Dzień 5, środa
Foca > granica z Czarnogórą > Jeziora Pivsko > Durmitor > wąwóz rzeki Tary
Środowy poranek przywitałem jako zwłoki. Jakimś cudem wyczołgałem się z namiotu, przywitałem z kibelkiem rycząc donośnie na czworaka i wpełzłem znowu pod śpiwór. Barwin miał litość, dał mi sporo czasu na dojście do siebie. Koło południa byłem gotowy coś zjeść, spakować graty i ruszyć w trasę.
Zrobiło się nieco chłodniej. Widoki przepiękne, cały czas jedziemy wzdłuż rzeki, wąskim i dziurawym asfaltem do małego przejścia granicznego z Czarnogórą. Wzdłuż rzeki sporo stanic wodnych, w których można rozpocząć rafting i przy okazji przekimać w namiocie.
Tuż za granicą z Czarnogórą zjeżdżamy na chwilę na dno wąwozu, by popatrzeć na gigantyczną zaporę wodną....
...która jednak z góry robi zdecydowanie bardziej piorunujące wrażenie.
Właściwie nie bardzo wiem co mam robić - jechać czy robić zdjęcia - szamoczę się co kilkaset metrów z aparatem, potem jadę kilka km i znowu dopada mnie gorączka robienia zdjęć.
Cel na dziś - jedziemy zwiedzić góry Durmitor. Boczna droga wgryza się w zbocze góry, przebijając się licznymi tunelami, część z nich jest mocno pokręcona - czasem wykonujemy w tunelu 180 stopniowy zakręt, by wypaść po drugiej stronie skalnej grzędy.
Po kilkunastu km powoli wjeżdzamy w chmury. W pierwszej osadzie spotykamy motocyklistę - a jakże - z Polski (pozdrowienia dla Przemka z Wrocławia z forum XTZ). Przemek właśnie zjechał z góry, nocuje w tej miejscowości w małej drewnianej chatce. Miało być cieplej niż w namiocie, ale szpary są takie, że po nocy zgarniał ze śpiwora śnieg rękoma. Uprzedza że wyżej jest jeszcze zimniej. Przebieramy się w cieplejsze ciuchy, jest ok 12 stopni i wieje mocny wiatr a ma być gorzej - tia, czerwiec
Co jakiś czas chmury dają szansę zobaczyć kawałek horyzontu - pięknie tu i dziko, można by połazić tygodniami.
Im wyżej, tym zimniej, tracimy też stopniowo widoczność zyskujemy za to możliwość ulepienia bałwana w połowie czerwca. Temperatura spadła do 5 stopni, grzejemy łapska na manetkach. Miejscami śniegu jest solidnie ponad dwa metry, wąsko, dużo zakrętów - widoczność spada miejscami do kilkudziesięciu metrów. Droga została otwarta dosłownie kilka dni wcześniej, pomysł by jechać tu w maju byłby pozbawiony sensu.
Na przełęczy "Dobri Do" robimy pamiątkową fotkę i uciekamy na dół - wiatr urywa głowę, potargał by i włosy - gdybym je miał
Typowy obrazek w tych okolicach - jaśnie pani krowa. Tym razem przynajmniej nie tuż za zakrętem i bez stadka młodych cielaków.
Docieramy do Żabljaka - takie ichnie Zakopane, tyle że mniejsze i ciut mniej paskudne choć perłą architektury bym tego nie nazwał. Jemy jakieś kluchy na ciepło i grzejemy się w gazowym promienniku. Rozleniwieni nie bardzo mamy ochotę wychodzić na zewnątrz.
Zjazd z masywu Durmitor w stronę wąwozu Tary zajmuje niewiele czasu, z każdym metrem w dół robi się cieplej, drobny deszczyk stara się umilić na jazdę.
Deszcz narasta, zawijamy na przydrożny kemping. Domki są w cenie 25 E (przy 4 osobach kosztują 50 E), więc namiot jest jedynym sensownym rozwiązaniem. Stawiamy motongi pod wiatką, w środku urządzamy kuchnię, namiot ląduje obok. Dostajemy klucz od domku - mamy dostęp do prysznica z gorącą wodą i europejskiego kibelka - radość wielka. Przelot dnia - 158 km + kac gigant
cdn.