy szynie.


Dalej jakoś poszło, czyli schody i zjazd po płycie. Wszystko mamy mokre, część od deszczu, a resztę o potu. Leje, więc rozkładamy izitenta i ładujemy się pod niego, czekając aż trochę przejdzie. Ale niestety jak lało, tak leje. Decydujemy się jechać dalej, musi w końcu przestać. Droga makabryczna, błoto, kałuże, dziury, powywracane drzewa. Zastanawiamy się, jak chłopaki z ciężarówek mogą jechać taką drogą! Wyglądała, jak leśna ścieżka, gałęzie wisiały tuż nad naszymi głowami, było wąsko. Widać, że chyba nic tu ostatnio nie jechało. Walka!!! Byle do przodu, gdzieś cywilizacja być musi. Zaczyna się wypogadzać, przestaje padać, widać w oddali słońce. Jak miło…. Było by, gdyby nie kolejna rzeka. Na szczęście są wypłycenia. Początek rzeki przejeżdżamy więcej ciuchach.




Miejscami więcej wody, ale bez dramatu. Na wypłyceniu leżą naniesione drzewa, gałęzie. Widać, że kiedyś był tutaj drewniany most drogowy. Ściągamy buty, spodnie i zakładamy sandały w technologii rejli. Było fajnie, rzeka nie przerażała, ale w miejscu gdzie powinna zaczynać się droga, była wielka kałuża, z zamulonym dnem. Leżały w niej jakieś syfy, kłody, kamienie. Środkiem nie da rady przez nią przejechać, bo głęboko i dno bagienne, po prostu wciąga. Bokiem trochę lepiej, ale zapadasz się w błocie po kolana. Ale co, jedziemy. Przez rzeczkę na kołach, a przez kałużę, ciągniemy za przednie koło, bo pchanie gówno daje. Delikatnie gaz i sprzęgło, inaczej koło zapada się momentalnie. Nad głowami słychać sukinsyny, gryzą jak wściekłe. Na dodatek przylatują sukinsyny w formacie mini, i jakieś maksi. Wielkością przypominają ważki. Nie wiesz co robić, wyciągać motocykl, czy się od nich odganiać. Brakuje tylko, żeby w tej wodzie były pijawki wielkości szczupaka! Nogi i dupa w wodzie, w czoła pot.


Zrobiło się gorąco. Jechać się nie chce, ale co robić. Miejmy nadzieję, że to już ostatnia przeprawa. Powoli po dziurach, wymytej piaszczystej drodze jedziemy do przodu. 5 km/h, max 10. Dojeżdżamy do jakiejś wioski, parę chałup na krzyż.


Gdy nagle podjeżdża do nas dwóch chłopaków, tak na oko po 10 lat na Iż Planeta!. Mówią że zaraz jest kolejna rzeka i most kolejowy. Nie no, chyba jaja se robią. Jedziemy zobaczyć jak wygląda ta rzeka. Kopara nam opadła, jak zobaczyliśmy jak ona wygląda. Nie dość że dna w ogóle nie widać, woda zapitala jak szalona, to jeszcze ma jakieś 300 m szerokości. Pytamy jak można dojechać do mostu. Oczywiście nas podprowadzili. Tyle że za bardzo nie ma jak na niego wjechać. Jak ostatnio zjeżdżaliśmy z płyt betonowych to prostopadle do nich, a teraz trzeba jechać równolegle. Jeden głupi ruch, i lecisz na dół 20 m. Opcja zajebista. Z jednej strony drzewa i krzaki a z drugiej skarpa. Ale nic, sprzątamy sobie drogę z kamieni i gałęzi. Trzeba zrobić, tak, że wbijasz jeden i gaz!!! Bo jak cię letko zachwieje na lewo, to polecisz w krzaki, ale jak w prawo to żegnaj, po tobie. Jak myśleli, tak zrobili p….a i na gaz. Udało się. Żeby nie było tak łatwo, to okazało się że po moście można przejechać, ale tylko pakując motocykle między szyny….. Nie no, znowu… Bokiem nie da rady, wszędzie wystające śruby, i szczeliny takie na 30 cm. Jak przednie koło wpadnie to może się zatrzyma na tarczy hamulcowej, a może dopiero na kierownicy. Wydaje się, że raczej to drugie. Pytamy chłopaków, kiedy ostatnio jechał pociąg. Mówią, że ze 3 godziny temu. Należy się więc spodziewać, że lada chwila pojedzie. Nie czekamy, bo strata czasu. Próbujemy wykombinować jakiś sposób, żeby je przerzucić przez szynę. Przednie koło to nie problem, ale tył nie chce wjechać. Ślizga się, motocykl się kładzie na bok. W końcu udaje się. Zjazd z mostu był stromy i po luźnym tłuczniu. Darujemy sobie na razie zjeżdżanie na dół, tylko kładziemy moto na skarpie i idziemy po drugie. Przejeżdżając drugim motocyklem, widzimy że rzeką pod mostem jedzie jakaś ciężarówka. Dojeżdżając do brzegu jakoś znosi jej tył. Widać, że dobrze że nie pchaliśmy się przez wodę. Z auta wyskakuje gość. Przypomina nam skrzata. Mały, uszy odstające, dziwna czapka. Widział nas jak jechaliśmy przez wioskę. Zaprasza do domu. Mówi że ma ogródek, świeże, trochę mięsa co ostatnio upolował. Opowiada, że ściągnięto go z Krasnojarska do budowy BAM-u. Spędził na budowie 7 lat i został już tu. Siedzę nad brzegiem rzeki i nabieram wodę do butelki. Zmęczenie powoduje, że ciśnienie chce mi rozsadzić łeb. Zawsze staramy się żeby było coś do picia. Koleś mówi, że przed nami jeszcze jedna rzeka, ale nie za duża a przy okazji pokazuje, że 400 m dalej jadąc wzdłuż torów, jest lepszy zjazd do drogi. Faktycznie, był. Jedziemy dalej, nic lepiej. Dziura za dziurą, kałuża za kałużą, zakręt za zakrętem. Czuć zmęczenie. Po chwili widzimy rzekę, o której mówił gość. Teraz to już nie przelewki. Od razu widać, że jest inna niż pozostałe, przez które przejeżdżaliśmy. Woda spokojna, przypomina bardziej staw niż rzekę, porozlewana we wszystkie strony, jest koloru brązowego. Pływają w niej jakieś męty, zdechłe robale. Wdziera się na 50 m w głąb drogi. Siadamy na pniu zwalonego drzewa, rozbieramy się z ciuchów. Zakładamy sandały, bierzemy po kiju i do wody. Chodzimy raz w jedną, raz w drugą. Im dalej w głąb wody, tym głębiej. Woda sięga już powyżej pępka. Nie da rady przejechać. Za głęboko. Po lewej stronie widać BAM, idziemy zbadać możliwość wjazdu na tory i przejazdu mostem. Znów kombinacje z wjazdem. Stromo i kamieniście. Wchodzimy na drogę kolejową i idziemy wypatrując jakiegoś zjazdu. Nie daleko widać przy torach mały domek. Ogrzewają się w nim zimą ekipy remontowe kolei. Jako że było już późno, planujemy tam spać. Drzwi otwarte, w środku drewniany stół, ławka i stalowy piec, jedno okno z wybitą szybą. Widać, że od dawna nikogo tu nie było. Przechodzimy 100, 200, 300, 500, 1200, 2000 m. Coś jest. Była to może nawet nie ścieżka, ale kawałek wolnej od krzaków i drzew przestrzeni, szerokości 1 m. Dochodzimy do drogi. Trzeba przejechać tylko przez rów i będzie dobrze. Wracamy, na miejscu zjazdu kładziemy na podkładzie kolejowym kamień, co by wiedzieć gdzie zjeżdżać. Gdy weszliśmy z powrotem na tory i szliśmy do swoich klamotów, usłyszeliśmy silnik. To musiała być ciężarówka. Biegniemy co sił w nogach, żeby dopaść ją na drodze. Niestety, gdy wyszliśmy z wody, było tylko czuć smród spalin, widać ślady kół. Motocykle, które zostawiliśmy na drodze i swoje rzeczy, były przełożone tak, żeby auto mogło przejechać. Nic nie zginęło. Pakujemy się na moto i jedziemy do drewnianego domku. Komary wpieprzają jak szalone. Sprzątamy trochę i rozkładamy śpiwory na podłodze. Zbieramy chrust na ognisko, żeby się wysuszyć i ewentualnie odstraszyć niedźwiedzie. Jako że nie mamy wody, bierzemy tę jedyną kolorze brązowym, w której pływało pół tablicy Mendelejewa. Jak się przegotuje ją ze trzy razy, będzie dobra. Planujemy jakoś jutrzejszy dzień, o ile można tu coś zaplanować. Zastanawiamy się, jak można taką drogę nanieść na mapę i to w kolorze złotym! Każdą przeprawę, most czy zasadzkę zaznaczamy w GPS. Będzie dla potomnych. Palimy ognicho, suszymy rzeczy, pijemy kawę z robalami z nadzieją, że jutro będzie lepiej, bo gorzej już chyba być nie może.

Ostatnio edytowane przez Robert Movistar : 03.12.2008 o 19:49
Robert Movistar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 


Zasady Postowania
You may not post new threads
You may not post replies
You may not post attachments
You may not edit your posts

BB code is Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.

Skocz do forum

Podobne wątki
Wątek Autor wątku Forum Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
Jedź nad morze mówili, będzie fajnie mówili xD xVampear Polska 2 30.08.2020 19:00
Xinjiang 2008 czyli dlaczego nie zobaczymy olimpiady... sambor1965 Trochę dalej 400 23.02.2009 16:44


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:06.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.